Słowa siostry rozbrzmiały wśród drzew jak odległe dzwonki albo świergot wróbelków.
- To co, wchodzisz w to?
Najpierw to krótkie zdanie, potem wzrok skierowany na mnie i wyrażający jednoznaczne pytanie, zachęcały do złamania, i tak jeszcze wątło zarysowanych w małym rozumku, zasad. Zostawiając sobie chwilę do namysłu, szybko przebiegłam myślami przez wszystkie możliwe do wyobrażenia, zapewne w większości częściowo błędne lub zupełnie nierealne scenariusze, by wreszcie niepewnie pokiwać głową. Nic nieprzewidywalnego. Wszak na co innego mogło zdecydować się dziecko, nęcone zapowiedzią świetnej zabawy z nutką ryzyka w tle?
Chwilę później, biegłyśmy już przed siebie, razem, ramię w ramię, w kierunku uznanym za najbardziej prawdopodobne siedlisko ludzi. Tupot małych nóżek tłumiły tylko miękki, zielony mech i coraz bardziej zmęczone oddechy.
- Jesteś pewna, że idziemy w dobra stronę? - zawołałam, na chwilę zostając nieco z tyłu, za siostrą. Nadal w biegu, chyba lekko pokiwała głową.
Rzeczywiście, pomimo iż minęły prawdopodobnie wieki od czasu, gdy wyruszyłyśmy, w końcu las zaczął przerzedzać się, a potem, poprzecinany przez kilka piaskowych ścieżek, znikł zupełnie. Wyszłyśmy na szerokie pasmo łąk.
- Myślisz, że ta wieś to niedaleko? - zapytałam zziajana, rozglądając się wkoło. Kali wzruszyła ramionami. Na chwilę umilkłyśmy obie, po to tylko, aby popatrzeć po sobie badawczym wzrokiem i wreszcie dojść do porozumienia. Chrząknęłam i mruknęłam - też już nie masz siły?
- No... - przytaknęła cicho, na co obie nagle roześmiałyśmy się. W porządku, czyli przerwa.
Układając w główkach wytrzęsione przez długi bieg pomysły, usiadłyśmy na niziutkim pagórku, by beztrosko odetchnąć tchnieniem dziecięcej wolności.
- Jak myślisz, wkurzą się tam?
- Ry na pewno - siostra uśmiechnęła się szeroko. Zachichotałam ze średnio-wysokim poziomem przekonania w głosie. Po chwili ciszy, nucąc w myślach jakąś prostą piosenkę, zaczęłam lekko kiwać się z jednej strony na drugą.
Nagle Kali uderzyła mnie w łopatką całym swoim bokiem, jakby gwałtownie czegoś odskakując. Nerwowe drgniecie zostało powstrzymane przez odruch podparcia się przeciwną łapą, gdy zorientowałam się, że zaraz wywinę mało przyjemnego i mało bezpiecznego koziołka.
Zanim zorientowałam się, co dzieje się wokół nas, zostałam popchnięta z dużą siłą, ostatecznie przewracając się na grzbiet i przez sekundę czy dwie panicznie machając wszystkimi czterema łapami w powietrzu. Przed oczyma mignęły mi tylko fragmenty przerażających ciał napastników. Dopiero leżąc na ziemi dostrzegłam, że stoi przed nami kilka zupełnie obcych wilków. Z boku doszedł mnie krótki, wylękniony krzyk siostry. Kolejne uderzenie jednak nie nadeszło, mogłam więc, co było szczęściem w całej tej nieszczęśliwej sytuacji, skupić się na słowach wrogów.
- Ooo, popatrzcie, jakie słodkie małe dziewczyneczki - głos był skrzeczący i brzydki. Jego właściciel, co dostrzegłam, przekrzywiając się do nieco nienaturalnej pozycji i wyglądając zza własnych łap, pasował do niego niczym wyliniały gawron. Doliczyłam się jeszcze pięciu basiorów, z których cztery zagradzały swoimi niepożądanymi jestestwami dalszą drogę do wsi, a dwa stały tuż nad nami, jak bystro zdałam sobie sprawę, by uniemożliwić nam ucieczkę w przeciwnym kierunku. Tymczasem drugie indywiduum kontynuowało przemowę poprzednika.
- Co takie małe gargulce robią na naszej ziemi?
- To pewnie te szmondki od chabrów. Jesteśmy blisko od granicy.
- Fajne, co nie? - zaśmiał się inny. Rozbieganymi źrenicami śledziłam każdy ich ruch, powoli szykując się do jak najmniej rzucającego się w oczy podniesienia z ziemi. Kątem oka zerknęłam jeszcze na siostrę. Trudno było mi z pewnością stwierdzić, co planuje czy chociażby o czym myśli. Wyglądała po prostu na przerażoną.
< Ry? Wybacz ten plot tłyst xD kompletnie pokonało mnie wymyślenie czegoś dłuższego o tej naszej małej i spokojnej wsi >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz