Wyprowadzili mnie do okrągłej kwatery treningowej. Na szyi miałam elektryczną obrożę, a prowadzący mnie człowiek był od stóp do głów ubrany w grube ochraniacze. Muszą tu panować bardzo surowe procedury, bo z pewnością nie wyglądam tak groźnie, żeby stosować takie środki. Mimo że uciekanie przed elektryczną siatką jest dość niepokojące, traktowałam to jako dobrą metodę rozwijania swojej wytrzymałości. Im bardziej się męczyłam, tym mniej martwiłam się o przyjaciół. Zawsze, gdy zaczynałam biec, moje ciało zaczynało sprawniej działać, tym samym usuwać działania leków uspokajających. Bardziej otrzeźwiony umysł błądził myślami po innych pokojach. Skoro przed zabraniem zaczęli karmić Magnusa, mogłam mieć nadzieję, że ma teraz to samo co ja. Gorzej z Karą. Nie miałam pojęcia, co oni mogą jej robić. Nie widziałam jej ani razu i nie mam pojęcia, czy żyje. Zmartwienie ustępowało, gdy łapy zaczynały opadać z sił. Już tylko wlokłam się w swoim segmencie, czekając na koniec. Miałam wrażenie, że z każdym dniem przedłużają trening i sprawdzają, ile jestem w stanie z siebie wycisnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz