Spojrzałem w lazurowe tęczówki Tiski. Czułem ekscytację i zapomniałem na chwilę o wszystkim co się teraz dzieję wokół nas. Byłem najedzony, zmęczony polowaniem i przyjacielską walką. Pomimo wygranej wadery czułem się jakbym to ja właśnie wygrał. Wystarczyło mi, że patrzyłem głęboko w oczy waderze, z którą mógłbym zacząć wszystko od nowa. Po raz pierwszy otworzyłem się na kogoś bardziej niż uważał mój rozum. Od lat słyszałem w głowie zdania wzbraniające mnie przed jakimikolwiek zagłębianiem się w głębsze relacje. Miałem tylko Karę i to mi wystarczało. Przynajmniej do dzisiaj. Gdy poczułem ciepło języka Tiski na pysku, wszystkie racjonalne myśli wyparowały. Wykorzystałem chwilę słabości wadery i przeturlałem się wraz z nią na bok. Teraz to ja mogłem patrzeć na nią z góry. Wilczyca spojrzała na mnie zdziwiona i zaśmiała się po chwili.
- Zawsze musisz być na górze, Magnus? – spytała przekornie.
- A jakże. – odpowiedziałem z półuśmiechem. Zszedłem
z Wadery i pomogłem jej wstać na równe łapy. Usiedliśmy obok siebie i
patrzyliśmy na otaczającą nas naturę. Może i była sztucznie posadzona, ale
miała swój urok. Chciałbym jednak poczuć zimny, jesienny deszcz, który starał
się przedrzeć przez otaczający nas sufit.
- Myślisz, że jest tu gdzieś coś do picia? –
spytałem, mieląc w pysku suchą ślinę i wstałem dając waderze do zrozumienia, że
powinniśmy czegoś poszukać. Zanim jednak odpowiedziała, usłyszeliśmy trzask.
Wyładowania atmosferyczne nie robiły na nas większego wrażenia, ale dziwnie
było je słyszeć przytłumione przez grube ściany hangaru. Nasłuchiwaliśmy chwilę
czy piorun się powtórzy a gdy to nie nastąpiło, ruszyliśmy na poszukiwania
wody. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszeliśmy szumiącą wodę, a po kolejnych
pięciu zobaczyliśmy piękny wodospad i… Karę. Oniemiałem nie wiedząc co zrobić.
Wadera zobaczyła nas dopiero po jakimś czasie i podbiegła równie zaskoczona jak
my. Wadery uściskały się i wymieniły smutne uśmiechy. Nagle poczułem poczucie
winy, że zamiast jej szukać, starać się dowiedzieć co się z nią dzieję, przesiadywałem
swoje w sztucznym lesie z Tiską.
- Kara, ja. – zacząłem, ale nie wiedziałem jak
skończyć. – Wszystko z Tobą w porządku?
- Tak, jakoś się trzymam. – uśmiechnęła się delikatnie
i otarła swój pysk o mój. – cieszę się, że Cię widzę.
- Ostatnio jak cię widziałem ledwo żyłaś. Co się stało?
Wyglądasz lepiej niż przed porwaniem – powiedziałem patrząc na jej lśniące rude
futro i mięśnie które zaczęły być już widoczne. Tylko błysk w oczach zniknął.
Otoczka była piękna, lecz pusta. Wadera westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Po prostu przestałam się opierać. Dali mi nawet
wyjątkowo przytulną kwaterę! – uśmiechnęła się szeroko, jednak nie widziałem w
tym uśmiechu szczęścia. – Naprawdę wszystko ze mną w porządku, Magnus. Nie
musisz się martwić.
Uśmiechnąłem się. Czułem jednak duże zmiany w
zachowaniu Kary. W głowie już zaświtała mi myśl o jak najszybszej ucieczce.
Tiska nie chcąc wtrącać się w naszą rozmowę, odsunęła się trochę i tylko obserwowała.
- Właściwie… – zaczęła nagle Kara patrząc na nas. Już
myślałem co jej powiedzieć jako wymówkę, że przyszliśmy tutaj prawie trzymając
się za łapy. Okazała się jednak zbędna – co ty tu robisz Tiska? Przecież
wypchnęłam Cię spod siatki, prawda?
Spojrzałem na białą waderę. W jej oczach widać było zdziwienie,
ale zaraz potem zaczęła się tłumaczyć. Mówiła, że czegoś nie może nam
powiedzieć, ale jej obecność tutaj jest bardzo ważna. Bała się, bo nie
wiedziała jak dużą technologię posiadają ludzie… przestałem jej słuchać.
Spojrzałem na Karę z obojętnym już wzrokiem po czym odwróciłem się i odszedłem
w głąb lasu. Dopiero po chwili słychać było nawołujące mnie wadery. Szedłem
przed siebie i nie mogłem w to uwierzyć. Dlaczego miałaby tak ryzykować? Kara nie
po to ją ratowała, żeby ponownie dała się złapać. Nie potrafiłem nawet odczytać
swoich własnych uczuć. Tak dużo jej dzisiaj wyznałem. A ona siedziała i głównie
słuchała.
- Magnus! Wysłuchaj mnie! – usłyszałem za sobą.
Mogłem się tego spodziewać po sprinterce, ale dobrze skoro chciała to
porozmawiamy. Tiska zwolniła i stanęła tuż obok mnie.
- Czemu miałbym? Okłamałaś mnie, to co teraz powiesz
także może nie równać się z prawdą. – odpowiedziałem jej dość obojętnym tonem,
podszytym jedynie irytacją. Mur, który ułożyłem po śmierci Karou właśnie wracał
na swoje miejsce.
- Nigdy Cię nie okłamałam! – emocje bijące od wadery
mogłyby zwalić z nóg. – Nie chciałam Ci nic mówić, żeby Cię nie martwić. –
lazurowe oczy zeszkliły się delikatnie.
- Nie martwić? – poddenerwowanie brało w górę. I dopiero po chwili zdałem sobie
sprawę, że to wszystko była moja wina. – Wiesz co, właściwie nic się nie stało.
Jak chcesz tu być to proszę bardzo. Nie powinienem Cię angażować w tą akcję od
samego początku.
- Co masz na myśli?
- To, że obniżyłem swoje standardy, ale spokojnie
już więcej nie popełnię tego błędu.
- Co zrobiłeś? – usłyszałem niedowierzanie w głosie
wadery. Zaśmiała się prześmiewczo. – Wiesz? Masz rację. To tylko i wyłącznie
Twoja wina. Gdybyś nie był takim gburem i samotnikiem, to taka dobra wadera jak
ja nie chciałaby się Tobą zająć i nie biegłaby wszędzie, żeby Ciebie uratować!
- Mnie uratować? Mnie nie trzeba ratować. –
parsknąłem jak dziecko, ale moje serce, którego jeszcze nie zdążyłem otoczyć
murem drgnęło na słowa Tiski.
- Zastanów się nad sobą. – powiedziała i zaczęła
odchodzić ode mnie tyłem. – Prawda jest taka, że zrobiłbyś dla mnie dokładnie
to samo. – pojedyncza łza spłynęła z jej świetlistych oczu. – A jeśli nie dla
mnie to przynajmniej dla Kary.
I odbiegła. Plątanina myśli latała mi po głowie, a
ja nie potrafiłem wyłapać chociaż jednej sensownej. Dlaczego się tak
zachowałem? Przecież miała racje. Pobiegłbym za nią nawet na koniec świata, a
jednak teraz nie byłem w stanie tego zrobić. Położyłem się w miejscu gdzie
stałem i schowałem głowę w łapach. Zmęczenie zrobiło swoje i po kilkunastu
minutach zasnąłem.
Kara leżała
przykuta do fotela po raz kolejny. Nie ruszała się, ale jej klatka piersiowa
podnosiła się i opadała dając mi znać, że nadal żyje. Trzech ludzi stało wokół
niej i wykonywało dziwne czynności. Kolejna trójka stała za szklaną ścianą i
obserwowało uważnie całą operację. Pykające wokół urządzenia były mocno
irytujące, ale chyba miały duże znaczenie bo jeden z ludzi w fartuchu cały czas
obserwował je uważnie i coś wykrzykiwał.
- Możemy
zaczynać. – powiedział człowiek stojący przy głowie Kary. Zaczął prosić o różne
przedmioty i grzebać przy zasłoniętej dziwnym kołnierzem głowie wadery.
Chciałem zobaczyć co się tam dzieję, ale nie byłem w stanie. Po jakimś czasie w
ręku człowieka pojawiła się gruba i długa igła. Moje serce zabiło mocniej gdy zdałem
sobie sprawę, że zamierza włożyć ją w mózg mojej siostry. Wszyscy nagle
zamilkli. Słyszalne były już tylko pikające maszyny. Ten, który obserwował
monitory nagle zaczął coś wykrzykiwać. Maszyny pikały szybciej, ale igła nadal
znajdowała się w mózgu Kary.
- Zabijesz
ją! – krzyknął jeden z ludzi za szybą pokoju. Trzymający igłę spokojnie
wyciągnął narzędzie z ciała, w tym samym momencie maszyny przestały pikać, a klatka
piersiowa Kary nie podniosła się ponownie.
- KARA! – krzyknąłem wybudzając się ze snu. Szybko
pobiegłem do wodospadu, gdzie ostatnio ją widziałem, ale nie było po niej
śladu. Tiska leżała przy drzewie, otoczona chmara szyszek. Moje chaotyczne poszukiwania
obudziły ją.
- Widziałaś Karę? – spytałem od razu oszołomiony.
- Nie, jak wróciłam tu po naszej kłótni już jej nie
było. Myślałam, że poszła do Ciebie. – powiedziała zaspana i ziewnęła
przeciągle. – Coś się stało Karze?
- Tak. Nie jestem pewny czy nadal żyje.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz