poniedziałek, 11 października 2021

Od Delty - "Niespokojne Ścieżki Losu - Coraz bliżej celu" cz. 9

     Wiecie czym dokładnie jest smutek? Pewnie wiecie. Każdy wie i każdy go odczuwa. I pomimo, że to tak naturalna reakcja na pewne wydarzenia w życiu to i tak nikt nie rozumie dlaczego się pojawia. Po co w ogóle są emocje, skoro jedyne co nam dają to świadomość ich nagłych zmian i bezsensu naszego miernego zdania pośród setek innych. No właśnie, bo wszystko się zmienia, a niepotrzebnie. Dla małego Delty wszystko mogłoby zostać na miejscu, zawsze takie samo. Jednak krajobraz z każdym jego krokiem piął się wyżej i stromiej w górę. Drzewa zmieniały liście na igły aby w oddali znikać i zamieniać się w karłowate wspomnienia samych siebie. Mały wilczek doświadczał teraz tego stanu ciągłej mieszanki uczuć tak męczącej dla małego ciała i rozwijającego się umysłu. Bał się i na przemian smucił. Płakał do nieba i cieszył się do swojego odbicia w kałuży nie do końca wiedząc skąd pojawia się u niego tyle emocji i czy po prostu nie mogłyby już przestać się tak w nim kotłować. Jakby mógł wypluć je i nie czuć już nigdy to by właśnie zrobił. Jednak nie umiał. Jego empatyczna strona wykształtowana za czasów jego obecności w swojej drogiej watasze, wcale nie tak dawnej i oddalonej od czasu w którym był teraz, przeszkadzała mu w prowadzeniu normalnej podróży. Chociaż czy tą podróż można było nazwać normalną? Małe szczenię w wielkim świecie, samo, z zabójstwem na kącie, ze świadomością że straciło wszystko i nie ma nic poza własnym życiem, które i tak ciężko było utrzymać będąc kompletnie bezbronnym. Czy to było sprawiedliwe postanowienie od losu, czy może ktoś tam wysoko zwyczajnie stroił sobie żarty i zaszedł nieco za daleko?

    Delta odetchnął. Był zmęczony. Odszedł od jeziorka idąc wzdłuż rzeczki na już dobre 3 dni. Trzy dni a jednak słowa jakie ubodły jego duszę nawiedzały go dalej. Chciał od nich uciec jednak zawisły nad jego szyją jak gilotyna, błyszcząc swoim ostrzem, gotowa do upadku na niewinny kark. Dlatego może też malucha prześladowało tyle emocji, których nie chciał czuć. Usiadł sobie przy brzegu rzeki. Jego odbicie w niej było niewyraźne, gdyż woda lecąc w dół zboczy była szybka i pomimo, że już stanowczo zwęziła swoje ramy, nadal pędziła nieokiełznanie. Kilka niezrozumiałych słów uciekło z pyska Delty jakby niekontrolowana modlitwa o zakończenie tej męki na świecie, o odrobinę radości i spokoju, o odpoczynek i brak koszmarów sennych, o zachowanie normalności, o siebie i życie. Jednak na co komu modlitwy skoro niewiadomo czy tam w górze ktokolwiek nad nami czuwa. Dlatego też szczenię wstało. Noc zbliżała się nieubłaganie nakrywając na okolice płaszczyk częściowego mroku, tak więc należało znaleźć kawałek schronienia, a o jaskinie i nory nie było ciężko. Dlatego kiedy tylko Delta znalazł sporą jaskinię bez zawahania i wcześniejszego przemyślenia swojej akcji wszedł do niej. Nie zawęszył, ani się nie rozejrzał. Był na to zbyt wymęczony, zarówno wędrówką pod górę jak i ciągłymi wahaniami emocji. Zawinięty w małą granatową kuleczkę leżał pod ścianą.
Jego sen był spokojny w miarę. Niezaburzony przynajmniej, gdyż o spokoju w jego wnętrzu powiedzieć się nie dało. Koszmary i wspomnienia mieszały się ze sobą tworząc nieprzyjemną mieszankę

Podszedł pod górę i zadarł głowę. Coś w jego sercu, którego nie miał mówiło mu, że w końcu znajdzie czego potrzebuje. Gdzieś tam. Gdzieś tam… Jednak kiedy już miał postawić swoje łapska dalej i podążyć za intuicją rozejrzał się. Noc panowała wokoło, głęboka, ciemna i taka jakaś… znajoma. Jakby próbowała mu przypomnieć parę wspomnień. W końcu jedyne co miał to pamiętne imię : Delta. Bez wyglądu, bez sensu. Jednak panujący wokoło mrok zdawał się mu przypominać pewien odcień. Słowo które kojarzyło mu się blisko z imieniem. Kolor! Tylko  jaki? I czemu akurat teraz? Przysiadł sobie pod drzewa spoglądając w nicość i myśląc nad tym wszystkim.

    Delta obudził się nagle i niespodziewanie kiedy coś dmuchnęło ciepłym powietrzem prosto w jego kark. Usiadł prawie natychmiast odwracając głowę w przerażeniu. Wszedł do czyjegoś domu? Zginie? Przeżyje? Podkulił ogon i w końcu odważył się spojrzeć na właściciela oddechu. Przed nim stała góra, przynajmniej tak wyglądało to z jego perspektywy, sierści o kolorze błota pomieszana z jaśniejszymi kolorami kory. Szczenię pisnęło wbijając się mocniej w skalną ścianę jakby chcąc się z nią zlać, a jego oczy zaszły łzami przerażenia. Niedźwiedź! Stał przed nim najzwyczajniejszy w świecie niedźwiedź. Ogromny o kłach ostrych jak brzytwy, o pazurach tnących skały, to przynajmniej opowiadano mu kiedy był mniejszy. Ha! Mniejszy, dobre sobie. Kiedy jeszcze miał rodzinę, będzie lepszym określeniem. W każdym razie miał słuszny powód do obaw.
    -Spokojnie maluchu. – potwór Mia zaskakująco łagodny ton i przyjemny dla ucha głos, jednak nawet to nie było w stanie uspokoić rozszalałego serca Delty. Mimo wszystko niedźwiedzica, sądząc po barwie głosu, była od niego wiele razy większa i z łatwością mogłaby go zabić jednym ruchem łapy. – Nic ci nie zrobię. – zacmokała, a Delta jedynie przytaknął kilkoma szybkimi ruchami głowy próbując nie wpaść w histerię.
    -Mama? I kto to?- do szczenięcych uszu dotarł jeszcze jeden głos, dziecięcy, także nieco przestraszony.
    -Nikt kto mógłby nas skrzywdzić.
    -Czyli to jednak nie wąż? – mniejsza kupka sierści wyszła zza samicy, jednak pamiętajmy, że nadal rozmawiamy o niedźwiedziach, co oznacza tyle, że dziecko to urodziło się zapewne zimą i w porównaniu do nieco starszego Delty ich wielkość już różniła ich znacznie. Jakby to wam rozjaśnić… wilcze szczenię było około 3 razy mniejsze i tak z 5 razy słabsze.
    -Nie skarbie. To szczeniątko jak ty. – odpowiedziała mu matka sięgając do Delty swoją łapą. Granatowy wilk zastygł szykując się na śmierć jednak został jedynie przygarnięty bliżej samicy i jej synka i delikatnie uniesiony na wielkiej łapie. Jego własne kończyny straciły grunt pod nogami jednak strach dalej nie dawał mu się poruszyć czy bronić.
    -Hymm, ale się nie rusza. Na pewno żyje? – zielone oczy młodego niedźwiadka zajrzały w te dwukolorowe basiora.
    -Tak skarbie. Na pewno żyje. Tylko się boi. Spójrz jaki jest mały. - samica matczynym ruchem przygarnęła do siebie także synka i ułożyła Deltę przy sobie. – Pewnie marznie tak sam przy kamiennej ścianie.
    -Będzie spał dzisiaj z nami! To nie zmarznie!- A wilczek jedynie leżał posłusznie bojąc się, że jeśli ucieknie zabiją go, chociaż… czy to nie byłoby lepsze niż jego aktualna wegetacja na tym świecie?

    Jego oczy zamknęły się niekontrolowanie między otaczającym go ciepły futrem i przyjemnym zapachem lasu i rzeki. Strach w końcu ustąpił zmęczeniu, co dało mu wolną rękę na rozluźnienie zmęczonych mięśni do reszty, tym razem w dużo przyjemniejszym dla szczenięcia środowisku. Sen został przerwany dopiero późnym porankiem kiedy mama niedźwiedź trąciła go pyskiem. Wtedy też mały Delta przypomniał sobie o całej sytuacji w jakiej się znajdował jednak zanim zdążył zareagować wylądowała przed nim ryba. Świeża, morka chociaż martwa, ale za to jak pachnąca. I uderzyło w basiora jak dawno nic nie jadł i jak bardzo miał ochotę nawet na coś tak miernego jak ryba. W końcu bądźmy szczerze, wilki nie łowią bez powodu. Jaki wilk preferuje jeść rybę ponad normalne mięso. Jednak teraz kiedy nie było nic lepszego  to wydawało się być posiłkiem zesłanym z niebios. Jednak Delta zastygł w bezruchu, gdyż jego serce mówiło uciekaj, a instynkt jedz. I co zrobić kiedy dwie tak potężne siły pragną dwóch różnych rzeczy?
    -Proszę. Zjedz to skarbie. Smacznego. – samica przesunęła rybę bliżej niego rozwiewając przy tym wszystkie wątpliwości. Po chwili już łuski chrupały między jego zębami kiedy przełykał miękkie mięso razem z ościami. Zlizywał chłodną krew ze swoich łap i pyska z wielkim apetytem i w ten sposób zniknęły aż dwie ryby. Dwie duże ryby. I Delta zreflektował się, że po pierwsze chyba nie ma się czego obawiać, a po drugie instynkty odsunęły na bok jego kulturę osobistą wpojoną przez Neo.
    -Dziękuję- szepnął schylając głowę aby potem spojrzeć na samicę.
    -Nie ma problemu skarbie. Głodnych nakarmić, spragnionych napoić jak mawiała moja matka. Taka niedźwiedzia tradycja. -
    -Myhymm.. Mama łowi najlepsze ryby!- zamruczał odbiegając od tematu mały samiec, który jeszcze pożerał swoją porcję.
    -Mam na imię Kine, a to mój syn Otawa – samica usiadła przy nich spokojnie. – A ty maluchu? No i najważniejsze… skąd się tu wziąłeś? Gdzie twoi rodzice?
I w ten sposób Delta jakimś cudem wylał z siebie wszystkie emocje, płacząc, krzycząc i przeżywając całą opowieść minionych tygodni i miesięcy. Wyrzucając z siebie cały żal, bo w końcu znalazł kogoś kto słuchał i jak on czuł, że los jest względem niego niesprawiedliwy.

    -Oj Delto, mój biedny maluszku. – Kine przytuliła go do swojego ciepłego futra, a on przyjął to z radością. Najesz się i napijesz. Odpoczniesz w bezpiecznym miejscu. Ah… nie znam niestety żadnych wilków w okolicach, chociaż kiedyś gdzieś była jakaś sfora. – westchnęła ciężko po chwili. Jednak słowo sfora zawisło w pamięci najmniejszego z tej trójki. Sfora. Sfora. Zamknął oczy z zastanowieniem. Może to jest już koniec jego udręki?

    Dwa dni. Tyle zdążył przespać w spokoju. CO więcej przemiła Kine i Otawa udzielili mu parę lekcji łowienia ryb, więc tam gdzie była woda, tam mógł się już najeść. Co prawda były to sztuki niewielkie i niezbyt sycące, jednak urozmaicenie swojej diety o odrobinę mięsa przyświecało mu dobrze. Jednak chciał iść dalej. Podążać w świat z dala od jeziora, z dala od domu, z dala od wspomnień. Chociaż jak się okazuje było teraz w nich odrobinę więcej szczęścia.
Pomachał twj dwójce na dowidzenia ponownie. Przytulał ich już i machał wielokrotnie, jednak obie strony przywiązały się do siebie odrobinę i trochę za bardzo. Jednak czas było Delcie iść w drogę, dalej, dalej i dalej. A przed nim piął się pas gór, a co było za nim? Nikt nie wie. Przestępując krok za krokiem zostawił w tle swoich znajomych i dom.

    Zakołysał się na łapach kiedy jego kości mało co nie rozszczepiły się przy jednym ze skoków. CO prawda nie miałby problemu z przyłączeniem jej powrotem do ciała jednak wolał tego unikać. I tak wyglądał już wyjątkowo. Kości i odrobina magii. Czy da się wyglądać bardziej absurdalnie? Pewnie tak, jednak na ten moment nie to było ważne. A ważna była droga. Iść, iść! Noc i Delta. Noc i Delta! Gdyż kolor w jego głowie nadal był niewyraźny, a słowo go określające zanikło razem z pamięcią o samym sobie, którą chciał odzyskać. Znaleźć za wszelką cenę!

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz