- Pod drzwiami staną... i nocą... kolbami w drzwi... - widać pod wpływem stresu w Mundusie odezwała się nagle jakaś znajomość poezji, gdyż ni stad, ni zowąd zaczął cytować Broniewskiego. Potem zadrżał i dodał - ludzi na mnie nasłali, po lesie jak psa gonili...
Tutaj podniósł wzrok. Zawahał się.
- Powiedz wreszcie! - krzyknąłem przerażony - jeśli nie, to sam do tego dojdę.
- Nie - zaprzeczył - proszę cię tylko o jedno... - skulił się pod ścianą - pozwól mi tu dzisiaj zostać. Jutro pójdę do Strzygi.
- Ale - zdumiałem się. Dlaczego Mundus nie śpi w jaskini Murki i Andreia? W pierwszej chwili pomyślałem, że Andrei do końca zwariował, lecz po krótkim namyśle wykluczyłem tą możliwość. Mundus dałby sobie z nim radę - jeśli chcesz... ale czemu u nas?
- Bo tu na razie nic mi nie grozi.
- Mundus! Kogo ty się boisz? - nic nie rozumiałem.
- Kłusownicy na mnie polują.
- Ci kłusownicy z miasta - aż podskoczyłem - o których mówiłeś?!
- Ci sami.
- A twoja matka i siostra? - zapytała Eclipse, podchodząc do nas - na nie też?
- One są już bezpieczne. U Strzygi. Ja też będę musiał się tam jakoś przedostać.
Nagle, do jaskini wejrzał niczego nieświadomy Lenek. Wrócił właśnie z obchodu naszych terenów i pewnie zauważył coś niepokojącego.
- Tak? - zapytałem.
- Tam... niedaleko wodospadu siedzi jakiś człowiek. Siedzi i krwawi.
Rzuciłem Mundusowi pytające spojrzenie. Ten zerwał się z miejsca i wyrecytował:
- Są w ojczyźnie rachunki krzywd... których dłoń obca nie przekreśli...
Nie byłem przekonany, co znaczą wypowiedziane przez niego słowa. Czekałem na dalszy ciąg wydarzeń.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz