Obudziły mnie z rana ciche jęki i westchnienia.
- Czy ktoś mógłby zgasić to
światło? – usłyszałem głos obok mnie. Otworzyłem powoli oczy by dowiedzieć się
o co dokładnie chodzi. Do jaskini właśnie wtargnęły pierwsze poranne promienie
słońca. W przeciwieństwie do wczorajszego dnia, dzisiaj nie było mgły a dzień
zapowiadał się nadzwyczaj pogodnie.
- Masz na myśli słońce? –
spytałem przymykając oczy jeszcze chociaż na chwilę. Przebudzenie sprawiło, że
od razu poczułem rozchodzące się po moim ciele zakwasy, a przecież dzisiaj też
czekał mnie trening. Usłyszałem, że wadera obruszyła się na dźwięk mojego
głosu.
- Kto tu jest!? To ty Magnus? –
spytała otwierając jedno oko. – Co ty robisz w mojej jaskini? – Spojrzałem na
nią już kompletnie przebudzony i z szeroko otwartymi oczami. Wokoło nas walały się resztki po wczorajszej kolacji. No
cóż żadne z nas nie miało siły, że posprzątać.
- Masz na myśli MOJĄ jaskinię? –
powiedziałem specjalnie akcentując na jedno słowo. Wadera otworzyła oczy
szerzej i rozejrzała się po wnętrzu. Syknęła cicho na znak protestu do oślepiającego światła. W końcu ukryła pysk w
łapach i jęknęła.
- Co się wczoraj staaało. Co ja
tu robię?
- Sam chciałbym wiedzieć, ale na
razie – zacząłem wstając ze starannie ułożonych skór. – idę na poranną
przebieżkę. Tobie też by dobrze zrobiła. Na kaca najlepszy jest ruch.
- Nie wiem skąd to niby
wytrzasnąłeś… - powiedziała z przekąsem Tiska. – ale idę z Tobą. Lepsze to niż
zdychanie tutaj. Powoli wygramoliliśmy się z jaskini i rozpoczęliśmy trucht po
plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz