- Jaskier! - usłyszałem krzyk Oleandra, który przykucnął na pagórku. Cofnąłem się o kilka kroków. Nie miałem w zwyczaju uciekania, więc stałem dzielnie przed, zdaje mi się, Alekei'em.
Tymczasem, Alekei stopniowo uspokajał się, w końcu stając przed nami w swojej normalnej postaci.
- Co ci się stało, brachu?! - krzyknąłem z uśmiechem, udając, że nic nie zaszło.
- Co?! - krzyknął Alekei zdezorientowany i zrozpaczony. Na chwilę wszystko ucichło.
- Eee tam. Chodźmy się pobawić - machnąłem głową, chcąc zwrócić rozmowę w innym kierunku.
- Chodźmy?! Teraz? Jaskier, ty chyba nie wiesz, co mówisz - pokręcił głową Alekei.
- Nie denerwuj się! - krzyknął Oleander, biegnąc w naszym kierunku - Alekei, może chcesz odpocząć? Pójdziemy sami.
- Nie muszę - burknął Alekei - mogę iść.
Szybko zapomnieliśmy o całej, trudnej sytuacji. Właściwie, dzień spędziliśmy (przynajmniej Oleander i ja) przyjemnie. Tylko Alekei cały czas słaniał się na nogach i fukał w odpowiedzi na każde pytanie.
Pod koniec dnia, wróciliśmy do jaskini moich rówieśników.
- To jak? - uśmiechnąłem się - spotykamy się jutro? - zapytałem.
- Czemu nie... - Oleander niepewnie popatrzył na Alekei'a.
< Alekei? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz