Po dużym posiłku i godzinnym odpoczynku w przyjemnym cieple słońca, wróciłem do treningu. Słońce już dawno przekroczyło swój najwyższy punkt na niebie, powoli chyląc się ku zachodowi. Już miałem pójść w stronę wysokich skałek, gdy usłyszałem dziwne odgłosy z Borów. Niewiele myśląc pobiegłem w ich stronę, wiedziony głównie ciekawością. Gdy byłem już wystarczająco blisko, schowałem się w wysokich krzewach i zacząłem obserwować otoczenie. Usłyszałem wyraźne beczenie owiec w różnych odległościach od mojego położenia. Wychyliłem się, żeby spojrzeć na niedaleko leżące pola uprawne. Wiedziałem, że ludzie hodowali przeróżne zwierzęta, ale co te owce robiły akurat tutaj? W pobliżu nie wyczułem zapachu żadnego człowieka, a więc nie były one nawet pilnowane. Po przekalkulowaniu stwierdziłem, że najlepszym pomysłem było zagonienie ich na pola uprawne. Miejmy nadzieje, że jakiś człowiek się tam nimi zajmie, bo tutaj to zaraz zostaną po nich same kości. Zacząłem więc pojedynczo zaganiać owce na skraj lasu, żeby potem zbiorczo je przegonić na pola. Nie było to łatwe zadanie, zwierzyna płoszyła się między sobą, sprawiając, że to które już zostały zagonione uciekały w głąb lasu. Po jakiejś godzinie biegania w tą i z powrotem wszystkie 67 owiec stało w zbitej kupie na skraju lasu. No tak, teraz zostało tylko przegonić je w stronę ludzkich kwater…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz