Była noc. Powolnym krokiem kierowałam się przed siebie. Czułam jak moje łapy drżą. Nie miałam już sił, ale musiałam iść dalej. Nie mogłam się teraz zatrzymać. Byłam tak blisko, czułam to. Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale czułam. Gdy się nieco zachwiałam na własnych łapach poczułam delikatny, ledwo wyczuwalny powiew wiatru. Pomógł mi się nie wywrócić.
- Dziękuje szepnęłam. - sama nie wiem do kogo. usłyszałam sowę. Spojrzałam w górę. Ptak przeleciał nade mną i poleciał prosto. Zrozumiała, że był to przekaz, że mam iść w tym kierunku. Gwiazdy wraz z księżycem oświetlały mi drogę. Ich blask rozpraszał panującą dookoła ciemność. Za to uwielbiałam tą porę. Jeśli mrok został rozproszony, wydawała się tak spokojna. Cisza panowała dookoła. Jedyne co słyszałam to świszcze w wysokich źdźbłach traw i swój oddech. Tak ciężki i suchy. Minęło trochę czasu, odkąd dane mi było zanurzyć język w wodzie. Nagle potknęłam się o kamień. Upadłam bezwładnie na ziemię. Podniosłam swoją głowę.
- Nie wstanę. - szepnęłam. Czułam, że moja podświadomość każe mi wstać. Czułam, jak ciągle mówi mi, że nie mogę się teraz poddać. - Zbyt zmęczona. - odparłam kładąc pysk na łapach. Oczy zaczęły mi się przymykać. Obraz rozmazał się. - Nie podołałam. Trzeba było zostać w watasze. - Ale czy to dobry pomysł? Teraz jestem wolna, bez obowiązków, bez zbędnych rozkazów. Sama kontroluje swoje życie, które chyba zbliża się ku schyłkowi. Nuit, dałaś radę. Dałaś radę choć trochę. Wtem oczy całkiem mi się zamknęły. Usłyszałam trzask. Gałąź. To musiała być ona. Ktoś się zbliża. Nieznajomy? To już nieistotne. Nie mam siły uciekać, bronic się ani walczyć. Poddałam się i to tyle co zapamiętałam z tamtej chwili.
<Paketenshika?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz