- Chodź, idziemy - wskazałem głową na drogę, prowadzącą w stronę wioski. Byliśmy niedaleko wioski, więc byłem przekonany, że to tam skierowali się ludzie z wilkami. Ruszyłem wzdłuż drogi.
- Nie! - krzyknął ptak, zatrzymując się. Ja również stanąłem, zdziwiony nagłą reakcją ptaka.
- Co? - zapytałem pełen nadziei.
- Chodź - kiwnął głową, wskazując na las.
- Czemu?! - zapytałem, jeszcze bardziej zdziwiony.
- Popatrz... - wyprostował się, jakby intensywnie myśląc - od kilkunastu minut idziemy w stronę prostopadłą do drogi, bo tędy jechali ludzie... - wskazał na ślady kół w miękkiej ziemi - z Eclipse i Akselem. Nie mogli skręcić na tą drogę, bo ślady nie skręcają. Co prawda ziemia dalej jest bardziej ubita i dalszych śladów nie widać, ale nie jadą do wsi. Pojechali prosto.
- Aha... - przytaknąłem. Rzeczywiście, Mundus miał rację. Ślady nie zakręcały na drogę, więc siłą rzeczy musieli jechać prosto.
- Więc idziemy w tą stronę - powiedziałem, idąc dalej przed siebie.
- Poczekajcie!! - krzyknął ktoś z tyłu. Zadrżałem.
To młody samiec alfa WWN. Jaskier biegł w naszą stronę. Odwróciłem się.
- Idę z wami - westchnął głęboko, stając przy nas.
- Nie widzę przeszkód - Mundek poszedł dalej. Nie chciało mi się nic mówić ani zaprzeczać, więc zgodziłem się.
Teraz szliśmy troje. Nagle, znów poczułem znajomy zapach. Eclipse.
- Czujecie? - zapytał Jaskier - jest i Lenek. Czuję go wyraźnie.
Tknęło mnie dziwne uczucie. Rzeczywiście, Lenka nie było w jaskini.
Nabrałem powietrza głęboko w płuca. Czułem ludzi. I jeszcze inne zapachy. To pewnie psy.
Nagle, zastrzygłem uszami.
- Słyszeliście? - szepnąłem. W milczeniu pokiwali głowami - to Aksel.
Wyjrzeliśmy zza krzewów. Między drzewami stała ciężarówka a na niej kilka klatek. W nich siedzieli Eclipse, Lenek, Aksel i jakaś nieznana mi wadera. Zatrzymaliśmy się. Ludzi nie było w pobliżu. Jedynie pies i rozpalone ognisko.
- Nie wytrzymam tu dłużej! Łapy mnie pieką i się duszę! - syknął Aksel ze złością. Nikt oprócz niego nic nie mówił.
- Eclipse! Akselu... - szepnąłem.
- Dlaczego nas teraz nie zabijecie, psy?! - wilk nadal warczał. Jego słowa skierowane były chyba do psa, leżącego przy ognisku i uśmiechającego się pod nosem. Nie otworzył nawet oczu.
- Zabijcie mnie! Dłużej nie będę się zmuszać do siedzenia tutaj... nie mogę... cho... - ucichł. Popatrzył w naszą stronę a jego oczy przybrały tajemniczy wyraz. Tajemniczy, lecz nie pozbawiony złości.
- To oni - powiedział głośno - nie widzisz, kundlu? Co takiego jest w nas, że siedzimy w klatkach? Co z nimi jest? Oni są wolni.
Pies naraz podniósł głowę, z zaniepokojeniem wbijając w nas wzrok. zauważył nas. Wstał, niepewny, co robić.
Jaskier wyszczerzył kły, spuścił głowę i zbliżył się do psa. Ten, cofnął się. Nagle odwrócił się na pięcie i odbiegł.
- Niech leci... - Aksel warknął - zobaczcie, kto przyszedł.
Eclipse i Lenek podnieśli głowy.
- Beryl! - krzyknęła wadera.
- Eclipse! - podbiegłem do niej, uśmiechając się z ulgą.
- Jaskier - Aksel nastroszył sierść na grzbiecie. Młody wilk spuścił wzrok.
Mundus, korzystając z okazji, wskoczył na ciężarówkę, po kolei otwierając każdą klatkę. Lenek, smutnie patrząc na nas, wyszedł z klatki i przystanął obok ptaka.
- Tato... - Jaskier podniósł wzrok, błagalnie wbijając go w basiora.
- Co?! Kto jest twoim ojcem?! - wilk zerwał się z miejsca.
- Proszę... nie tutaj... - wilk położył uszy po sobie. Aksel zawarczał.
- Nie będę cię dłużej wychowywać, bękarcie...!
Teraz wszyscy kolektywnie zwrócili wzrok na dwa wilki. tymczasem Aksel, jako ostatni wyszedł z klatki i patrzył na Jaskra ze zdenerwowaniem. Ten, stał dość spokojnie, wpatrując się w wilka.
< Eclipse? >