Jęczenie i wzdychanie Tiski ciągnącej się za mną, bardzo mocno mnie deprymowało. Automatycznie zwalniałem kroku i zerkałem co chwile, czy wadera na pewno jeszcze bieganie, a nie zakopała się gdzieś po drodze w piasku.
- Gdzie Twoja dusza sprinterki? –
spytałem zrównując się z wilczycą. Tiska spojrzała na mnie spode łba i
odetchnęła głęboko. Chwilę później popruła przed siebie ze zdwojoną siłą,
zostawiając nie z tyłu. Uśmiechnąłem się do siebie i przyspieszyłem
nieznacznie, biegnąc w swoi tempie. Po jakiś trzydziestu minutach Tiska
zrównała się ze mną. Oczywistym było, że mnie zdublowała, a uśmiech na jej
twarzy jeszcze mnie w tym utwierdzał. Pomimo zmęczenia i wysiłku, wyglądała
zdecydowanie lepiej niż przed chwilą. Biegliśmy jeszcze przez kwadrans, tym
razem wadera dostosowała swoje tempo do mojego, żeby później zboczyć z plaży i
udać się nad do górskiego wodospadu. O kilku minutach piliśmy zachłannie, by
ugasić palące w gardle pragnienie. Słońce słabo dochodziło do tej części lasu,
ale czułem, że zbliża się już pora śniadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz