Ocknął się na zimnych skałach, pokrytych miękkim, mokrym od górskiego powietrza mchem. Naturalna poduszka ugniatała się pod jego łapami, gdy podnosił się na nogi, wypuszczając z siebie część nagromadzonej wody. Całe futro znajdujące się na spodzie wilka było wilgotne, nasiąknięte chłodną cieczą, przez co nie spełniało tak dobrze swojej ochronnej funkcji.
Szkoda, że nie ma tu Pakiego. On by mnie ogrzał.
– Teraz o nim myślisz?
Yir potrząsnął otrzeźwiająco głową. Faktycznie, teraz o nim myślał? Dlaczego? Przecież pomiędzy nimi pojawiał się coraz większy dystans, przez ostatnie kilka dni zaledwie minęli się parę razy. Zupełnie jakby dla siebie nie istnieli.
Tęsknisz za nim.
– Oczywiście, że tęsknię. Jest wszystkim, o czym myślę.
Na pewno?
Basior wykonał kilka ciężkich kroków. Ziemia usuwała się spod niego, jedynie niektóre kamienie były stabilne i bezpieczne. Musiał uważać, żeby się nie poślizgnąć i nie spaść. Powoli był coraz bliżej. Powoli coraz lepiej wiedział, że mu się uda. Dla Paketenshiki.
– Tak. Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz