- Nie... - zacząłem, odwracając się w stronę psa - możesz tak... - przerwałem. Wbiłem wzrok w ziemię. Widok nieszczęsnego owczarka z pogruchotanymi kośćmi i zakrwawionymi łapami, wzbudził we mnie jakieś wyższe uczucia. Niepotrzebnie się go pożałowałem.
- Może pójdziesz do niego i zaniesiesz go do domu? - warknął złośliwie Alekei - przed chwilą chciał was zagryźć.
Znów się odwróciłem i zacząłem się naprawdę poważnie zastanawiać, czy nie wrócić do niego i mu jakoś nie pomóc. Teraz jest bezbronny.
Zatrzymałem się i odwróciłem do psa.
- Zostanę.
- Co...? - Alekei szeroko otworzył oczy.
- Na niego też ktoś w domu czeka. Nie jesteśmy od niego ważniejsi. I to, czy on będzie żył, czy my, nie ma żadnego znaczenia.
Zacząłem powoli iść w kierunku psa. Alekei bez słowa odwrócił się i odszedł. Oleander również zatrzymał się. Patrzył na mnie.
- Idziesz? - zapytałem, z nikłą nadzieją. Pokręcił głową. On również odszedł.
Nie zważając na to, podążyłem przed siebie. Pies ciężko dyszał. Widząc mnie, wystraszył się, jednak nie mógł uciec. Przysiadłem obok niego.
- Przepraszam.
- Za co... - westchnął cicho pies.
- Sam nie wiem. Za sytuację. Odniosę cię do domu.
Chwila ciszy. Pies zaskomlał.
- Dlaczego chcesz mi pomóc?
- Nie wiem. Czuję taką potrzebę.
Zaciągnąłem rannego psa pod samo podwórze, na którym mieszkał. Zacząłem warczeć i wyć. Po chwili, w drzwiach domu pojawił się człowiek.
- Czołem, panie brychu! - machnąłem na pożegnanie ogonem, uciekając, zanim zobaczył mnie człowiek.
- Czołem, czołem! - odpowiedział jeszcze pies. Miałem nadzieję, że przeżyje zadane mu przez Alekei'a obrażenia. Musimy się bronić, ale czemu mamy zabijać? Chyba tylko ja tego nie rozumiem.
Wróciłem na tereny WSC.
< Alekei'u? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz