wtorek, 1 września 2020

Od Wrony CD Ry'a - "Słońce świeci jak zwykle"

Bez słowa usiadłam obok rodzeństwa, na początku posyłając im serdeczne spojrzenie z jedną tylko myślą "Ależ my się dawno nie widzieliśmy". Nie byli chyba w wybitnie rozrywkowym nastroju, Ry zdawał się pogrążony w bardzo zajmujących myślach, a Kali... Kali była pewnie zmęczona. Później, przyzwyczaiwszy się na nowo do przebywania w trójkę, zaczęłam stopniowo odpływać w krainę myśli i marzeń.
Chciałabym kiedyś opuścić to miejsce. Wyruszyć na wyprawę, którą wspominałabym przez całe życie, a może jeszcze dłużej. Odkryć nieznane, zobaczyć, co kryje się za ostatnimi drzewami, które zawsze zasłaniały horyzont, albo odległymi szczytami gór.
Moje marzenia, choć jeszcze proste i trywialne, z każdym dniem przyjmowały w głowie coraz wyraźniej zarysowane kształty.
Siedzieliśmy tak przez długą chwilę. Ponad ogniem i ponad ziemią wciąż unosiły się ciche głosy zebranych, rozmawiających prawie tak delikatnie, jakby starali się kogoś nie obudzić. Poza tym noc była cicha i głosy nie zdradzały obecności żadnych zwierząt oprócz nas.
Przysunęłam się bliżej do siostry, czując jej ciepło. Popatrzyłam na nią, a ona zerknęła na mnie, po czym chyba obie uśmiechnęłyśmy się lekko.
Z czasem wokół zaczęła zapadać coraz głębsza cisza. Nie tylko my zmęczyliśmy się spotkaniem, choć być może - my w największym stopniu. Toteż, zanim zdążyłam usnąć zupełnie, opierając głowę o skuloną obok, z jakiegoś powodu trochę wilgotną Kali, usłyszałam głos brązowo-białej wadery.
- Powinniśmy powoli się zbierać, robi się późno - powiedziała, a jej słowa nieznacznie ożywiły towarzystwo - dzieci pewnie są już zmęczone, zresztą Szkło, sam wyglądasz, jakbyś miał zaraz zasnąć.
Basior, od którego oddzielały nas teraz płomienie ogniska, chyba lekko pokiwał głową.
- Dziękuję, że przyszliście - odpowiedział słabo.
- Następnym razem to ciebie wyciągniemy na kolację - uśmiechnęła się ruda wilczyca. Pomimo późnej pory, nadal miała w sobie wiele energii.
Dorośli wymienili jeszcze krótkie pożegnania i zaczęli się rozchodzić.
- Co teraz robimy? - gdy odeszli, pobudzona ogólnym poruszeniem, nagle nabrałam ochoty na dalsze harce. Siostra i brat popatrzyli na mnie zmęczonymi oczyma. Od razu po tych słowach, przyjęłam pozycję zapraszającą do zabawy.
- Chcesz coś jeszcze dzisiaj robić? - Ry zamrugał - lepiej chodźmy spać, wszędzie jest nie dość, że ciemno, to zupełnie mokro. Po spacerze w tej trawie będziemy jak wyjęci z wody.
Hamując entuzjazm przysiadłam na ziemi.
- Dooobrze. A jutro idziemy na spacer! Chcecie? - rzuciłam, choć nie oczekiwałam odpowiedzi. Od razu skierowałam się na nasze udeptane, wygniecione legowisko. Położyłam się na grzbiecie i przymknęłam ślepka, dalej snując optymistyczne plany - zobaczymy to, co jest dalej i inne zwierzęta... i góry, wiecie, że całkiem niedaleko są góry? - obwieściłam, choć w gruncie rzeczy sama nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie są góry. Nie widziałam ich zresztą nigdy wcześniej, ale w opowieściach mamy wydawały się piękne - i morze.
- Idziemy na spacer, we trójkę? - braciszek podejrzliwie uniósł jedną brew i biorąc za łapkę Kali, która w zaczęła już przysypiać, podążył za mną. Po chwili oboje położyli się obok - skąd wiesz, że w pobliżu są góry?
- Poprosiłam znajomego, żeby nas tam zabrał - wyszczerzyłam się w uśmiechu zwiastującym gwałtowny nawrót wszystkich szalonych pomysłów, które od początku wieczora zdążyły zaświtać mi gdzieś pomiędzy dziesiątkami innych myśli.
- Możemy tak po prostu wychodzić z obcymi? - Ry odwrócił się w moją stronę i kładąc na boku, podparł głowę jedną z przednich łap.
- Mundus nie jest obcy, zaprzyjaźniłam się z nim.
- Dzisiaj? Tak po prostu? - znów zamrugał i zmienił pozycję na wygodniejszą, rozciągając tylne łapy. Mimowolnie zrobiłam to samo.
- Dzisiaj. A jutro poznamy pewnie jeszcze wielu nowych przyjaciół! - zachichotałam nieco nerwowo, powstrzymując drżenie, które przypełzło na myśl o jutrzejszej, ekscytującej wyprawie.
Gałęzie, które jeszcze niedawno były całkiem pokaźnym ogniskiem, zaczynały zupełnie dogasać. Wokół zapanował mrok, tylko księżyc przenikający przez bardzo cienką warstwę chmur-mgieł, oblewał wszystko swoim połyskliwym światłem. Przez moment zastanawiałam się, czy to dobra pora, żeby pytać. Potem, gdy zdecydowałam się już ostatecznie na ten krok, nadeszło pytanie, jak. No bo czy sformułowanie "posłuchajcie,czy wiecie już, że ten jasny basior jest naszym ojcem?" było najodpowiedniejsze?
Nie chcąc jednak tracić czasu na główkowanie, już brałam oddech, by zacząć mówić, gdy moje słowa uprzedził głos któregoś z rodzeństwa.

< Kali? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz