Wróciłem do jaskini zmęczony i zdenerwowany. Sytuacja z psem się komplikowała. Nie wiedziałem, czy wyrzucić go z terenów watahy razem z jego właścicielem, czy może jednak dać szansę i zostawić. Dać szansę? O czym ja myślę! To kłusownik. Tak jak powiedział Mundus: nikt nie dał mu prawa zabijania. Zabijania niewinnych zwierząt bez potrzeby. Dlaczego więc nie mielibyśmy odwdzięczyć mu się tym samym? Za nasze siostry i naszych braci których setki zginęły z rąk kłusowników, czy myśliwych...
Wszedłem do groty nad ranem. Podjąłem ostateczną decyzję: ani człowiek, ani pies nie będzie spokojnie zdrowiał na NASZYCH terenach. Jeśli dotrą jakoś do wioski, to dobrze. Jeśli nie, niech giną w lesie. Nikt nie będzie się ich żałował.
Tymczasem, położyłem się w kącie jaskini nie budząc szczeniaków. Eclipse nie było w domu. Pewnie gdzieś poszła. W głębi duszy jednak, zaniepokoiłem się. Lęk nasilił się, gdy kilka godzin później, między rankiem a południem wadera nadal nie wróciła.
Wyszedłem z jaskini, wchodząc do lasu. Co mogło się jej stać?
Pierwszym miejscem, w które się udałem, była jaskinia z kłusownikami w środku. Lecz tam jej nie było. Nie było nawet Mundusa. Pewnie poszedł gdzieś z czaplą, poznaną niedawno. Nie wiem skąd się wzięła, dlaczego tu jest ani jak długo tu będzie, ale odkąd się pojawiła, Mundek jest bardziej zdenerwowany. Źle na niego wpływa i to mnie martwi. Będę musiał z nimi kiedyś o tym porozmawiać. Tym czasem udałem się do jaskini medycznej, do jaskini Murki i Andreia, aż w końcu, pełen obaw i grozy w sercu, sprawdziłem u Lenka. Ale nigdzie jej nie było.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz