Odseparowali mnie i Tiskę już kilka dni temu. Od tego czasu jedyne co robiłem to spałem, jadłem i piłem. Przenieśli mnie do przyciemnionego pomieszczenia, w który światło nie wypalało już gałek ocznych. Dostawałem trzy posiłki dziennie i dziwnie mętną wodę, po której czułem się dziwnie lepiej. Po pierwszym takim posiłku byłem w stanie już wstać o własnych siłach. Nie byłem pewny skąd się wzięła ta przedziwna zmiana, ale nie mogłem przecież narzekać, że nastąpiła. Po mniej więcej tygodniu regenerowania sił i bezczynności nastąpiła kolejna zmiana. Wypuścili mnie w sztucznie stworzony las, niebywale podobny do tego na terenach watahy. Kolejną niespodzianką była Tiska. Przy naszym ostatnim spotkaniu, nie miałem wystarczająco dużo siły bo dokładnie się jej przyjrzeć. Szukałem wtedy ran i oznak tortur, a gdy ich nie odnalazłem, wróciłem do odpoczywania po badaniach. Teraz gdy byłem w pełni sił, mogłem przyjrzeć się uważniej. W jej oczach było mniej pozytywnego nastawienia niż zwykle, uśmiech miała delikatny i jakby blady. Wyglądała na silną i zdrową, ale jednocześnie jakby… wyblakłą? Podszedłem do szarej wadery i spojrzałem jej w oczy. Niebieska tafla lśniła, nie byłem jednak pewny czy z emocji czy od łez. Chciałem tak dużo jej powiedzieć, ale nic w tym momencie nie miałoby sensu. Zrobiłem więc coś innego. Zbliżyłem się do Tiski jeszcze bardziej i otarłem swój pysk o jej. Po tym geście, czekałem na jej reakcję. Wadera nie odsunęła się, odwzajemniła otarcie i westchnęła cicho. Odsunąłem się po paru chwilach, żeby zobaczyć uśmiech a pysku Tiski. Zrobiło się trochę niezręcznie, okazywanie uczuć zwykle nie było moją mocną stroną, a przynajmniej od ostatniego… „związku”.
- Przejdziemy się? – spytałem, a wadera skinęła głową. Zaczęliśmy rozmawiać i zwiedzać nowe miejsce. Dawno nie czułem się obok kogoś tak swobodnie. Nie licząc Kary oczywiście. Tiska znała mnie już coraz lepiej, mieliśmy gorsze i lepsze momenty, ale mimo wszystko nadal była obok. Jej spojrzenie przyciągało mnie do niej niczym magnez. Na początku bałem się tego, przez połowę swojego życia wystrzegałem się takich uczuć jak ognia z obawy o późniejszy ból po stracie. Czy jednak nie jest to wszystko warte, nawet tego bólu? Nie chciałem jednak wystraszyć wadery nagłą zmianą postawy. Przez resztę dnia rozmawialiśmy o tym co się dzieję i dlaczego. Dużo wniosków mogliśmy wysnuć po przeprowadzanych na nas badaniach. Tiska od początku była traktowana ulgowo, u mnie zmienili zachowanie w trakcie jakby nagle stwierdzili, że bardziej im się przydam żywy i sprawny.
- Patrz! – krzyknęła Tiska. Na halę wbiegła sarna. Była zdezorientowana i wystraszona, ale po zobaczeniu trawy i zieleni jej serce zaczęło się uspokajać. Zobaczyłem ekscytację w oczach towarzyszącej mi wadery. No cóż, chyba czas się szykować na polowanie…
< Szkło? My tu sobie odpoczywamy, a jak tam Twoje przygotowania? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz