Patrzyłam na Magnusa z wielkim bólem. W głowie, jak szare ćmy, zlatywały się wszystkie scenariusze, które mogły sprawić, że ten gruboskórny, potężny basior nie mógł podnieść się teraz o własnych siłach. Skrzydła tych motyli były po kolei barwione opowiadaniami towarzysza. Każde z nich ciemne i dołujące. Brak jedzenia, chore eksperymenty, strzykawki, kroplówki – po co to wszystko? Wspomnienie Kary ściągało mnie jeszcze bardziej w otchłań. Jednak w tym wszystkim wiedziałam, że dobrze postąpiłam, dając się złapać. Obecność basiora była o tyle wspierająca, że wiedziałam, jak się czuję. Wiedziałam, że żyje. Widziałam, jak cierpiał, chciałam mu to wszystko zabrać i wziąć na siebie, ale nie mogłam. Pragnęłam chociaż go objąć, dać mu to duchowe wsparcie. Kajdany trzymały mnie zbyt krótko.
Patrzyliśmy sobie tylko w oczy, w jego spojrzeniu wciąż był ten władczy błysk. To się nie zmieniło, trzymałam się więc tego wzroku, wyobrażając sobie, że nic się nie stało, że równie dobrze moglibyśmy teraz pójść na plażę i upiec sarninę.
Martwiłam się o powodzenie planu. Nie miałam pojęcia, co się dzieje teraz w watasze. Męczyło mnie, że nie wiedziałam, czego się spodziewać. Gdyby miało się nie udać i jesteśmy skazani na łaskę ludzi, przełknęłabym to. W tym momencie jednak nie wiem, czy trzymać się tej nadziei, czy ją porzucić. Powinna być skrawkiem nieba w tym białym, nieprzyjaznym pomieszczeniu, jednak bardziej mnie teraz męczyła – nie miałam przecież żadnego wpływu na końcowy wynik.
Dlatego też nie powiedziałam Magnusowi, że jestem tu z własnej woli. Nie chcę, by on też karmił się fałszywą wieścią. Poza tym bałam się, że będzie zły. Widząc, w jakim jest stanie, śmiertelnie obawiałam się dodawać mu zmartwień.
- - -
Centrala…
Godzina 12.14…
Pierwszy przełożony ekipy badawczej, w średnim wieku mężczyzna, na którego głowie już skradała się siwizna na skutek specyficznej pracy, odszedł od biurka, uporawszy się nareszcie z dokumentacją tego tygodnia. Przyszedł czas na rutynowy obchód po wszystkich stanowiskach. Wysłuchanie nowych idei, pomysłów oraz odebranie raportów z poprzednich działań. To stosunkowo tylko przerwa od niekończącej się listy zadań biurowych. Wszystko należało niezwłocznie przekazać wyżej i poprosić o dodatkowe fundusze.
Przy pierwszym komputerze siedziała trójka jeszcze młodych pracowników, przydzielonych do rudego wilka. Byli jeszcze niezniechęceni trudnymi warunkami pracy i ogromnym niebezpieczeństwem w razie niepowodzenia. Skuszeni przygodą absolwenci najlepszego w całym kraju uniwersytetu na kierunku badań genetycznych. Pozostali pracownicy patrzyli na nich dość nieufnie z uwagi na małe doświadczenie, na ich niekorzyść przodowali w nowych pomysłach.
- Co tam mamy?
- Badania na wilczycy dają dobre rezultaty – streścił jeden z nich – myślimy, że jesteśmy gotowi wyodrębnić łańcuch, który odpowiada za te specyficzne właściwości. Prosimy o pozwolenie na operację.
Młodzieniec spojrzał na przełożonego, oczekując jakieś reakcji. Hansen zmierzył całą trójkę wzrokiem, próbując przewidzieć ich możliwości. Czy tak młodzi naukowcy są w stanie prześcignąć wszystkich tych, którzy od lat próbują dokonać tego, na co oni są już gotowi?
- Macie moje pozwolenie. Czekam na efekty. - pożegnał ich z cieniem uśmiechu, na jaki był w stanie się zdobyć.
Przeszedł wzdłuż ściany przeróżnych monitorów. Kamery z każdego pomieszczenia pokazywały każdy ruch zwierząt, a specjalne czujniki kontrolowały wszystkie zmiany, jakie mogłyby wystąpić w kwaterach.
Następny zespół miał badać relacje między wilkami ze zdolnościami. Liczył na ujawnienie mocy, wykrytych przez rezonans w mózgu białej wadery i jakieś wnioski z kontaktu basiora z przedstawicielem tego samego gatunki. Z krótkiej rozmowy wynikło jednak, że wciąż jest z tym problem.
- Spróbujcie dać im bardziej naturalne warunki. Może to z powodu tych łańcuchów. Nakarmcie dobrze oba i wyślijcie na arenę.
- A co jeśli skończy się to agresją z którejś ze strony? - zapytał niebieskooki mężczyzna z białymi już włosami. Przełożony zastanowił się chwilę, po czym mruknął coś niezrozumiałego i spojrzał się na ekran po prawej stronie.
- Mamy przecież jeszcze inne osobniki. Do dzieła! - Hansen odszedł, zostawiając niezadowolony zespół za sobą. Wszyscy czuli, jak wielką nadzieję pokładał w absolwentach, spychając ich na dalszy plan. Utrata jakiegoś wilka wiązałaby się ze wstrzymaniem niektórych badań, aż do nowej dostawy.
- Może się uda – mruknął cicho niski czterdziestolatek. Odwrócił się do monitora, ciągnąc za sobą spojrzenia innych. - Wadera musi coś przecież ukrywać.
Tylko co...
- - -
W kolejnych dniach zdarzyły się dziwne rzeczy. Po uśpieniu naszej dwójki zniknęły mi kajdanki z łap. Następnie zamiast jednej płytki, odsuwały się dwie, po dwóch stronach pomieszczenia, dając więcej mięsa niż zazwyczaj. Coś się działo, ale nie byłam pewna co. Nie było to jednak ważne, kiedy widziałam, że Magnus poczuł się znacznie lepiej. Potem zabrali go, ku mojemu niezadowoleniu, a mnie zaczynali wyprowadzać do osobnego pomieszczenia. Było okrągłe i zamknięte od góry. Pod sufitem wisiała ogromna konstrukcja, na której ramionach wisiały ogromne, druciane ściany, dzieląc miejsce na trzy sektory. Po donośnym trzaśnięciu urządzenie zaczęło się ruszać, a ściana z lewego boku zaczęła się do mnie zbliżać. Zaciekawiona odwróciłam się do niej przodem i gdy była wystarczająco blisko, wyciągnęłam do niej łapę. W tym momencie w całym ciele poczułam potężne kopnięcie prądem. Na wpół oszołomiona odskoczyłam na jakieś dwa metry. Zebrałam się jak najszybciej, by uniknąć kolejnego porażenia. O to chodziło? Mam biegać?! Zaśmiałam się ponuro. Jestem przecież sprinterką.
To były potężne treningi, które zburzyły dotychczasową monotonię. Choć wciąż nakłuwali mnie we wszystkich możliwych miejscach, czułam się lepiej. Dostawałam też mnóstwo środków nasennych, bo w nocy dręczyły mnie koszmary. Tortury, eksperymenty, badania, Kara, Magnus, wataha, ludzie. Nie mogłam spać przez to wszystko. Czasem leżałam w kącie, zwinięta w kłębek, myśląc, co dzieje się w innych kwaterach. Czego szukają ludzie, jaki jest ich cel. Czy nas wypuszczą? Chciałam przewidzieć jakiś scenariusz, przygotować się na niego. Niestety leki szybko rozpraszały moje myśli.
Wreszcie dano mi znowu zobaczyć basiora. Pojawiliśmy się razem w dość obszernym i oszklonym hangarze. Rosło tu wiele roślinności typowych dla naszych stron, ale nie było tu żadnych zwierząt poza nami. Doskonale zdawałam sobie sprawę z wszechobecnych kamer, ale nie mogłam pojąć, co ludzie chcieli zobaczyć. Odetchnęłam głęboko, zamykając oczy, próbując się przekonać, że to nasz las. Już kolejny raz, walczyłam o to, by choć przez chwilę zapomnieć o swoim położeniu. Próbowałam w myślach objąć cały ten stres, wepchnąć go do wora i wyrzucić gdzieś na tył umysłu. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na basiora. Wyglądał znacznie lepiej, jego ciało teraz idealnie pasowało do krwistych, pełnych godności oczu. Przypomniałam sobie pierwsze chwile, gdy go zobaczyłam na imprezie u Talazy, na pierwszym polowaniu. Czułam ten respekt i dystans do tego, co przeżył. Teraz wciąż to czułam. W życiu wiele razy mi się upiekło. Żyłam w kochającym domu, w bezpiecznej okolicy, ominęło mnie VCIG i nawet jak zostałam złapana, dostawałam jedzenie. Wobec tego, co ma za sobą basior, czułam się po prostu słaba, nie nadawałam się, wciąż musiałam patrzeć na cierpienie innych, jednocześnie nawet go nie rozumiejąc. Jakim cudem ten basior jakkolwiek zwracał na mnie uwagę?
<Magnus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz