- Witam - uśmiechnąłem się - obiad...
- Świetnie - ptak wstał z miejsca - dobrze, że nie muszę polować. Opuszczę was na chwilę. Idę coś zjeść.
Wyszedł. Reszta wilków, zebrała się naokoło mięsa. Oleander usiadł okrakiem na łosiu wbijając w niego kły, Alekei przycupnął gdzieś przy tylnej nodze mierząc wszystkich wzrokiem, a Jaskier usadowił się obok Eclipse. Widać, tam czuł się bezpiecznie.
- U nas - zaczął szczeniak, przełykając mięso. Wszyscy zwrócili ku niemu oczy - też tata poluje. Mama rzadziej. Taka częściej. U nas - zaśmiał się - to w ogóle inaczej. Jak tata wychodzi, to zostawia mamę ze strażnikami. A u was nie ma strażników! - roześmiał się znowu.
Wymieniliśmy się z Eclipse zaniepokojonymi spojrzeniami. Alekei łapczywie połykał łosia a Oleander bawił się ledwo żywym nocnym motylem.
- Tutaj tak nie ma.
- Dlaczego twoja mama jest ze strażnikami? - zapytałem.
- Żeby nie wyszła. To praktycznie jej jedyne towarzystwo. Ich dowódca jest bardzo miły. Lubię go. A on lubi mnie. I mamę. I mam go lubi. I tatę lubi. Ale mamę, to - pokręcił głowę, śmiejąc się - najbardziej. Niedawno, powiedział nawet, że kocha.
Zakrztusiłem się. Oleander wypuścił z łap ćmę, złapaną chwilę wcześniej. Wyleciała z jaskini, w której właśnie pojawił się Mundus.
- Ojej! - obejrzał się za ćmą - wypuściłeś. To na szczęście!
Zapadła chwila groźnego milczenia. Ptak wyczuł, że coś nie jest tak, jak być powinno. Zmierzył nas przebiegłym wzrokiem, siadając obok mnie.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz