piątek, 4 września 2020

Od Paketenshiki - "Trzy Kruki" cz.2

Kim jesteśmy, jeśli nie marnymi pyłkami wszechświata, ledwo znaczącymi w ogromie materii nas otaczającej? Nie jesteśmy bogami, którzy mogą zmieniać makrokosmos wedle własnych kaprysów i mieszać w misie pełnej przeznaczenia wilków. Nie jesteśmy nieśmiertelnymi, których nie ima się upływ czasu, a wszelkie określenia godziny, dnia i nocy nie mają znaczenia. Kiedy nas zabraknie, świat nie uchyli się ku upadkowi. Będzie trwał dalej, tak jak trwa od miliardów lat, choć dla nas, dla tego pojedynczego pyłku, który właśnie znika w otchłani czasu, świata już nie będzie.
Smutna prawda, o której zdecydowanie zbyt często nie pamiętamy. A może pamiętać w ogóle nie chcemy.
Na początku, przez kilka pierwszych chwil nie potrafił zrozumieć, co się stało. Przecież dosłownie parę sekund temu walczył o życie w szaleńczym pościgu, goniony przez stado przerażonych jeleni. Czemu teraz... Czemu teraz niczego nie ma? Żadnego dźwięku, żadnego strachu, żadnego... Bólu? Wszystko otaczała zimna, nieprzenikalna czerń.
Próbował spojrzeć na swoje przednie łapy, jednak nigdzie ich nie spostrzegł. A przecież był pewien, że wyciąga je przed siebie, czuł nawet napinanie własnych mięśni. A jednak... Nieważne, jak blisko przyłożył je do twarzy, wciąż ich nie zauważał, oczy wyłapywały tylko i wyłącznie mrok. W akcie desperacji spróbował chwycić nimi własny pysk.
Trafił w pustkę.
Trafił w tak nieprzyjemnie pustą nicość, że jego serce zadrżało boleśnie z przestrachu. Przy okazji dowiedział się, że zostało ono pokryte przeraźliwie mroźną warstą lodu.
– Co się stało? – chciał wyszeptać, ale jego głos przypominał bardziej szum wiatru wśród traw i drzew niż dźwięki, które zazwyczaj wydawał. Czy mówił wtedy słowami?
Czy kiedykolwiek mówił?
Nie, kiedyś był realny. I to jeszcze nie tak dawno temu. Dopiero teraz, gdy nie udało mu się uciec przed ciężkimi, twardymi kopytami, stał się jakiś taki... nierzeczywisty. Z tym musiał się teraz uporać. I musiał wrócić do domu. Przecież nie zostawi Skinki w samotności, z zupełnie jej nieznanymi wilkami. W ogóle miał tyle planów na życie. Chciał znaleźć partnera. Zaadoptować dzieci. Poznać w pełni swoje moce, których nie było mu dane rozwijać w rodzinie lisów.
Cokolwiek się stało, nie mogło mu w tych planach przeszkodzić.
Spróbował postawić swoje nieistniejące nogi na jakiejkolwiek formie podłoża, tak jak robił to zawsze. Nic. Tym razem nie spanikował, tylko wziął głęboki wdech - choć nie był taki pewny, czy go wziął - i powoli zaczął ruszać nogami tak, jakby chodził. W tej kompletnej, mrocznej pustce była to najlepsza, jak nie jedyna opcja.
Chociaż chciał sobie wmówić inaczej, nie miał nawet cienia nadziei, że cokolwiek osiągnie. Przecież był w zaświatach, a co taki zwykły wilk jak on mógł tu zdziałać?
Owszem, wiedział już, że umarł. To nie przeszkadzało mu w podejmowaniu jakichkolwiek działań, ale za to wszelka nadzieja i chęć do walki zniknęły. Próba chodzenia była raczej sposobem na zabicie nudy niż czymś, co... miało jakiekolwiek znaczenie w tej pustce.
Przy okazji Paki znalazł sobie czas na myślenie. Myślenie na głos, bo inaczej chyba by wpadł w orzechy.
– Więc tak niby wygląda życie po śmierci? – odezwał się tym swoim nowym głosem igrających z wiatrem liści. – Zupełna pustka? Zero demonów, aniołów? Żadnej inkarnacji? O chłopie... Nudniej to tu chyba nie mogło być.
Jego umysł pracował niezwykle żywo jak na świeżo upieczonego umarlaka.
– A może jestem w piekle? I zamiast cierpieć niezliczone katusze mam się nudzić po kres istnienia. Gdybym tylko wiedział, za co to... Wszystkie wilki idą do piekła? A może to za Dinakaratie'go? Moim zdaniem sobie zasłużył, ale skoro duchy uważają inaczej...
– Duchy uważają nijak, bo nie mają na to wpływu. To ja cię tu sprowadziłam – zabrzmiało skąś spokojne szemranie strumyka. Trudno było się zorientować, skąd, ale czy w tej pustce miało to znaczenie?
Paketenshika rozejrzał się z przyzwyczajenia dookoła, choć nie sądził, żeby udało mu się cokolwiek dostrzec. Jasne, nie pomylił się.
– Po co? Jeśli szukasz kogoś do niesamowitej misji albo wspaniałego stanowiska, zapytaj Szkiełka albo Lato. Oni się pewnie lepiej do tego nadają.
– Gdybym tak uważała, wzięłabym ich. Jednakże wierzę, że do tego najlepiej nadaje się wilk z mocą piachu, do tego znający lisi język. Fenki rzadko zadają się z innymi gatunkami, o ile te się nie udowodnią.
Basior zastrzygł uszami.
– Fenki? – zapytał ostrożnie. – W jaki sposób można się im udowodnić?
– Przykładowo ratując je przed burzą piaskową. Wierzę, że to bardzo im udowodni, komu warto ufać.
Słowa były bardzo logiczne i kuszące, tylko pozostała jedna, bardzo ważna kwestia, bez poruszania której raczej żadnemu fenkowi nie pomoże.
– Przecież jestem martwy.
– Nie powiedziałam, że będziesz podróżował w świecie żywych.
Okej, to zmienia obraz rzeczy. Niewiele jeszcze wilk rozumiał, jednak wizja dziwnej podróży i konwersacji z małymi, pustynnymi liskami z oczywistych powodów wydawała się o wiele ciekawsza niż lewitowanie w czarnym bezkresie. Nie czuł się na siłach odrzucać taką propozycję. Tym bardziej, że w sumie dla niej umarł.
– Zgoda. Co mam zrobić?
Przed nim zmaterializował się wielki kruk w eterycznej postaci, przypominający bardziej czarną chmurę niż faktyczną postać.
– Wszystko ci przedstawię – odpowiedziała szumem strumyka.
<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz