Alkestis. A więc mała znała swoje imię. Czyli gdzieś je musiała usłyszeć.
Paki był przeszczęśliwy, że mała postanowiła się do nich odezwać. Przynajmniej spróbowała. To był naprawdę ogromny krok do przodu w ich relacji.
I do tego jej zainteresowanie ogonami… Nie sądził, że mogą mieć takie znaczenie, ale Alkestis zdawała się być do nich przyciągana jak metal do magnesu. Jakkolwiek nimi nie ruszył, ona wodziła za nimi wzrokiem. Być może wynikało to z faktu, że Paketenshika miał aż trzy ogony, co zdecydowanie nie było zbyt często spotykane wśród wilków, tym samym powodując zainteresowanie nowo spotkanych osobowości.
Palette też miała trzy ogony.
Basior strząsnął z siebie tą myśl. Nie chciał o tym wspominać, liczyło się tu i teraz. I mała Alkestis, która wciąż obserwowała jego potrójny ogon z fascynacją i większym zainteresowaniem niż wcześniej w ogóle okazywała. To była naprawdę ważna chwila. Szczerze to Paki naprawdę zaczął się cieszyć, że jednak postanowił tutaj przyjść.
Leżał tu przed nią, tuż przed nią, zamiast strachu w jej oczach widząc czystą ciekawość. Taką samą, jaką powinno wykazywać każde szczenię. Widok ten zrzucił mu z serca ogromny kamień. Teraz mógł oddychać swobodnie.
Ostrożnie, powolnymi ruchami podsunął zająca bliżej małej, by łatwiej mogła go chwycić.
– Proszę – wyszeptał. – Jedz.
Jednak choć Alkestis ruszyła uszkiem, nie zareagowała na zająca. Ignorowała go, nie chcąc go nawet powąchać, co spowodowało kolejny ścisk serca u Paketenshiki. Ale rudy nie mógł się tak po prostu poddać, musiał coś zrobić, musiał ją namówić w jakiś sposób do jedzenia. Skoro zdołali poznać jej imię, musi istnieć sposób, żeby zaczęła też jeść.
– Tisia – choć bardzo tego nie chciał, jego głos załamał się jakby właśnie miał się rozpłakać. Alkestis nie powinna tego słyszeć, przecież mogło ją to przestraszyć. Nie zrozumiałaby, czemu ten dorosły, rudy basior zaczyna płakać. Jednakże, stało się. – Zjedz chociaż trochę, proszę.
Fioletowe oczka spojrzały prosto na niego z nieodgadniętymi emocjami. Gdzieś tam, w tych lawendowych galaktykach zabłysły gwiazdy strachu, jednak wraz z nimi świeciło coś jeszcze, czego wychowanek lisów nie umiał odgadnąć. Alkestis wyciągnęła głowę z stronę zająca, obwąchała go i delikatnie wyrwała dla siebie kawałek mięsa.
Jak to mówią, należy się cieszyć z małych sukcesów. Waderka nie zdechnie z głodu, to już było coś.
Ostrożnie rudzielec pochylił się nad nią, chcąc poznać jej zapach. Wystraszyła się, to go nie zdziwiło, ale chyba nie zamierzała znowu zamarznąć. Miała taki słodki zapach… Skądś go już znał, a mimo to wydawał mu się całkowicie obcy.
I chociaż nie chciał w pełni dopuścić do siebie tej myśli, w głębi serca czuł, że to była jego…
Nie, Paks. Paketenshika, Pakuś, Pakosław, jeszcze nie. To nie jest dobra pora. Musisz ją lepiej poznać, musisz się upewnić, że ona sama tego chce. Że się Ciebie nie boi. Że będzie chciała zamieszkać w norze wzorowanej lisią.
Że zaakceptuje wychowanka lisów jako swojego ojca.
Wyciszył wszystkie te myśli. To naprawdę nie była dobra pora, żeby nad tym rozmyślać, powinien skupić się na leżącej przed nim białej kulce futra. Postanowił spróbować dla niej jeszcze raz zaśpiewać, wydawała się to lubić.
Lay down your head
And I’ll sing you a lullaby
Jej oczy były takie śliczne.
Back to the years
Of loo-li lai-lay
Jej serce wydawało się czyste jak łza.
And I’ll sing you to sleep
And I’ll sing you tomorrow
A jednak...
Bless you with love
For the road that you go
Cienie jej przeszłości zdawały się nad nią wisieć
May you sail far
To the far fields of fortune
Niczym mroczne widma nad padliną
With diamonds and pearls
At your head and your feet
I temu nie dało się zapobiec
Chwila… Co?
Paki otrząsnął się z transu pieśni. Naprawdę powinien przestać śpiewać… Ciągle dostawał jakieś wizje, które tyczyły się właściwie nikogo z watahy, a jednak kogoś, kogo znał. Tylko kogo, do chole…
Zauważył ruch pod sobą. Alkestis zdążyła zjeść jakąś czwartą część zająca i właśnie się oblizała. Na ten widok zrobiło mu się jakoś ciepło i przyjemnie w środku. O Asherze praktycznie zapomniał.
<Alkestis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz