Kochani, Najmilsi Członkowie Naszej Watahy,
środa, 30 września 2020
Podsumowanie września!
Od Tiski - 3 trening zwinności
Podniosłam się z poniszczonej przez mój niezgrabny wślizg ściółki. Rozejrzałam się nerwowo dookoła, upewniając się, że nikt nie widział porażki, jakiej dała mi zaznać zwinna łania. Stwierdziwszy nareszcie, że nikt nieproszony nie oglądał tego widowiska, odetchnęłam z ulgą, a mój nastrój przebił promyk optymizmu. Wtedy z prawej strony usłyszałam szelest liści. Obróciłam się, przewracając przy tym oczami, świadoma tego, jak nudnych żartów mogę być ofiarą, lecz wtedy ku memu zaskoczeniu, przed sobą zobaczyłam brązowego jeża. Małe, typowo jesienne stworzonko, które właściwie można nazwać opancerzonym chomikiem, przemykało niezgrabnie do swojej kryjówki, robiąc przy tym tyle hałasu, ile tylko basior potrafiłby zrobić. Przyjrzałam się chodzącej kulce i wtedy zauważyłam, że na swoich kolcach niesie małe jabłuszko. Czy mógłby istnieć bardziej jesienny obrazek? Na widok owocu, moją myśl zaprzątnęła dziczyzna z musem jabłkowym, przyrządzona ostatnio przez Karę. Sad musi być niedaleko, a wadera na pewno się ucieszy z pewnego zapasu. Decyzja zapadła w mgnieniu oka. Ruszyłam na wschód, wydeptaną wśród kolorowych drzew ścieżką.
Od Tiski - 2 trening zwinności
Prułam przed siebie w pogoni za białym ogonem. Na tak otwartej przestrzeni wiatr bił mnie po twarzy, dając świadectwo o mojej prędkości. Świat przyspieszył w rytm mojego bijącego serca, pompującego niemałe ilości krwi, rozprowadzając życiodajny tlen po organizmie. Kilka skoków dzieliło mnie od rzucenia się na szyję, gdy ofiara niespodziewanie wyhamowała, obróciła się w miejscu, niemal zaplątawszy swoje długi nogi o siebie i skręciła w przełaj lasu. Tym manewrem zyskała cenne sekundy w pościgu. Wśród drzew miała nade mną tę przewagę, że łatwiej jej było przeskakiwać powalone drzewa. Jak na waderę, byłam dość wysoka, ale nijak nie mogłam się porównać z sarną. Jej zgrabne nogi prawie frunęły nad przeszkodami, kiedy mnie sprawiało to niemały problem. W końcu ostatkiem sił zaczepiwszy nogę, powaliłam ją na ziemię. Byłam jednak na tyle zmęczona, że moje kolejne machnięcie łapą, zamiast śmiercionośnym atakiem okazało się ślimaczym poruszeniem. Łania przewróciła się na drugi bok, momentalnie wstała i pognała przed siebie. Więcej już jej nie widziałam.
Od Magnusa – 7 trening szybkości
Siedziałem sapiąc lekko po ostatnim ukończonym slalomie. Tiska patrzyła na mnie zamyślona.
- Okey, skoro dzisiaj jest
ostatni dzień naszego treningu, to musimy zrobić ostatni test szybkości. –
powiedziała w końcu. – na początku naszych zmagań, wyprzedzałam cię o 1/4
trasy. Zobaczmy jak poradzisz sobie teraz.
- Aha, czyli ty dzisiaj nic nie
robiłaś, tylko męczyłaś mnie, żeby na pewno ze mną wygrać, tak? – zapytałem z
przekąsem. Wadera uśmiechnęła się.
- Możesz to uznać za wymówkę jak
przegrasz.
Stanęliśmy obok siebie. Po prawej
stronie rozciągały się Bory Dworkowe i zagajniki, przed nami zaś widać było
bezkres stepów. Wbrew temu co było zauważalne, stepy miały kres i właśnie tam
zamierzaliśmy się ścigać. Ruszyliśmy z pełną mocą w łapach, trasa była długa,
ale wytrzymałości i siły nam nie brakowało. Przez większą część trasy biegliśmy
łeb w łeb, co chwila jedno wyprzedzało drugiego jak w jakiejś grze. Jednak no
sam koniec, jak można było się spodziewać, pierwsza dotarła Tiska. Wadera
ostatecznie pochwaliła moje postępy i nakazała dalsze treningi. Pośmialiśmy się
jeszcze przez jakiś czas odpoczywając na skraju plaży, po czym rozeszliśmy się
do swoich jaskni.
Gratulacje!
Od Magnusa – 6 trening szybkości
- Spóźniłeś się. – powiedziała Tiska gdy pojawiłem się w umówionym miejscu. Nie odpowiedziałem jej tylko wręczyłem łososia i rozpaliłem ogień, aby mogła go sobie upiec. Wadera uśmiechnęła się na widok ryby i spojrzała na mnie polubownie gdy zauważyła solne smugi na moim futrze.
- Trochę dzisiaj zimno, prawda? –
powiedziała zaczepnie.
- Zimno, gorąco, umiarkowanie…
nie ma to dla mnie za dużego znaczenia. – odparłem wgryzając się w upieczone
śniadanie. Po obfitym posiłku i standardowym odpoczynku, ruszyliśmy z kolejnym
treningiem. Tym razem Tiska przygotowała dla mnie rozległy slalom. Poukładała w
różnych odstępach od siebie gałęzie, kamienie lub drewniane bale. Przeszkodą
nie raz były też rosnące wokół krzaki i niewielkie stepowe kwiaty. Musiałem jak
najszybciej dobiec do końca slalomu. Zmiany kierunków sprawiały, że zaczynało
mi się kręcić w głowie, jednak po parunastu próbach opanowałem zadanie do
perfekcji.
- Jest lepiej niż wczoraj, to na
pewno. – powiedziała Tiska, z nieukrywaną dumą. Nie chciała się przyznać, że
poczyniłem nie małe postępy.
Od Magnusa – 5 trening szybkości
Kolejna noc i kolejny dzień. Dzisiaj nie było, aż tak łatwo wstać. Zdecydowałem, że po dzisiejszym dniu nastąpi kilku dniowa przerwa, aby zmęczone mięśnie miały czas na odpoczynek. Wyszedłem w chłodny jesienny wiatr. Tiska chciała rybę i chociaż myśl o zimnej morskiej wodzie z samego rana nie zachęcała, to czego się nie robiło dla kobiety? Zanurkowałem więc w lodowatych odmętach morza bo zdobyć dla niej dorodne łososie. Nie trwało to szczególnie długo, ale gdy wyszedłem musiałem ogrzać się i wysuszyć w jaskini. Na tyle na ile nie wyczuwałem zimna, na tyle musiałem zawsze pamiętać, że nie mam ciała ze stali i nawet jeśli tego nie czuje, to zimno czyni szkody w moim organizmie. Po całkowity wysuszeniu ponownie, jak każdego dnia rozpocząłem rozgrzewkę po plaży. Kilka okrążeni i już czułem ciepło rozchodzące się po moim ciele. Po kilku następnych wiedziałem, że jestem już wystarczająco rozgrzany i mogłem kierować się na śniadanie na stepy.
Od Magnusa – 4 trening szybkości
- Masz nad czym pracować. – powiedziała wadera po kilku próbach krótkiego sprintu. Jej delikatnie zdyszany oddech, pokazywał zmęczenie, które usilnie starała się ukryć.
- Może po prostu ty będziesz
szybka a ja silny… - wysapałem przez zaciśnięte, piekące gardło.
- Jeśli mamy razem pracować,
oboje musimy być dobrzy we wszystkim, żeby móc w razie czego wkroczyć i
zastąpić drugą osobę. – obróciłem oczami i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jakoś nie potrzebowałaś takich
trików, gdy polowałaś na własną rękę, moja Droga.
- Dobra. Koniec pogaduszek,
wracaj do treningu. – skróciła naszą rozmowę, a ja zacząłem wykonywać jej
polecenie. Po raz kolejny moje ciężkie ciało nie chciało współpracować tak jak
tego chciałem i oczekiwałem. Jednak jak to mówią, praktyka czyni mistrza. Więc
próbowałem kolejny raz, kolejny i kolejny, do momentu aż opuszki moich łap
piekły od otarć z ziemią.
- No dobra, odrobinę lepiej.
Wystarczy na dzisiaj. – powiedziała w końcu moja trenerka. – Jutro o tej samej
porze. – odwróciła się. – A! – krzyknęła jeszcze nie odwracając głowy w moją
stronę. – Mam ochotę na rybę.
Od Magnusa – 3 trening szybkości
Po dobrym posiłku odpoczęliśmy chwilę i rozmawialiśmy o tym co mnie dzisiaj czeka. Postanowiła zrobić mi trening szybkości na krótkich dystansach, żeby sprawdzić szybkość rozpędu. Gdy czuliśmy, że jedzenie już dobrze się zadomowiło w naszych żołądkach, przystąpiliśmy do treningu. Wadera ustawiła mi krótkie odcinki, które miałem przebiec, zatrzymać się w danym miejscu i zacząć biec ponownie. Po pierwszych próbach Tiska nie wyglądała na zadowoloną.
- Twój start jest bardzo wolny,
zanim ty zaczniesz biec z całą możliwą szybkością, ja już dawno skończę odcinek.
– powiedziała mlaskając z niezadowolenia.
- Sprawdźmy, więc to trenerko…
Zamiast tak stać i obserwować może pobiegniesz ze mną? – błysk w oku wadery dał
mi do zrozumienia, że dała się złapać na rzucony przeze mnie haczyk. Stanęliśmy
razem na wyimaginowanym starcie i ruszyliśmy na 3…4… ry. Tiska miała całkowitą racje.
Moje masywne ciao nie chciało ze mną współpracować i biec na całkowitej szybkości
od początku biegu. Miło było jednak zobaczyć po raz kolejny niesamowity bieg
Tiski. Nie mogłem zaprzeczyć, że była urodzoną sprinterką.
Od Magnusa – 2 trening szybkości
Wstałem jak nowonarodzony. Wczorajszy popołudniowy odpoczynek sprawił, że dzisiaj mogłem wstać bez zakwasów. Słońce przed chwilą wstało, więc od razu zabrałem się do dzisiejszych obowiązków. Rozpocząłem od polowania. Wybiegłem w las i dość szybko udało mi się upolować trzy średniej wielkości zające. Sprawnie przygotowałem ziołową zaprawę, z zebranych poprzedniego dnia ziół i oprawiłem upolowaną zwierzynę. Gdy mięso już pływało w ziołach, postanowiłem zrobić rozgrzewkę do dzisiejszego treningu szybkości. Pogoda była chłodna, acz przyjemna biorąc pod uwagę wysiłek jaki mnie dzisiaj czekał. Przemierzałem kolejne kilometry po plaży, czując, że słońce znajduje się coraz wyżej na nieboskłonie. Po jakiejś godzinie biegania postanowiłem ruszyć już ze śniadaniem w umówione z Tiską miejsce. Udało mi się przybyć jako pierwszy, więc szybko rozpaliłem ognisko i już opiekałem przygotowane wcześniej kawałki mięsa.
- Dobrze, że już jesteś. –
usłyszałem za sobą po jakimś czasie. – zjadłabym konia z kopytami! – krzyknęła wadera
i uśmiechnęła się na zapach i widok ziołowego śniadania. Podałem zrobiony
kawałek wilczycy i zacząłem przygotowywać kolejny dla siebie.
wtorek, 29 września 2020
Od Magnusa – 1 trening szybkości
Po posiłku wybraliśmy się z Tiską na stepy. Wadera upierała się, że powinienem poćwiczyć szybkość, zarówno na długim dystansie jak i na krótkim i z szybkimi zmianami kierunków. Nie mogłem narzekać, bo lepszej sprinterki (pomijając, że Tiska była jedyną) w naszej watasze bym nie znalazł. Na początku, żeby zobaczyć moje możliwości, zrobiliśmy wyścig przez całą długość stepów. Trasa ciągnęła się od zagajnika po samą plażę. Przy rozpoczęciu nie było źle, start mieliśmy równie dobry i naprawdę starałem się dotrzymywać kroku waderze. Dawałem z siebie wszystko jednak i tak na końcu wyprzedziła mnie gdzieś o 1/4 trasy. Przy drugiej próbie było minimalnie lepiej, jednak wyniki nadal mnie nie zadowalały. Próbowałem więc ponownie i ponownie, aż różnica zmniejszyła się do 1/6 trasy. Na koniec nogi uginały się pode mną, a opuszki łap piekły od wysuszonego słońcem podłoża.
- Jutro przed południem spotykamy
się dokładnie w ty miejscu. –
powiedziała Tiska widząc moje trudy w chodzeniu. – Lepiej się regeneruj i oczekuje, że
będziesz rozgrzany i przyniesiesz śniadanie. Najlepiej przyrządzone w najlepszy
możliwy sposób. – przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się i mrugnęła odchodząc w
przeciwną od plaży stronę.
Od Magnusa – 7 trening siły
- Rozpal ogień, a ja coś upoluje. – powiedziała Tiska z zamiarem zniknięcia w głębi lasu.
- Poczekaj! – zawołałem za nią
nim jeszcze zniknęła mi z oczu. – Może po prosto razem zapolujemy. Powinniśmy
się uczyć wspólnego pracy. – wadera spojrzała na mnie, jakby nie do końca
wierzyła, że te słowa padły z moich ust.
- Skoro tak chcesz. – powiedziała
tylko i ruszyła przed siebie. Wadera szybko odnalazła naszą ofiarę. Był to
samotny, gruby dzik, wędrujący sobie między drzewami. Chwilę patrzyłem na
zdobycz, próbując odgadnąć tor jego ucieczki, po czym po cichy ruszyłem wokół
niego, by zagrodzić mu w odpowiednim momencie drogę. Tiska patrzyła na moje
ruchy i wiedziała, w którą stronę ma kierować zwierzynę. Kiedy ruszyła z
miejsca, patrzyłem na nią jak w transie. Jej długie łapy robiły długie i
szybkie wyskoki w przód. Trudno było to nazwać biegiem, jej łapy ledwo co
dotykały ziemi. Wyglądała jak gepard, który właśnie dopada swoją ofiarę. Nie
było tu w końcu zbyt dużej pomyłki. Dzik skierował się w moją stronę, a ja jak
na zawołanie wyskoczyłem mu naprzeciw. Przestraszona zwierzyna zawróciła
wpadając prosto w długie kły Tiski.
- Zaspałeś? – spytała, gdy szybko
ubiła nasze śniadanie. – jeszcze kilka sekund i dzik przeleciałby ci koło nosa.
- No właśnie, kilka sekund. Wystarczająco
dużo czasu, żeby zdążyć wyskoczyć. – odpowiedziałem z przekąsem.
- Dobra, jedzmy. Padam z głodu. –
sapnęła wadera i rozpoczęła posiłek. Z ogromną chęcią dołączyłem do niej.
Gratulacje!
Od Magnusa – 6 trening siły
Jęczenie i wzdychanie Tiski ciągnącej się za mną, bardzo mocno mnie deprymowało. Automatycznie zwalniałem kroku i zerkałem co chwile, czy wadera na pewno jeszcze bieganie, a nie zakopała się gdzieś po drodze w piasku.
- Gdzie Twoja dusza sprinterki? –
spytałem zrównując się z wilczycą. Tiska spojrzała na mnie spode łba i
odetchnęła głęboko. Chwilę później popruła przed siebie ze zdwojoną siłą,
zostawiając nie z tyłu. Uśmiechnąłem się do siebie i przyspieszyłem
nieznacznie, biegnąc w swoi tempie. Po jakiś trzydziestu minutach Tiska
zrównała się ze mną. Oczywistym było, że mnie zdublowała, a uśmiech na jej
twarzy jeszcze mnie w tym utwierdzał. Pomimo zmęczenia i wysiłku, wyglądała
zdecydowanie lepiej niż przed chwilą. Biegliśmy jeszcze przez kwadrans, tym
razem wadera dostosowała swoje tempo do mojego, żeby później zboczyć z plaży i
udać się nad do górskiego wodospadu. O kilku minutach piliśmy zachłannie, by
ugasić palące w gardle pragnienie. Słońce słabo dochodziło do tej części lasu,
ale czułem, że zbliża się już pora śniadania.
Od Magnusa – 5 trening siły
Obudziły mnie z rana ciche jęki i westchnienia.
- Czy ktoś mógłby zgasić to
światło? – usłyszałem głos obok mnie. Otworzyłem powoli oczy by dowiedzieć się
o co dokładnie chodzi. Do jaskini właśnie wtargnęły pierwsze poranne promienie
słońca. W przeciwieństwie do wczorajszego dnia, dzisiaj nie było mgły a dzień
zapowiadał się nadzwyczaj pogodnie.
- Masz na myśli słońce? –
spytałem przymykając oczy jeszcze chociaż na chwilę. Przebudzenie sprawiło, że
od razu poczułem rozchodzące się po moim ciele zakwasy, a przecież dzisiaj też
czekał mnie trening. Usłyszałem, że wadera obruszyła się na dźwięk mojego
głosu.
- Kto tu jest!? To ty Magnus? –
spytała otwierając jedno oko. – Co ty robisz w mojej jaskini? – Spojrzałem na
nią już kompletnie przebudzony i z szeroko otwartymi oczami. Wokoło nas walały się resztki po wczorajszej kolacji. No
cóż żadne z nas nie miało siły, że posprzątać.
- Masz na myśli MOJĄ jaskinię? –
powiedziałem specjalnie akcentując na jedno słowo. Wadera otworzyła oczy
szerzej i rozejrzała się po wnętrzu. Syknęła cicho na znak protestu do oślepiającego światła. W końcu ukryła pysk w
łapach i jęknęła.
- Co się wczoraj staaało. Co ja
tu robię?
- Sam chciałbym wiedzieć, ale na
razie – zacząłem wstając ze starannie ułożonych skór. – idę na poranną
przebieżkę. Tobie też by dobrze zrobiła. Na kaca najlepszy jest ruch.
- Nie wiem skąd to niby
wytrzasnąłeś… - powiedziała z przekąsem Tiska. – ale idę z Tobą. Lepsze to niż
zdychanie tutaj. Powoli wygramoliliśmy się z jaskini i rozpoczęliśmy trucht po
plaży.
Od Magnusa – 4 trening siły
Zasapany dobiegłem do bezpiecznej jaskini. Słońce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Łapy paliły mnie od wysiłku, ale czułem, że nie mogę pójść odpocząć bez kolacji. Wysiłek oznaczał szybsze spalanie, co z kolei oznaczało szybki głód. Myślałem, że upoluję dorodną rybę i będę miał szybki fajrant, ale los chciał inaczej. Przy wodzie zobaczyłem Tiskę, która trochę nieudolnie próbowała złapać sobie kolację.
- Pomóc ci? – spytałem z lekką
niechęcią i zmęczeniem w głosie. Wadera za to rozpogodziła się na mój widok.
- O Magnus! Dobrze, że jesteś!
Muszę… Po prostu muszę zjeść rybę! – spojrzałem na nią uważnie i już wiedziałem
o co chodziło. Tiska była pijana i nagle zachciało jej się jeść. A uczucie
głodu w trakcie picia to najboleśniejsze z uczuć. Ostatkami sił odprowadziłem
Waderę do jaskini i powiedziałem jej, żeby na mnie chwilę poczekała. Wypłynąłem
na głębsze wody i zanurkowałem w poszukiwaniu dorodnych łososi. Zmęczone
mięśnie mocno oponowały, ale po kolejnym piętnastominutowym wysiłku wróciłem do
jaskini z trzema sztukami lśniącej ryby.
- O! Właśnie na te mam ochotę! –
krzyknęła Tiska gdy zobaczyła mnie w progu jaskini. Rzuciłem rybę zbłąkanej waderze
i położyłem się na swoich skórach by w spokoju zjeść.
- EJ! Ale ona jest zimna… powinna
być ciepła i chrupiąca! – zbulwersowała się dorosła pijaczka i poturlała rybę w
moją stronę. Westchnąłem przeciągle, dając jej do zrozumienia jak nieznośna się
stała. Tiska jednak niczym dziecko, nuciła sobie pod nosem i czekała na ciepły
posiłek. Rozpaliłem ogień jednym ruchem łapy i przypiekłem rybę prawie na
węgiel.
- PYCHA! – krzyknęła Tiska biorą
pierwszy kęs. Czy tak właśnie jest gdy ma się szczeniaki?
Od Wrony - "Impuls", cz. 1
Od Magnusa – 3 trening siły
Stałem chwilę oddychając ciężko po nie małym wysiłku. Owce stały potulnie obok siebie i beczały co chwila. Zastanawiałem się jak teraz do tego podejść, gdy usłyszałem głosy z głębi Boru. Gdy się zorientowałem było już za późno na ucieczkę. Odwróciłem się i spojrzałem na dwójkę idących w moją stronę ludzi. Zobaczyli mnie momentalnie i nastroszyli jak pawie. Jeden z nich zdjął sobie strzelbę przewieszoną przez ramię i zaczął we mnie mierzyć. Odskoczyłem od razu w krzaki i uciekłem pomiędzy drzewa.
- Patrz łajdaka! Chciał zeżreć
nasze owce! – krzyknął ten ze strzelbą. Zacząłem obserwować ludzką dwójkę z
bezpiecznej odległości. Mężczyzna schował strzelbę, ponownie wisiała przewieszona
przez jego plecy.
- Popatrz na nie. Są perfekcyjnie
zagonione. Same by się tak nie zbiły w kupę. – zauważył drugi z nich.
- Sugerujesz, że ten wilczur nam
pomógł? – spytał i splunął na ziemie ze złością. – Moim zdaniem to szkodnik,
gorszy nawet od lisa! Mieliśmy po prostu szczęście, ot co!
Opuściłem kryjówkę i pognałem co
sił przed siebie. W oddali usłyszałem huk wystrzału, ale albo był chybiony,
albo nie był skierowany na mnie. Okrążyłem Wysokie Skałki, żeby jak najszybciej
znaleźć się na bezpiecznej plaży.
poniedziałek, 28 września 2020
Od Tiski - 1 trening zwinności
Stawiałam kroki tak delikatnie, jakby moje łapy ważyły tyle, co piórko. Cała skulona powoli przesuwałam się na skraj zarośli. Przede mną rozciągała się długa, ale wąska polanka, której trawę podskubywała młoda łania. Wiatr dopiero co zmienił tony na chłodniejsze, nadal jeszcze w cieniu, wywołując u mnie gęsią skórkę. Nasłuchiwałam uważnie, jak na porządnego łowczego przystało i obserwowałam na wypadek jakieś zmiany. Ciekawe, że w lesie nigdy nie ma idealnej ciszy. Zawsze przemyka jakieś małe zwierzątko, depcząc po suchych patykach, albo gdzieś żywo szumi strumyk, a czasem tylko korony drzew grają na swoich rozległych gałęziach, jak na najwyższej klasy koncercie. Teraz do tego wszystkiego doszło ciche przeżuwanie soczystej trawy i tłumione oddechy drapieżnika oraz jego ofiary. Sarna przesunęła się niebacznie bliżej wysokiej trawy, mojej kryjówki. Błyskawicznie odepchnęłam się łapami od ziemi i ruszyłam w jej kierunku, ta zorientowała się dość szybko, by uciec przed moimi zębami. Ruszyła przez polanę, wysoko podnosząc kończyny, nabierając przy tym nieprawdopodobnej prędkości. Trafiła jednak na sprintera.
Od Wrony CD Kali - "Słońce świeci jak zwykle"
Podobno przez cały czas jesteśmy tu, gdzie nasze ciała, a więc dlaczego nie przez cały czas możemy kosztować uroku świata? Czy to tylko jedno z praw, których nie możemy pominąć, my, malutcy, niezależnie od wszystkiego, co jesteśmy w stanie osiągnąć? Czy też może jest to mądre zarządzenie z góry, wyciągnięta w potrzebie, Boska ręka, która nam, malutkim, pozwala czasem nie czuć i nie widzieć?
Darowałam sobie sprawdzanie, którego zaskoczyłam bardziej tym stopniem niesubordynacji. Zamiast tego chwyciłam towarzysza za skrzydło i pociągnęłam za sobą, z powrotem wgłąb lasu. Gdy zatrzymaliśmy się nieco dalej, wybuchłam śmiechem.
- Sabotażystka - mruknął, odruchowo przecierając dziób skrzydłem. Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam niefrasobliwie.
- Chodź nad jezioro - zarządziłam, ruszając przed siebie. Zdaje się, że lekko pokręcił głową. Zatrzymałam się i uśmiechnęłam przeuroczo - no, chyba nie będę głodować, bo ktoś musiał popisać się na polowaniu, prawda?
< Ry? >
Od Magnusa CD Tiski – „Inna Droga”
Spojrzałem w lazurowe tęczówki Tiski. Czułem ekscytację i zapomniałem na chwilę o wszystkim co się teraz dzieję wokół nas. Byłem najedzony, zmęczony polowaniem i przyjacielską walką. Pomimo wygranej wadery czułem się jakbym to ja właśnie wygrał. Wystarczyło mi, że patrzyłem głęboko w oczy waderze, z którą mógłbym zacząć wszystko od nowa. Po raz pierwszy otworzyłem się na kogoś bardziej niż uważał mój rozum. Od lat słyszałem w głowie zdania wzbraniające mnie przed jakimikolwiek zagłębianiem się w głębsze relacje. Miałem tylko Karę i to mi wystarczało. Przynajmniej do dzisiaj. Gdy poczułem ciepło języka Tiski na pysku, wszystkie racjonalne myśli wyparowały. Wykorzystałem chwilę słabości wadery i przeturlałem się wraz z nią na bok. Teraz to ja mogłem patrzeć na nią z góry. Wilczyca spojrzała na mnie zdziwiona i zaśmiała się po chwili.
- Zawsze musisz być na górze, Magnus? – spytała przekornie.
- A jakże. – odpowiedziałem z półuśmiechem. Zszedłem
z Wadery i pomogłem jej wstać na równe łapy. Usiedliśmy obok siebie i
patrzyliśmy na otaczającą nas naturę. Może i była sztucznie posadzona, ale
miała swój urok. Chciałbym jednak poczuć zimny, jesienny deszcz, który starał
się przedrzeć przez otaczający nas sufit.
- Myślisz, że jest tu gdzieś coś do picia? –
spytałem, mieląc w pysku suchą ślinę i wstałem dając waderze do zrozumienia, że
powinniśmy czegoś poszukać. Zanim jednak odpowiedziała, usłyszeliśmy trzask.
Wyładowania atmosferyczne nie robiły na nas większego wrażenia, ale dziwnie
było je słyszeć przytłumione przez grube ściany hangaru. Nasłuchiwaliśmy chwilę
czy piorun się powtórzy a gdy to nie nastąpiło, ruszyliśmy na poszukiwania
wody. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszeliśmy szumiącą wodę, a po kolejnych
pięciu zobaczyliśmy piękny wodospad i… Karę. Oniemiałem nie wiedząc co zrobić.
Wadera zobaczyła nas dopiero po jakimś czasie i podbiegła równie zaskoczona jak
my. Wadery uściskały się i wymieniły smutne uśmiechy. Nagle poczułem poczucie
winy, że zamiast jej szukać, starać się dowiedzieć co się z nią dzieję, przesiadywałem
swoje w sztucznym lesie z Tiską.
- Kara, ja. – zacząłem, ale nie wiedziałem jak
skończyć. – Wszystko z Tobą w porządku?
- Tak, jakoś się trzymam. – uśmiechnęła się delikatnie
i otarła swój pysk o mój. – cieszę się, że Cię widzę.
- Ostatnio jak cię widziałem ledwo żyłaś. Co się stało?
Wyglądasz lepiej niż przed porwaniem – powiedziałem patrząc na jej lśniące rude
futro i mięśnie które zaczęły być już widoczne. Tylko błysk w oczach zniknął.
Otoczka była piękna, lecz pusta. Wadera westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Po prostu przestałam się opierać. Dali mi nawet
wyjątkowo przytulną kwaterę! – uśmiechnęła się szeroko, jednak nie widziałem w
tym uśmiechu szczęścia. – Naprawdę wszystko ze mną w porządku, Magnus. Nie
musisz się martwić.
Uśmiechnąłem się. Czułem jednak duże zmiany w
zachowaniu Kary. W głowie już zaświtała mi myśl o jak najszybszej ucieczce.
Tiska nie chcąc wtrącać się w naszą rozmowę, odsunęła się trochę i tylko obserwowała.
- Właściwie… – zaczęła nagle Kara patrząc na nas. Już
myślałem co jej powiedzieć jako wymówkę, że przyszliśmy tutaj prawie trzymając
się za łapy. Okazała się jednak zbędna – co ty tu robisz Tiska? Przecież
wypchnęłam Cię spod siatki, prawda?
Spojrzałem na białą waderę. W jej oczach widać było zdziwienie,
ale zaraz potem zaczęła się tłumaczyć. Mówiła, że czegoś nie może nam
powiedzieć, ale jej obecność tutaj jest bardzo ważna. Bała się, bo nie
wiedziała jak dużą technologię posiadają ludzie… przestałem jej słuchać.
Spojrzałem na Karę z obojętnym już wzrokiem po czym odwróciłem się i odszedłem
w głąb lasu. Dopiero po chwili słychać było nawołujące mnie wadery. Szedłem
przed siebie i nie mogłem w to uwierzyć. Dlaczego miałaby tak ryzykować? Kara nie
po to ją ratowała, żeby ponownie dała się złapać. Nie potrafiłem nawet odczytać
swoich własnych uczuć. Tak dużo jej dzisiaj wyznałem. A ona siedziała i głównie
słuchała.
- Magnus! Wysłuchaj mnie! – usłyszałem za sobą.
Mogłem się tego spodziewać po sprinterce, ale dobrze skoro chciała to
porozmawiamy. Tiska zwolniła i stanęła tuż obok mnie.
- Czemu miałbym? Okłamałaś mnie, to co teraz powiesz
także może nie równać się z prawdą. – odpowiedziałem jej dość obojętnym tonem,
podszytym jedynie irytacją. Mur, który ułożyłem po śmierci Karou właśnie wracał
na swoje miejsce.
- Nigdy Cię nie okłamałam! – emocje bijące od wadery
mogłyby zwalić z nóg. – Nie chciałam Ci nic mówić, żeby Cię nie martwić. –
lazurowe oczy zeszkliły się delikatnie.
- Nie martwić? – poddenerwowanie brało w górę. I dopiero po chwili zdałem sobie
sprawę, że to wszystko była moja wina. – Wiesz co, właściwie nic się nie stało.
Jak chcesz tu być to proszę bardzo. Nie powinienem Cię angażować w tą akcję od
samego początku.
- Co masz na myśli?
- To, że obniżyłem swoje standardy, ale spokojnie
już więcej nie popełnię tego błędu.
- Co zrobiłeś? – usłyszałem niedowierzanie w głosie
wadery. Zaśmiała się prześmiewczo. – Wiesz? Masz rację. To tylko i wyłącznie
Twoja wina. Gdybyś nie był takim gburem i samotnikiem, to taka dobra wadera jak
ja nie chciałaby się Tobą zająć i nie biegłaby wszędzie, żeby Ciebie uratować!
- Mnie uratować? Mnie nie trzeba ratować. –
parsknąłem jak dziecko, ale moje serce, którego jeszcze nie zdążyłem otoczyć
murem drgnęło na słowa Tiski.
- Zastanów się nad sobą. – powiedziała i zaczęła
odchodzić ode mnie tyłem. – Prawda jest taka, że zrobiłbyś dla mnie dokładnie
to samo. – pojedyncza łza spłynęła z jej świetlistych oczu. – A jeśli nie dla
mnie to przynajmniej dla Kary.
I odbiegła. Plątanina myśli latała mi po głowie, a
ja nie potrafiłem wyłapać chociaż jednej sensownej. Dlaczego się tak
zachowałem? Przecież miała racje. Pobiegłbym za nią nawet na koniec świata, a
jednak teraz nie byłem w stanie tego zrobić. Położyłem się w miejscu gdzie
stałem i schowałem głowę w łapach. Zmęczenie zrobiło swoje i po kilkunastu
minutach zasnąłem.
Kara leżała
przykuta do fotela po raz kolejny. Nie ruszała się, ale jej klatka piersiowa
podnosiła się i opadała dając mi znać, że nadal żyje. Trzech ludzi stało wokół
niej i wykonywało dziwne czynności. Kolejna trójka stała za szklaną ścianą i
obserwowało uważnie całą operację. Pykające wokół urządzenia były mocno
irytujące, ale chyba miały duże znaczenie bo jeden z ludzi w fartuchu cały czas
obserwował je uważnie i coś wykrzykiwał.
- Możemy
zaczynać. – powiedział człowiek stojący przy głowie Kary. Zaczął prosić o różne
przedmioty i grzebać przy zasłoniętej dziwnym kołnierzem głowie wadery.
Chciałem zobaczyć co się tam dzieję, ale nie byłem w stanie. Po jakimś czasie w
ręku człowieka pojawiła się gruba i długa igła. Moje serce zabiło mocniej gdy zdałem
sobie sprawę, że zamierza włożyć ją w mózg mojej siostry. Wszyscy nagle
zamilkli. Słyszalne były już tylko pikające maszyny. Ten, który obserwował
monitory nagle zaczął coś wykrzykiwać. Maszyny pikały szybciej, ale igła nadal
znajdowała się w mózgu Kary.
- Zabijesz
ją! – krzyknął jeden z ludzi za szybą pokoju. Trzymający igłę spokojnie
wyciągnął narzędzie z ciała, w tym samym momencie maszyny przestały pikać, a klatka
piersiowa Kary nie podniosła się ponownie.
- KARA! – krzyknąłem wybudzając się ze snu. Szybko
pobiegłem do wodospadu, gdzie ostatnio ją widziałem, ale nie było po niej
śladu. Tiska leżała przy drzewie, otoczona chmara szyszek. Moje chaotyczne poszukiwania
obudziły ją.
- Widziałaś Karę? – spytałem od razu oszołomiony.
- Nie, jak wróciłam tu po naszej kłótni już jej nie
było. Myślałam, że poszła do Ciebie. – powiedziała zaspana i ziewnęła
przeciągle. – Coś się stało Karze?
- Tak. Nie jestem pewny czy nadal żyje.
<Tiska?>
Od Sangre CD Ceres'a - "Rodzinne więzy" cz.3
Od Kali CD Wrony - "Słońce świeci jak zwykle"
Od Magnusa – 2 trening siły
Po dużym posiłku i godzinnym odpoczynku w przyjemnym cieple słońca, wróciłem do treningu. Słońce już dawno przekroczyło swój najwyższy punkt na niebie, powoli chyląc się ku zachodowi. Już miałem pójść w stronę wysokich skałek, gdy usłyszałem dziwne odgłosy z Borów. Niewiele myśląc pobiegłem w ich stronę, wiedziony głównie ciekawością. Gdy byłem już wystarczająco blisko, schowałem się w wysokich krzewach i zacząłem obserwować otoczenie. Usłyszałem wyraźne beczenie owiec w różnych odległościach od mojego położenia. Wychyliłem się, żeby spojrzeć na niedaleko leżące pola uprawne. Wiedziałem, że ludzie hodowali przeróżne zwierzęta, ale co te owce robiły akurat tutaj? W pobliżu nie wyczułem zapachu żadnego człowieka, a więc nie były one nawet pilnowane. Po przekalkulowaniu stwierdziłem, że najlepszym pomysłem było zagonienie ich na pola uprawne. Miejmy nadzieje, że jakiś człowiek się tam nimi zajmie, bo tutaj to zaraz zostaną po nich same kości. Zacząłem więc pojedynczo zaganiać owce na skraj lasu, żeby potem zbiorczo je przegonić na pola. Nie było to łatwe zadanie, zwierzyna płoszyła się między sobą, sprawiając, że to które już zostały zagonione uciekały w głąb lasu. Po jakiejś godzinie biegania w tą i z powrotem wszystkie 67 owiec stało w zbitej kupie na skraju lasu. No tak, teraz zostało tylko przegonić je w stronę ludzkich kwater…
Od Magnusa – 1 trening siły
Wstałem o świcie z zamiarem rozpoczęcia dnia od posiłku. Czując jednak coraz chłodniejsze poranki, zdałem sobie sprawę, że minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu od mojego ostatniego treningu. Tak więc o jeszcze suchym żołądku, rozpocząłem standardową przebieżkę wzdłuż plaży. Słońce wstawało mozolnie, ukryte za jesienną mgłą. Jego delikatne promienie miały już zbyt małą siłę, żeby przebić się przez gęstą, naturalną powłokę. Biegałem szybszym truchtem dla rozgrzania i wzmocnienia do momentu gdy mój żołądek upierał się przy śniadaniu. Słońce znajdowało się już dość wysoko, a temperatura wzrosła razem z opadającą mgłą. Przy ostatnim okrążeniu, skręciłem w stronę polany życia, w celu upolowania czegoś na śniadanie. Już dobiegając czułem zapach zwierzyny. Nie tracąc czasu wybrałem pierwszą sarnę, która stanęła na mojej drodze. Nie było to łatwe polowanie, ale po kilkunastu minutach czekania w końcu znalazłem idealny moment. Tym razem nie chciałem używać mocy, w końcu musiałem wyćwiczyć siłę, więc dlaczego by nie wykorzystać sytuacji. Sarna spłoszyła się szybko gdy tylko wybiegłem w jej stronę. Ścigałem ją długo, czując ból mięśni od zbyt długiego biegu. Ostatecznie udało mi się upolować zwierzynę, która wypłoszyła się w pobliże wysokich skałek.
niedziela, 27 września 2020
Od Magnusa – ”Rezerwat” cz. 4
Wyszedłem z jaskini zaraz za Karou. Wadera była tak samo roztrzęsiona jak ja. Spaliśmy wyjątkowo krótko, ale wspomnienia – tak mi się wydawało, że to wspomnienia – bardzo szybko nas wybudziły. Wyszliśmy w chłodny wrześniowy poranek, kompletnie nie wiedząc co teraz począć.
-
Co ci się śniło? – spytałem gdy na horyzoncie zaczęło pojawiać się słońce. Kara
westchnęła cicho i pokręciła głową z niedowierzania.
-
Byłam przykuta do stołu. Naokoło mnie były te… istoty. Przyklejali do mnie
różne rzeczy, szczypali, wbijali ostro zakończone przedmioty. Później byłam
zamknięta w mocno oświetlonym pomieszczeniu, które wywoływało mocny ból głowy.
-
Czyli podobnie jak u mnie. Jak myślisz, innym też to robią? W sensie dorosłym?
-
Nie byłabym zdziwiona. Ale to może oznaczać, że całe nasze życie to ściema. –
spojrzałem ze zmartwieniem na waderę. Poczułem się dziwnie gdy zobaczyłem
smutek i strach w jej oczach. Miałem ogromną ochotę, otoczyć Karę kokonem i
nigdy nie wypuszczać, by nic jej się więcej nie stało.
Do
południa siedzieliśmy na plaży i dyskutowaliśmy co powinniśmy teraz zrobić.
Doszliśmy do wniosku, że na pewno jesteśmy non stop obserwowani. Już
wiedzieliśmy, dlaczego w pobliżu wodospadu, w którym byliśmy wczorajszego dnia,
było tak dużo latających spodków. Woda, albo ryby z tamtego miejsca wróciły nam
wspomnienia, co oznaczało, że mogliśmy zniszczyć ich plany, jakiekolwiek by one
nie były. Żeby to zrobić, musieliśmy jednak być bardzo ostrożni. Zdecydowaliśmy
więc, że musimy zachowywać się w miarę normalnie, żeby nie wzbudzać
niepotrzebnych podejrzeń. Prawie od urodzenia spędzaliśmy ze sobą mnóstwo
czasu, dlatego na szczęście to nie stanowiło problemu. Nie mogliśmy jednak
nagle zacząć wszystkim rozpowiadać co wiemy, bo o ile by nam uwierzyli, to
większą grupę na pewno łatwiej byłoby zdemaskować. Byliśmy zdani tylko na
siebie, kolejnej szansy mogliśmy już nie dostać.
---
Przemęczone,
czerwone oczy patrzyły tępo w ekran ukazujący statystyki na niedawno
wytworzonej „mapie”. Projekt „Rezerwat” działał od jakiegoś miesiąca, a już
wywołał niemałe poruszenie w mediach. Organizatorom przedsięwzięcia udało się
uniknąć wycieku danych, ale przez kontrowersyjność projektu wielu pracowników
zrezygnowało z dalszego uczestniczenia. Sprawiło to, że na pokładzie zostali
już tylko ci najbardziej lojalni i wierzący w efekty pracy. Jednak szły za tym
też niewyobrażalne nadgodziny i pomimo tego, że były płatne, to zdawało się to
niewystarczające. To pierwszy raz, gdy projekt tego typu przeszedł oficjalne
rządowe testy. Pierwsze miesiące były najistotniejsze. Najmniejszy błąd mógł
kosztować wszystkich pracę, karierę a możliwe, że nawet życie. W momencie, gdy
projekt okaże się fiaskiem, rząd na pewno będzie chciał zatuszować sprawę. W
końcu wszyscy dokładnie wiedzieli, że zgadzają się na nielegalne eksperymenty
na zwierzętach, prawdopodobne ich torturowanie i przetrzymywanie bez ich woli.
Mężczyzna patrzący w ekran, sięgnął po stojący obok kubek. Podniósł naczynie do
ust gdy jednak nie poczuł cieczy spływającej w dół jego przełyku westchnął
rozdrażniony. Spojrzał ponownie na monitor i włączył jeden z większych dronów
skanujących teren i znajdujące się na nim zwierzęta. Ustawił go na sprawdzanie
dostępnej ilości pożywienia dla wilków. Projekt zakładał zbadanie każdej
czynności i fizyczności wilków. Od zachowania poszczególnych wilków w stadzie,
przez badania nad mocami, na sprawdzaniu potrzebnej żywności w watasze.
Mężczyzna wstał od biurka i biorąc ze sobą swój kubek poszedł w stronę kuchni,
prawdopodobnie w celu zrobienia sobie kolejnej kawy. Przez brak ludzi, miał już
trzecią nocną zmianę w tym tygodniu. Trzy nieprzespane noce, bez możliwości
odespania w ciągu dnia to już było dla niego zbyt dużo. Gdy gorąca kawa
znalazła się ponownie w rozdygotanej od nadmiaru kofeiny ręce badacza, wrócił
on na swoje stałe już miejsce. Dron uwijając się dość szybko pokazał już wyniki
dostępnej jeszcze zwierzyny dla badanych wilków. Mężczyzna przeleciał szybko
wzrokiem po rubrykach i tabelkach po czym dodał wszystko do raportu dziennego.
Zmęczenie i coraz słabszy wzrok sprawiły, że nie zauważył zniknięcia dwóch japońskich
karpi koi, których lśniąca łuska posiadała przedziwną właściwość niwelowania
działania propanololu, który był stosowany do wymazywania wspomnień badanych
okazów…
---
Przez
resztę dnia staraliśmy się zachowywać tak jak mieliśmy w zwyczaju. Byliśmy
jednak czujni i wypatrywaliśmy wszelkich niewyjaśnionych zjawisk i dźwięków,
które wcześniej uważaliśmy za stosunkowo normalne. Baliśmy się na razie wrócić
nad wodospad, był najbardziej strzeżony i nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy ile
szczęścia mieliśmy poprzedniego dnia. W trakcie polowania z Karą i Malfoyem,
próbowałem go delikatnie wypytać, czy niektóre z zachodzących tu zjawisk były
dla niego całkowicie normalne. Basior jednak całkowicie zbywał moje pytania tak
jak miał to w zwyczaju. Postanowiłem sobie, że następny dzień spędzę z
Kortezem, który na pewno chętnie odpowie na zadane przeze mnie pytania. Zauważyłem
też, że Kara ma problem z ukrywaniem swoich uczuć. Malfoy kilka razy pytał się
jej czy dobrze się czuję. Nie dziwiłem się mu, w końcu jej zwyczajowa pozytywność
i energia nagle gdzieś wyparowały. Dzień minął nam wyjątkowo szybko, Kara była
cicha i zamyślona. Czekałem na moment gdy znajdziemy się w mojej jaskini, żeby móc
z nią porozmawiać sam na sam. Ona jednak zniknęła w połowie drogi na moją
plażę.
CDN
Od Tiski - 7 trening siły
Całe moje ciało było pokryte elektrodami. Mnóstwo kabelków przesyłało każdy mój ruch do olbrzymiego pudła stojącego obok, migającego jakimś nieznośnym światełkiem. Ludzie wokół mnie, cali opatuleni w białe skafandry, kręcili się i ciągle coś poprawiali. Na grzbiecie miałam nałożone szelki z doczepioną liną, prowadzącą do bloków z jakimiś znaczkami, których nie mogłam zrozumieć.
- Zobaczmy, ile udźwignie. Daj na start 100 - rozległ się głos.
Usłyszałam przeszywające stuknięcia, następnie piszczenie i podłoga pode mną zaczynała się cofać. Zaczęłam iść, ale linka z tyłu zaczęła stawiać opór. Spięłam się bardziej i po chwili czułam się dość swobodnie. Ludzie zatrzymali bieżnię, zmienili coś w blokach, hałasem męcząc moje wilcze uszy i puścili ją dalej. Ciężar był większy, ale wciąż mogłam w miarę równomiernie iść. Sekwencja powtarzała się jeszcze kilka razy i już po kilkunastu minutach czułam zmęczenie w łapach. Mężczyzna siedzący przy komputerze w końcu dał znak, by mnie odpięli. Przenieśli do mojej kwatery i pozwolili spać. Czując każdy mięsień mojego ciała, natychmiast zasnęłam.
Konkurs na najlepszy lineart (szkic) szczenięcia!
chociaż pewnie wszyscy już wszystko wiedzą, w tym poście ujrzycie uporządkowane sprawy organizacyjne naszego nowego konkursu na najlepszy lineart szczenięcia.
Od Tiski CD Szkła - "Inna droga"
W moim umyśle nie zagościła nawet najdrobniejsza racjonalna myśl. Piękna, długonoga, żwawa sarna przemykała zgrabnie między drzewami. Zorientowawszy się, że w obecności są dwa drapieżniki, natychmiast próbowała odszukać wyjście. Zazwyczaj zatrzymałabym się na chwilę, z zastanowieniem, czy to w porządku atakować zwierzynę, gdy nie ma szans na ucieczkę. Tym razem jednak instynkty były znacznie silniejsze. Zostawiając Magnusa za sobą, popędziłam za zwierzyną, czując efekty wszystkich poprzednich treningów. Hala okazała się większa, niż z początku myślałam, sarna miała dużo miejsca do manewrów, a ja niestety, nie byłam tak zwinna, jak ona. Przeskakiwałam przez powalone drzewa (lub ich atrapy) i starałam się wyrobić na zakrętach. Kiedy myślałam, że nie jestem już w stanie jej dogonić, zatrzymała się nagle, rozpaczliwie rozglądając się na boki. Kątem oka zobaczyłam ciemnego basiora, który gestem zachęcił mnie, bym dokończyła sprawę. Z przyjemnością rzuciłam się na ofiarę, czując w gardle już dawno zapomniany smak świeżej krwi. Mój towarzysz sprawnie przystąpił do dzielenia mięsa, choć szło mu to całkiem inaczej bez odpowiednich narzędzi. Razem stwierdziliśmy, że nie ma co szukać przypraw i zjemy na surowo. Przez jakiś czas w powietrzu rozlegało się ciche mlaskanie przeżuwanej sarny.
- Zdecydowanie lepsze to niż karma – zauważyłam. Basior oblizał pysk i kiwnął głową. W tym momencie zauważyłam, że szczerzę się jak wilk na wódkę, ale Magnus nie okazywał równie dobrego nastroju. Widać było, że bardzo martwi się o Karę. Rozumiałam jego obawy, ale tak naprawdę nikt z nas nie może nic z tym zrobić. Chciałam zwrócić jego myśli na radośniejsze tory. Wstałam więc gwałtownie, przeciągnęłam się i zagaiłam:
- Wiesz, że ćwiczyłam ostatnio?
- Ja też – mruknął.
- Ale założę się, że jestem silniejsza od ciebie. - basior odwrócił głowę, zmierzył mnie od łap do głów i prychnął lekceważąco. Mogłabym przyrzec, że w kąciku jego pyska zagościł pewien uśmiech. Następnie zrobiłam coś, czego nie robiłam od dobrych kilku lat. Zawarczałam, zapraszając na zapasy. Na pysku wilka odmalowało się głębokie zdziwienie, widziałam, jak waha się jeszcze moment, a potem zawtórował podobnym tonem.
Zderzyliśmy się w powietrzu z półwyskoku. Masa basiora, wyższa od mojej zepchnęła nas na moją stronę. Wylądowałam na boku, po czym błyskawicznie odszukałam pion już gotowa na atak przeciwnika. Odepchnęłam go najmocniej, jak się da, starając się zaangażować wszystkie kończyny. Choć trwało to kilka przewrotów w końcu zaczęłam czuć pewną przewagę. Na zmianę to ktoś przytrzymywał łapy przy ziemi, to ktoś się wyrywał. Akcji wtórowały ciche szczeknięcia. Tak bardzo podobne do tych, które słyszałam podczas bójek z rodzeństwem za szczenięcych lat. Wiedziona adrenaliną, nareszcie przygwoździłam wszystkie jego łapy swoimi kończynami, tak że nie miał już sił się wyrwać. Stałam nad nim zdyszana, spoglądając w jego czerwone oczy. Nie było w nich śladu dumy, cierpienia czy żalu - tylko zaciekawienie. Czułam, że tak samo, jak ja patrzyłam na niego, tak on bada moje błękitne tęczówki. Mówią, że oczy są zwierciadłami duszy, ale to nie do końca prawda. Zwierciadłem duszy jest rozmowa. Po tym, co słyszałam od niego dzisiejszego dnia, wiedziałam kogo mam przed sobą. W jego źrenicach dostrzegałam teraz przeżyte historie, ale tylko do tych, do których sam dał mi dostęp. Jeszcze zanim naturalna nieśmiałość, czy chociażby rozum, powstrzymały mnie, nachyliłam się i polizałam go po pysku. W tle słyszałam krople deszczu uderzające w ściany hangaru.
- - -
Centrala…
Pokój 314…
Godzina 24.47…
- Zostajesz jeszcze Steve?
Mężczyzna w fartuchu kiwnął tylko potakująco swojemu współpracownikowi. Ten, zamknął za sobą potężne drzwi, zostawiając pomieszczenie niemal puste. Starszy naukowiec, choć poświęcił badaniom całe swoje życie, pracował raczej dla idei stworzenia najnowocześniejszej broni na całym globie, niż dla zysku. Dziś mijała pięćdziesiąta rocznica jego wejścia do branży. Od pół wieku badał i eksperymentował, by zapisać się w encyklopediach w każdym liczącym się kraju. Teraz był już blisko, więc tym bardziej nie darzył sympatią nikogo, kto mógłby być dla niego konkurencją. Od jakiegoś czasu, zostawał po nocach w pracowni, by nie dać się prześcignąć. Czasem zdawało mu się, że był już za stary na sen. Nie mógł stracić ani chwili, bo nie wiedział, ile mu jeszcze zostało. Odszedł od komputera z monitoringiem i zaświecił lampę nad częścią laboratoryjną. Na zewnątrz panowała gwałtowna burza, a krople ulewy było słychać w całej bazie. Usiadł na małym stołku, jednocześnie wyćwiczonym ruchem zakładając ochronne rękawiczki i przysunął się do probówek po kolei oznaczonych numerem osobnika, datą pobrania i zawartością. Gdy wziął jedną do ręki, nagle światło nad stołem zamigotało kilka razy, po czym wraz z całą elektrycznością w sektorze zgasło, zostawiając tylko czerwone lampki systemu przeciwpożarowego.
- Cholera – syknął mężczyzna. Odłożył probówkę, sięgnął do szuflady pod stołem i wyciągnął latarkę. Wiedząc, że jest sam, poszedł do bezpieczników, klnąc pod nosem na stratę czasu. Otwierając panel, zaklął ponownie, czując swąd przepalonych piorunem kabli. Schylił się, żeby włączyć agregat i jak najszybciej powrócił do swojej pracy.
Na szalce Petriego w gęstej substancji widniały dwie okrągłe, żywe komórki. Zaletą mikroskopów było to, że tak złożone struktury można było zobaczyć niezależnie od wady wzroku, co trzymało Steve’a na stanowisku. Mimo podeszłego wieku ręce nie drżały, gdy strzykawką nakłuwał każdy z obiektów, rozpoczynając nową erę badań militarno-genetycznych. Kolejny piorun trzasnął, odłączając pokój 487 – ten, w którym narodowi agenci specjalni nadzorowali stanowiska naukowe.
Nagrywanie wstrzymane…
Plik usunięty...
<Magnus?>
Od Szkła CD Magnusa – „Inna Droga”
< Tiska? >
sobota, 26 września 2020
Od Magnusa CD Kary – „Inna Droga”
Odseparowali mnie i Tiskę już kilka dni temu. Od tego czasu jedyne co robiłem to spałem, jadłem i piłem. Przenieśli mnie do przyciemnionego pomieszczenia, w który światło nie wypalało już gałek ocznych. Dostawałem trzy posiłki dziennie i dziwnie mętną wodę, po której czułem się dziwnie lepiej. Po pierwszym takim posiłku byłem w stanie już wstać o własnych siłach. Nie byłem pewny skąd się wzięła ta przedziwna zmiana, ale nie mogłem przecież narzekać, że nastąpiła. Po mniej więcej tygodniu regenerowania sił i bezczynności nastąpiła kolejna zmiana. Wypuścili mnie w sztucznie stworzony las, niebywale podobny do tego na terenach watahy. Kolejną niespodzianką była Tiska. Przy naszym ostatnim spotkaniu, nie miałem wystarczająco dużo siły bo dokładnie się jej przyjrzeć. Szukałem wtedy ran i oznak tortur, a gdy ich nie odnalazłem, wróciłem do odpoczywania po badaniach. Teraz gdy byłem w pełni sił, mogłem przyjrzeć się uważniej. W jej oczach było mniej pozytywnego nastawienia niż zwykle, uśmiech miała delikatny i jakby blady. Wyglądała na silną i zdrową, ale jednocześnie jakby… wyblakłą? Podszedłem do szarej wadery i spojrzałem jej w oczy. Niebieska tafla lśniła, nie byłem jednak pewny czy z emocji czy od łez. Chciałem tak dużo jej powiedzieć, ale nic w tym momencie nie miałoby sensu. Zrobiłem więc coś innego. Zbliżyłem się do Tiski jeszcze bardziej i otarłem swój pysk o jej. Po tym geście, czekałem na jej reakcję. Wadera nie odsunęła się, odwzajemniła otarcie i westchnęła cicho. Odsunąłem się po paru chwilach, żeby zobaczyć uśmiech a pysku Tiski. Zrobiło się trochę niezręcznie, okazywanie uczuć zwykle nie było moją mocną stroną, a przynajmniej od ostatniego… „związku”.
- Przejdziemy się? – spytałem, a wadera skinęła głową. Zaczęliśmy rozmawiać i zwiedzać nowe miejsce. Dawno nie czułem się obok kogoś tak swobodnie. Nie licząc Kary oczywiście. Tiska znała mnie już coraz lepiej, mieliśmy gorsze i lepsze momenty, ale mimo wszystko nadal była obok. Jej spojrzenie przyciągało mnie do niej niczym magnez. Na początku bałem się tego, przez połowę swojego życia wystrzegałem się takich uczuć jak ognia z obawy o późniejszy ból po stracie. Czy jednak nie jest to wszystko warte, nawet tego bólu? Nie chciałem jednak wystraszyć wadery nagłą zmianą postawy. Przez resztę dnia rozmawialiśmy o tym co się dzieję i dlaczego. Dużo wniosków mogliśmy wysnuć po przeprowadzanych na nas badaniach. Tiska od początku była traktowana ulgowo, u mnie zmienili zachowanie w trakcie jakby nagle stwierdzili, że bardziej im się przydam żywy i sprawny.
- Patrz! – krzyknęła Tiska. Na halę wbiegła sarna. Była zdezorientowana i wystraszona, ale po zobaczeniu trawy i zieleni jej serce zaczęło się uspokajać. Zobaczyłem ekscytację w oczach towarzyszącej mi wadery. No cóż, chyba czas się szykować na polowanie…
< Szkło? My tu sobie odpoczywamy, a jak tam Twoje przygotowania? >