- Nie ma za co, Alekei'u - melancholijnie spojrzałem na basiora - to znaczy... nie szkodzi. Ten pies jest już w swoim gospodarstwie i zdrowieje.
- To dobrze - Alekei westchnął. Był już spokojniejszy.
- Ja też przepraszam... to było może nie w porządku. Czuję się jakbym was zdradził.
- Nie masz za co - odrzekł ostro Oleander - tylko mu pomogłeś. I słusznie postąpiłeś. Jego śmierć byłaby nam w ogóle niepotrzebna!
- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie - chyba wrócę już do domu. Za dużo się ostatnio dzieje.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Ruszyłem przez ciemny las w stronę naszej jaskini. Przez przypadek, przechodząc obok Skały Wielkiego Huka, usłyszałem dziwne śmiechy i wesołą rozmowę. Z ciekawości podszedłem bliżej, gdyż głosy wydawały mi się z jednej strony nieznane, a z drugiej - nienowe.
Wyjrzałem przez krzewy. Zobaczyłem tam Mundusa. Obok niego był jeszcze ktoś... przymrużyłem oczy i podszedłem jeszcze bliżej. Razem z Mundusem pod skałą stała młoda czapla. Bardzo wyględna, szczupła i pokryta miękkimi piórkami. Tak. To była czapla. Taka, jakiej nigdy nie widziałem. Wiele ptaków znałem z opowiadań naszego sekretarza, który znał je wszystkie i opowiadał mi o nich, jeszcze, kiedy byłem szczeniakiem. Ptaszyna była jeszcze ładniejsza, niż ją sobie wyobrażałem. I bardziej szara. Stali teraz tyłem do mnie. Nie zauważyli mojego odejścia.
Zbliżyłem się do skały. Teraz stałem już niemal dwa metry od nich. gdybym wskoczył z krzaków, dosięgnąłbym ich z łatwością. Zastanawiałem się, co teraz zrobić. Nagle, Mundus, nie odwracając się, powiedział:
- Chodź, przyjacielu. Wiemy, że tu jesteś.
Odwrócił się, patrząc mi prosto w oczy. Poczułem się, nie przymierzając, niezwykle głupio.
- Prze... przepraszam, że tak nachodzę. Akurat przechodziłem.
- Nic nie szkodzi - przerwał mi Mundus - to jest panienka Matylda - wskazał na czaplę.
< Alekei? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz