Ważne: Fabuła
jest na bazie gry Among us, jednak nieco bardziej urzeczywistniona i głębsza,
statek natomiast jest jedynie luźno inspirowany, podobnie jak zadania na
statku. Proszę o zrozumienie, gdyż przepisanie gry kropka w kropkę byłoby
zwyczajnie… nudne :v
27. 08. 4568 Statek
załogi W
12:56
Almette zazgrzytała zębami z irytacją jednak zanim słowa
uciekły z jej pyska zdążyła ugryźć się w język. W końcu to ona była tą wiecznie
miłą i niewinną koleżanką na pokładzie. Dlatego spojrzała jedynie na Admirała z
politowaniem.
-No co? – spytał się jej jak kompletny idiota. Jego brązowa, bufiasta kamizelka
była założona niedokładnie, z nonszalancko rozpiętymi guzikami u piersi,
odsłaniając brudne już futro. Wadera westchnęła i uśmiechnęła się.
-Nic, nic.. po prostu…
-Delta powinien zbadać cię na głowę. Twoja głupota zaczyna być niepokojąca –
mruknęła wrednie i szczerze Nymeria, która schowana była między metalami
będącymi obudową do śmiercionośnej broni. – Jeszcze chwila a wpadniesz na ideę
strzelania do nas, a wtedy ujebałabym ci tą twoją główkę- mówiąc to łypnęła na
nich swoim groźnym okiem.
-Pff. DO was? Do was się nie opłaca strzelać! Kto wtedy zrobi obiad?
-A pro po obiadu! Ciekawe co Waf wymyśli tym razem? – zastanowiła się Almette
puszczając mimo uszu słowa współpracowniczki i żądający pochwał wzrok Admirała.
-Pewnie jak zwykle stworzy coś z niczego. Ja nie wiem jak on to robi. – Ciri
weszła przez drzwi do „zbrojowni” jak mniemali nazywać to między sobą.
-Prawda. Nie ma tu nic poza tą papką, dostarczaną przez tego snoba, Agresta, ale
ten gościu to kurwa. Za każdym razem smakuje inaczej! – Admirał od razu
wstrzelił się w temat mając zawsze coś do powiedzenia. Nie zawsze wartościowego
lub inteligentnego. Kremowa wadera poprawiła jedynie swoją pudrowo różową
bandanę i dosunęła suwak w swojej kamizelce.
-Oh.. Skarbeńku! Jak ty coś powiesz!- Ciri wydała z siebie dźwięk zachwytu tak
głośny, że zarówno Almette jaki i Nymeria postanowiły się ulotnić. Ta
ciemniejsza zatrzasnęła jeszcze metalową klapę pod bronią.
-Powinna już działać. – otarła odrobinę brudu z łap chustką którą miała zawsze
przy sobie. Tą samą chusteczką chwilę potem Almette przecierała jej żółtą
kurteczkę na ramieniu. –Ah. Przeklęte kombinezony. – mruknęła wiecznie
niezadowolona wadera dziękując jeszcze serce. W końcu kochanej Almette nie dało
się traktować wrednie, kiedy wykonywała te swoje urocze gesty. Sekundy potem
obie wymaszerowały z pomieszczenia zostawiając tę dwójkę sam na sam, co pewnie
skończy się liczeniem liści berberysu na służbie. Almetka westchnęła ciężko.
Minęło już prawie 5 lat od kiedy zostali wysłani w kosmos na tym gruchocie, jak
mniemała pieszczotliwie nazywać statko-stację kosmiczną.
Ale pewnie spytacie się o co dokładnie chodzi? Nic ciężkiego do wytłumaczenia.
Przed 5 laty ruszyła kampania poznawania wszechświata i w kosmos został wysłany
statek kosmiczny, przez wilki przezwany WSC. Dlaczego WSC? Gdyż załoga dostała
niezbyt kreatywną nazwę W, a sama misja została okrzyknięta SC kiedy ich
pierwszą misją okazało się wylądowanie na pseudo planecie o tej dźwięcznej
nazwie. Od tamtego czasu jednak minęło już wiele lat, a misja nie przestała
trwać. Załoga co rusz natrafiała na nowe planety karłowate, komety zagrażające
ziemi, czy ostatnimi czasy nawet piękną, nową pełnoprawną planetę. Każdy w
załodze miał swoje zadania i był odpowiednio wytrenowany, a ich ciała
przyozdabiały różnokolorowe kamizelki, kurtki czy bluzy. Taki otóż dresscode.
Najważniejszymi osobami na statku jednak była Espoir, Nymeria i właśnie
Alemtte, gdyż to właśnie ta trójka wader odpowiadała za najistotniejsze
elementy tej układanki. Espoir kierowała tym potężnym gruchotem, Nymeria
cierpliwie naprawiała wszystko co się w nim zepsuło (i dodatkowo trzymała
Admirała w pionie!), a Serka? Serduszko tego statku zajmowało się porządkiem w
najważniejszej części tego przedsięwzięcia. Generator, tlen oraz silniki. Jako
jedyna wiedziała co dokładnie zrobić w razie awarii, znała wszystkie kody i
hasła dostępu, stanowiła serduszko nie tylko optymizmu i radości w ciągu tych 5
lat, ale także załogi. Jednak mówiąc najważniejsze wcale nie ma się na myśli,
że reszta jest zupełnie nieistotna. Nie, nie. Każdy miał na statku swoje
istotne zadanie jakie musiał wykonać, czy to było sprzątanie i gotowanie czy
operowanie bronią.
Kremowa wadera przystanęła sobie na chwilę obok jednego z pokoi widząc w środku
śmiejącego się Rubida z Wayfarerem. Ten widok rzucił na jej własny pysk szeroki
i jasny uśmiech. Aż miło się patrzyło, że pomimo 5 lat nieustannego widywania
tych samych twarzy napięcie potrafiło
spaść do niemal zera. Mimo wszystko sama niekiedy miała dość tych debili,
jednak takie momenty jak tan napawały ją pewnością, że nie chciałaby być na
statku z nikim innym niż oni. Odeszła w chwilę potem powolnym krokiem. Nymeria
wkroczyła do sypialni, pewnie położyć się na chwilę, gdyż była na nogach całą
noc z powodu awarii elektryki. Połowa statku została odcięta od prądu, który
potrzebny był do obsługiwania broni, która (nawet pomimo bycia sterowaną przez
tego ćwoka Admirała) była niezwykle potrzebna. Do czego spytanie? A widzicie,
statek jako potężna maszyna w jeszcze potężniejszej próżni nie jest zbyt
zwrotny i aby unikać kolizji, ową bronią zestrzeliwuje się lub zmienia
trajektorię lotu komet na drodze promu.
Serka wkroczyła do gabinetu lekarskiego. Delta właśnie ostrożnie przelewał i
układał próbki pobrane z roślin na niedawno spotkanej planecie, wokół której
właśnie się kręcili, chcąc jeszcze parę razy na niej wylądować.
-Oh! Witaj maleńka. – uśmiechnął się do niej nie odrywając wzroku od swojej
pracy. Maleńka. Typowa „ksywka” używana na statku właśnie dla niej.
-Hej Delta! – przeszła obok niego machając delikatnie ogonem. Przyszła tu tylko
właściwie zajrzeć na wskaźnik tlenu w pomieszczeniu i dostosowanie jego
poziomu, gdyż to właśnie u medyka był on najlepiej widoczny i dostępny.
Zastukała ostrożnie w szkiełko zaglądając na nie z uwagą. Poziom wydawał się
być odpowiedni, a ilość tlenu w butlach miała jeszcze na oko, tydzień lub dwa
zapasu. Serka uśmiechnęła się szerzej kiedy granatowy wilk ułożył jej w ręce
kartkę.
-Zanieś to proszę do Espo albo Ciri. Niech prześlą to do bazy i zapiszą w
plikach. Parę próbek udało się już zidentyfikować. – powiedział czochrając jej
włosy, do czego mus8iał wysoko unieść łapę. Almette przytaknęła i wziąwszy
świstek papieru ruszyła w kierunku „centrum dowodzenia”, które składało się ze
sterowni, gdzie przesiadywała białą wadera o niebieskich oczach oraz
administracji, skąd wysyłane i odbierane były pliki przez kapitankę lub
zabujaną w Admirale waderę. Obie na pewno będą wiedziały co poczynić z tym
kawałkiem informacji jaki im niosła kremówka. Wchodząc do pomieszczenia zastałą
jedynie odwieszoną czerwoną kamizelkę i siedzącą za sterami Espo.
-Mam papierek od Delty. – zakomunikowała zdradzając też swoją obecność.
-Oh. Na to czekałyśmy! – wadera pościła stery ustawiając autopilota i z łagodnym uśmiechem podeszła do serki
odbierając skrawek papieru z niewyraźnymi zapiskami. – Hah. Jak zwykle. Mówiłam
mu wielokrotnie żeby przestał pisać jak medyk, bo nikt się z tego nie rozczyta.
Eh. Przynajmniej jest lepiej niż ostatnio- zaśmiała się właścicielka
niebieskiej kamizelki. Młodsza jedynie zaśmiała się z tego komentarza, bo
prawdą było, że Delta nie był najlepszym pisarzem, ale przecież to też nie była
do końca jego działka. Po prostu Agrest nie przydzielił im nikogo na kim mógłby
polegać w kwestii notowania istotnych wyników badań na kosmicznych produktach.
Almette westchnęła i chwilę potem zmierzała do ich kafeterii gdyż to właśnie
tam za kilka minut miał zostać wydany obied, wykonany przez zdolne łapska
Wayfarera.
22:47
Rubid wkroczył do damskich sypialni dość niepodziewanie. Nymeria
powoli już przysypiała w swoim posłaniu na dolnej pryczy, a Espo szykowała się
do snu. Ich kamizelki już wisiały na haczykach, gotowe do spoczynku
-Nie ma Ciri? – spytał nieco zaskoczony.
-Jesteś idiotą czy idiotą? – Nymeria rzuciła łypiąc na niego spod byka. Obudził
ją swoim głośnym sapaniem, a śpiąca Nymeria to zła Nymeria.
-Idiotą najwyraźniej. – basior przewrócił oczyma i sapnął niezadowolony.
Irytowała go czasami ta kobieta.
-Ciri przejęła ster żebym mogła się wyspać. – powiedziała spokojnie Espo
wyraźnie zmęczona. Tego dnia nieustannie stała przy sterach, skupiona do granic
wytrzymałości gdyż lecieli przez „cmentarzysko” skał i śmieci krążących przy
planecie. Teraz wisieli w próżni bez ruchu, więc mogła wreszcie wypocząć.
-Ah. No tak. Logiczne. – Rubid zmarszczył nos. – W takim razie… widział ktoś
Almette?
-Pewnie robi wieczorny przegląd reaktora. – Nymeria mruknęła już w półśnie. Zna
doskonale rutyny swojej znajomej. Wieczorem przed snem robiła obchód aby potem
powtórzyć go koło 3 nad ranem i potem kiedy wstają wszyscy „ze świtem”.
-Ah. Dobra. Idę jej poszukać.
-Może być też u Delty sprawdzać tlen, albo zaglądać na stan silników. – Espo
ostrzegła go kładąc się w swojej pościeli.
Rubid jedynie szepnął podziękowania i tym razem ostrożniej zamknął
drzwi. Bądźmy szczerzy, po prostu bał się obudzić Nymerię po raz drugi. Ta
przerażająca wizja spowodowała, że prze chwilę jakbym nie był sobą. Czyli nikogo nie ma w składach. Ruszył
od razu w kierunku swojego nowego celu. Musiał dopilnować aby Admirał i Ciri
pozostali na swoich pozycjach, a Almette dotarła do sypialni. Potem tylko
pozostawała kwestia Magnusa. Może schowam
się w kablach w pokoju z elektryką? Zależało mu na miejscu gdzie nikt nie
pomyśli żeby go szukać. Ale najpierw kremóweczka.
Minął reaktor i jego pomieszczenie było zamknięte na 4 spusty. Nikogo tam
najwidoczniej nie było. Plamiasty basior przeklął cicho pod nosem ten fakt.
Teraz będzie usiał szlajać się poi całym tym wielkim statku w poszukiwaniu
jednej małej zagubionej duszyczki, od której i tak w końcu nie bardo cokolwiek
chciał. Właściwie spytać się tylko z ciekawości o stan silników, gdyż sam od
czasu do czasu musiał na nie zajrzeć i ostatnimi czasy wydały mu się
podejrzane. Z opuszczonym ogonem i zirytowanym wyrazem pyska porzucił plany
poszukiwania serki i zamiast tego starał się zlokalizować resztę. Admirał jak
zawsze czuwał, zaskakująco dobrze nad bronią.
-Wiesz, że możesz sobie przysnąć? Jesteśmy już poza cmentarzyskiem.
-Wiem. Ale jeszcze nie czuję się śpiący. – odpowiedział młody syn wrony. Rubid
jedynie przytaknął nie pytając o nic więcej. Nie to nie.
Ciri siedziała w administracji zerkając co jakiś czas w wielkie szyby za sobą. Stery
były ustawione na autopilota dzięki czemu nie musiała sama sterować w tę noc,
która zapowiadała się być długa i monotonna. Dlatego sprzątała i porządkowała
dokumenty ukrywając przy tym rysunki swojego ukochanego i adorowanego Admirała
jakie wykonała na skrawkach nieużytych lub niepotrzebnych już dłużej kartek.
Ale Rubida nie to obchodziło.
-Potrzebujesz czegoś?- wadera nawet nie uniosła na niego wzroku.
-Długa noc się zapowiada co?- oparł się o ramę automatycznego wejścia. Teraz
samica zmierzyła go swoimi czerwonymi ślepiami.
-Tak? Czego chcesz Ru?- skróciła jego imię. Widać było jak jej wywraca swoimi
słodkimi oczkami.
-Może chcesz aby ktoś dotrzymał ci towarzystwa? Wiesz… zabawił się z tobą?-
puścił jej oczko i wyszczerzył się. Ciri westchnęła ciężko kręcąc głową.
-Jedyna osoba jaka może się mną zabawiać to Admirał. A teraz won!.
Przeszkadzasz mi w pracy.- machnęła łapą chcąc pozbyć się tego namolnego
problemu jakim był nakrapiany wilk. Basior jedynie wzruszył ramionami i wyszedł
z progu pozwalając drzwiom zamknąć się i odciąć go od koleżanki.
Delta znajdował się w gabinecie medycznym prawie przysypiając na siedząco.
-Oh. Witaj!- przywitał się dobrą chwilę po tym jak jego współpracownik wszedł
do środka przecierając oczy zaraz po tym.
-Nie idziesz spać?- spytał się.
-Dosłownie za chwilkę. Muszę jeszcze odebrać dane w tych próbówek. Tak może… 10
minut jeszcze. – mniejszy basior spojrzał na zegarek uporczywie wyświetlający
jeszcze 10: 09 i zmniejszający się z każdą sekundą. Oboje uśmiechnęli się.
-Zatem nie będę przeszkadzał. Dobranoc.- kiwnął mu głową. Delta na pewno
pójdzie spać zaraz po wykonaniu swojej pracy. Taki zmęczony raczej nie powinien
myśleć o spacerach! Czyż nie?
Magnus okazał się spać twardym snem w swoim łóżku, a obok niego spokojnie pomrukiwał
kucharzyna i śpiewak, Wayfarer.
Rubid odetchnął więc głęboko. Miał kompletnie wolną rękę. Przynajmniej jeśli po
drodze nie spotka Almetki. Ona właściwie teraz była jego utrudnieniem, gdyż
sprawdzając stan wszystkich butli, silników i silniczków oraz temu podobnych
obchodziła cały statek. Jego łapy skierowały go więc w kierunku „elektryka”.
Idąc jednym z długich korytarzy i przechodząc przez mostek spostrzegł właśnie
ją. Niosła w pysku skrzynkę z narzędziami idąc kawałek przed nim, żwawym
krokiem i zamiatając ściany statku swoim ogonem. Musiała znaleźć jakąś usterkę.
Rubid szybkim krokiem i kilkoma skokami znalazł się obok. Jej błękitne oczy
zmierzyły go ciekawsko.
-Hej. Usterka?- przytaknęła na jego pytanie.
-Silnik. – mruknęła przez zaciśnięte na rączce zęby.
-Pomóc ci?- spytał. Próbował być miły. Jego sprawa mogła poczekać, bo w sumie
bez silnika to nic z tego nie wyjdzie.
-Nie trzeba. Do rana powinien śmigać jak nowy!- zakomunikowała z uśmiechem
lśniącym niczym gwiazdy.
-Do rana? Chwila… jak poważna jest ta usterka? – przystanął na chwilę. Ona
poczyniła to samo.
-Niewielka. – pokręciła głową. – Ale głęboko. Jest ciężko dostępna, więc
wszystko trzeba zrobić spokojnie, a w nocy obudzę Nymerię, niech podłączy
powrotem prąd, bo go odłączyłam. – mruknęła odkładając na chwilę narzędzia i
poprawiając swoją ulubioną bandankę.
-No tak. A Ciri wie?
-Wie. Komputer już jej pewnie pokazał komunikat, poza tym wysłałam jej
wiadomość. – samica podrapała się po tyle głowy zmieszana. Nie chciała sprawiać
problemów tak późno, ale ta usterka wymagała naprawienia, dopóki jeszcze była
nic nieznacząca, gdyż mogła spowodować awarię całego silnika, a tym samym
utratę jednego z większych zasilaczy.
-Rozumiem. Powodzenia więc. Jakbyś mnie potrzebowałą będę jeszcze zamiatał elektryka.
Ostatnio zaniedbałem to miejsce, bo Nymeria w nim pracowała i nie chciałem
mieszać kabli. Teraz jak już nie ma ich
na ziemi mogę pozamiatać. – machnął jej i odszedł, a już po chwili znikał w
drzwiach z szerokim, nieco szyderczym uśmiechem, którego NIKt nie mógł
dostrzec. Był sam. Idealnie.
28. 08. 4568 Baza
misji SC
08:16
Agrest pospiesznym krokiem wpadł do pomieszczenia. Mała i
zagracona przestrzeń powitała go zapachem starych kartek i książek. Zapach
który uwielbiał. W łapie trzymał właśnie kopię przesłaną ze statku WSC. Badania
nad nową planetą nazwaną dźwięcznie Kawka, od jej pięknego, ciemnego koloru
atmosfery, na której tańcowały plamy jasnego brązu , niczym mleko w kawie.
Takie przynajmniej skojarzenie miała Ciri, która otrzymała zaszczyt wybrania
nazwy.
Usiadł sobie przy swoim biureczku zasypanym kartotekami i dokumentami, które
zrzucił jednym ruchem łapy. Wszystko to uderzyło głucho o podłogę. Sześć
niewyraźnie zapisanych kartek zostało rozłożonych na drewnianym blacie, kiedy
otworzyły się drzwi. Agrest uniósł pysk.
-Oh. Jakiż tu bajzel. – Mundus przekroczył jeden z segregatorów, który zsunął
się z jakiejś kupy papierologii. Wilk jedynie wzruszył ramionami. – W każdym
razie. Jak się miewają? – skrzydlaty gość podszedł bliżej. Pod skrzydłem trzymał
cienką teczkę, szarawą jak on sam.
-Całkiem nieźle. Problem tylko, że wszyscy mają tyle roboty, że to Delta robi
notatki. – Agrest mruknął to po pierwszym spojrzeniu na zapiski, które miały w
sobie ten pospieszny i niedbały styl medyka.
-Oh. – tyle wybełkotał ptasi dziób zanim sam pochylił się nad kartkami. – A o
czym te zapiski?
-O Kawce. – powiedział beznamiętnie Agrest.
-Kawce?
-Tak. Tej nowej planecie, na którą wybrali się eskapadą ostatnio. Podobno ma
całkiem przyzwoitą atmosferę i… z… rz… j? - pazurem wskazał na niewyraźne słowo na
pożółkłym papierku.
-Zwierzęta? Rośliny? – próbował zgadnąć ptak dość szybko się poddając. Oboje
skrzywili się widząc, że tej katorgi czekają na nich jeszcze następne kartki. –
No cóż. Przynajmniej prowadzą badania.
-Tak. Chociaż tyle. A właśnie. Wiadomo co z Atsume? Czego ten drań znowu
chciał?- Agrest odłożył na bok makulaturę i swoją przyszłą lekturę.
-Ah. Nic poważnego. Jak zwykle ta sama gadka o zemście, wyrywaniu serca i
wysyłania własnej misji .- ptak wraz z wilkiem przewrócili oczyma
-On tą swoją misję wysyła już 4 lata i jakoś jej nie widać i nie słychać.
Dobrze, że to idiota i jeszcze nie wpadł na pomysł mieszania w mojej … naszej…
misji. – szarak zatrzepał warami na swoje własne słowa. Ciężko mu było przyznać
, ale Mundus miał też swój potężny wkład w to przedsięwzięcie.
-Tak. Chociaż w sumie trochę Ciężkowy było mu cokolwiek mieszać. Mamy dobrą
załogę. Wierną i zależną od nas. Tak długo jak będziemy ich szanować, tak długo
będą po naszej stronie. – ptak majtnął ogonem ze spokojem i ułożył teczuszkę
przed alfą.
-Co to?
-Kontrakt. Przetarg. Deal. Pieniądze. Jakkolwiek to nazwiesz wymaga to twojego
podpisu.
-Dla kogo pieniądze?
-Dla nas i naszego projektu.
-Od kogo?
-Prywatna firma pragnie wykupić sobie na rok hasło, WSC , kosmos dla SC,
drużyna W itp. Wraz z wizerunkami naszej kochanej załogi, na cały rok.
-Tooo znaczy?
-Będą z tego robić ubrania. Nic więcej. Mam zaraz rozmowę też o kontrakt na
kubki. – podróbka żurawia wskazała skrzydłem na drzwi. – Więc już się ulotnię.
Ty na spokojnie sobie to przeanalizuj.
W ten sposób świat na nowo zamilkł.
28. 08. 4568 Statek
załogi W
08:49
-Mam nieodparte wrażenie, że nie uda nam się tego zrobić. –
westchnęła Nhymeria ciągnąc czerwony kabel i przyglądając mu się uważnie.
Almette właśnie rozebrała kolejną część zabudowy silnika. Okazało się, że kiedy
kremówka dokopała się do rdzenia problemu znalazła kolejny, znacznie
poważniejszy, który mógł spowodować samozapłon. Pracowała nad tym z Nymerią już
od 4 nad ranem i żadna nie widziała końca. Silnik był już w większości w
częściach wokół nich. Elektronika została rozebrana na składni pierwotne,
najmniejsze jakie się dało. Statek wisiał, z jednym dużym silnikiem i dwoma
małymi. DO tego wszystkiego działały jedynie dwie turbiny, zatem powoli i
swobodnie dryfowali z dala od planety. Dotrą pewnie do niej ponownie, potem,
kiedy usterka zostanie naprawiona.
-Ja tam nie wiem jaki ciołek konstruował ten silnik. – Almette zirytowana
spojrzała na instrukcję obsługi dla zaawansowanych. Tam żadna część dla niej
nie miała sensu, jednak budowanie całego tego masywnego napędu po swojemu nie
wchodziło na razie w grę.
-Wiem. Mam to samo!- Nymeria kłapnęła zębami z niezadowoleniem. Jak w ogóle
można było tak popieprzyć coś tak prostego jak elektryka.
-Nie rozumiem tego!- Rubid wszedł przez drzwi. Jako że odrobinę się na tym znał
starał się pomóc swoim. Jednak składanie niektórych części razem nie miało dla
niego kompletnego sensu. – Przecież to się rozpadnie po roku jak to tak
poskładamy! – zamruczał niezadowolony mało nie potykając się o własne łapy i
leżące na ziemi metale.
-Wiem. Łączenie rdzenia i stawianie zaraz obok niego wywietrzników prosi się o
pożar. – Almette przetarła pysk. Cierpliwości.
-No właśnie. Do tego wszystkiego turbiny są podłączone w najmniej wartościowym
miejscu. Zużywają za dużo energii, pomimo, że podłączone tu – wskazał miejsce
na obrazku. -
-Oszczędzałyby energię na przyszłość. – dokończyli razem. Almette jedynie
westchnęła.
-Wiem. Wiem o tym. Byłabym w stanie go przerobić bez problemu na coś znacznie
bardziej efektywnego! W dodatku z odcinaniem zasilania w przypadku awarii.
Myślę, że nawet Nymka temu podoła! Ale …. Potrzebujemy silnika ASAP. – odparła
odrzucając metalową blachę na bok.
-Nie potrzebujemy. – w progu stawiła się Espo. – Włączyłam awaryjne. Kupiłam
nam dwa dni. Ile potrwa składanie silnika po waszemu? – jej pysk nie wnosił
sprzeciwu.
-Jeśli Rubid przejmie rozbieranie go na części to plan będę miała w 8 do 10
godzin. Potem to tylko kwestia złożenia tego w całość. – Almette sięgnęła po
chusteczkę ścierając czarny smar z łap.
-Rozumiem. W takim wypadku… WAY!- wydarła się kapitan. Nieszczęśnik pojawił się
sekundę później. – Przynieś maleńkiej parę kartek i coś do pisania i kręć się
tu niedaleko. Katering masz im dać pod nos. Muszą mieć siłę żeby skończyć ten
silnik w dwa dni ok.? – Espoir westchnęła ciężko wydając ten rozkaz. Ta
sytuacja zawisła cieniem nad nimi wszystkimi.
-Nie martw się ! – Almetka rozjaśniła swój pysk szerokim uśmiechem. – Poradzimy
sobie! W razie czego możemy zrobić coś zastępczego! Wiesz… Magnus pobiega na
bieżni. – zażartowała, co nieco podniosło ich na duchu, pomimo tych kapryśnie
zapowiadających się godzin. Zwłaszcza do ciężko pracującej trójki.
-Tak… powodzenia. – biały ogon samicy zniknął równie szybko jak ta pojawiła się
przy nich. Kremówka westchnęła i po chwili siedziała już w kartkach
przewracając długopisem między paluszkami i kręcąc głową zamyślona.
30. 08. 4568 Statek
załogi W
19:58
Almette westchnęła ciężko. Ostatnia blacha przylgnęła do swojego
miejsca ledwo padując do wymiarów. Jednak nikogo już to nie obchodziło. Śruby
zostały zakręcone, a silnik uruchomiony ten ostatni raz na próbę. Kiedy nic nie
zagrzmiało w jego wnętrzu, a statek radośnie podchwycił jego moc wszyscy odetchnęli
z ulgą. Oczy kremóweczki kleiły się niemiłosiernie, ale w końcu udało się im
zrobić wszystko w ciągu tych obiecanych dwóch dni. Kosztowała to ją co prawda
dwie noce snu i godziny męczarni, ale udało się im! Udało! Silnik chodził jak
nowiutki!
-Idźcie się położyć. – Espoir poklepałą dwie wadery po plecach. – Dzisiaj Rubid
porobi obchody, jako że niewiele wam pomagał. – mruknęła rzucając w kierunku
basiora nieprzyjazne spojrzenie.
- Dobrze!- Almette pomimo zmęczenie starała się zachować uśmiech. W końcu miałą
być milusia.
20:05
Almette usnęła tak szybko jak jej głowa dotknęła poduszki. Nymeria
postąpiła podobnie zrzucając z siebie jeszcze materiał żółtej bluzy. Milszej
samiczce nawet tego już nie chciało się zrobić. Komfortowa cisza i ciemność w
kabinie tylko umiliło im tą uroczą drzemkę.
30. 08. 4568 Miejsce
zwane Nigdzie
20:15
-Jak idzie? Mów!- głęboki głos odezwał się do małego mikrofonu, aż
ten zadrżał. Wyraźnie nakreślała się w nim nutka złości i niecierpliwości.
Błyszczące oko obserwowało jak na ekranie drugi rozmówca krzywi się nieco.
-Kiepsko. Musieliśmy naprawić usterkę i … nie było szansy.- wilk wahał się w
swojej odpowiedzi wiedząc, że jego mistrz nie będzie zadowolony z tej
informacji.
-Nie było szansy? Tak?! TO może sobie jakąś do cholery stwórz! Jedyne co masz
zrobić to nie dać się złapać! JASNE?- nie krzyczał. Oba wilki zdawały sobie
bowiem sprawę, że muszą działać po cichu, jednak mistrz upewnił się aby w swoim
tonie przekazać ukrywającą się wiadomość: Jeśli
ich nie zabijesz to ja zabiję ciebie.
-Tak jest… mistrzu.
31. 08. 4568 Statek
załogi W
09:38
-Ah. Almette! Podejdziesz! – Magnus zjawił sie z zasięgu jej
wzroku. Nie była w stanie odmówić, więc potulnie podbiegła radośnie się
uśmiechając. Wielki wilk jedynie westchnął, będąc wiecznie skrzywionym w
grymasie niezadowolenia. – Espoir powiedziała, że dostaliśmy nową dostawę butli
z tlenem. Gdzie ci je położyć? – mruknął cichutko.
-Ah. Najniższa połka w 2 rzędzie. Musze na nie potem zajrzeć, a i przy okazji…
zanieś jedną proszę do generatora. – poleciła mu otrzymując w odpowiedzi
jedynie skinienie głową. Wtedy też basior odwrócił się odchodząc.
-EH. On wiecznie chodzi taki przygnębiony. – Ciri zmarszczyła się stając obok
koleżanki.
-No cóż. Ważne że robi to co musi, nie to co ten parszywy leń. – Nymeria
grzebiąca coś w kablach na korytarzu rzuciła jednym ze swoich kluczy w kierunku
leżącego na złączeniu przejść Wayfarera. Ten dostał nim prosto w głowę budząc
się z przeciągłym jękiem. Dwa wilki zmierzyły się wzrokiem powarkując cicho i
mamrocząc coś pod nosem.
-Dobrze. Spokój już!- Almette machnęła łapą w ich kierunku. – Bo poucinam
ciśnienie w kabinach! – zagroziła z uśmiechem. Wszyscy wiedzieli że nie
zrobiłaby tego, jednak prawie walczące wilki powarczały jeszcze i rozeszły się.
Nymeria poszła … właściwie przed siebie, a Way zapewne zaszył się w swoim małym
królestwie: kuchni. Kremowa wadera westchnęła rzucając Ciri zrezygnowane
spojrzenie przyozdobione uśmieszkiem. Ta odwzajemniła grymas i tu właśnie
rozeszły się ich drogi. Młodsza z nich musiała w końcu wykonać swoje obowiązki,
podczas kiedy ta druga miała chwilową przerwę. Dlatego też Ciri poprawiła swoją
fryzurę na szybko i otrzepała futro upewniając się, że wszystko było takie
jakie powinno.
-Pa!- pożegnała się jeszcze z serką i ruszyła w dobrze znane każdemu miejsce. W
końcu dla nikogo nie była tajemnicą, że uda się w kierunku zbrojowni aby
popatrzeć na swojego crusha. Jeśli miała wolne to właśnie tam przesiadywała jej
kudłata dupka zamiatając ogonem powietrze i śliniąc się do Admirała.
Jej łapy powoli sunęły po metalowej podłodze kiedy dopracowywała swój styl
chodzenia, który musiał w końcu zadziałać na jej wymarzonego partnera. Jej
bioderka poruszały się mocno na boki w rytm kroków dodając temu wszystkiemu
nieco żartobliwego podejścia do tematu, czego oczywiście samica by nie
przyznała nawet przed sobą, a o czym doskonale wiedziała. Jednak to przyciągało
uwagę tego „idioty” jak miewała w zwyczaju nazywać ciemnego wilka Nymeria.
Dlatego właśnie to robiła. W końcu kiedyś jej starania zostaną docenione,
prawda?
-Fiu fiu.- ktoś zagwizdał sprawiając, że rozmarzony i skupiony psyk Ciri
skrzywił się z niezadowoleniu.
-Czego chcesz? – spytała zimno odwracając się.
-Oh… to nic wielkiego… Nie bierz tego do siebie ok!
12:09
-Oh. Jaka ta dostawa jest ogromna!- Almette zajrzała na leżące na
półkach butle. Jak się okazało jedna z nich nie wystarczyła.
-No cóż. – Magnus westchnął. Nadźwigał się tego paskudztwa tego dnia i już miał
dość.
-Przecież będę to przeglądała godzinami!- zaskomlała Almette łapiąc się za
głowę. – No dobra. To nie jest istotne. -
jej łapki zgranie odwróciły pierwszą butlę wskaźnikiem do góry. Kremówka
potem podniosła z ziemi kartkę. – Poziom… poprawny – naskrobała zaglądając na
zielony płyn za szklaną powłoczką.- Zabezpieczniea… nieuszkodzone- odnotowała
po pociągnięciu za kurki, kiedy te nie poruszyły się. – No to jeszcze tylko… 50
następnych . – skrzywiła się.
-No dobra. Powodzenia. Idę na obiad. – wielki basior powstał kierując się do
wyjścia.
-Paaa! – pomachała mu serka wracając do tego monotonnego zadania, które mimo
wszystko należało wykonać jeszcze tego dnia.
14:19
-Almette?- Espoir zajrzała do magazynu wtykając głowę przez drzwi.
-Tutaj!- zawołała wadera podnosząc głowę i zaglądając w kierunku swojej
koleżanki. – Coś się stało?- spytała widząc zmartwiony wyraz pyska kapitana.
-Tak. Nie mogę nigdzie znaleźć Ciri!- poskarżyła się białą samica przestępując
z łapy na łapę.
-Oh. Widziałam ją na korytarzu przy rozwidleniu. Wiesz Nymeria naprawiała
kable, znowu. Way spał. Pogadałyśmy chwilę i przyszłam tu.- streściła pomijając
zbędne szczegóły.
-Oh… Rozumiem.
-Sprawdzałaś w zbrojowni?
-Ha! Oczywiście. To pierwsze miejsce w jakie zajrzałam, ale nie ma po niej
żadnego śladu! Admirał nie widział jej od śniadania! – obie spojrzały na siebie
nieco zagubione. Żadna nie miała lepszego pomysłu. W końcu gdzie jeszcze mogła
być ta samiczka? Pracę miała u boku Espoir, ukochanego przy broni, ewentualnie
siedziała w jadalni albo sypialniach. Jednak z dalszych słów Espo wynikało, że
i tam jej nie było.
-Nie mam pojęcia. Skończę to i też jej poszukam. – Almette wskazała na kartkę.
Miała jeszcze parę butli do przejrzenia.
-Dziękuję. – i jej towarzyszka zniknęła za drzwiami, a kremowa wadera powróciła
w pośpiechu do swojego zadania, chcąc jak najszybciej znaleźć zagubioną
przyjaciółkę.
22:34
-I nikt jej do tej pory nie widział? – Espoir załamana położyła
głowę na stole. – Nasz statek jest wyzamykany na 1000 spustów i do tego w
kosmosie. Nie mogła sobie po prostu uciec!
-A kapsuły ratunkowe? – Rubid mruknął układając papierki z kupki na kupkę. Na
ten moment to on został zaciągnięty do roboty Ciri. W końcu on na tym statku
tylko sprzątał, więc mógł to odłożyć na potem. Papiery same się nie
posegregują.
-Są wszystkie 4. W środku też nie ma nikogo. – odezwała się Nymeria. – Zresztą,
Espo od razu by o tym wiedziała! Trochę niemożliwe półgłówku, żeby przeoczyła
wielkie, czerwone migające światło.
-Ey! Nie półgłówku. Dobrze wiesz, że A. nigdy nie operowałem statkiem i B. na
tym gruchocie to wszystko psuje się z sekundy na sekundę. I dobrze to wiesz, bo
latasz nieustannie to naprawiać. – wytknął jej zaciskając zęby.
-Spokój. – Espo westchnęła ciężko. – Ona musi gdzieś być. Nie rozpłynęła się
przecież w powietrzu. Rubid. Keidy ostatnio wyrzucałeś śmieci?
-Emm.. .Jakoś tak z dwa dni temu, a co?- odpowiedział, a wadera wklepała coś w
komputer, jakby chcąc poszukać nieprawdy w jego słowach.
-Zgadza się. Czyli nie mogła wypaść w próżnię wraz z naszymi resztkami.-
mruknęła jakby nieco niezadowolona. W sumie wygodnie byłoby gdyby ten problem
rozwiązał się od razu. Chociaż jednocześnie szkoda jeśli właśnie w taki sposób.
-Może prześpijmy się z tym? Może ma zły dzień i chciała pobyć sama i wyjdzie
jutro.- Wayfarer przewrócił oczyma mówiąc to. Najwidoczniej chciał się już
zwyczajnie położyć do łóżka.
-Spać… Ty tylko ciągle śpisz. – odgryzła się Nymeria rzucając mu piorunujące
spojrzenie.
-Spokój. – Espoir znowu uciszyła kłótnie. – Jakkolwiek bym się nie zgadzała z
słowami Waya, nie widzę innego rozwiązania. Szukaliśmy już chyba wszędzie. –
wszyscy westchnęli ciężko. – Rubid. Przyjdź też rano, w razie gdyby Ciri
pojawienie się zajęło dłużej niż powinno.
Rozeszli się po tych słowach do swoich kabin.
01. 09. 4568 Statek
załogi W
03:15
Almette przecierając oczy
szła przez delikatnie ciemniejsze niż zwykle korytarze. Światło słoneczne
znikało za planetą kiedy dryfowali do niej coraz dalej, więc paliły się lampy
sufitowe. Jednak mimo to panował niejaki półmrok. Nieco to zaskoczyło serkę, jednak
nie miała na co narzekać prawda? Prawda. Jej nocny obchód powoli sunął do
przodu. Poziomy tlenu się zgadzały, generator pracował jakby był świeżo z
fabryki, a małe silniki nie maiły skazy. Jedynie jeden z większych mechanizmów,
nie tem który przerabiali, a ten drugi, rzęził nieco. Dlatego wadera była
zmuszona wydobyć klucz i odkręcić śrubki trzymające metalową obudowę w miejscu.
Podejrzewała, że problem mógł znajdować się na wierzchu. Oba silniki w końcu
miały dwie śruby, które notorycznie się luzowały, a potem cały mechanizm
brzmiał jakby miał za sekundy wybuchnąć. Dlatego otwierając silnik nie
spodziewała się zastać znacznie innego i dużo bardziej niespodziewanego widoku.
Przerażona rzuciła metalem i wyskoczyła z pomieszczenia, jakby goniły ją duchy.
Najbliżej miała do sypialni gdzie wpadła
z rozbiegu potykając się o kostiumy załogi i wpadając w ścianę, która z głuchym
brzęczeniem zadrżała pod jej ciężarem. Długo nie leżała na ziemi. Światło
zapaliła w mgnieniu oka doskakując do Nymerii, gdyż Espoir już otwierała oczy
zdezorientowana. Serka wskoczyła towarzyszce na łóżko i zrzuciła ją z niego.
Bele rozbudzić ją jak najszybciej. I się udało. Oburzona samica podniosła się
mierząc ją morderczym wzrokiem,. Szybko jednak opanowała się widząc jak rozbiegane
i załzawione są oczka kremówki.
-Co się stało? – pierwsza zadała pytanie Espoir schodząc z łóżka. Ta jeszcze
nie widziała roztrzęsionej serki i jedynie ziewnęła. – Rozbijamy się o coś w
końcu?
-N…n…nie! – Almette skoczyła jak najdalej umiała lądując niezdarnie przed
drzwiami. – Ale… chyba wiem… wiem gdzie jest… Ciri…- mruknęła spoglądając na
towarzyszki, które nie powiedziawszy nic poszły za nią.
Stojąc przed drzwiami do pomieszczenia z silnikiem spojrzały na serkę.
-Szukałam już tu. Nikogo nie było. – Nymeria zawahała się.
-Oj uwierz mi. Nie byłabyś w stanie jej dostrzec, nawet z latarką. – Almette
przełknęła ślinę i weszła. Blaha od silnika leżała tak jak była, jednak siła
powietrza obracanego we wnętrzu maszyny wyrzuciła na ściany i podłogę czerwoną
ciecz, brudząc wszystko. Do tego z daleka widać było także kłębki sierści.
Jasnej i ciemnej, w kropki i o zgrozo…
delikatnie czerwoną tęczówkę w luźno leżącej gałce ocznej. Almette z
odruchu cofnęła się chowając za silniejszą i groźniejszą Nymerią, która jedynie
w osłupieniu patrzyła na ten obrazek.
-Ale… Ale… Ale… Jak? Co?- Espoir zamurowało. Zacięła się powtarzając w koło te
same pytania.
-Almette. Zawołaj wszystkich do administracji, ale… tak już. I przyjrzyj się
kogo oprócz nas nie ma w łóżkach. – poleciła Nymeria. Ten widok może odrobinę
ją poruszył i zaskoczył, ale nie pozwoliła sobie na stracenie zimnej krwi.
Serka przytaknęła nadal roztrzęsiona.
03:23
Wszyscy siedzieli wokół stołu, przy którym rozstali się ostatnio.
Almette nieco milcząca, bez uśmiechu. Jej twarz spowijała aura przerażenia i
strachu. Espoir nadal pogrążona w zaskoczeniu oraz swoich rozmyślaniach. I
Nymeria, której pysk zaciskał się w grymasie furii. Wszystkie jej kły
powodowały, że śpiąca do tej pory atmosfera rozbudziła się nagle.
-C…coś się stało?- odezwał się po chwili ciszy Delta. Jego sierść nadal
wystawała na wszystkie strony świata. Widać było, że został wyrwany z łóżka.
-Stało się. Znaleźliśmy Ciri. – odpowiedziała właścicielka żółtej bluzy, która
teraz przewiązana była u jej pasa.
-Oh… To dobrze w takim razie. – medyk uśmiechnął się delikatnie, jakby nie
wyłapując tej smutnej nutki pośród całego tego wkurwienia.
-Dobrze i niedobrze. – przemówiła w końcu kapitan.
-Co macie na myśli?- Rubid przetarł oczy.
-Dobrze, że się znalazła, gorzej że martwa. – to zmyło wszelkie złudzenia wraz
z uśmiechem Delty.
-Oh. Wybacz.- przeprosił od razu wiedząc, że uśmiechy w takim momencie nie są
odpowiednią reakcją. Wszyscy zamilkli zaraz potem.
-Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale… to nie było samobójstwo. – Nymeria
mruknęła dobitnym tonem mierząc wszystkich zebranych piorunującym spojrzeniem.
-Domyślam się.
-Jak to?- na raz wydukali kolejno Delta i Admirał. Basiory spojrzały po sobie.
-Proszę cię półgłówku- granatowy wilk spojrzął na niego. – Jakby to było
samobójstwo nie wyrywali by nas z łóżka wszystkich. CO najwyżej mnie, żebym
określił czas zgonu. – medyk westchnął ciężko kręcąc głową.
-W… W sumie logiczne. – Admirał przyznał i znowu zapadła cisza.
-Co teraz? Mamy obcego na statku?- odezwał się Magnus. On gotowy był walczyć na
śmierć i życie z osobą, która skrzywdziła Ciri, aby nikt więcej nie musiał
ginąć. Nawet jeśli wydawał się być wiecznie znudzony lub niezadowolony, kochał
swoich przyjaciół, tego ciołka Rubida i Admirała też.
-Niewykluczone, aczkolwiek obawiam się, że to jednak nie będzie osoba z
zewnątrz.- Espoir wbiła wzrok w ścianę nad drzwiami. Cisza zawisłą nad
wszystkimi niczym ostrze gilotyny, gotowe do opadnięcia na świeżo rozbudzone
karki.
-A… gdzie ją… znalazłyście?- w końcu odezwął się Delta.
-Znalazła ją Almette na swoim nocnym obchodzie. W jednym z silników.- Nymeria
zastukała w zamyśleniu pazurem w stół.
-W silniku?- Rubid wydał się być mocno zaskoczony.- Ale… że w sensie… jak?
-W takim sensie, że została tam wrzucona, przed zabiciem, albo już po. Delta…
później na to spojrzy i nam powie…?- Espo wytłumaczyła rzucając
pytanio-stwierdzeniem w medyka, który przytaknął.
-Nie jestem specem, ale zrobię co umiem.
-CO za chora akcja. – skomentował Admirał.
-Bardzo. – W końcu odezwała się i serka.
-To… co teraz zrobimy? – Rubid dopytał. To dalej było niejasne, a atmosfera
zaufania znikała z każdą sekundą.
-To stało się wczoraj. Na pewno… między 9m, a 10. Przynajmniej wtedy ją
ostatnio widziałyśmy z Nymerią. – wyjaśniła Almette, a elektryczna od razu
podłapała trop.
-Wasze alibi.- zażądała. – Po kolei
-Przenosiłem dostawę tlenu – Magnus uniósł łapę.
-Prawda. Mogę potwierdzić. W końcu musiałam ją przejrzeć.- Almette poparła jego
słowa od razu.
-Spałem. Wstałem około 12- Rubid wzruszył ramionami.
-Nom… Spał twardo jak wychodziłem.- powiedział Wayfarer. – A ja pospałem na
rozwidleniu, dostałem kluczem w głowę od Nymerii i poszedłem do kuchni
przygotować obiad.- wzruszył ramionami.
-Delta?
-Ciężko zgadnąć? Nadal mam mnóstwo próbek do zbadania, nawet po przeciągnięciu
wczoraj do 1 w nocy.- mruknął. Ciężki los jedynej zdolnej do tego osoby.
-W…W sumie racja. Robisz to nieustannie od dobrego tygodnia. – Espoir przetarła
pysk. – To tak. Ja … prowadziłam, potem jadłam, a potem odrobinę szukałam Ciri
i… prowadziłam.
-Myhym… - Nymeria przytaknęła. – Almette domyślam się, że sprawdzała butle –
trzy osoby przytaknęły. – A ja koniec końców wylądowałam w elektrycznym napra…
-Naprawiając światła w kuchni. Potwierdzam. Wyrzuciło je jak zaczynałem
gotować… – Way przerwał jej.
-Admirał? – wszyscy spojrzeli na tego nieszczęśnika.
-Siedziałem w broni. Jak zwykle. W dodatku dzisiaj miałem tłoczny dzień.
Zestrzeliłem sporo kamieni.
-Zapisy. Sprawdzimy potem, a teraz… No cóż. Załóżmy, że rzeczywiście na statku
mamy intruza…- Nymeria warknęła niezadowolona. Dlaczego to nie mogło zakończyć
się już teraz.
-Właśnie! TRZEBA WYŁĄĆZYĆ SILNIK!- Espo zerwała się z siedzenia tak szybko, że
Almette i Admirał podskoczyli z zaskoczenia.
-Logiczne…- westchnął Delta
10:45
-I co? – Espoir stanęła obok Delty. Ciało Ciri, a raczej to co po
nim zostało leżało na materiale, oczywiście na ziemi. Medyk nie śmiał położyć
tego na jedynej, do tego białej kozetce.
-Ciężko powiedzieć. Wiem jedynie, że była już martwa kiedy została porzucona w
silniku. – westchnął ciężko spoglądając na krwistą masę mięsa i sierści. Do
tego ta jedna, jedyna gałka oczna leżała po środku tego wszystkiego spoglądając
na nich z mętnym blaskiem, jakby zza światów. Aż się smutno robiło obojgu
obecnym w gabinecie.
-Rozumiem.
-A Agrest… Już wie?
-Wie. Mają nam przysłać silnik, ponieważ ten jak się domyślasz nie jest zdatny
do użytku. - oboje zamilkli.
-Jak myślisz… kto to zrobił? – Delta szepnął jakby nie chcąc mówić głośno. W
końcu komu można ufać teraz, kiedy nawet swoje własne słowa brzmiały wrogo.
-Nie mam pojęcia. Wszystkie wersje się ze sobą pokrywają, a jedynie… Rubid i
Admirał mają takie sobie alibi. Jednak nie można wykluczyć, że to będzie wina
intruza.
-No tak. – cisza. Ponownie. Zapadła. Jedynie gdzieś w tle maszyny bełkotały
swoje słowa we własny języku. Boję się. Ale
oboje nie mówili tego na głos, pomimo korcącej ochoty. Należało milczeć. W
końcu komu można teraz ufać?
12:19
-Skończone!- zawołała z ulgą Almette z naciąganym i nieco
sztucznym uśmiechem. Nie mogła rozstać się z myślą ,że już nigdy nie zobaczy
swojej przyjaciółki.
-Co za ulga. – Nymeria rzuciła swój klucz w tył, a ten odbił się od metalowej
podłogi robiąc hałasu, Silnik zaburczał kiedy uruchomiły go w sekundy potem.
Nowe, lśniące urządzenie zupełnie nie pasowało do tego mrocznego i przedziwnego
zdarzenia. Nikt nie był w stanie przestać myśleć i wnioskować o tym nawet na
chwilę. Na najmniejszą minutkę. Dręczyło ich to niczym chmura ciemnego dymu,
duszącego i wrzynającego się w płuca niczym gwoździe, drapiąc i szarpiąc, ąz do
utraty tchu. Bo co jeśli ten KTOSIEK zaatakuje ponownie? Kto będzie następny?
-Chodźmy coś zjeść.- zaproponowała Nymeria widząc jak jej towarzyszka odlatuje
myślami w przeszłość.
-Tak. To dobry pomysł…
08. 09. 4568 Statek
załogi W
19:34
-Uspokoiło się. – Espoir opadłą na krzesło widząc jak próżnia
przed nią przestaje być zapełnione przeróżnymi kamieniami. – Admirał zrobił
dobrą robotę. – przyznała rzucając okiem na Rubida.
-Pewnie. Skoro tak uważasz. – machnął łapą lekceważąco zanurzając się dalej w
kartkach i klepiąc niezręcznie w literki na klawiaturze. Nie znosił swojej
nowej pracy. Już wolał zamiatać i myć tego gruchota niż męczyć się z tą całą
kartoteką zapisków. Normalnie układałby tylko segregatory, ale śmierć Ciri
posadziła go na jej miejscu. Uważał się przez to za nieszczęśnika, został
bowiem zmuszony do skupiania się na tym co robi, a to bardzo męczące! No i
niesprawiedliwe! Agrest powinien był przysłać kogoś na miejsce wadery.
-Eh. Spokojnie. Już niedługo, a wrócisz do mopowania podłóg i ścierania kurzy.
Agrest obiecał nam nowego członka załogi.
-Tsa. Niedługo. Znając życie zdążę się nauczyć tego wszystkiego, zestarzeć i
umrzeć zanim kogoś wyśle. – Rubid odpowiedział bez wahania, a kapitan zamilkła.
W końcu oboje wiedzieli, że to szczera i bolesna prawda.
-Kolacja!- Almette wpadła przez drzwi. Była już nieco bardziej sobą niż w kilku
ostatnich dniach. Chyba po prostu doszła do wniosku, że nie ma sensu żyć
przeszłością.
-Oh! To już? – Espo mruknęła spoglądając w ciemną i nienaruszoną pustkę przed
sobą.
-Tak. Przynieść wam ją tutaj?- zaproponowała serka.
-Jeśli możesz. Nadal nieco obawiam się zostawić stery na autopilocie. Ledwo
parę minut temu opuściliśmy pierścień ten planety. Jakieś przeszkody nadal mogą
znaleźć się na naszej drodze, a zgaduję, że Admirał poszedł zjeść przy stole
razem z wami.
-Tak… Zaraz wam przyniosę.
-Jej. Ja zaraz przyjdę. Potrzebuję chwili przerwy. – westchnął jedyny samiec w
pomieszczeniu.
-Dobrze!
23:46
-Dobranoc.- Almette skuliła się na swoim posłaniu.
-Dobranoc. – Espoir poszła w jej ślady. – A ty … Nymka dokąd idziesz?
Obie uniosły głowy. Ta noc była spokojna i chicha, jak każda inna.
-Naprawić ogrzewanie.- mruknęła przecierając zaspane oczy – Magnus skarżył się
przed chwilą, że nasza „lodówka” się ociepla i coś jest nie tak. Więc to akurat
trzeba naprawić od razu. W końcu jest tam zapas jedzenia i kilka rzeczy które
potrzebują być trzymane w stabilnym chłodzie.
-Powodzenia. – szepnęła jeszcze serka kiedy drzwi się powoli zamykały.
-Dzięki. Śpijcie dobrze. –
09. 09. 4568 Statek
załogi W
06:14
Wayfarer powolnym i zaspanym tempem wszedł do tego co potocznie
nazywali lodówką. Było to zimne pomieszczenie podzielone na dwa mniejsze. W
jednym trzymali jedzenie i rzeczy takie jak specjalne komory ozonowe czy
helowe, a w drugim było na tyle zimno że utrzymywało to przedmioty w lodzie.
Zatem była to bardziej lodówko-zamrażarka. Przeszedł obok rzędów
popodwieszanych pod sufitem komór kierując się w stronę półek z jedzeniem.
Kiedy jednak zbliżył się do jego nosa dotarł nieprzyjemny zapach schłodzonej
krwi, a widok pozrzucanych pakunków z jedzeniem zaskoczył go. W końcu wszystko
miał zawsze ładnie poukładane na półeczkach, a teraz to „wszystko” leżało na
jednej wielkiej kupie. Way nieco zirytowany chwycił jedno z opakowań odrzucając
je na bok. CO jest grane? Złość
wezbrała w nim z każdą sekundą jaką patrzył na to pobojowisko części jego
małego królestwa.
-Bezczelni!- warknął nie do końca wiedząc kogo ma na myśli. Jednak nie było
czasu na namyślanie się. Należało zacząć robić śniadanie. Way westchnął, a
chmurka pary uciekła wraz z oddechem. Pochwycił to po co przyszedł. Obiecał im
na śniadanie smak taki jak z samej ziemi, do tego w francuskim stylu, zatem
musiał się spieszyć. Jednak zabierając opakowanie zaburzył i tak znikomą
równowagę stosu, który zsunął się nieco.
-WTF?! – rudawy basior upuścił jedzenie i cofnął się o dwa kroki
zdezorientowany. Łapa. Ciemno brązowa łapa wystawała spod tego nieładu. Dopiero
po chwili namysłu zaczął przerzucać kupę na boki, rozgrzebując ją. I koniec
końców znalazł to czego się bał, że może znaleźć. Admirał.
- Ah ty ciołku!- mruknął. Chciało się
wyjadać w nocy przekąski co? – warknął zirytowany. Teraz musiał nie tylko
zrobić obiad, ale też zatargać delikwenta do Delty na leczenie i poinformować o
tym Espoir, co znaczyło dwie rzeczy. Po pierwsze wtargnięcie do sypialni albo
czekanie do 7, czyli kolejną godzinę. I po drugie spóźni się ze śniadaniem, a
nienajedzeni kamraci to wredne suki.
06:20
-Gdzie tyś go znalazł? Czemu on jest taki zimny?- Delta spojrzał
na delikwenta zaskoczony.
-A ja wiem. Pewnie próbował podjadać w nocy z lodówki, nie wiesz. Tam leżał pod
kupą pudełek.
-Ale… lodówka nie jest przypadkiem zamknięta… prawie zawsze?- Delta zawahał się
kiedy kładli basiora na kozetce.
-Nie. Wczoraj Nymeria naprawiała ogrzewanie, bo umarło i musiałem zostawić ją
otwartą aby mogła swobodnie chodzić do pomieszczenia obok i z powrotem. –
Wytłumaczył Way, a Delcie tyle wystarczyło. To było w sumie logiczne…
-To powodzenia! Ja idę robić śniadanie!- i Delta został sam z zastygłym w
jednej pozycji Admirałem.
-Oj ty nieszczęśniku. – szepnął jeszcze medyk zanim zabrał się za badania…
07:12
-Ale… Czekaj, że co?- Espoir przystanęła z wrażenia. Nie chciała
dowierzać słowom Delty, ale jednak coś podpowiadało jej, że medyk nie kłamie. –
Admirał… nie żyje? Jesteś pewien?
-Tak. – brak wahania w głosie Delty tylko utwierdził białą waderę w
przekonaniu, że coś znowu zaczyna mącić spokój na ich statku.
-Ale… co się stało?!- mało się nie wydarła. Ten stres zaczynał ją męczyć,
zresztą jak wszystkich. – Kto?!
-Nie mam pojęcia. Way przytargł go rano, ponieważ znalazł go pod kupą pudełek z
jedzeniem w lodówce.
-Ale lodówka jest wyzamykana na 10 spustów cały czas.- Espo pokręciła głową od
razu zrzucając podejrzenia na kucharzynę.
-Nymeria naprawiała ogrzewanie, czyż nie?
-Oh. No tak… To … ma sens..- kapitan pacnęła się w czoło. – Byłam zaspana, ale
rzeczywiście mówiła nam coś o tym jak wychodziła wczoraj. Wiec dlatego Way
zostawił to wszystko otwarte. TO znaczy, że co? Zamarzł na śmierć? Jebnął się w
głowę jak półgłówek i umarł z wykrwawienia?
-Obawiam się, że to żadne z tych. Znaczy… Jest w nim rana mechaniczna, która
przypomina coś w rodzaju noża… i to była rana śmiertelna zadana w serce. Co
znaczy tyle, że umarł albo zabity, ale sam się zabił… A całą ta kupa była tylko
mizerną próbą zatuszowania sprawy. – Delta westchnął ciężko. Nic, a nic się nie
łączyło w całość.
-Dobra… koniec ze śniadaniem. Zwołaj wszystkich do admina!- Espoir wstała i
poszła swoją drogą zostawiając zamyślonego Deltę z rozkazem. Ten tylko uniósł
swoje oczka i westchnął przeciągle. Dlaczego ktoś uparł się akurat na nich?
07:26
Cisza. Tylko to było słyszalne w sali. Wszyscy siedzieli sztywno
przy stole czekając aż ktokolwiek się odezwie. Jednak nikt tego nie robił przez
długą chwilę. Wszyscy tylko tempo wpatrywali się w nieco zakurzony blat
czekając na wieści, rozkazy i opis zdarzenia z powodu, którego zostali tutaj
wezwani. Bo w końcu takie zebrania były niezwykle istotne i nie zwoływało się
ich bez powodu. Do tego wszystkiego martwiąca była mina Espoir, zastygła w
złości i konsternacji jednocześnie.
-Cholera. Ten głąb się znowu spóźnia. –warknęła w końcu Nymeria patrząc na
puste miejsce Admirała.- Gdzie ten półgłówek?
-Martwy. – odpowiedź kapitan sprawiła, że wszyscy zastygli i powoli unieśli
głowy.
-W… w sensie, że co?- Rubid skrzywił się nie do końca rejestrując słowa
towarzyszki.
-To co słyszeliście. Martwy. Way znalazł go dzisiaj rano martwego w lodówce.
-A lodówka nie jest…
-Nie. Nie była zamknięta, bo Nymeria naprawiała ogrzewanie- sapnął zirytowany
Way. Już tyle razy przetoczyli się przez te słowa w swoich rozmowach, że robiły
się powoli nudne.
-Pomińmy przypuszczenia. Alibi. – zażądała twardo wadera. Jej oczy zmierzyły
wszystkich po kolei.
-Podejrzewasz, że to ktoś z nas?- Delta
zamyślił się.
-Nie zaprzeczę, chociaż dalej nie możemy wykluczyć istoty z zewnątrz.-
odpowiedziała po chwili namysłu. – Dlatego chcę wasze alibi.
-No cóż. Późno było jak naprawiałam ogrzewanie i tego debila tam jeszcze nie
było. – Nymeria wzruszyła ramionami.
-Jednocześnie nie mamy pewności, że to nie ty. – Almette wyszeptała cicho.- Nie
to że ci coś zarzucam! Po prostu… -
-Rozumiem maleńka. Macie wyłącznie moje słowo, że tego nie zrobiłam. Ale tego
nie zrobiłam. – odpowiedziała pewnie nosicielka żółtego koloru.
-Myhymm… Dalej. Way.
-Spałem. Wstałem wcześnie i polazłem robić wam żarcie.- mruknął poprawiając
swój kapelusz.
-Ja kręciłem się do około 3 po statku i sprzątałem. – Rubid westchnął.
-Więc to mogłeś być też ty. – Delta mruknął. – Ja byłem w łóżku od 24. –
pospiesznie się wytłumaczył widząc wściekłe spojrzenie Rubida i to ponaglające
Espo.
-Spałem, po powiedzeniu Nymerii, koło 22 o lodówce. – mruknął Mangus.
-Ja spałam, a potem o 3 robiłam obchód. I nie widziałem nigdzie Rubida.-
przyznała Almette.
-Dobrze. Zatem…
-Jeszcze ty.- przerwała Espoir Nymeria. – Wszyscy to wszyscy pani kapitan. -
-Spałam całą noc jak dziecko. – westchnęła tamta zrezygnowana rzucając
wszystkim zdesperowane spojrzenie. Tą sprawę należało rozjaśnić.
-Zatem… Mamy 3 opcje. Zrobiła to Nymeria, po naprawieniu ogrzewania. Jakiś
motyw?
-Ymmm. Nigdy go nie lubiła?
-Ale też nigdy go nie skrzywdziła. Zresztą, Nymka nigdy nikogo z nas nie
skrzywdziła!- Almette wkroczyła jako obrona.
-Prawda. Więc mamy jedną średnio prawdopodobną opcję. Druga. Zrobił to Rubid.
Motyw?
-Zemsta? Przejęcie jego pozycji?
-TO nie ma sensu. Już ma tą po Ciri i to został do niej zmuszony- sekra znowu
wyraziła swoje zdanie.
-Czyli najprawdopodobniejsza jest opcja 3! TO znowu ktoś obcy. – kapitan
zazgrzytała kłami.
-A zauważyliście, że …. Ktoś ginie w dni lub godziny po tym jak schodzimy na
grunty tej planety. – Nymeria spojrzała w próżnię w wielkim oknie za sterami.
-Prawda… Więc to tylko zatwierdza nas mocniej w opcji 3.- kremówka przytaknęła
Tak bardzo nie chciała wierzyć, że winny mógłby być ktoś z jej przyjaciół.
-Dobrze. – Espo skrzywiła się nieco. – Na dzisiaj skończymy te przypuszczenia i
oskarżania. Nie nastawiajcie się przeciwko sobie, bo jesteśmy prawie pewni, że
to ktoś spoza naszej grupy. Nie ma sensu tworzyć spięć. -
10. 09. 4568 Miejsce
zwane Nigdzie
02:54
-I jak?- Atsume, bo któżby inny, wszedł w strugę światła. – Jak
się powodzi nasz plan?
-Doskonale. – zachrypły i nieco zmęczony głos odpowiedział mu szeptem. – 2 już
padła. A jak reaguje Agrest? – dopytała się tajemnicza osoba.
-Ha. Moje wtyki donoszą, że na razie nawet nie załkał. – bystre oko tego
geniusza „zła” błysnęło w półmroku. – Zapłaci mi za wszystko o mi zrobił. Za
każde poniżenie w przeszłości i to wywyższanie się ponad innych. Pieprzony
Agrest. Zapłaci mi! – jego śmiech, paniczny, zraniony ale z dozą szaleństwa
rozniósł się po ciemnym pomieszczeniu.
-Oh… ok. Na razie jednak nie mogę uderzyć. Zaczynają coś podejrzewać.
-Oh? TO ci idioci umieją cokolwiek zobaczyć co? I co sądzą.
-Podejrzewają dwa wilki lub kogoś z zewnątrz. Dla przykrywki muszę poczekać aż
jeszcze raz zejdziemy na planetę.
-Rozumiem. Jeśłi jednak nie będzie takich planów zabijaj jedno po drugim.-
polecił Atsume rozłączając się, już nie chcąc słuchać o doskonałości planów
swojego pionka. On w końcu ma tylko słuchać się jego geniusza!
10. 09. 4568 Baza
misji SC
10:24
-Nie no ja w to nie wierzę! – Agrest westchnął zerkając na
piętrzące się niewyraźne notatki Delty o nowych istotach oraz report Espoir.
-CO się stało? – spytał Irys układając segregatory na półki. Ich nowy nabytek
na razie sprawdzał się znośnie i w tym syfie robiło się powoli jaśniej.
-Nic wielkiego. Padł ktoś na statku znowu i moja kapitan rozpisała się na ten
temat. Genialne. Ha! Takich teorii spiskowych i wyobraźni jeszcze nie
widziałeś, mogę się założyć!- Agrest zażartował jednak jego mina zachowywała
powagę.
-Ubywa ci ludzi do roboty?- Irys zmarszczył znos w krzywym uśmiechu takim
typowym dla niego.
-Ta. Jeszcze chwila, a rzeczywiście będę musiał kogoś zrekrutować. –westchnął.
– Może powinienem już zacząć, bo jeszcze chwila, a to coś albo ktoś ich wykończy
o reszty i spustoszy mi statek! – szary wilk pochwycił pusty skrawek papieru
notując coś na nim pięknymi literami.
-Łoł. A to co?- Irys pochwycił jedną z notek o Kawce. – Hieroglify? Ślaczki?
-Pismo naszego statkowego medyka. – westchnął szef. – Cóż. Muszę w końcu przez
to przebrnąć. I może następnego medyka nauczę pisać zanim wyślę go w kosmos.
Chociaż, żal by mi było jakby Delta padł. Radzi sobie dobrze, bo robi po
godzinach i jest tani. – alfa obrócił długopis w łapie. – Jestem przez to gotów
na czytanie tego świństwa. – mruknął. – Dobra. Muszę na chwilę wyjść. Sio.-
wstał ze swojego wygodnego fotela. Kartka w jego łapie zatrzepotała.
-Muszę wychodzić?- Irys zerknął na tego „starca”
-Tak. – i na tym skończyli dyskusję.
12:35
-Czyli mówisz, że przydałoby się powoli zabezpieczać za ich
plecami?- Mundus spojrzał a papierek z rozkazami.
-Tak. Obawiam się, że teoria Espo o intruzie nie jest prawdą, a wszystko to
spisek wtyki.- szary wilk usiadł obok przyjaciela.
-Tak sądzisz?
-Hymhymm. Atsume w końcu wysłał tego kundla Irysa na przeszpiegi. TO znaczy
tylko, że coś się dzieje nie?
-Jesteś bardzo pewny swoich tez. – ptak odpowiedział bez potępienia, ale też
bez wiary.
-Rozumiem. Możesz mi nie wierzyć, ale jestem pewnien, że ten dzieciak działa no
korzyść tego wariata. Chociaż możesz
mieć rację, że nic się jeszcze nie dzieje. Może dopiero snuje plany o ataku. No
co ? CO się tak patrzysz. Widziałem w twoim spojrzeniu to niedowierzanie i
nieme pytanie. – Agrest westchnął przewracając oczyma.
-No tak. Jeśli jednak wśród naszych jest wtyka, na statku. Co z tym robimy? –
pytanie niby było czysto hipotetyczne jednak zdawało się jakby oboje sądzili o
tym teraz to samo.
-Proponuję na razie zostawić to w łapach naszej dzielnej załogi. Podobno mają
wytypowane dwie osoby. – mruknął szef.
-Do tego wydaj rozkaz o tymczasowym porzuceniu badania Kawki. Niech odlecą
dalej. Jeśli zabójstwa ustaną to dobrze. Jeśli nie… - Mundurek westchnął ciężko
kręcąc głową.
-Tak. To dobry pomysł…
10. 09. 4568 Statek
załogi W
13:20
-Jesteś pewien szefie?- Espoir spojrzała w niewyraźny obraz na
ekranie. Była aktualnie sama w adminie i rozmawiała z bazą. Nie chciała aby
ktokolwiek podsłuchiwał dlatego skrupulatnie rozdała wszystkim zadania do wykonania.
-Tak. Słuchaj moja droga. Ufam ci bezgranicznie. Jestem pewnien że to nie ty
zabijasz, jednak nie jestem w stanie uwierzyć, że to intruz ze względu na
ziemskie posunięcia tego drania Atsume. Dlatego wyślę wam tajemniczą paczkę.
Odbierzesz ją w środku nocy i poprosisz Almette, drugą osobę którą od razu
wykluczam o pomoc w instalacji. Zrobicie to potajemnie. TO są kamery, małe ale
na tyle bystre aby wyłapać kto i gdzie przechodzi. Mają czujniki też czujniki
ciepła, więc jeśli to intruz to namierzycie go od razu. – Agrest wytłumaczył
pospiesznie i cichym głosem.
-Rozumiem.
-I pamiętaj. Nie zbliżajcie się do planety. Lećcie dalej. I trzymajcie się z
dala od stałego lądu. Nie mam dla was jeszcze wyszkolonego strzelca.
-Ay boss! – espo odmeldowała się ruchem głowy i rozłączyła. Jej głowa powoli
znowu zaczynałą boleć jednak kliknęła odpowiedni guzik na panelu sterującym i
chwyciła za kierownicę. Jedna łza uciekła jej z oka kiedy włączała silniki po
paru dniach postoju aby odlecieć.
14:14
-Czyli co? Ma tylko do końca przebadać to co mi zostało? – Delta
westchnął ciężko. Mimo wszystko było tego i tak sporo po ich 2 ekspedycji.
-Tak. Odlatujemy z rozkazu szefa. Jest tu zbyt niebezpiecznie! – kapitan
zachowała zimną twarz i ton. Nie chciała przypadkiem aby jej paranoiczna strona
znowu zaczęła sypać niepotrzebnymi oskarżeniami.
-Eh. Przeklęty intruz, czy nie! Jasna cholera, ja aktualnie boję się siedzieć
tutaj tak sam!- zwierzył się medyk.
-Jeśli mam być szczera to ja też. Chociaż mi dotrzymuje towarzystwa Rubid.
Chociaż…
-Czy to jakiekolwiek pocieszenie. – oboje się zaśmiali delikatnie.
-Lepsze to niż samotność w tym niepewnym
czasie. – jednak Espo musiała przyznać, że dawało jej to dozę pewności.
-Zrozumiałe.
23. 09. 4568 Statek
załogi W
12:34
Almette zagłębiła się w krzesło. Próżnia przed nią była taka
nudząca. Jako, że jednak ona miała najwięcej doświadczenia w używaniu broni
dostała fuchę Admirała na pół etatu.
Przeklinała więc teraz fakt, że z początku uczono ją właśnie tego.
Jednak pochwały od całej reszty załogi podnosiły ją na duchu. W końcu nawet
sama Espo mówiła jej jak dobrze sobie razi pomimo braku konkretnej wiedzy. Bo
powiedzmy sobie szczerze, zawód kremóweczki szybko zmienił się z broni na
„mechanika” , gdyż tam zwyczajnie lepiej sobie radziła.
-Jak długo ja mam tu jeszcze siedzieć. – westchnęła opierając się na łapie.
Odpowiedziała jej cisza i oddalone o kilka korytarzy śmiechy. Długo dość
czekałą aby do pomieszczenia przez otwarte drzwi wszedł Rubid z Wayem.
-Jak się masz Almka? – zagadnął ciapaty. Ta tylko uśmiechnęła się.
-Całkiem dobrze. Tylko teraz widzę jak bardzo durny był Admirał. Jak można się
dobrze bawić patrząc w pustkę i strzelając do kamieni!?- mruknęła spoglądając
na nich.
-Rozumiem doskonale twoją frustrację. To samo AM z robotą, którą robię za Ciri.
Szlak by to trafił. – mruknął niedoszły polityk, właściciel słodko-limonkowego
kombinezonu.
-Ja tam w ogóle uważam, że te wszystkie śmierci to jednak Nymeria zrobiła.- Way
machnął łapką.
-Ty nie bądź taki chop siup. Bo powoli zaczynają podejrzewać też ciebie,
kucharzyno. – Almette zerknęła na nich swoimi błękitnymi oczkami, słuchając jak
się kłócą.
-Ja? Czemu miałbym niby zabić Ciri? O tym półgłówku nic nie mówię, bo to chyba
każdy miałby jakiś motyw!- rudzielec machnął łapą.
-Zazdrość fuchy? Płacy? Zauważalności? Głosu? – Rubid wymieniał na palcach u
łapy.
-Jestem za leniwy żeby robić tyle co ona, nigdy mi to właściwie nie
przeszkadzało!
-Ale głos miała piękny, jedwabisty. Mogła konkurować z tobą z łatwością!
-Pff. Miała, ale co z tego. Czyniliśmy doskonały duet do śpiewania!
-Zamknijcie się ok.?- Almette westchnęła. – Rzucacie w siebie zbędnymi
oskarżeniami. A co jeśli potem okaże się, że za wszystkim stał Magnus, albo
ja?- spojrzała na nich z politowaniem. Oboje zamilkli kiwając głowami.
-Może masz rację…
-Może? Od ponad 10 dni nic się nie stało. Od kiedy odbiliśmy od planety
morderstwa ustały. Więc przestańcie nastawiać się tak negatywnie i pomyślcie,
że jeszcze tylko 3 lata i wracamy na ziemię na parę miesięcy!- Almetka
rozszerzyła kły w uśmiechu.
-Tak. Pocieszające. – Rubid bezwiednie odwzajemnił grymas.
-Eh. Czy ja wiem czy ja chcę wracać…
23:34
-Hey Way. Jeszcze nie śpisz? – ktoś wszedł do kuchni.
-Nie. Jeszcze nie. – sapnął rudzielec zasuwając gąbką po jednym z przypalonych
garnków. – Dziewczęta zażyczyły sobie zupy, więc muszę domyć to cholerstwo! A
nie chce zejść!- poskarżył się.
-Ah… Zrozumiałe. A właśnie. Ja chciałem
się spytać dlaczego nie chcesz wracać na ziemię?
-Hym? Ah. Wiesz … Po prostu nie mam tam nic konkretnego do czego miałbym
wracać. A tu w kosmosie, te planety i wszystko co zwiedzamy, pójdzie ze mną do
grobu niczym najmilszy kocyk. Wszyscy, których znałem nawet jeśli są
najmniejszą możliwą drużyną, będą mi mili do końca.
-Ah. Piękne. Jednak wiesz co jest piękniejsze?
-Nie? Co?
-Śmierć w miejscu które się kocha. Chcesz umrzeć na ziemi czy tym gruchocie. Ja
osobiście wolę ziemię.
-Ah. Piękna śmierć. Wiesz… dla mnie to oznacza umrzeć zadowolonym z siebie, a
nie gdzie się umiera.- Way westchnął ciężko.
-Oh. Jakie to urocze! … Może to i dobrze. Skoro ci to bez różnicy…
-Co masz na myśli? …
24. 09. 4568 Statek
załogi W
08:59
-To do niego niepodobne!- Nymeria westchnęła. – Zazwyczaj się nie
spóźnia ze śniadaniami.
-Prawda. Jestem głodna jak wilk. – Espoir zastukała pazurem w stół czując
nieswoje napięcie gdzieś w okolicy serca. Coś ją niepokoiło.
-Ohyda! – Magnus wszedł przez drzwi. – Jezu. Way coś chyba przypalił. Śmierdzi
niemiłosiernie w całym korytarzu.
Wszyscy spojrzeli na siebie ze zrozumieniem.
-To dlatego to trwa tak długo!- odetchnęła kapitan.
-Jednak… chodź Rubid! Sprawdzimy czy nie trzeba mu pomóc!- zaproponowała
Almette.
-Pójdę z wami. – mruknął Delta odkładając kartki. Miał nieswoje przeczucie, że
dzieje się coś nie tak. Posłał Espo zmartwione spojrzenie. Oboje czuli
najwidoczniej to samo.
-To może ja też. Kuchnia jest spora. Zmieścimy się tam w 5! – kapitan także
wstała.
Ich cała grupa wyszła.
-Magnus? Czy ty też… czujesz takie napięcie, jakby coś miało się zaraz stać,
ale… takiego …- Nymeria nie była w stanie ująć tego uczucia w słowa.
-Tak. Jakby statek miał się zaraz rozpaść. – przyznał jej rację. A to był
bardzo zły omen.
09:02
-Way?- Espo wpadła do kuchni jako pierwsza. Rzeczywiście zapach
był wręcz duszący. Jednak jaj łapy zastygły w bezruchu tak gwałtownie, że
wszyscy za nią mało w siebie nie powpadali. Rubid oraz Delta, jako wyższy i
niższy z łatwością zajrzeli do środka pomieszczenia rozwierając pyski w
przerażeniu. Almette jedynie patrzyła na nich zdezorientowana.
-Nie podchodź kremóweczko. – Delta westchnął. – to jest widok gorsy od Ciri.
Te słowa uderzyły w waderę jak piorun. Od razu zawróciła z powrotem do jadalni.
Jednak Espoir i reszta musieli coś poczynić z brudem jaki zastali. Delta wkroczył
jako pierwszy omijając martwy korpus i gasząc prąd pod garnkiem. Szum jaki
produkowała gotująca się woda, chociaż właściwie to była bardziej krew, ustawał
stopniowo. Medyk rzucił na to swoim zimnym okiem, chłodno zakładając co
właściwie się stało.
-Mam dwie teorie. – uniósł jedyną łapę, która była jeszcze w całości z ciałem.
– Albo mamy nadal intruza, w co wątpię, albo morderca bawi się z nami.
-Trzeba mu jednak przyznać pomysłowy jest. – Rubid skrzywił się.
-Hymhymm… - Delta uciszył go ruchem łapy.- Na pierwszy rzut oka widzę, że
najpierw została zadana rana w serce. Potem dopiero odcięta głowa, dlatego krwi
nie ma na ścianach. Jej rytm zdążył się już uspokoić w ciele kiedy odcięto
kończyny, więc wypłynęła z Waya jak woda, nie bryzgając. I zgaduję że… - zatrzymał
swoją dedukcję porzucając oglądanie torsu z jedną łapą. Stanął więc na dwóch
kończynach tylnich i zajrzał do dymiącego się gara. – Reszta ciała… została
zrobiona na zupę… - skrzywił się.
-Masakra. – Espo załkała nie mogąc powstrzymać emocji. Chciałaby podejść do
tego tak jak medyk. Chłodną dedukcją i samej zabrodzić bez wahania w tym małym
morzu krwi, jednak nie była w stanie się na to zdobyć. Rubid potarł jej ramię.
-Kreatywnie, ale ohydnie jednocześnie. – sam wydawał się być smutny.
Stracili kolejnego członka załogi, stracili przyjaciela.
12:34
-Posłuchajcie. Minęło za dużo czasu na to aby osądzać osobę z
zewnątrz o kolejne zabójstwo. Zwłaszcza tak… wyrafinowane.
-Więc dlaczego zebranie jest tak późno?!- rzuciła się Nymeria.
-Badałem ciało. – Delta mruknął. – Wcześniej zebrania także były po tym jak to
już zrobiłem, czyż nie. Tym razem jednak było w cholerę ciężko, bo część ciała została...
cóż… ugotowana. – po tych słowach na twarzach załogi pojawiły się różne
grymasy.
-Jasna cholera! Ale jak to ugotowane? – Magnus oburzył się.
-To tak. Wszystko co udało mi się wyciągnąć z sekcji jest tu. – Delta położył
kartkę pełą zapisków na stole.
-Fajnie, ale musisz nam przeczytać. My nie Agrest, nie umiemy czytać
hieroglifów.- Nymeria rzuciła kąśliwie. Była niecierpliwa, podobnie jak reszta.
-Dobrze. Już. To tak. Way umarł najpierw z rany kłutej w głowie, tkanka była
rozmokła, ale woda wewnątrz czaszki mówi mi że siła ciosu była potężna. –
mruknął. To jakby automatycznie wykluczało dwie osoby z listy podejrzanych. –
Ponieważ nóź jakim zrobiono ranę przeszedł przez najgrubszą część kości
czaszki. – wytłumaczył widząc nieufne spojrzenie Rubida. – Potem zadano dobitną
ranę na plecach, która dosięgła serca , czubkiem, przebijając się do
przedsionka, co spowodowało jedynie wyciek krwi a nie jej wytrysk. Dlatego
ściany pozostały w swoim brudnozielonym kolorze, a podłoga była zalana krwią.
Dopiero potem została odcięta przednia łapa. Way prawdopodobnie jeszcze wtedy
dogorywał, co jest…. Przerażające. Chociaż niekoniecznie, mógł być też dawno
martwy, chociaż nóż nie przebił mózgu. – zaznaczył jeszcze. – To tylko oje
spekulacje. No… w każdym razie głowę odcięto na końcu. – Delta zakończył swój
wywód.
-Czyli co. Medyk odpada na przedbiegach. Be urazy, ale nie byłby w stanie nawet
garnka podnieść. – Rubid zażartował jakby próbując odrobinę złagodzić
atmosferę, co niewiele pomogło.
-Almette raczej nie byłaby w stanie tego zrobić. Też nie jest na tyle silna. –
Espo pokiwała głową. W końcu kremóweczka była też z nich najdelikatniejsza. Nie
sądziła, że to kruche stworzonko byłoby w stanie zabić kogokolwiek.
-Prawda. W takim wypadku… trzeba pozbierać alibi.- Delta tym razem przejął
kontrolę jako wykluczony z podejrzeń. – Almette?
-Spałam. Ale… to całe zdarzenie musiało zajść między 23:25, a 2:12, wtedy
kolejno kończyłam i zaczynałam mój rutynowy obchód i przechodząc o 2 koło
kuchni słyszałam szum. Ale … nie skojarzyłam tego z niczym …- załkała cichutko
powstrzymując w sobie łzy.
-Hymm. To jakiś trop. Nawet dobry. – mruknęła Espo.
-Kapitan? – Delta spojrzał na Espoir.
-Spała w kajucie!- Almette uprzedziła wszystkie słowa.- Tego jestem pewna.
-Tak. Spałam, od … 22:40 z hakiem do rana. Będzie widać na autopilocie. –
potwierdziła.
-Więc… zostało nam 3 podejrzanych. – Delta spojrzał na innych.
-Nymeria?
-Wyszłam około 23 na mały obchód, bo baterie w elektryku zaczynają szwankować i
trajkotać. Oczywiście się nie myliłam, więc jedną naprawiłam. Druga natomiast
jest jeszcze zepsuta, ale byłam zbyt zmęczona na dalsze skupianie się na pracy
i … rzeczywiście wróciłam do pokoju jak już nie było Almette. Koło… 3.. 3:20
bym powiedziała.
-Myhym… Jak wróciłam Nymka już była, a jak wychodziłam to nie. – kremóweczka
przytaknęła. Jednak każdy miał już swoje typy i podejrzenia. Nieufność rosła w
powietrzu, osiadając ciężko w płucach.
-Tak. Rubid? – Delta notował coś na osobnej kartce.
-Spałem caaałą noc, od 21. – powiedział.
-Ktoś może potwierdzić.
-Ta… widziałem jego trupa w łóżku jak wracałem z magazynu koło 23:10. Leżał i
pochrapywał. A jak się przebudziłem koło… hymm… 2 to nie było tylko Waya.-
Magnus wypowiedział te słowa pewnie i twardo. – nadal pochrapywał.
-Czyli co? – Delta spanikowany spojrzał na resztę. Właściwie światło jasno
padało im na jedną osobę i aż wszystkim nie chciało się w to wierzyć.
-Jeśli powiem wam, że to ja ilu z was uwierzy?- Almette szepnęła zdruzgotana
wnioskami do jakich powoli dochodzili.
-Nikt maleńka. Nikt. – Espoir pokręciła głową. – Wydaje się to zbyt niemożliwe
i dobrze o tym wiesz.
-Więc co…? Co teraz?!- krzyknęła niezadowolona.
-Wyślemy Nymerię na ziemię. Powiadomimy Agresta. I o tym zapomnimy.
-Czyli co? Ujdzie jej to na sucho? – Rubid zacisnął szczęki.
-Nie ja ich zabijałam. – Nymeria warknęła twardo.
-Wybacz Nymiera, ale to już drugi raz kiedy mamy wyłącznie twoje słowo. Po
prostu… rozwiedziemy szlaki i tyle! – Delta uśmiechnął się łagodnie. – Nie ma
sensu tego dalej rozgrzebywać czyż nie?
-Ale…
-Żadnych ale Rubid. Zrobiła to czy nie, nikt nie będzie nikogo sądził. To co
działo się na statku zostaje na statku. A ja dopilnuję żeby to nie zostało
wpisane w jej akta. – Espoir wstała.
-Eh. No dobrze. Pozwól, że odprowadzę z
Magnusem Nymerię do kapsuły. – Rubid wyraźnie zrezygnowany zaproponował.
-Pojdę z wami. – Espoir zażądała. Nie ufała Rubidowi i to rosło w niej coraz
mocniej. Jego reakcje bywały dziwne i teraz przy śmierci Waya dokładnie to
widziała. Jednak alibi miał dobre. Za dobre.
12:56
Wszyscy, be wyjątków stali przy jednym z okien zaglądając na
powoli startującą kapsułę. Każdemu żal było tego co się właśnie działo jednak
może to rzeczywiście była, pełna złości Nymeria. Niby zapierała isę, że nie
jednak Almette powoli wpadała w pułapkę tłumu, wierząc w to co wszyscy
nieustannie powtarzali. „Morderstwa ustaną”, „Będzie dobrze”, „Wyjdziemy z
tego!”. Jednak jednocześnie jej serce butowało się przeciwko tym słowom. Nie
była w stanie tak po porostu zaufać tak powierzchownej decyzji. Chociaż
szanowała fakt, że nikt nie chciał mordercy posądzić za zło jakie wyrządziła ,a
może to była po porostu kwestia przywiązania emocjonalnego do tej ciemnej, ale
niezawodnej elektryczki. Almette ścisnęła kawałek żółtej bluzy jaką Nymeria
rzuciła im jeszcze dla „pamięci”.
Milczenie jednak przerwał piskliwy krzyk Delty, który jako pierwszy z daleka
dostrzegł jak kapsuła powoli staje w ogniu.
-CO? Co się dzieje?!- Espoir przylgnęła do szyby dysząc ciężko. – Nie. Nie…
nie! – szarpnęła framugą jakby to miało coś dać. Podróż Nymerii na ziemię
okazała się jej końcem. I tak jak wszyscy stali pry oknie aby pożegnać ją
swatani raz, tak teraz patrzyli jak kapsuła staje w coraz to szybciej palących
się płomieniach. Patrzyli z rozwartymi pyskami. Almette jednak spojrzała na
nich. Delta był w oczywistym szoku, zastygły jak kamienny pomnik nienaruszony
od tysięcy lat. Espoir dostawała ataków paniki dysząc, sapiąc i obijając łapy o
szyby jakby swoim oddechem chciała ugasić pożar. Ona sama płakała, a Magnusa po
raz pierwszy widziała z taj smutną miną. Natomiast Rubid. Jego puste oczy i pysk na którym w udawanym smutku odbijał
się cień uśmiechu. Wątłego, ale mocnego uśmiechu.
-Nie sprawdziliśmy tej kapsuły w pośpiechu. – przyznał ciapaty basior krzywiąc
się.
-Nie… - słowa espo ciche i ledwo zrozumiałe odbiły się od milczących ścian
statku.- NIE!
23:45
Almette próbowała usnąć.
Jednak ilekroć zamykała oczy widziała te same żrące płonienie, czuła zapach
przypalonej krwi, spoglądała w oko, to jedno delikatnie czerwone oko i słyszała
spadające pudła. Jej serce mówiło jej że żle zrobili. Bardzo Że przegapiają
jakiś istotny szczegół. Że to nie jest koniec tej passy powodzeń mordercy,
który jest wśród nich nadal. I była prawie pewna, że wszystko to skrupulatnie
ukartkował Rubid. Dlatego teraz podniosła się na proste łapy.
-Coś nie tak maleńka?- Espoir spytała słabym głosem.
-Tak! Nie podoba mi się to wszystko. Przegapiamy jakiś fragment tej układanki.
Ktoś cholercia sobie na nim usiadł i nie chce się przyznać. – zacisnęła zęby
wściekła. – I tym kimś jest Rubid. Na 100%
-Dlaczego on?- biała wadera podniosłą się i ich błękitne ślepia spojrzały się.
Wtedy też Almette olśniło. Kiedy tak przyglądała się swojemu odbiciu w gałkach
ocznych.
-Ze względu na jego niespójność relacji i … jego reakcje. „Kreatywne zabójstwo”?,
może widziałaś jak się uśmiechał kiedy Nymeria płonęła żywcem?! Ja widziałam…
popełniliśmy błąd i on może nas kosztować jeszcze jedno życie. – zamilkły na
dłuższą chwilę.
-CO teraz? – Espo westchnęła ciężko – Czy wszyscy nas poprą? Czy sądzą to samo?
W końcu jednego „mordercę” już usunęliśmy! – długa chwila ciszy ponownie
wypełniła pomieszczenie. Almette zmarszczyła pyszczek w niezadowoleniu kiedy
uderzyło w nią coś, o czym kompletnie zapomniały.
-Kamery.- szepnęła spokojnie, jakby ten fakt dochodził do niej w powolnym
tempie.
-Kamery? – Espo nie załapała patrząc się na nią tempo.
-KAMERY! Mamy kamery!- serka zeskoczyła z łóżka. A kapitan zrobiła to zaraz po
niej.
-Totalnie zapomniałam!- zawyła. Obie ubrały się szybko i wypadły z pokoju
biegnąc do admina. W końcu Agrest na coś się przydał!
Wpadły do pomieszczenia niczym burza, dopadając do ekranów i już w kilka sekund
miały wgląd na zdarzenia poprzednich dni. Oglądały tak chwilę z zapartym tchem,
jednak nic się nie działo. Wszystko stało spokojnie.
-To nic nam nie da. – Espoir zacisnęła szczęki. – Musimy go znaleźć i przymknąć
na czas „śledztwa”
-Tak. Masz rację. Mamy mało czasu na działanie, albo mamy go dużo i błędnie go wykorzystujemy-
23:58
-Pomógłbyś mi Magnus?- Rubid sapnął widząc przyjaciela na
horyzoncie. Jego serce zabiło żywo, a uśmiech mało nie wkradł się na pysk.
Jednak należało grać zmęczonego.
-W czym?- beznamiętny ton głosu rozbiegł się po ścianach.
-Mam strasznie dużo śmieci do wywalenia, ale to nie istotne. Chodzi mi, że… ten
worek i tamten są niezwykle ciężkie. Jakby ktoś napierdolił do nich kamieni! –
skrzywił się. Nie żeby tak wcale nie było. Jednak było to w zupełności zamierzone.
W końcu na początku należy pozbyć się najsilniejszego ogniwa.
-I ? Co w związku z tym?
-Zaniósłbyś je może do zrzutu? Tylko te
dwa. – Rubid uśmiechnął się nieco krzywo. Miał nadzieję, że przekona towarzysza
do tego zajęcia. I nie zawiódł się. Wielki basior z wywracaniem oczu wziął oba
wory i ruszył w drogę. Rubid zadowolony chwycił mniejsze trzy i pognał za nim,
chowając szyderczy śmiech we wnętrzu swojego czarnego serca. Oj Atsume będzie zadowolony! Już tak blisko
końca!
-Proszę. – Magnus wszedł do wnętrza pomieszczenia rzucając worki z cichym
sapnięciem.
-A dziękuję.- Rubid wyszczerzył się zamykając drzwi guzikiem z zewnątrz.
-HEJ! CO ty robisz?!- Magnus dopadł do nich jednak odrobinę za późno. Czerwony
przycisk, koloru krwi został już wciśnięty. Drzwi do próżni rozwarły się
wyciągając wszystko prosto w swoje czarne i zimne łapy.
-Do niezobaczenia przyjacielu. – zacmokał ciapaty wilk.
25. 09. 4568 Statek
załogi W
00:05
-Witaj Rubidzie!- Almette uśmiechnęła się niewinnie przyglądając
się wilkowi, który jeszcze niczego nieświadomy odwzajemnił gest nieco
pokracznie.
-Witaj. Co się stało, że jeszcze jesteś na nogach?- spytał skłaniając się ku
uprzejmości.
-Nic poważnego. Po prostu szukałyśmy Magnusa. – Espoir wyszła zza rogu stając
przy oknie. Korytarz nagle zrobił się dziwnie nieznośny dla niedoszłego
polityka. Jednak ten przetarł łapą po swoim limonowym kombinezonie i przechylił
głowę.
-Ah. Nie widziałem go od rana! – skłamał jednak przeszywające i piekielnie
słodkie spojrzenie niebieskich oczu Almette mało nie zatrzymały jego słów w
gardle.
-Ah tak? Więc dlaczego pytałeś go niedawno o pomoc?- Serka nie kryła
zadowolenia ze swoich słów. Zapadła cisza. Atmosfera zgęstniała jeszcze
mocniej.
-Niech zgadnę. TO on. – Espoir dotknęła palcem szyby wskazując na resztki
czarnej tkaniny szybujące w oddali. Próżnia zapewne rozniosła już części jego
ciała i krwi. Nie było sensu nawet sprawdzać czy to on. Trzeba było po prostu
podpuścić Rubida do zestresowania się.
-Haha. Nie! Nie! Na pewno nie.. Przecież…
-Rubid. Nie graj niewiniątka. Kamery mówią same za siebie!- Almette machnęła łapą.
W głosie brzmiała doza zdenerwowania i lekceważenia jednocześnie. Jakby
cieszyła się z całego tego zajścia, ale zarazem żywiła do tej sytuacji zabójczą
urazę.
-Kamery? – wilk zaśmiał się uznając to za nieśmieszny żart.
-Tak. Kamery Rubidzie. Wiedzą… wiedziałyśmy o nich jedynie my!- Espoir wskazała
na siebie i towarzyszkę. – Jako jedyne wykluczone z tej morderczo tajemniczej sprawy.
– pysk kapitan rozszerzył się w lekkim uśmiechu na dźwięk włanse4go małego
żartu.
-Czyli, że co? – ciapaty wilk spoważniał. – Wydało się?
-Tak. – wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Delty, który zjawił się za
niedoszłym politykiem. Sekundę potem Rubid stęknął i sapnął głośno powoli
osuwając się na ziemię.
-DELTA!- Almette przerzucała oczyma po raz to na medyka i zabójcę.
-No co? Należało go „rozbroić” zanim zrobi wam krzywdę. Mogę nie być silny ,ale
na lekach się znam!- tupnął nogą i telekinezą wydobył strzykawkę z ciała
basiora. Zapadła chwila ciszy.
-No dobrze… Ale… co teraz?
25. 09. 4568 Baza
misji SC
13:45
-Więc to jednak był Rubid. – Agrest westchnął ciężko na te wieści.
– Wstrzymajcie misje i zadokujcie na jakiejś nieruchomej stacji. Musimy
uzupełnić wasze szeregi… - szary wilk zrzucił parę kartek ze stołu i spojrzał
na Irysa, który zdążył już tdo tego przywyknąć.
-Tak. Powiedz mi jeszcze raz kto przeżył?- Mundus wydobył jakieś pisadło i
przyszykował się do notowania.
-Almette – jako opiekunka tlenu, silników itp. Ja – kapitan oraz Delta- medyk. –
wygłosił nieco zablurowany obraz Espoir na ekranie niewielkiego telewizorka w
tym ciasnym biurze.
-Oh. Medyk! – ucieszył się ptak. – Cieszy mnie to. To chyba najtrudniejsza
pozycja do obsadzenia. Potem jest kapitan. – mruknął do siebie. – Dobrze.
Trening dla kadry już trwa! Niedługo uzupełnimy wasze szeregi.
-Tak. I tym razem Atsume nie będzie maczał w tym łap. Przekażesz mu to Irys? –
Agrest zmierzył młodego basiora wzrokiem widząc jak ten zastyga, a jego pysk
ozdabia nagłe przerażenie.
-T…tak? – szepnął.
-To dobrze…
25. 09. 4568 Statek
załogi W
13:45
-Powiedz mi jeszcze… Co z nim zrobić? – Espoir mruknęła do
mikrofonu.
-Hym… Chciałbym abyście na moje życzenie wysłali go na Kawkę. Podobno da się
tam oddychać!- Agrest zaśmiał się gardłowo.
-Dobrze. – samica zgodziła się grzecznie zmieniając trajektorię lotu i
rozłączając się.
Almette siedziała obok, więc słyszała wszystko dokładnie.
-Maleńka… czy ty dasz radę Zająć się elektryką na tym gruchocie przez jakiś
czas?- kapitan spojrzała na młodszą.
-Bez problemu! – odparła wstając i rozciągając się. Zaraz potem obie spojrzały na
zakutego w kajdanki i kraty Rubida. Ten jedynie mruknął coś niezrozumiale.
28. 09. 4568 Statek
załogi W
10:28
-Zbliżamy się do Kawki. – mruknęła Espoir do siebie, wiedząc
jednak że niedaleko stróżuje Delta, który pomagał jej ogarniać dokumenty,
pomimo swojej własnej pracy. W końcu została ich tylko 3, należało się
wspierać. Kapitan włączyła autopilota i podeszła do krat.
-Na co ci to było towarzyszu?- spytała zmarniałego basiora.
-Atsume tego chciał. – odpowiedział beznamiętnie.
-Jakby kazał ci wskoczyć w ogień, skoczyłbyś?
-Nie… - szepnął.
-Eh.
-A mnie bardzo ciekawi jak wiele moich założeń jest prawdziwych. – Delta odezwał
się w końcu rzucając na nich pobieżne spojrzenia.
-W sensie? – Rubid oparł się na łapie.
-I tak nie masz nic do stracenia. Z chęcią bym posłuchał jak zginęły kolejne
osoby i jak trafnie stawiałem analizy.- medyk odłożył kartki zatrzymując się w
swoich czynach na moment.
-Ah. To. Mam wam opowiedzieć?
-Możesz.- espo odparła beznamiętnie wstając i wracając za ster.
-No dobra. To Ciri. Zabiłem wbijając nóż w serce i żeby nie znale xc jej za
szybko wrzuciłem do silnika. Nie spodziewałem się, że go włączycie. Nymeria i
Almette akurat pracowały tam też niedawno… wtedy, więc miałem do tego
narzędzia. Admirał. Ten debil zabił się sam właściwie. Zamierzałem zadźgać go i
wrzucić do zamrażarni, ale gościu poszedł podjadać i spadł na mnie z półek
nabijając się na nóż i mdlejąc. No cóż. Dalej… Way. To moje największe dzieło.
Rozczłonkowana zupa, co wymyśliłem na miejscu, kiedy powiedział, że dziewczęta
chciały ją na śniadanie! Potem Nymeria. Nymerię wrobiłem i specjalnie
wprowadziłem do tej kapsuły…
-CO? – Espo mało nie wybuchła.
-No tak. TO była wiecznie psująca się kapsuła. Wystarczyło podciąć kabelek,
wprowadzić was w amok rozpaczy i… ta dam! Chociaż… zaczynam żałować swoich
czynów. Zacząłem od osób na których minie zależało i powtarzałem sobie, że
pozbywam się silnych ogniw aby mieć łatwiej. Ale kogo ja próbuję oszukać.
Zwyczajnie wasza trójka była mi najbliższa i nie chciałem was zabijać. Kto by
pomyślał że nie będę mieć ba to szansy.- basior zaśmiał się gorzko.
-Miło i niemiło to słyszeć jednocześnie. – przyznał Delta smutniejąc nieco. –
Ile osób musiało zginąć abyś się zreflektował.
-Wybaczcie… - szepnął ciapaty spuszczając głowę.
-W żadnym wypadku. – kapitan odparła zimno, a Delta jedynie jej przytaknął.
17. 01. 4569 Statek
załogi W
10:00
Almette westchnęła ciężko. Jej łapy stanęły przed wejściem, które
rozwarło się szeroko, jak jej uśmiech.
-Witajcie!- powitała sześć zestresowanych wilków już w progu.
-ym.. oh? E..- zaczął jeden z nich na co ta uniosła łapę.
-Nie ma się co bać. Nie gryzę! Jestem Almette. Różowa elektryczna i opiekunka
tlenu! Od dzisiaj będę wam mentorować i wprowadzę was w życie na statku.
-Valo, nasz magazynierze?- spytała. Wadera wystąpiła przed szereg otrzymując od
serki swoją kamizelkę.
– C6 – nowy elektryk? – otrzymał zgniłozielony
kombinezon.
– Lato, kuchareczko? – Almette spytała trzymając żółtą bluzę aby oddać ją w
łapy beżowej samicy.
– Ry, pomocniku Espo? Niedługo zakopiesz
się z dokumentach – zaśmiała się podając dalej szary strój
– Kenai – sprzątanie – przekazała basiorowi jego brązowy strój
– No i nasz ostatni nabytek Pinezka, która zasiądzie na wygodnym siedzeniu w
zbrojowni . – Almette oddała ostatni, tym razem czerwony, strój.
-Witajcie
w drużynie!
END?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz