O znajdzie Paks dowiedział się przypadkiem, słysząc rozmowę kumpli z watahy. Zaintrygowało go to, bo jakże by inaczej i poszedł sprawdzić, jak mała się miewa. Naturalna ciekawość wilka, nic więcej, jednak z jakiegoś powodu czuł, że to spotkanie będzie miało radykalny wpływ na jego życie.
Przeczuć się nie ignoruje.
To był drugi powód, dla którego postanowił odwiedzić waderę Asherę, opiekującą się ową znajdą. Z doświadczenia po prostu wiedział, że jeśli jelita coś ci podpowiadają, słuchasz tego, choćby wydawało się to idiotyczną decyzją. Podstawowa zasada natury.
Istniała jeszcze jedna rzecz, o której Paki wiedział i chciał na to w jakiś sposób zadziałać.
Małą nie miał kto się zająć w formie przyszywanego rodzica. Wychowanek lisów nie miał zbytniego doświadczenia w wychowywaniu wilczych szczeniąt, ale myśl o samotnej waderce, która nie ma się do kogo przytulić w burzową noc, albo u kogo zasięgnąć rady w trudnej sytuacji krajała mu serce na pół. Tak nie powinno być. Żaden szczeniak nie powinien tego przechodzić. I dlatego spróbuje się nią zająć.
Jako mały podarunek przywitalny postanowił zabrać świeżego, oskubanego zająca. Nie wiedział jeszcze, czy maluch to polubi, ale jakieś szanse były. Nawet wtarł w tego kicaja ziółka, żeby lepiej smakował.
Już w wejściu zauważył małą, białą kulkę schowaną pod ścianą jaskini, na którą opiekunka szczeniąt patrzyła z ogromnym smutkiem. To dało basiorowi wskazówkę. Nie jest dobrze. Musiał być ostrożny i delikatny, jeśli chciał mieć jakieś szanse zakumplowania się ze znajdą, nie wspominając o zdobyciu jej zaufania, a co za tym idzie, ewentualnym zaadoptowaniu jej. Bo przecież ona też musiała się zgodzić.
Z tej samego samego zainteresowania, które go tu przywiodło, mimowolnie podszedł do malucha, żeby się mu przyjrzeć. Dość szybko się za to zganił, gdyż biała waderka schowała się przed nim przylegając do podłogi i tylko fioletowe oczka małej czujnie go obserwowały. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, po prostu jakby zamarzła na jego widok.
To było… przytłaczające. Szczeniaki znane były z tego, że tryskały radością, żądzą poznawania, były kolorami tego ponurego świata (Paki będąc nauczycielem zdążył się co do tego przekonać), a jeśli z jakiegoś powodu zachowywały się inaczej to dawały znać, że jest źle. Ona była tak cicho i bez ruchu, że gdyby nie jej małe, przerażone oczy, wydawałaby się tylko posągiem jakiegoś szczeniaka, który zginął w tragicznych okolicznościach.
Ona dopiero co się urodziła.
Basior odsunął się od znajdy, zostawiając ją sam na sam z leżącym obok posiłkiem, i podszedł do czekającej nieopodal Ashery. Być może umiała wyjaśnić zachowanie szczeniaka… Powinna… Jest szansa… Jakaś nadzieja…
Nawet ona nie wiedziała, o co chodzi, prawda?
– Witaj, Ashero – rudy skinął głową w stronę skrzydlatej wadery. Podświadomie ściszył głos do poziomu, gdzie przypominał on ledwo szelest liści, przez co opiekunka musiała nadstawić uszu, żeby cokolwiek usłyszeć.
– Witaj. A więc dowiedziałeś się o niej?
– Ta. Takie wieści dość szybko się rozchodzą w watasze, w której prawie każdy zna się na wylot. Cokolwiek o niej wiadomo?
– Nie. – Ashera spuściła uszy, w jej oczach pojawiła się kolejna fala smutku. – Wiadomo tylko, że znaleziono ją na miejscu… no wiesz. Nie chce nic jeść ani pić, cały czas chowa się w kącie. Wiem, że boi się nowego otoczenia, ale zaczynam się o nią naprawdę martwić.
Wychowanek lisów kiwnął głową. Wiedział, jak skrzydlata musi się czuć, mając pod opieką szczeniaka, z którym nie wiadomo, co zrobić, żeby się poczuł pewny siebie. Jedno spojrzenie na białą kulkę wystarczyło, by poznać powagę całej tej sytuacji.
Musiał spróbować. Po prostu musiał.
Podszedł ostrożnie do małej, położył się przed nią - oczywiście zachował odległość - i pokazał jej przyszykowanego zająca. Waderka nie zareagowała, choć Paketenshika miał wrażenie, że widział w jej oczach chociaż iskierkę zainteresowania.
Istniała jedna opcja, która mogła tutaj pomóc. Coś, o czym być może Ashera nie pomyślała, nie chcąc straszyć i tak już przerażonej duszyczki. Ale może, być może to właśnie przełamie pierwsze lody.
Tak jak przełamało je pomiędzy nim a jego lisimi rodzicami, kiedy go znaleźli.
You are my sunshine
My only sunshine
Nucił niezwykle cicho, tak, że tylko ta biała waderka przed nim była w stanie go usłyszeć. Ashera gdzieś z tyłu wzięła głęboki wdech, jakby czekając na rozwój wydarzeń. Chyba byłoby lepiej, gdyby jej tu nie było. Ale nie mógł teraz przerwać.
You make me happy
When skies are gray...
You’ll never know, dear
How much I… love… you…
Please don’t take… my sunshine~ away~
Paki obserwował małą, czekając na jakąkolwiek reakcję na jego śpiew. Naprawdę w głębi duszy miał ogromną nadzieję, że mała choćby kiwnie uszkiem na znak, że jest zainteresowana. Nie chciał, by skończyła samotna.
Nie mogła skończyć samotna.
Nie tak miało być.
Po jego policzku spłynęła kryształowa łza.
Śpiew nie pomagał.
<Alkestis? Trochę się rozczuliłem, wiem…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz