- Kiedy będą mogli wyjść? - zapytałem, wskazując głową jaskinię.
- Myślę, że już niedługo. Za kilka dni - odpowiedziała Izaya - na razie, zostanę z nimi. Na wypadek, gdyby czegoś potrzebowali.
- O nie! - zaprzeczyłem - ja zostanę. Nie wiadomo, co może przyjść im do głowy. W końcu ten człowiek jest kłusownikiem. Czy zdrowy, czy ranny.
- No... - wadera niepewnie spojrzała w stronę groty - mimo wszystko, przyjdę rano. Gdyby jednak coś się działo, obudź mnie. Przyjdę jak najszybciej.
- Do widzenia, kochanie - uśmiechnęła się Ecilspe - muszę wrócić do jaskini. Alekei i Oleander czekają.
Odeszły. Zostałem sam.
W gruncie rzeczy nie po to, by czuwać nad ich stanem, a po to, by ich pilnować. Jak już powiedziałem, nie wiadomo, co może przyjść im do głowy. W końcu ten człowiek jest kłusownikiem. Czy zdrowy, czy ranny. I tak dalej, i tak dalej.
Zasnąłem. Człowiek i pies też spali. W środku nocy, obudził mnie szelest. Otworzyłem oczy. Na podłodze obok mnie siedział Mundus. Jego oczy lśniły w ciemności. A patrzył na mnie z taką drwiną, z takim politowaniem, jakim już dawno nie urzekł nawet mnie. Mimo to, widząc go, odetchnąłem z ulgą. Stanowczo wolałem jego, niż jakieś dzikie, groźne zwierzę, którym, w gruncie rzeczy sam jestem.
- Skąd ty się tu wziąłeś? - zapytałem zaspanym głosem.
- Gdybyś miał bardziej lotny umysł i czujniejszy sen, to zauważyłbyś, że siedzę tutaj od wieczora - odparł z uśmiechem. Zdziwiło mnie to.
- Po co tu przyszedłeś? - zmarszczyłem brwi.
- Myślisz, że zwariowałem, czy tylko, że mam obsesję? - zdawał się nie słyszeć mojego pytania.
- Ani to, ani, chyba, to drugie - zdziwiłem się jeszcze bardziej.
- Wierzysz temu psu? - znów zapytał.
- Nie wiem... - wstałem.
- Bardziej nawet, niż mi - powiedział, jakby do siebie. Na chwilę oderwał ode mnie wzrok - i wierzysz, że polują na zające?
- A... w to, akurat wierzę.
- Ależ... przecież on się już przyznał - Mundek uśmiechnął się, patrząc na mnie przez chwilę tak, jakbym był zjawiskiem nadprzyrodzonym. Nie wiedziałem, o co chodziło ptakowi. Postanowiłem zmienić temat.
- Ech... po co tu siedzisz?
- Nie zrozumiesz - teatralnie odwrócił wzrok, hamując śmiech.
- Nie drwij ze mnie! - krzyknąłem, zanim przypomniałem sobie o leżących pod ścianą rannych. Ściszyłem głos.
- Nie denerwuj się. Chciałem ci powiedzieć tylko, że nie przeszkadza mi to, że patrzysz na mnie ostatnio jak na... hrm... nienormalnego. Miej świadomość, że widzę cię tak samo.
Tu nastąpiła chwila ciszy. W końcu, Mundus zakończył:
- Byłem u ludzi dłużej niż ty i więcej mogę powiedzieć. Wyjdę przed jaskinię - westchnął.
O tym zapomniałem. Mundus już wcześniej mówił o podejrzanym zainteresowaniu ludzi jego osobą. Z resztą, na wsi sami natknęliśmy się na to zjawisko. Może i miał rację? Pomyślałem, że muszę jutro wypytać o kilka rzeczy rannego psa.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz