Zasapany dobiegłem do bezpiecznej jaskini. Słońce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Łapy paliły mnie od wysiłku, ale czułem, że nie mogę pójść odpocząć bez kolacji. Wysiłek oznaczał szybsze spalanie, co z kolei oznaczało szybki głód. Myślałem, że upoluję dorodną rybę i będę miał szybki fajrant, ale los chciał inaczej. Przy wodzie zobaczyłem Tiskę, która trochę nieudolnie próbowała złapać sobie kolację.
- Pomóc ci? – spytałem z lekką
niechęcią i zmęczeniem w głosie. Wadera za to rozpogodziła się na mój widok.
- O Magnus! Dobrze, że jesteś!
Muszę… Po prostu muszę zjeść rybę! – spojrzałem na nią uważnie i już wiedziałem
o co chodziło. Tiska była pijana i nagle zachciało jej się jeść. A uczucie
głodu w trakcie picia to najboleśniejsze z uczuć. Ostatkami sił odprowadziłem
Waderę do jaskini i powiedziałem jej, żeby na mnie chwilę poczekała. Wypłynąłem
na głębsze wody i zanurkowałem w poszukiwaniu dorodnych łososi. Zmęczone
mięśnie mocno oponowały, ale po kolejnym piętnastominutowym wysiłku wróciłem do
jaskini z trzema sztukami lśniącej ryby.
- O! Właśnie na te mam ochotę! –
krzyknęła Tiska gdy zobaczyła mnie w progu jaskini. Rzuciłem rybę zbłąkanej waderze
i położyłem się na swoich skórach by w spokoju zjeść.
- EJ! Ale ona jest zimna… powinna
być ciepła i chrupiąca! – zbulwersowała się dorosła pijaczka i poturlała rybę w
moją stronę. Westchnąłem przeciągle, dając jej do zrozumienia jak nieznośna się
stała. Tiska jednak niczym dziecko, nuciła sobie pod nosem i czekała na ciepły
posiłek. Rozpaliłem ogień jednym ruchem łapy i przypiekłem rybę prawie na
węgiel.
- PYCHA! – krzyknęła Tiska biorą
pierwszy kęs. Czy tak właśnie jest gdy ma się szczeniaki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz