Wiedziałem,
że to się tak skończy. Co prawda nigdy nie byłbym w stanie wyobrazić sobie aż
tak koszmarnej scenerii, wszystkich tych na wskroś żywych obrazów, a jednak
nieokreślone przeczucia i nieprzyjemne emocje kotłujące się w sercu od początku
mówiły mi, że ta wyprawa to był zły pomysł. Wtedy na tamtej polanie Wrona chyba
przez krótki moment czuła podobnie, ale nawet gdyby do końca zachowała to
zdanie, gdyby przyłączyła swój głos do mojego, i tak byłoby to za mało, żeby
powstrzymać Kali, która w konsekwencji skończyłaby w tamtym miejscu sama.
Poszedłem
tam tylko po to, by móc ją ochronić, a kiedy okazało się, że wielkość
zagrożenia przekroczyła moje początkowe oczekiwania… Naprawdę byłem gotowy
poświęcić się, by dać siostrom czas na ucieczkę. Strach krępował moje łapy, a
mimo to jakaś przepełniona smutkiem otchłań, pustka, jaka zapanowała w moim
umyśle, pchała mnie ku zwierzęciu prawie bez udziału świadomości. Pamiętam, że
warknąłem jeszcze, próbując po raz ostatni coś poczuć, coś sobie przypomnieć, a
jednak na to było już o wiele za późno.
Cały ten
nadludzki wysiłek poszedłby jednak na marne, gdyby nie wsparcie Wrony, bo bez
niej nasza siostra zapewne zamarłaby w miejscu, nieświadomie czekając, aż
śmierć o ostrych kłach przyjdzie także i po nią.
Cóż, tym razem
może by nam się udało, ale co byłoby dalej? Co się stanie, kiedy mnie
zabraknie? Wrona dobrze dogadywała się z Mundusem; jeśli będzie spędzać z nim
wystarczająco dużo czasu, pewnie czapla wybije jej z głowy tak ryzykowne
pomysły. Problem natomiast tkwił w tym, że Kali nie miała nikogo takiego. Nawet jeśli instynktownie próbowałem zająć to
miejsce, nieważne jak bardzo się starałem, byłem za słaby by cokolwiek
zdziałać. Dopóki sytuacja nie ulegnie zmianie, jeśli w ogóle nastąpi taki
moment, nad naszą dwójką wisiał wyrok śmierci o niesprecyzowanej dacie.
Nikt nie był
ranny, a dzięki adrenalinie nawet nie zmęczony, dlatego wspólną, milczącą
decyzją trójki moich towarzyszy szybko skierowaliśmy swoje kroki w kierunku
górskich szlaków. Nie mogłem powiedzieć, że wycieczka z przewodnikiem była
jakkolwiek przyjemniejsza od tego, co zafundowaliśmy sobie wcześniej, zwłaszcza
jeśli moje serce wciąż biło jak oszalałe, a umysł nie chciał wyzwolić się z
przytłaczającego mroku. Mimo krzyczącej wewnątrz mnie paniki, głowa nie
potrafiła odnaleźć słów, jakimi mógłbym poprosić o przerwę, zresztą, czy
ktokolwiek tutaj liczył się z moim zdaniem i potrzebami? Pozostało tylko szukać
spokoju w rytmicznym, marszowym kroku na końcu łańcucha, który otwierał teraz
Mundus, oraz w otaczającej mnie zieleni lasu, tak wszechobecnej, że w przyjemny
sposób stałej i bezpiecznej. Myśli, które z powodu braku jakiejś zajmującej
czynności wciąż cofały mnie do tamtego nieprzyjemnego momentu, starałem się przykryć
melodią usłyszanej kiedyś, na wpół zapomnianej piosenki.
Jak się czuje Kali? Czy z Wroną wszystko w
porządku? – zdając sobie sprawę, w jak w fatalnym byłem nastroju,
niespodziewanie objęło mnie zaniepokojenie o stan rodzeństwa. Podniosłem na
chwilę wzrok znad zielonej trawy, chcąc lepiej przyjrzeć się twarzom obu
waderek, szybko jednak w bolesny sposób dotarło do mnie, że nie byłem teraz w
stanie wziąć na siebie ani jednego dodatkowego zmartwienia. Mundus jest tutaj z
nami, pocieszałem się. Mundus jest tutaj, więc mogę chwilę odpocząć.
Nie potrafiłem
zrozumieć, dlaczego komukolwiek mogło zależeć na zobaczeniu gór. Po upływie
może niespełna dwóch godzin drogi jedynym, co przyniósł mi ten spacer, był ból
w zmęczonych łapach. A jednak i to było takie znajome. Iść dalej wydeptanym
szlakiem, nie musząc nawet myśleć ani o nic pytać. Czy istniało prostsze
zadanie?
Po przejściu
słusznej liczby kilometrów zdawało mi się, że droga wreszcie się skończyła. Na
szczycie góry cały świat wypełniony był światłem jak przy zachodzie, a przecież
dopiero co minęło południe. Jak za sprawą magii, po porannej mżawce pozostała
jedynie mgła w dolinie. Zdawało mi się, że gdzieś pośród niezliczonych ścieżek
tego białego ogrodu, głęboko w dole znajdowało się jezioro. Po moim grzbiecie
przeszły dreszcze; przez ułamek sekundy zdawało mi się, że to wyraz
podświadomej ekscytacji, szybko jednak zrozumiałem, że była to jedynie reakcja
na nagłą myśl niosącą wyobrażenie, jak zimna mogłaby być tamtejsza woda w tak
szary dzień.
< Wrono? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz