Między nami zapadła chwila ciszy. Nie miałem pojęcia, czy mam ją przerywać, czy też nie. Z resztą było mi to dosyć obojętne. Nie spodziewałem się nikogo dziś spotkać. Spojrzałem w niebo. Zapowiadał się słoneczny dzień, więc będzie można wiele zrobić. Choć czy mam coś do zrobienia? Matka obecnie leży spokojnie w jaskini. Basior, którego imienia nie chcę nawet pamiętać, trzyma się od niej z dala, póki co. Gdy tylko się zbliży do mojej matki mogę mu obiecać, że stanie się kaleką. Wróciłem jednak do obecnej sytuacji.
- Nie brzydki dzień nam się zapowiada, prawda? - zagadałem. Etain przytaknęła.
- Tak masz rację. Jakieś plany? - spytała.
- Póki co żadnych. - odparłem. - A ty? - spytałem. Etain uśmiechnęła się.
- Na razie wygrzewanie się w słońcu. Potem się zobaczy. - odparła.
- Musi być to przyjemne. - odparłem, a wadera spojrzała na mnie.
- O co chodzi? - spytała.
- O wygrzewanie się na słońcu. Ja zbytnio nie mogę tego robić. - odparłem. Bycie synem demona miało wiele minusów. Zbyt duża ilość słońca szkodziła mi, na dodatek miałem czarne, gęste futro.
- Nie przepadasz za gorącem?
- Można tak to ująć.- odparłem.
- A przypomnij mi, jesteś tutejszy, więc twoją matką musi być chyba wadera należąca so watahy.
- Tak, jest nią Ashera. - odparłem.
- Ta biała wadera ze skrzydłami? - spytała. Przytaknąłem skinieniem głowy.
- Tak, to ona.
- Z tego co wiem, to ma ona już swoje lata.
- Tak, ale ma się dobrze. - odparłem. Nieco skłamałem, ponieważ wiedziałem, że matka ciągle cierpi po tym całym incydencie z Sangre. Nikt o tym nie wiedział. Nikt. Sangre mógł przechadzać się po terenach watahy bez winy, co mnie wkurzało. Jak on tak może.
- No dobrze. - powiedziała Etain. Wstałem i usiadłem gdzieś w cieniu. Choć trochę chłodniej. Poczułem się nieco lepiej.
<Etain?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz