Dreptałem cicho za waderą. Bałem się cokolwiek powiedzieć myśląc wprost, że jest niezrównoważona. Popatrzyłem jeszcze na przedmiot jej ataku sprzed kilku chwil. Mundus nie wydawał się nawet być specjalnie przejęty tym, co przed chwilą zaszło. Przekrzywił głowę, patrząc na waderę i jakby zastanawiając się nad czymś. Wiedziałem, że jeśli strach już mu przeszedł, to zaraz będzie starał się zdominować waderę. Chociażby po to, by odzyskać tą część godności, która odleciała, gdy ptak został przygwożdżony przez waderę do ziemi.
Rzeczywiście, Mundus wyprzedził mnie, wyrównując krok z waderą. Przez chwilę patrzył na nią bez słowa. Zastanawiałem się, co zrobi.
- Jestem Mundus - uśmiechnął się. Wilczyca rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- Opal, prawda? - uśmiechnął się ptak szeroko, wskazując na nią skrzydłem.
- Opal - kiwnęła głową.
Ptak, chwilę odczekując, wyciągnął szpon do wadery. Jeśli można tak powiedzieć. Ta, zatrzymała się i nie kryjąc swojego zdziwienia, podała mu łapę. Tutaj nastąpił chwila niezręczności. Mundus ścisnął z całej siły łapę wadery, a, że szpony miał silne, ta pisnęła i lekko zgięła nogi. Ptak natomiast uśmiechnął się pewnie i chyba poniekąd pobłażliwie, nadal ściskając łapę wadery.
Wyprostowała się, wbijając wzrok w ziemię. Ptak puścił.
- Idziemy - wycedziła przez zęby. Poszliśmy więc.
Po kilkunastu minutach, znaleźliśmy się na Gołoborzach. Przed nami stał Aksel i strażnicy.
- Czołem, Akselu - skinąłem głową - gdzie Lerka?
- Witaj Berylu. Witaj Mundusie. Została w domu - ponuro odrzekł Aksel - nie wiecie, co was tu sprowadza... otóż, niedawno narodził nam się syn, Jaskier.
Zdziwiłem się. Delikatnie mówiąc.
- Oto on - Aksel wskazał łapą na szczeniaka, którego dojrzałem dopiero teraz. Stał niepewnie przy strażnikach. Wystąpił naprzód, ukłoniwszy się lekko.
Popatrzyłem pytająco na Aksela.
- Nie zmuszamy was do niczego - powiedział Aksel - prosimy jedynie, byś na kilka dni zabrał go na tereny waszej watahy. Chcemy, aby poznał wasze szczenięta.
Zamurowało mnie. Przez chwilę, nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy mówiliśmy Akselowi cokolwiek o szczeniętach. Cóż... widocznie coś mnie ominęło.
- Możemy... - popatrzyłem na szczeniaka - nawet dzisiaj. Niech pozna swoich sąsiadów.
- Bardo się cieszę.
Teraz więc już we trójkę - Ja, Mundus, oraz Jaskier - zbieraliśmy się do odejścia. Szczeniak milczał. Przez całą drogę do domu nie udało mi się wydobyć z niego żadnego słowa. W końcu, spróbował Mundus.
- Wiesz, że znam twoją matkę dłużej, niż twój ojciec? - zaczął ptak. Szczeniak zainteresował się, nadal jednak, bez słowa.
- Tam kiedyś mieszkaliśmy - Mundek wskazał na jaskinię Murki i Andreia, prześwitującą w oddali z między drzew - z twoją babcią i dziadkiem. Teraz twoja mama się przeprowadziła, ale ja z twoją babcią i dziadkiem nadal tam mieszkamy. Może chciałbyś ich później odwiedzić? Pójdziemy do nich, prawda, Berylu? Pójdziemy?
- Tak, tak - pokiwałem głową.
- I niczego nie musisz się tutaj bać. Czuj się jak w domu, jesteś u siebie. Myślę, że cię trochę ośmieliłem? Nic nie mówisz... nie jesteś chyba niemową!
Szczenię z uśmiechem pokręciło głową. Rzeczywiście, Mundus zupełnie je ośmielił. Jednak widocznie sprawiało mu nie lada uciechę, milczenie w TAK ciekawej sytuacji.
- Więc jeszcze sobie porozmawiamy - znów uśmiechnął się ptak - a na razie, wiesz gdzie idziemy?
Wilczek kiwnął łebkiem.
- Więc chodźmy - ptak objął skrzydłem zadowolonego szczeniaka - jeśli będziesz chciał, to później zobaczymy Skałę Wuelkiego Huka - snuł plany Mundek - i pójdziemy nad jezioro. Widziałeś kiedyś wodospad?
Byliśmy już pod jaskinią. Jaskier uradowany pobiegł do jaskini. Gdy zostaliśmy na chwilę sami, ptak westchnął i powiedział:
- Nie wytrzymam... gadałem do niego pół godziny, a ten nawet nie odpowiedział. Tylko się śmieje.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz