Gdy zobaczył to czarno-białe futro, cały ból naderwanych mięśni skrzydła nagle zniknął. Poczuł się gotów do działania. Poczuł się gotów do ucieczki.
Nie obchodziły go słowa Flory. Chciał się stąd wydostać, jak najszybciej, jak najprędzej. Nie chciał już tu być. Mogło mu tak zależeć na Domino, ale za cholerę nie chciał brać udziału w tych uczuciach. To nie był on, powtarzał sobie w głowie. On się tak nie zachowywał. Jemu zależało tylko na wzniesieniu.
Wrócił więc do swoich ćwiczeń pomimo zaleceń medyka i machał skrzydłami dalej. Tym razem miał maść przeciwbólową, więc nie przejmował się efektami ubocznymi swojej roboty. Liczyły się dla niego tylko i wyłącznie wyniki, choćby to skrzydło miało się oderwać. Chociaż może lepiej nie, bo wtedy nie wróci do domu.
Pomyślał znowu o Domino. Gdyby ta anielska istota się zgodziła, mógłby ją wziąć ze sobą. Jego rodzinna wataha na pewno by się zgodziła, widząc jaka ta wadera jest piękna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz