Stałem chwilę oddychając ciężko po nie małym wysiłku. Owce stały potulnie obok siebie i beczały co chwila. Zastanawiałem się jak teraz do tego podejść, gdy usłyszałem głosy z głębi Boru. Gdy się zorientowałem było już za późno na ucieczkę. Odwróciłem się i spojrzałem na dwójkę idących w moją stronę ludzi. Zobaczyli mnie momentalnie i nastroszyli jak pawie. Jeden z nich zdjął sobie strzelbę przewieszoną przez ramię i zaczął we mnie mierzyć. Odskoczyłem od razu w krzaki i uciekłem pomiędzy drzewa.
- Patrz łajdaka! Chciał zeżreć
nasze owce! – krzyknął ten ze strzelbą. Zacząłem obserwować ludzką dwójkę z
bezpiecznej odległości. Mężczyzna schował strzelbę, ponownie wisiała przewieszona
przez jego plecy.
- Popatrz na nie. Są perfekcyjnie
zagonione. Same by się tak nie zbiły w kupę. – zauważył drugi z nich.
- Sugerujesz, że ten wilczur nam
pomógł? – spytał i splunął na ziemie ze złością. – Moim zdaniem to szkodnik,
gorszy nawet od lisa! Mieliśmy po prostu szczęście, ot co!
Opuściłem kryjówkę i pognałem co
sił przed siebie. W oddali usłyszałem huk wystrzału, ale albo był chybiony,
albo nie był skierowany na mnie. Okrążyłem Wysokie Skałki, żeby jak najszybciej
znaleźć się na bezpiecznej plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz