niedziela, 31 października 2021

Od Almette - "W-SC" (opowiadanie konkursowe) (13+)

 

Ważne: Fabuła jest na bazie gry Among us, jednak nieco bardziej urzeczywistniona i głębsza, statek natomiast jest jedynie luźno inspirowany, podobnie jak zadania na statku. Proszę o zrozumienie, gdyż przepisanie gry kropka w kropkę byłoby zwyczajnie… nudne :v

 W-SC


27. 08. 4568 Statek załogi W

12:56

Almette zazgrzytała zębami z irytacją jednak zanim słowa uciekły z jej pyska zdążyła ugryźć się w język. W końcu to ona była tą wiecznie miłą i niewinną koleżanką na pokładzie. Dlatego spojrzała jedynie na Admirała z politowaniem.
-No co? – spytał się jej jak kompletny idiota. Jego brązowa, bufiasta kamizelka była założona niedokładnie, z nonszalancko rozpiętymi guzikami u piersi, odsłaniając brudne już futro. Wadera westchnęła i uśmiechnęła się.
-Nic, nic.. po prostu…
-Delta powinien zbadać cię na głowę. Twoja głupota zaczyna być niepokojąca – mruknęła wrednie i szczerze Nymeria, która schowana była między metalami będącymi obudową do śmiercionośnej broni. – Jeszcze chwila a wpadniesz na ideę strzelania do nas, a wtedy ujebałabym ci tą twoją główkę- mówiąc to łypnęła na nich swoim groźnym okiem.
-Pff. DO was? Do was się nie opłaca strzelać! Kto wtedy zrobi obiad?
-A pro po obiadu! Ciekawe co Waf wymyśli tym razem? – zastanowiła się Almette puszczając mimo uszu słowa współpracowniczki i żądający pochwał wzrok Admirała.
-Pewnie jak zwykle stworzy coś z niczego. Ja nie wiem jak on to robi. – Ciri weszła przez drzwi do „zbrojowni” jak mniemali nazywać to między sobą.
-Prawda. Nie ma tu nic poza tą papką, dostarczaną przez tego snoba, Agresta, ale ten gościu to kurwa. Za każdym razem smakuje inaczej! – Admirał od razu wstrzelił się w temat mając zawsze coś do powiedzenia. Nie zawsze wartościowego lub inteligentnego. Kremowa wadera poprawiła jedynie swoją pudrowo różową bandanę i dosunęła suwak w swojej kamizelce.
-Oh.. Skarbeńku! Jak ty coś powiesz!- Ciri wydała z siebie dźwięk zachwytu tak głośny, że zarówno Almette jaki i Nymeria postanowiły się ulotnić. Ta ciemniejsza zatrzasnęła jeszcze metalową klapę pod bronią.
-Powinna już działać. – otarła odrobinę brudu z łap chustką którą miała zawsze przy sobie. Tą samą chusteczką chwilę potem Almette przecierała jej żółtą kurteczkę na ramieniu. –Ah. Przeklęte kombinezony. – mruknęła wiecznie niezadowolona wadera dziękując jeszcze serce. W końcu kochanej Almette nie dało się traktować wrednie, kiedy wykonywała te swoje urocze gesty. Sekundy potem obie wymaszerowały z pomieszczenia zostawiając tę dwójkę sam na sam, co pewnie skończy się liczeniem liści berberysu na służbie. Almetka westchnęła ciężko. Minęło już prawie 5 lat od kiedy zostali wysłani w kosmos na tym gruchocie, jak mniemała pieszczotliwie nazywać statko-stację kosmiczną.
Ale pewnie spytacie się o co dokładnie chodzi? Nic ciężkiego do wytłumaczenia. Przed 5 laty ruszyła kampania poznawania wszechświata i w kosmos został wysłany statek kosmiczny, przez wilki przezwany WSC. Dlaczego WSC? Gdyż załoga dostała niezbyt kreatywną nazwę W, a sama misja została okrzyknięta SC kiedy ich pierwszą misją okazało się wylądowanie na pseudo planecie o tej dźwięcznej nazwie. Od tamtego czasu jednak minęło już wiele lat, a misja nie przestała trwać. Załoga co rusz natrafiała na nowe planety karłowate, komety zagrażające ziemi, czy ostatnimi czasy nawet piękną, nową pełnoprawną planetę. Każdy w załodze miał swoje zadania i był odpowiednio wytrenowany, a ich ciała przyozdabiały różnokolorowe kamizelki, kurtki czy bluzy. Taki otóż dresscode.
Najważniejszymi osobami na statku jednak była Espoir, Nymeria i właśnie Alemtte, gdyż to właśnie ta trójka wader odpowiadała za najistotniejsze elementy tej układanki. Espoir kierowała tym potężnym gruchotem, Nymeria cierpliwie naprawiała wszystko co się w nim zepsuło (i dodatkowo trzymała Admirała w pionie!), a Serka? Serduszko tego statku zajmowało się porządkiem w najważniejszej części tego przedsięwzięcia. Generator, tlen oraz silniki. Jako jedyna wiedziała co dokładnie zrobić w razie awarii, znała wszystkie kody i hasła dostępu, stanowiła serduszko nie tylko optymizmu i radości w ciągu tych 5 lat, ale także załogi. Jednak mówiąc najważniejsze wcale nie ma się na myśli, że reszta jest zupełnie nieistotna. Nie, nie. Każdy miał na statku swoje istotne zadanie jakie musiał wykonać, czy to było sprzątanie i gotowanie czy operowanie bronią.
Kremowa wadera przystanęła sobie na chwilę obok jednego z pokoi widząc w środku śmiejącego się Rubida z Wayfarerem. Ten widok rzucił na jej własny pysk szeroki i jasny uśmiech. Aż miło się patrzyło, że pomimo 5 lat nieustannego widywania tych samych twarzy  napięcie potrafiło spaść do niemal zera. Mimo wszystko sama niekiedy miała dość tych debili, jednak takie momenty jak tan napawały ją pewnością, że nie chciałaby być na statku z nikim innym niż oni. Odeszła w chwilę potem powolnym krokiem. Nymeria wkroczyła do sypialni, pewnie położyć się na chwilę, gdyż była na nogach całą noc z powodu awarii elektryki. Połowa statku została odcięta od prądu, który potrzebny był do obsługiwania broni, która (nawet pomimo bycia sterowaną przez tego ćwoka Admirała) była niezwykle potrzebna. Do czego spytanie? A widzicie, statek jako potężna maszyna w jeszcze potężniejszej próżni nie jest zbyt zwrotny i aby unikać kolizji, ową bronią zestrzeliwuje się lub zmienia trajektorię lotu komet na drodze promu.
Serka wkroczyła do gabinetu lekarskiego. Delta właśnie ostrożnie przelewał i układał próbki pobrane z roślin na niedawno spotkanej planecie, wokół której właśnie się kręcili, chcąc jeszcze parę razy na niej wylądować.
-Oh! Witaj maleńka. – uśmiechnął się do niej nie odrywając wzroku od swojej pracy. Maleńka. Typowa „ksywka” używana na statku właśnie dla niej.
-Hej Delta! – przeszła obok niego machając delikatnie ogonem. Przyszła tu tylko właściwie zajrzeć na wskaźnik tlenu w pomieszczeniu i dostosowanie jego poziomu, gdyż to właśnie u medyka był on najlepiej widoczny i dostępny. Zastukała ostrożnie w szkiełko zaglądając na nie z uwagą. Poziom wydawał się być odpowiedni, a ilość tlenu w butlach miała jeszcze na oko, tydzień lub dwa zapasu. Serka uśmiechnęła się szerzej kiedy granatowy wilk ułożył jej w ręce kartkę.
-Zanieś to proszę do Espo albo Ciri. Niech prześlą to do bazy i zapiszą w plikach. Parę próbek udało się już zidentyfikować. – powiedział czochrając jej włosy, do czego mus8iał wysoko unieść łapę. Almette przytaknęła i wziąwszy świstek papieru ruszyła w kierunku „centrum dowodzenia”, które składało się ze sterowni, gdzie przesiadywała białą wadera o niebieskich oczach oraz administracji, skąd wysyłane i odbierane były pliki przez kapitankę lub zabujaną w Admirale waderę. Obie na pewno będą wiedziały co poczynić z tym kawałkiem informacji jaki im niosła kremówka. Wchodząc do pomieszczenia zastałą jedynie odwieszoną czerwoną kamizelkę i siedzącą za sterami Espo.
-Mam papierek od Delty. – zakomunikowała zdradzając też swoją obecność.
-Oh. Na to czekałyśmy! – wadera pościła stery ustawiając autopilota  i z łagodnym uśmiechem podeszła do serki odbierając skrawek papieru z niewyraźnymi zapiskami. – Hah. Jak zwykle. Mówiłam mu wielokrotnie żeby przestał pisać jak medyk, bo nikt się z tego nie rozczyta. Eh. Przynajmniej jest lepiej niż ostatnio- zaśmiała się właścicielka niebieskiej kamizelki. Młodsza jedynie zaśmiała się z tego komentarza, bo prawdą było, że Delta nie był najlepszym pisarzem, ale przecież to też nie była do końca jego działka. Po prostu Agrest nie przydzielił im nikogo na kim mógłby polegać w kwestii notowania istotnych wyników badań na kosmicznych produktach. Almette westchnęła i chwilę potem zmierzała do ich kafeterii gdyż to właśnie tam za kilka minut miał zostać wydany obied, wykonany przez zdolne łapska Wayfarera.


22:47

Rubid wkroczył do damskich sypialni dość niepodziewanie. Nymeria powoli już przysypiała w swoim posłaniu na dolnej pryczy, a Espo szykowała się do snu. Ich kamizelki już wisiały na haczykach, gotowe do spoczynku
-Nie ma Ciri? – spytał nieco zaskoczony.
-Jesteś idiotą czy idiotą? – Nymeria rzuciła łypiąc na niego spod byka. Obudził ją swoim głośnym sapaniem, a śpiąca Nymeria to zła Nymeria.
-Idiotą najwyraźniej. – basior przewrócił oczyma i sapnął niezadowolony. Irytowała go czasami ta kobieta.
-Ciri przejęła ster żebym mogła się wyspać. – powiedziała spokojnie Espo wyraźnie zmęczona. Tego dnia nieustannie stała przy sterach, skupiona do granic wytrzymałości gdyż lecieli przez „cmentarzysko” skał i śmieci krążących przy planecie. Teraz wisieli w próżni bez ruchu, więc mogła wreszcie wypocząć.
-Ah. No tak. Logiczne. – Rubid zmarszczył nos. – W takim razie… widział ktoś Almette?
-Pewnie robi wieczorny przegląd reaktora. – Nymeria mruknęła już w półśnie. Zna doskonale rutyny swojej znajomej. Wieczorem przed snem robiła obchód aby potem powtórzyć go koło 3 nad ranem i potem kiedy wstają wszyscy „ze świtem”.
-Ah. Dobra. Idę jej poszukać.
-Może być też u Delty sprawdzać tlen, albo zaglądać na stan silników. – Espo ostrzegła go kładąc się w swojej pościeli.  Rubid jedynie szepnął podziękowania i tym razem ostrożniej zamknął drzwi. Bądźmy szczerzy, po prostu bał się obudzić Nymerię po raz drugi. Ta przerażająca wizja spowodowała, że prze chwilę jakbym nie był sobą. Czyli nikogo nie ma w składach. Ruszył od razu w kierunku swojego nowego celu. Musiał dopilnować aby Admirał i Ciri pozostali na swoich pozycjach, a Almette dotarła do sypialni. Potem tylko pozostawała kwestia Magnusa. Może schowam się w kablach w pokoju z elektryką? Zależało mu na miejscu gdzie nikt nie pomyśli żeby go szukać. Ale najpierw kremóweczka.
Minął reaktor i jego pomieszczenie było zamknięte na 4 spusty. Nikogo tam najwidoczniej nie było. Plamiasty basior przeklął cicho pod nosem ten fakt. Teraz będzie usiał szlajać się poi całym tym wielkim statku w poszukiwaniu jednej małej zagubionej duszyczki, od której i tak w końcu nie bardo cokolwiek chciał. Właściwie spytać się tylko z ciekawości o stan silników, gdyż sam od czasu do czasu musiał na nie zajrzeć i ostatnimi czasy wydały mu się podejrzane. Z opuszczonym ogonem i zirytowanym wyrazem pyska porzucił plany poszukiwania serki i zamiast tego starał się zlokalizować resztę. Admirał jak zawsze czuwał, zaskakująco dobrze nad bronią.
-Wiesz, że możesz sobie przysnąć? Jesteśmy już poza cmentarzyskiem.
-Wiem. Ale jeszcze nie czuję się śpiący. – odpowiedział młody syn wrony. Rubid jedynie przytaknął nie pytając o nic więcej. Nie to nie.
Ciri siedziała w administracji zerkając co jakiś czas w wielkie szyby za sobą. Stery były ustawione na autopilota dzięki czemu nie musiała sama sterować w tę noc, która zapowiadała się być długa i monotonna. Dlatego sprzątała i porządkowała dokumenty ukrywając przy tym rysunki swojego ukochanego i adorowanego Admirała jakie wykonała na skrawkach nieużytych lub niepotrzebnych już dłużej kartek. Ale Rubida nie to obchodziło.
-Potrzebujesz czegoś?- wadera nawet nie uniosła na niego wzroku.
-Długa noc się zapowiada co?- oparł się o ramę automatycznego wejścia. Teraz samica zmierzyła go swoimi czerwonymi ślepiami.
-Tak? Czego chcesz Ru?- skróciła jego imię. Widać było jak jej wywraca swoimi słodkimi oczkami.
-Może chcesz aby ktoś dotrzymał ci towarzystwa? Wiesz… zabawił się z tobą?- puścił jej oczko i wyszczerzył się. Ciri westchnęła ciężko kręcąc głową.
-Jedyna osoba jaka może się mną zabawiać to Admirał. A teraz won!. Przeszkadzasz mi w pracy.- machnęła łapą chcąc pozbyć się tego namolnego problemu jakim był nakrapiany wilk. Basior jedynie wzruszył ramionami i wyszedł z progu pozwalając drzwiom zamknąć się i odciąć go od koleżanki.
Delta znajdował się w gabinecie medycznym prawie przysypiając na siedząco.
-Oh. Witaj!- przywitał się dobrą chwilę po tym jak jego współpracownik wszedł do środka przecierając oczy zaraz po tym.
-Nie idziesz spać?- spytał się.
-Dosłownie za chwilkę. Muszę jeszcze odebrać dane w tych próbówek. Tak może… 10 minut jeszcze. – mniejszy basior spojrzał na zegarek uporczywie wyświetlający jeszcze 10: 09 i zmniejszający się z każdą sekundą. Oboje uśmiechnęli się.
-Zatem nie będę przeszkadzał. Dobranoc.- kiwnął mu głową. Delta na pewno pójdzie spać zaraz po wykonaniu swojej pracy. Taki zmęczony raczej nie powinien myśleć o spacerach! Czyż nie?
Magnus okazał się spać twardym snem w swoim łóżku, a obok niego spokojnie pomrukiwał kucharzyna i śpiewak, Wayfarer.
Rubid odetchnął więc głęboko. Miał kompletnie wolną rękę. Przynajmniej jeśli po drodze nie spotka Almetki. Ona właściwie teraz była jego utrudnieniem, gdyż sprawdzając stan wszystkich butli, silników i silniczków oraz temu podobnych obchodziła cały statek. Jego łapy skierowały go więc w kierunku „elektryka”. Idąc jednym z długich korytarzy i przechodząc przez mostek spostrzegł właśnie ją. Niosła w pysku skrzynkę z narzędziami idąc kawałek przed nim, żwawym krokiem i zamiatając ściany statku swoim ogonem. Musiała znaleźć jakąś usterkę. Rubid szybkim krokiem i kilkoma skokami znalazł się obok. Jej błękitne oczy zmierzyły go ciekawsko.
-Hej. Usterka?- przytaknęła na jego pytanie.
-Silnik. – mruknęła przez zaciśnięte na rączce zęby.
-Pomóc ci?- spytał. Próbował być miły. Jego sprawa mogła poczekać, bo w sumie bez silnika to nic z tego nie wyjdzie.
-Nie trzeba. Do rana powinien śmigać jak nowy!- zakomunikowała z uśmiechem lśniącym niczym gwiazdy.
-Do rana? Chwila… jak poważna jest ta usterka? – przystanął na chwilę. Ona poczyniła to samo.
-Niewielka. – pokręciła głową. – Ale głęboko. Jest ciężko dostępna, więc wszystko trzeba zrobić spokojnie, a w nocy obudzę Nymerię, niech podłączy powrotem prąd, bo go odłączyłam. – mruknęła odkładając na chwilę narzędzia i poprawiając swoją ulubioną bandankę.
-No tak. A Ciri wie?
-Wie. Komputer już jej pewnie pokazał komunikat, poza tym wysłałam jej wiadomość. – samica podrapała się po tyle głowy zmieszana. Nie chciała sprawiać problemów tak późno, ale ta usterka wymagała naprawienia, dopóki jeszcze była nic nieznacząca, gdyż mogła spowodować awarię całego silnika, a tym samym utratę jednego z większych zasilaczy.
-Rozumiem. Powodzenia więc. Jakbyś mnie potrzebowałą będę jeszcze zamiatał elektryka. Ostatnio zaniedbałem to miejsce, bo Nymeria w nim pracowała i nie chciałem mieszać kabli. Teraz jak już nie ma  ich na ziemi mogę pozamiatać. – machnął jej i odszedł, a już po chwili znikał w drzwiach z szerokim, nieco szyderczym uśmiechem, którego NIKt nie mógł dostrzec. Był sam. Idealnie.

28. 08. 4568 Baza misji SC

08:16

Agrest pospiesznym krokiem wpadł do pomieszczenia. Mała i zagracona przestrzeń powitała go zapachem starych kartek i książek. Zapach który uwielbiał. W łapie trzymał właśnie kopię przesłaną ze statku WSC. Badania nad nową planetą nazwaną dźwięcznie Kawka, od jej pięknego, ciemnego koloru atmosfery, na której tańcowały plamy jasnego brązu , niczym mleko w kawie. Takie przynajmniej skojarzenie miała Ciri, która otrzymała zaszczyt wybrania nazwy.
Usiadł sobie przy swoim biureczku zasypanym kartotekami i dokumentami, które zrzucił jednym ruchem łapy. Wszystko to uderzyło głucho o podłogę. Sześć niewyraźnie zapisanych kartek zostało rozłożonych na drewnianym blacie, kiedy otworzyły się drzwi. Agrest uniósł pysk.
-Oh. Jakiż tu bajzel. – Mundus przekroczył jeden z segregatorów, który zsunął się z jakiejś kupy papierologii. Wilk jedynie wzruszył ramionami. – W każdym razie. Jak się miewają? – skrzydlaty gość podszedł bliżej. Pod skrzydłem trzymał cienką teczkę, szarawą jak on sam.
-Całkiem nieźle. Problem tylko, że wszyscy mają tyle roboty, że to Delta robi notatki. – Agrest mruknął to po pierwszym spojrzeniu na zapiski, które miały w sobie ten pospieszny i niedbały styl medyka.
-Oh. – tyle wybełkotał ptasi dziób zanim sam pochylił się nad kartkami. – A o czym te zapiski?
-O Kawce. – powiedział beznamiętnie Agrest.
-Kawce?
-Tak. Tej nowej planecie, na którą wybrali się eskapadą ostatnio. Podobno ma całkiem przyzwoitą atmosferę i… z… rz… j?  - pazurem wskazał na niewyraźne słowo na pożółkłym papierku.
-Zwierzęta? Rośliny? – próbował zgadnąć ptak dość szybko się poddając. Oboje skrzywili się widząc, że tej katorgi czekają na nich jeszcze następne kartki. – No cóż. Przynajmniej prowadzą badania.
-Tak. Chociaż tyle. A właśnie. Wiadomo co z Atsume? Czego ten drań znowu chciał?- Agrest odłożył na bok makulaturę i swoją przyszłą lekturę.
-Ah. Nic poważnego. Jak zwykle ta sama gadka o zemście, wyrywaniu serca i wysyłania własnej misji .- ptak wraz z wilkiem przewrócili oczyma
-On tą swoją misję wysyła już 4 lata i jakoś jej nie widać i nie słychać. Dobrze, że to idiota i jeszcze nie wpadł na pomysł mieszania w mojej … naszej… misji. – szarak zatrzepał warami na swoje własne słowa. Ciężko mu było przyznać , ale Mundus miał też swój potężny wkład w to przedsięwzięcie.
-Tak. Chociaż w sumie trochę Ciężkowy było mu cokolwiek mieszać. Mamy dobrą załogę. Wierną i zależną od nas. Tak długo jak będziemy ich szanować, tak długo będą po naszej stronie. – ptak majtnął ogonem ze spokojem i ułożył teczuszkę przed alfą.
-Co to?
-Kontrakt. Przetarg. Deal. Pieniądze. Jakkolwiek to nazwiesz wymaga to twojego podpisu.
-Dla kogo pieniądze?
-Dla nas i naszego projektu.
-Od kogo?
-Prywatna firma pragnie wykupić sobie na rok hasło, WSC , kosmos dla SC, drużyna W itp. Wraz z wizerunkami naszej kochanej załogi, na cały rok.
-Tooo znaczy?
-Będą z tego robić ubrania. Nic więcej. Mam zaraz rozmowę też o kontrakt na kubki. – podróbka żurawia wskazała skrzydłem na drzwi. – Więc już się ulotnię. Ty na spokojnie sobie to przeanalizuj.
W ten sposób świat na nowo zamilkł.

 

28. 08. 4568 Statek załogi W

08:49

-Mam nieodparte wrażenie, że nie uda nam się tego zrobić. – westchnęła Nhymeria ciągnąc czerwony kabel i przyglądając mu się uważnie. Almette właśnie rozebrała kolejną część zabudowy silnika. Okazało się, że kiedy kremówka dokopała się do rdzenia problemu znalazła kolejny, znacznie poważniejszy, który mógł spowodować samozapłon. Pracowała nad tym z Nymerią już od 4 nad ranem i żadna nie widziała końca. Silnik był już w większości w częściach wokół nich. Elektronika została rozebrana na składni pierwotne, najmniejsze jakie się dało. Statek wisiał, z jednym dużym silnikiem i dwoma małymi. DO tego wszystkiego działały jedynie dwie turbiny, zatem powoli i swobodnie dryfowali z dala od planety. Dotrą pewnie do niej ponownie, potem, kiedy usterka zostanie naprawiona.
-Ja tam nie wiem jaki ciołek konstruował ten silnik. – Almette zirytowana spojrzała na instrukcję obsługi dla zaawansowanych. Tam żadna część dla niej nie miała sensu, jednak budowanie całego tego masywnego napędu po swojemu nie wchodziło na razie w grę.
-Wiem. Mam to samo!- Nymeria kłapnęła zębami z niezadowoleniem. Jak w ogóle można było tak popieprzyć coś tak prostego jak elektryka.
-Nie rozumiem tego!- Rubid wszedł przez drzwi. Jako że odrobinę się na tym znał starał się pomóc swoim. Jednak składanie niektórych części razem nie miało dla niego kompletnego sensu. – Przecież to się rozpadnie po roku jak to tak poskładamy! – zamruczał niezadowolony mało nie potykając się o własne łapy i leżące na ziemi metale.
-Wiem. Łączenie rdzenia i stawianie zaraz obok niego wywietrzników prosi się o pożar. – Almette przetarła pysk. Cierpliwości.
-No właśnie. Do tego wszystkiego turbiny są podłączone w najmniej wartościowym miejscu. Zużywają za dużo energii, pomimo, że podłączone tu – wskazał miejsce na obrazku. -
-Oszczędzałyby energię na przyszłość. – dokończyli razem. Almette jedynie westchnęła.
-Wiem. Wiem o tym. Byłabym w stanie go przerobić bez problemu na coś znacznie bardziej efektywnego! W dodatku z odcinaniem zasilania w przypadku awarii. Myślę, że nawet Nymka temu podoła! Ale …. Potrzebujemy silnika ASAP. – odparła odrzucając metalową blachę na bok.
-Nie potrzebujemy. – w progu stawiła się Espo. – Włączyłam awaryjne. Kupiłam nam dwa dni. Ile potrwa składanie silnika po waszemu? – jej pysk nie wnosił sprzeciwu.
-Jeśli Rubid przejmie rozbieranie go na części to plan będę miała w 8 do 10 godzin. Potem to tylko kwestia złożenia tego w całość. – Almette sięgnęła po chusteczkę ścierając czarny smar z łap.
-Rozumiem. W takim wypadku… WAY!- wydarła się kapitan. Nieszczęśnik pojawił się sekundę później. – Przynieś maleńkiej parę kartek i coś do pisania i kręć się tu niedaleko. Katering masz im dać pod nos. Muszą mieć siłę żeby skończyć ten silnik w dwa dni ok.? – Espoir westchnęła ciężko wydając ten rozkaz. Ta sytuacja zawisła cieniem nad nimi wszystkimi.
-Nie martw się ! – Almetka rozjaśniła swój pysk szerokim uśmiechem. – Poradzimy sobie! W razie czego możemy zrobić coś zastępczego! Wiesz… Magnus pobiega na bieżni. – zażartowała, co nieco podniosło ich na duchu, pomimo tych kapryśnie zapowiadających się godzin. Zwłaszcza do ciężko pracującej trójki.
-Tak… powodzenia. – biały ogon samicy zniknął równie szybko jak ta pojawiła się przy nich. Kremówka westchnęła i po chwili siedziała już w kartkach przewracając długopisem między paluszkami i kręcąc głową zamyślona.

30. 08. 4568 Statek załogi W

19:58

Almette westchnęła ciężko. Ostatnia blacha przylgnęła do swojego miejsca ledwo padując do wymiarów. Jednak nikogo już to nie obchodziło. Śruby zostały zakręcone, a silnik uruchomiony ten ostatni raz na próbę. Kiedy nic nie zagrzmiało w jego wnętrzu, a statek radośnie podchwycił jego moc wszyscy odetchnęli z ulgą. Oczy kremóweczki kleiły się niemiłosiernie, ale w końcu udało się im zrobić wszystko w ciągu tych obiecanych dwóch dni. Kosztowała to ją co prawda dwie noce snu i godziny męczarni, ale udało się im! Udało! Silnik chodził jak nowiutki!
-Idźcie się położyć. – Espoir poklepałą dwie wadery po plecach. – Dzisiaj Rubid porobi obchody, jako że niewiele wam pomagał. – mruknęła rzucając w kierunku basiora nieprzyjazne spojrzenie.
- Dobrze!- Almette pomimo zmęczenie starała się zachować uśmiech. W końcu miałą być milusia.

20:05

Almette usnęła tak szybko jak jej głowa dotknęła poduszki. Nymeria postąpiła podobnie zrzucając z siebie jeszcze materiał żółtej bluzy. Milszej samiczce nawet tego już nie chciało się zrobić. Komfortowa cisza i ciemność w kabinie tylko umiliło im tą uroczą drzemkę.

30. 08. 4568 Miejsce zwane Nigdzie

20:15

-Jak idzie? Mów!- głęboki głos odezwał się do małego mikrofonu, aż ten zadrżał. Wyraźnie nakreślała się w nim nutka złości i niecierpliwości. Błyszczące oko obserwowało jak na ekranie drugi rozmówca krzywi się nieco.
-Kiepsko. Musieliśmy naprawić usterkę i … nie było szansy.- wilk wahał się w swojej odpowiedzi wiedząc, że jego mistrz nie będzie zadowolony z tej informacji.
-Nie było szansy? Tak?! TO może sobie jakąś do cholery stwórz! Jedyne co masz zrobić to nie dać się złapać! JASNE?- nie krzyczał. Oba wilki zdawały sobie bowiem sprawę, że muszą działać po cichu, jednak mistrz upewnił się aby w swoim tonie przekazać ukrywającą się wiadomość: Jeśli ich nie zabijesz to ja zabiję ciebie.
-Tak jest… mistrzu.

31. 08. 4568 Statek załogi W

09:38

-Ah. Almette! Podejdziesz! – Magnus zjawił sie z zasięgu jej wzroku. Nie była w stanie odmówić, więc potulnie podbiegła radośnie się uśmiechając. Wielki wilk jedynie westchnął, będąc wiecznie skrzywionym w grymasie niezadowolenia. – Espoir powiedziała, że dostaliśmy nową dostawę butli z tlenem. Gdzie ci je położyć? – mruknął cichutko.
-Ah. Najniższa połka w 2 rzędzie. Musze na nie potem zajrzeć, a i przy okazji… zanieś jedną proszę do generatora. – poleciła mu otrzymując w odpowiedzi jedynie skinienie głową. Wtedy też basior odwrócił się odchodząc.
-EH. On wiecznie chodzi taki przygnębiony. – Ciri zmarszczyła się stając obok koleżanki.
-No cóż. Ważne że robi to co musi, nie to co ten parszywy leń. – Nymeria grzebiąca coś w kablach na korytarzu rzuciła jednym ze swoich kluczy w kierunku leżącego na złączeniu przejść Wayfarera. Ten dostał nim prosto w głowę budząc się z przeciągłym jękiem. Dwa wilki zmierzyły się wzrokiem powarkując cicho i mamrocząc coś pod nosem.
-Dobrze. Spokój już!- Almette machnęła łapą w ich kierunku. – Bo poucinam ciśnienie w kabinach! – zagroziła z uśmiechem. Wszyscy wiedzieli że nie zrobiłaby tego, jednak prawie walczące wilki powarczały jeszcze i rozeszły się. Nymeria poszła … właściwie przed siebie, a Way zapewne zaszył się w swoim małym królestwie: kuchni. Kremowa wadera westchnęła rzucając Ciri zrezygnowane spojrzenie przyozdobione uśmieszkiem. Ta odwzajemniła grymas i tu właśnie rozeszły się ich drogi. Młodsza z nich musiała w końcu wykonać swoje obowiązki, podczas kiedy ta druga miała chwilową przerwę. Dlatego też Ciri poprawiła swoją fryzurę na szybko i otrzepała futro upewniając się, że wszystko było takie jakie powinno.
-Pa!- pożegnała się jeszcze z serką i ruszyła w dobrze znane każdemu miejsce. W końcu dla nikogo nie była tajemnicą, że uda się w kierunku zbrojowni aby popatrzeć na swojego crusha. Jeśli miała wolne to właśnie tam przesiadywała jej kudłata dupka zamiatając ogonem powietrze i śliniąc się do Admirała.
Jej łapy powoli sunęły po metalowej podłodze kiedy dopracowywała swój styl chodzenia, który musiał w końcu zadziałać na jej wymarzonego partnera. Jej bioderka poruszały się mocno na boki w rytm kroków dodając temu wszystkiemu nieco żartobliwego podejścia do tematu, czego oczywiście samica by nie przyznała nawet przed sobą, a o czym doskonale wiedziała. Jednak to przyciągało uwagę tego „idioty” jak miewała w zwyczaju nazywać ciemnego wilka Nymeria. Dlatego właśnie to robiła. W końcu kiedyś jej starania zostaną docenione, prawda?
-Fiu fiu.- ktoś zagwizdał sprawiając, że rozmarzony i skupiony psyk Ciri skrzywił się z niezadowoleniu.
-Czego chcesz? – spytała zimno odwracając się.
-Oh… to nic wielkiego… Nie bierz tego do siebie ok!

12:09

-Oh. Jaka ta dostawa jest ogromna!- Almette zajrzała na leżące na półkach butle. Jak się okazało jedna z nich nie wystarczyła.
-No cóż. – Magnus westchnął. Nadźwigał się tego paskudztwa tego dnia i już miał dość.
-Przecież będę to przeglądała godzinami!- zaskomlała Almette łapiąc się za głowę. – No dobra. To nie jest istotne. -  jej łapki zgranie odwróciły pierwszą butlę wskaźnikiem do góry. Kremówka potem podniosła z ziemi kartkę. – Poziom… poprawny – naskrobała zaglądając na zielony płyn za szklaną powłoczką.- Zabezpieczniea… nieuszkodzone- odnotowała po pociągnięciu za kurki, kiedy te nie poruszyły się. – No to jeszcze tylko… 50 następnych . – skrzywiła się.
-No dobra. Powodzenia. Idę na obiad. – wielki basior powstał kierując się do wyjścia.
-Paaa! – pomachała mu serka wracając do tego monotonnego zadania, które mimo wszystko należało wykonać jeszcze tego dnia.

14:19

-Almette?- Espoir zajrzała do magazynu wtykając głowę przez drzwi.
-Tutaj!- zawołała wadera podnosząc głowę i zaglądając w kierunku swojej koleżanki. – Coś się stało?- spytała widząc zmartwiony wyraz pyska kapitana.
-Tak. Nie mogę nigdzie znaleźć Ciri!- poskarżyła się białą samica przestępując z łapy na łapę.
-Oh. Widziałam ją na korytarzu przy rozwidleniu. Wiesz Nymeria naprawiała kable, znowu. Way spał. Pogadałyśmy chwilę i przyszłam tu.- streściła pomijając zbędne szczegóły.
-Oh… Rozumiem.
-Sprawdzałaś w zbrojowni?
-Ha! Oczywiście. To pierwsze miejsce w jakie zajrzałam, ale nie ma po niej żadnego śladu! Admirał nie widział jej od śniadania! – obie spojrzały na siebie nieco zagubione. Żadna nie miała lepszego pomysłu. W końcu gdzie jeszcze mogła być ta samiczka? Pracę miała u boku Espoir, ukochanego przy broni, ewentualnie siedziała w jadalni albo sypialniach. Jednak z dalszych słów Espo wynikało, że i tam jej nie było.
-Nie mam pojęcia. Skończę to i też jej poszukam. – Almette wskazała na kartkę. Miała jeszcze parę butli do przejrzenia.
-Dziękuję. – i jej towarzyszka zniknęła za drzwiami, a kremowa wadera powróciła w pośpiechu do swojego zadania, chcąc jak najszybciej znaleźć zagubioną przyjaciółkę.

22:34

-I nikt jej do tej pory nie widział? – Espoir załamana położyła głowę na stole. – Nasz statek jest wyzamykany na 1000 spustów i do tego w kosmosie. Nie mogła sobie po prostu uciec!
-A kapsuły ratunkowe? – Rubid mruknął układając papierki z kupki na kupkę. Na ten moment to on został zaciągnięty do roboty Ciri. W końcu on na tym statku tylko sprzątał, więc mógł to odłożyć na potem. Papiery same się nie posegregują.
-Są wszystkie 4. W środku też nie ma nikogo. – odezwała się Nymeria. – Zresztą, Espo od razu by o tym wiedziała! Trochę niemożliwe półgłówku, żeby przeoczyła wielkie, czerwone migające światło.
-Ey! Nie półgłówku. Dobrze wiesz, że A. nigdy nie operowałem statkiem i B. na tym gruchocie to wszystko psuje się z sekundy na sekundę. I dobrze to wiesz, bo latasz nieustannie to naprawiać. – wytknął jej zaciskając zęby.
-Spokój. – Espo westchnęła ciężko. – Ona musi gdzieś być. Nie rozpłynęła się przecież w powietrzu. Rubid. Keidy ostatnio wyrzucałeś śmieci?
-Emm.. .Jakoś tak z dwa dni temu, a co?- odpowiedział, a wadera wklepała coś w komputer, jakby chcąc poszukać nieprawdy w jego słowach.
-Zgadza się. Czyli nie mogła wypaść w próżnię wraz z naszymi resztkami.- mruknęła jakby nieco niezadowolona. W sumie wygodnie byłoby gdyby ten problem rozwiązał się od razu. Chociaż jednocześnie szkoda jeśli właśnie w taki sposób.
-Może prześpijmy się z tym? Może ma zły dzień i chciała pobyć sama i wyjdzie jutro.- Wayfarer przewrócił oczyma mówiąc to. Najwidoczniej chciał się już zwyczajnie położyć do łóżka.
-Spać… Ty tylko ciągle śpisz. – odgryzła się Nymeria rzucając mu piorunujące spojrzenie.
-Spokój. – Espoir znowu uciszyła kłótnie. – Jakkolwiek bym się nie zgadzała z słowami Waya, nie widzę innego rozwiązania. Szukaliśmy już chyba wszędzie. – wszyscy westchnęli ciężko. – Rubid. Przyjdź też rano, w razie gdyby Ciri pojawienie się zajęło dłużej niż powinno.
Rozeszli się po tych słowach do swoich kabin.

01. 09. 4568 Statek załogi W

03:15

 Almette przecierając oczy szła przez delikatnie ciemniejsze niż zwykle korytarze. Światło słoneczne znikało za planetą kiedy dryfowali do niej coraz dalej, więc paliły się lampy sufitowe. Jednak mimo to panował niejaki półmrok. Nieco to zaskoczyło serkę, jednak nie miała na co narzekać prawda? Prawda. Jej nocny obchód powoli sunął do przodu. Poziomy tlenu się zgadzały, generator pracował jakby był świeżo z fabryki, a małe silniki nie maiły skazy. Jedynie jeden z większych mechanizmów, nie tem który przerabiali, a ten drugi, rzęził nieco. Dlatego wadera była zmuszona wydobyć klucz i odkręcić śrubki trzymające metalową obudowę w miejscu. Podejrzewała, że problem mógł znajdować się na wierzchu. Oba silniki w końcu miały dwie śruby, które notorycznie się luzowały, a potem cały mechanizm brzmiał jakby miał za sekundy wybuchnąć. Dlatego otwierając silnik nie spodziewała się zastać znacznie innego i dużo bardziej niespodziewanego widoku. Przerażona rzuciła metalem i wyskoczyła z pomieszczenia, jakby goniły ją duchy. Najbliżej miała do  sypialni gdzie wpadła z rozbiegu potykając się o kostiumy załogi i wpadając w ścianę, która z głuchym brzęczeniem zadrżała pod jej ciężarem. Długo nie leżała na ziemi. Światło zapaliła w mgnieniu oka doskakując do Nymerii, gdyż Espoir już otwierała oczy zdezorientowana. Serka wskoczyła towarzyszce na łóżko i zrzuciła ją z niego. Bele rozbudzić ją jak najszybciej. I się udało. Oburzona samica podniosła się mierząc ją morderczym wzrokiem,. Szybko jednak opanowała się widząc jak rozbiegane i załzawione są oczka kremówki.
-Co się stało? – pierwsza zadała pytanie Espoir schodząc z łóżka. Ta jeszcze nie widziała roztrzęsionej serki i jedynie ziewnęła. – Rozbijamy się o coś w końcu?
-N…n…nie! – Almette skoczyła jak najdalej umiała lądując niezdarnie przed drzwiami. – Ale… chyba wiem… wiem gdzie jest… Ciri…- mruknęła spoglądając na towarzyszki, które nie powiedziawszy nic poszły za nią.
Stojąc przed drzwiami do pomieszczenia z silnikiem spojrzały na serkę.
-Szukałam już tu. Nikogo nie było. – Nymeria zawahała się.
-Oj uwierz mi. Nie byłabyś w stanie jej dostrzec, nawet z latarką. – Almette przełknęła ślinę i weszła. Blaha od silnika leżała tak jak była, jednak siła powietrza obracanego we wnętrzu maszyny wyrzuciła na ściany i podłogę czerwoną ciecz, brudząc wszystko. Do tego z daleka widać było także kłębki sierści. Jasnej i ciemnej, w kropki i o zgrozo…  delikatnie czerwoną tęczówkę w luźno leżącej gałce ocznej. Almette z odruchu cofnęła się chowając za silniejszą i groźniejszą Nymerią, która jedynie w osłupieniu patrzyła na ten obrazek.
-Ale… Ale… Ale… Jak? Co?- Espoir zamurowało. Zacięła się powtarzając w koło te same pytania.
-Almette. Zawołaj wszystkich do administracji, ale… tak już. I przyjrzyj się kogo oprócz nas nie ma w łóżkach. – poleciła Nymeria. Ten widok może odrobinę ją poruszył i zaskoczył, ale nie pozwoliła sobie na stracenie zimnej krwi. Serka przytaknęła nadal roztrzęsiona.

03:23

Wszyscy siedzieli wokół stołu, przy którym rozstali się ostatnio. Almette nieco milcząca, bez uśmiechu. Jej twarz spowijała aura przerażenia i strachu. Espoir nadal pogrążona w zaskoczeniu oraz swoich rozmyślaniach. I Nymeria, której pysk zaciskał się w grymasie furii. Wszystkie jej kły powodowały, że śpiąca do tej pory atmosfera rozbudziła się nagle.
-C…coś się stało?- odezwał się po chwili ciszy Delta. Jego sierść nadal wystawała na wszystkie strony świata. Widać było, że został wyrwany z łóżka.
-Stało się. Znaleźliśmy Ciri. – odpowiedziała właścicielka żółtej bluzy, która teraz przewiązana była u jej pasa.
-Oh… To dobrze w takim razie. – medyk uśmiechnął się delikatnie, jakby nie wyłapując tej smutnej nutki pośród całego tego wkurwienia.
-Dobrze i niedobrze. – przemówiła w końcu kapitan.
-Co macie na myśli?- Rubid przetarł oczy.
-Dobrze, że się znalazła, gorzej że martwa. – to zmyło wszelkie złudzenia wraz z uśmiechem Delty.
-Oh. Wybacz.- przeprosił od razu wiedząc, że uśmiechy w takim momencie nie są odpowiednią reakcją. Wszyscy zamilkli zaraz potem.
-Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale… to nie było samobójstwo. – Nymeria mruknęła dobitnym tonem mierząc wszystkich zebranych piorunującym spojrzeniem.
-Domyślam się.
-Jak to?- na raz wydukali kolejno Delta i Admirał. Basiory spojrzały po sobie.
-Proszę cię półgłówku- granatowy wilk spojrzął na niego. – Jakby to było samobójstwo nie wyrywali by nas z łóżka wszystkich. CO najwyżej mnie, żebym określił czas zgonu. – medyk westchnął ciężko kręcąc głową.
-W… W sumie logiczne. – Admirał przyznał i znowu zapadła cisza.
-Co teraz? Mamy obcego na statku?- odezwał się Magnus. On gotowy był walczyć na śmierć i życie z osobą, która skrzywdziła Ciri, aby nikt więcej nie musiał ginąć. Nawet jeśli wydawał się być wiecznie znudzony lub niezadowolony, kochał swoich przyjaciół, tego ciołka Rubida i Admirała też.
-Niewykluczone, aczkolwiek obawiam się, że to jednak nie będzie osoba z zewnątrz.- Espoir wbiła wzrok w ścianę nad drzwiami. Cisza zawisłą nad wszystkimi niczym ostrze gilotyny, gotowe do opadnięcia na świeżo rozbudzone karki.
-A… gdzie ją… znalazłyście?- w końcu odezwął się Delta.
-Znalazła ją Almette na swoim nocnym obchodzie. W jednym z silników.- Nymeria zastukała w zamyśleniu pazurem w stół.
-W silniku?- Rubid wydał się być mocno zaskoczony.- Ale… że w sensie… jak?
-W takim sensie, że została tam wrzucona, przed zabiciem, albo już po. Delta… później na to spojrzy i nam powie…?- Espo wytłumaczyła rzucając pytanio-stwierdzeniem w medyka, który przytaknął.
-Nie jestem specem, ale zrobię co umiem.
-CO za chora akcja. – skomentował Admirał.
-Bardzo. – W końcu odezwała się i serka.
-To… co teraz zrobimy? – Rubid dopytał. To dalej było niejasne, a atmosfera zaufania znikała z każdą sekundą.
-To stało się wczoraj. Na pewno… między 9m, a 10. Przynajmniej wtedy ją ostatnio widziałyśmy z Nymerią. – wyjaśniła Almette, a elektryczna od razu podłapała trop.
-Wasze alibi.- zażądała. – Po kolei
-Przenosiłem dostawę tlenu – Magnus uniósł łapę.
-Prawda. Mogę potwierdzić. W końcu musiałam ją przejrzeć.- Almette poparła jego słowa od razu.
-Spałem. Wstałem około 12- Rubid wzruszył ramionami.
-Nom… Spał twardo jak wychodziłem.- powiedział Wayfarer. – A ja pospałem na rozwidleniu, dostałem kluczem w głowę od Nymerii i poszedłem do kuchni przygotować obiad.- wzruszył ramionami.
-Delta?
-Ciężko zgadnąć? Nadal mam mnóstwo próbek do zbadania, nawet po przeciągnięciu wczoraj do 1 w nocy.- mruknął. Ciężki los jedynej zdolnej do tego osoby.
-W…W sumie racja. Robisz to nieustannie od dobrego tygodnia. – Espoir przetarła pysk. – To tak. Ja … prowadziłam, potem jadłam, a potem odrobinę szukałam Ciri i… prowadziłam.
-Myhym… - Nymeria przytaknęła. – Almette domyślam się, że sprawdzała butle – trzy osoby przytaknęły. – A ja koniec końców wylądowałam w elektrycznym napra…
-Naprawiając światła w kuchni. Potwierdzam. Wyrzuciło je jak zaczynałem gotować… – Way przerwał jej.
-Admirał? – wszyscy spojrzeli na tego nieszczęśnika.
-Siedziałem w broni. Jak zwykle. W dodatku dzisiaj miałem tłoczny dzień. Zestrzeliłem sporo kamieni.
-Zapisy. Sprawdzimy potem, a teraz… No cóż. Załóżmy, że rzeczywiście na statku mamy intruza…- Nymeria warknęła niezadowolona. Dlaczego to nie mogło zakończyć się już teraz.
-Właśnie! TRZEBA WYŁĄĆZYĆ SILNIK!- Espo zerwała się z siedzenia tak szybko, że Almette i Admirał podskoczyli z zaskoczenia.
-Logiczne…- westchnął Delta

10:45

-I co? – Espoir stanęła obok Delty. Ciało Ciri, a raczej to co po nim zostało leżało na materiale, oczywiście na ziemi. Medyk nie śmiał położyć tego na jedynej, do tego białej kozetce.
-Ciężko powiedzieć. Wiem jedynie, że była już martwa kiedy została porzucona w silniku. – westchnął ciężko spoglądając na krwistą masę mięsa i sierści. Do tego ta jedna, jedyna gałka oczna leżała po środku tego wszystkiego spoglądając na nich z mętnym blaskiem, jakby zza światów. Aż się smutno robiło obojgu obecnym w gabinecie.
-Rozumiem.
-A Agrest… Już wie?
-Wie. Mają nam przysłać silnik, ponieważ ten jak się domyślasz nie jest zdatny do użytku. -  oboje zamilkli.
-Jak myślisz… kto to zrobił? – Delta szepnął jakby nie chcąc mówić głośno. W końcu komu można ufać teraz, kiedy nawet swoje własne słowa brzmiały wrogo.
-Nie mam pojęcia. Wszystkie wersje się ze sobą pokrywają, a jedynie… Rubid i Admirał mają takie sobie alibi. Jednak nie można wykluczyć, że to będzie wina intruza.
-No tak. – cisza. Ponownie. Zapadła. Jedynie gdzieś w tle maszyny bełkotały swoje słowa we własny języku. Boję się. Ale oboje nie mówili tego na głos, pomimo korcącej ochoty. Należało milczeć. W końcu komu można teraz ufać?

12:19

-Skończone!- zawołała z ulgą Almette z naciąganym i nieco sztucznym uśmiechem. Nie mogła rozstać się z myślą ,że już nigdy nie zobaczy swojej przyjaciółki.
-Co za ulga. – Nymeria rzuciła swój klucz w tył, a ten odbił się od metalowej podłogi robiąc hałasu, Silnik zaburczał kiedy uruchomiły go w sekundy potem. Nowe, lśniące urządzenie zupełnie nie pasowało do tego mrocznego i przedziwnego zdarzenia. Nikt nie był w stanie przestać myśleć i wnioskować o tym nawet na chwilę. Na najmniejszą minutkę. Dręczyło ich to niczym chmura ciemnego dymu, duszącego i wrzynającego się w płuca niczym gwoździe, drapiąc i szarpiąc, ąz do utraty tchu. Bo co jeśli ten KTOSIEK zaatakuje ponownie? Kto będzie następny?
-Chodźmy coś zjeść.- zaproponowała Nymeria widząc jak jej towarzyszka odlatuje myślami w przeszłość.
-Tak. To dobry pomysł…

08. 09. 4568 Statek załogi W

19:34

-Uspokoiło się. – Espoir opadłą na krzesło widząc jak próżnia przed nią przestaje być zapełnione przeróżnymi kamieniami. – Admirał zrobił dobrą robotę. – przyznała rzucając okiem na Rubida.
-Pewnie. Skoro tak uważasz. – machnął łapą lekceważąco zanurzając się dalej w kartkach i klepiąc niezręcznie w literki na klawiaturze. Nie znosił swojej nowej pracy. Już wolał zamiatać i myć tego gruchota niż męczyć się z tą całą kartoteką zapisków. Normalnie układałby tylko segregatory, ale śmierć Ciri posadziła go na jej miejscu. Uważał się przez to za nieszczęśnika, został bowiem zmuszony do skupiania się na tym co robi, a to bardzo męczące! No i niesprawiedliwe! Agrest powinien był przysłać kogoś na miejsce wadery.
-Eh. Spokojnie. Już niedługo, a wrócisz do mopowania podłóg i ścierania kurzy. Agrest obiecał nam nowego członka załogi.
-Tsa. Niedługo. Znając życie zdążę się nauczyć tego wszystkiego, zestarzeć i umrzeć zanim kogoś wyśle. – Rubid odpowiedział bez wahania, a kapitan zamilkła. W końcu oboje wiedzieli, że to szczera i bolesna prawda.
-Kolacja!- Almette wpadła przez drzwi. Była już nieco bardziej sobą niż w kilku ostatnich dniach. Chyba po prostu doszła do wniosku, że nie ma sensu żyć przeszłością.
-Oh! To już? – Espo mruknęła spoglądając w ciemną i nienaruszoną pustkę przed sobą.
-Tak. Przynieść wam ją tutaj?- zaproponowała serka.
-Jeśli możesz. Nadal nieco obawiam się zostawić stery na autopilocie. Ledwo parę minut temu opuściliśmy pierścień ten planety. Jakieś przeszkody nadal mogą znaleźć się na naszej drodze, a zgaduję, że Admirał poszedł zjeść przy stole razem z wami.
-Tak… Zaraz wam przyniosę.
-Jej. Ja zaraz przyjdę. Potrzebuję chwili przerwy. – westchnął jedyny samiec w pomieszczeniu.
-Dobrze!

23:46

-Dobranoc.- Almette skuliła się na swoim posłaniu.
-Dobranoc. – Espoir poszła w jej ślady. – A ty … Nymka dokąd idziesz?
Obie uniosły głowy. Ta noc była spokojna i chicha, jak każda inna.
-Naprawić ogrzewanie.- mruknęła przecierając zaspane oczy – Magnus skarżył się przed chwilą, że nasza „lodówka” się ociepla i coś jest nie tak. Więc to akurat trzeba naprawić od razu. W końcu jest tam zapas jedzenia i kilka rzeczy które potrzebują być trzymane w stabilnym chłodzie.
-Powodzenia. – szepnęła jeszcze serka kiedy drzwi się powoli zamykały.
-Dzięki. Śpijcie dobrze. –

09. 09. 4568 Statek załogi W

06:14

Wayfarer powolnym i zaspanym tempem wszedł do tego co potocznie nazywali lodówką. Było to zimne pomieszczenie podzielone na dwa mniejsze. W jednym trzymali jedzenie i rzeczy takie jak specjalne komory ozonowe czy helowe, a w drugim było na tyle zimno że utrzymywało to przedmioty w lodzie. Zatem była to bardziej lodówko-zamrażarka. Przeszedł obok rzędów popodwieszanych pod sufitem komór kierując się w stronę półek z jedzeniem. Kiedy jednak zbliżył się do jego nosa dotarł nieprzyjemny zapach schłodzonej krwi, a widok pozrzucanych pakunków z jedzeniem zaskoczył go. W końcu wszystko miał zawsze ładnie poukładane na półeczkach, a teraz to „wszystko” leżało na jednej wielkiej kupie. Way nieco zirytowany chwycił jedno z opakowań odrzucając je na bok. CO jest grane? Złość wezbrała w nim z każdą sekundą jaką patrzył na to pobojowisko części jego małego królestwa.
-Bezczelni!- warknął nie do końca wiedząc kogo ma na myśli. Jednak nie było czasu na namyślanie się. Należało zacząć robić śniadanie. Way westchnął, a chmurka pary uciekła wraz z oddechem. Pochwycił to po co przyszedł. Obiecał im na śniadanie smak taki jak z samej ziemi, do tego w francuskim stylu, zatem musiał się spieszyć. Jednak zabierając opakowanie zaburzył i tak znikomą równowagę stosu, który zsunął się nieco.
-WTF?! – rudawy basior upuścił jedzenie i cofnął się o dwa kroki zdezorientowany. Łapa. Ciemno brązowa łapa wystawała spod tego nieładu. Dopiero po chwili namysłu zaczął przerzucać kupę na boki, rozgrzebując ją. I koniec końców znalazł to czego się bał, że może znaleźć. Admirał.
 - Ah ty ciołku!- mruknął. Chciało się wyjadać w nocy przekąski co? – warknął zirytowany. Teraz musiał nie tylko zrobić obiad, ale też zatargać delikwenta do Delty na leczenie i poinformować o tym Espoir, co znaczyło dwie rzeczy. Po pierwsze wtargnięcie do sypialni albo czekanie do 7, czyli kolejną godzinę. I po drugie spóźni się ze śniadaniem, a nienajedzeni kamraci to wredne suki.

06:20

-Gdzie tyś go znalazł? Czemu on jest taki zimny?- Delta spojrzał na delikwenta zaskoczony.
-A ja wiem. Pewnie próbował podjadać w nocy z lodówki, nie wiesz. Tam leżał pod kupą pudełek.
-Ale… lodówka nie jest przypadkiem zamknięta… prawie zawsze?- Delta zawahał się kiedy kładli basiora na kozetce.
-Nie. Wczoraj Nymeria naprawiała ogrzewanie, bo umarło i musiałem zostawić ją otwartą aby mogła swobodnie chodzić do pomieszczenia obok i z powrotem. – Wytłumaczył Way, a Delcie tyle wystarczyło. To było w sumie logiczne…
-To powodzenia! Ja idę robić śniadanie!- i Delta został sam z zastygłym w jednej pozycji Admirałem.
-Oj ty nieszczęśniku. – szepnął jeszcze medyk zanim zabrał się za badania…

07:12

-Ale… Czekaj, że co?- Espoir przystanęła z wrażenia. Nie chciała dowierzać słowom Delty, ale jednak coś podpowiadało jej, że medyk nie kłamie. – Admirał… nie żyje? Jesteś pewien?
-Tak. – brak wahania w głosie Delty tylko utwierdził białą waderę w przekonaniu, że coś znowu zaczyna mącić spokój na ich statku.
-Ale… co się stało?!- mało się nie wydarła. Ten stres zaczynał ją męczyć, zresztą jak wszystkich. – Kto?!
-Nie mam pojęcia. Way przytargł go rano, ponieważ znalazł go pod kupą pudełek z jedzeniem w lodówce.
-Ale lodówka jest wyzamykana na 10 spustów cały czas.- Espo pokręciła głową od razu zrzucając podejrzenia na kucharzynę.
-Nymeria naprawiała ogrzewanie, czyż nie?
-Oh. No tak… To … ma sens..- kapitan pacnęła się w czoło. – Byłam zaspana, ale rzeczywiście mówiła nam coś o tym jak wychodziła wczoraj. Wiec dlatego Way zostawił to wszystko otwarte. TO znaczy, że co? Zamarzł na śmierć? Jebnął się w głowę jak półgłówek i umarł z wykrwawienia?
-Obawiam się, że to żadne z tych. Znaczy… Jest w nim rana mechaniczna, która przypomina coś w rodzaju noża… i to była rana śmiertelna zadana w serce. Co znaczy tyle, że umarł albo zabity, ale sam się zabił… A całą ta kupa była tylko mizerną próbą zatuszowania sprawy. – Delta westchnął ciężko. Nic, a nic się nie łączyło w całość.
-Dobra… koniec ze śniadaniem. Zwołaj wszystkich do admina!- Espoir wstała i poszła swoją drogą zostawiając zamyślonego Deltę z rozkazem. Ten tylko uniósł swoje oczka i westchnął przeciągle. Dlaczego ktoś uparł się akurat na nich?

07:26

Cisza. Tylko to było słyszalne w sali. Wszyscy siedzieli sztywno przy stole czekając aż ktokolwiek się odezwie. Jednak nikt tego nie robił przez długą chwilę. Wszyscy tylko tempo wpatrywali się w nieco zakurzony blat czekając na wieści, rozkazy i opis zdarzenia z powodu, którego zostali tutaj wezwani. Bo w końcu takie zebrania były niezwykle istotne i nie zwoływało się ich bez powodu. Do tego wszystkiego martwiąca była mina Espoir, zastygła w złości i konsternacji jednocześnie.
-Cholera. Ten głąb się znowu spóźnia. –warknęła w końcu Nymeria patrząc na puste miejsce Admirała.- Gdzie ten półgłówek?
-Martwy. – odpowiedź kapitan sprawiła, że wszyscy zastygli i powoli unieśli głowy.
-W… w sensie, że co?- Rubid skrzywił się nie do końca rejestrując słowa towarzyszki.
-To co słyszeliście. Martwy. Way znalazł go dzisiaj rano martwego w lodówce.
-A lodówka nie jest…
-Nie. Nie była zamknięta, bo Nymeria naprawiała ogrzewanie- sapnął zirytowany Way. Już tyle razy przetoczyli się przez te słowa w swoich rozmowach, że robiły się powoli nudne.
-Pomińmy przypuszczenia. Alibi. – zażądała twardo wadera. Jej oczy zmierzyły wszystkich po kolei.
-Podejrzewasz, że to ktoś z nas?-  Delta zamyślił się.
-Nie zaprzeczę, chociaż dalej nie możemy wykluczyć istoty z zewnątrz.- odpowiedziała po chwili namysłu. – Dlatego chcę wasze alibi.
-No cóż. Późno było jak naprawiałam ogrzewanie i tego debila tam jeszcze nie było. – Nymeria wzruszyła ramionami.
-Jednocześnie nie mamy pewności, że to nie ty. – Almette wyszeptała cicho.- Nie to że ci coś zarzucam! Po prostu… -
-Rozumiem maleńka. Macie wyłącznie moje słowo, że tego nie zrobiłam. Ale tego nie zrobiłam. – odpowiedziała pewnie nosicielka żółtego koloru.
-Myhymm… Dalej. Way.
-Spałem. Wstałem wcześnie i polazłem robić wam żarcie.- mruknął poprawiając swój kapelusz.
-Ja kręciłem się do około 3 po statku i sprzątałem. – Rubid westchnął.
-Więc to mogłeś być też ty. – Delta mruknął. – Ja byłem w łóżku od 24. – pospiesznie się wytłumaczył widząc wściekłe spojrzenie Rubida i to ponaglające Espo.
-Spałem, po powiedzeniu Nymerii, koło 22 o lodówce. – mruknął Mangus.
-Ja spałam, a potem o 3 robiłam obchód. I nie widziałem nigdzie Rubida.- przyznała Almette.
-Dobrze. Zatem…
-Jeszcze ty.- przerwała Espoir Nymeria. – Wszyscy to wszyscy pani kapitan. -
-Spałam całą noc jak dziecko. – westchnęła tamta zrezygnowana rzucając wszystkim zdesperowane spojrzenie. Tą sprawę należało rozjaśnić.
-Zatem… Mamy 3 opcje. Zrobiła to Nymeria, po naprawieniu ogrzewania. Jakiś motyw?
-Ymmm. Nigdy go nie lubiła?
-Ale też nigdy go nie skrzywdziła. Zresztą, Nymka nigdy nikogo z nas nie skrzywdziła!- Almette wkroczyła jako obrona.
-Prawda. Więc mamy jedną średnio prawdopodobną opcję. Druga. Zrobił to Rubid. Motyw?
-Zemsta? Przejęcie jego pozycji?
-TO nie ma sensu. Już ma tą po Ciri i to został do niej zmuszony- sekra znowu wyraziła swoje zdanie.
-Czyli najprawdopodobniejsza jest opcja 3! TO znowu ktoś obcy. – kapitan zazgrzytała kłami.
-A zauważyliście, że …. Ktoś ginie w dni lub godziny po tym jak schodzimy na grunty tej planety. – Nymeria spojrzała w próżnię w wielkim oknie za sterami.
-Prawda… Więc to tylko zatwierdza nas mocniej w opcji 3.- kremówka przytaknęła Tak bardzo nie chciała wierzyć, że winny mógłby być ktoś z jej przyjaciół.  
-Dobrze. – Espo skrzywiła się nieco. – Na dzisiaj skończymy te przypuszczenia i oskarżania. Nie nastawiajcie się przeciwko sobie, bo jesteśmy prawie pewni, że to ktoś spoza naszej grupy. Nie ma sensu tworzyć spięć. -

10. 09. 4568 Miejsce zwane Nigdzie

02:54

-I jak?- Atsume, bo któżby inny, wszedł w strugę światła. – Jak się powodzi nasz plan?
-Doskonale. – zachrypły i nieco zmęczony głos odpowiedział mu szeptem. – 2 już padła. A jak reaguje Agrest? – dopytała się tajemnicza osoba.
-Ha. Moje wtyki donoszą, że na razie nawet nie załkał. – bystre oko tego geniusza „zła” błysnęło w półmroku. – Zapłaci mi za wszystko o mi zrobił. Za każde poniżenie w przeszłości i to wywyższanie się ponad innych. Pieprzony Agrest. Zapłaci mi! – jego śmiech, paniczny, zraniony ale z dozą szaleństwa rozniósł się po ciemnym pomieszczeniu.
-Oh… ok. Na razie jednak nie mogę uderzyć. Zaczynają coś podejrzewać.
-Oh? TO ci idioci umieją cokolwiek zobaczyć co? I co sądzą.
-Podejrzewają dwa wilki lub kogoś z zewnątrz. Dla przykrywki muszę poczekać aż jeszcze raz zejdziemy na planetę.
-Rozumiem. Jeśłi jednak nie będzie takich planów zabijaj jedno po drugim.- polecił Atsume rozłączając się, już nie chcąc słuchać o doskonałości planów swojego pionka. On w końcu ma tylko słuchać się jego geniusza!

10. 09. 4568 Baza misji SC

10:24

-Nie no ja w to nie wierzę! – Agrest westchnął zerkając na piętrzące się niewyraźne notatki Delty o nowych istotach oraz report Espoir.
-CO się stało? – spytał Irys układając segregatory na półki. Ich nowy nabytek na razie sprawdzał się znośnie i w tym syfie robiło się powoli jaśniej.
-Nic wielkiego. Padł ktoś na statku znowu i moja kapitan rozpisała się na ten temat. Genialne. Ha! Takich teorii spiskowych i wyobraźni jeszcze nie widziałeś, mogę się założyć!- Agrest zażartował jednak jego mina zachowywała powagę.
-Ubywa ci ludzi do roboty?- Irys zmarszczył znos w krzywym uśmiechu takim typowym dla niego.
-Ta. Jeszcze chwila, a rzeczywiście będę musiał kogoś zrekrutować. –westchnął. – Może powinienem już zacząć, bo jeszcze chwila, a to coś albo ktoś ich wykończy o reszty i spustoszy mi statek! – szary wilk pochwycił pusty skrawek papieru notując coś na nim pięknymi literami.
-Łoł. A to co?- Irys pochwycił jedną z notek o Kawce. – Hieroglify? Ślaczki?
-Pismo naszego statkowego medyka. – westchnął szef. – Cóż. Muszę w końcu przez to przebrnąć. I może następnego medyka nauczę pisać zanim wyślę go w kosmos. Chociaż, żal by mi było jakby Delta padł. Radzi sobie dobrze, bo robi po godzinach i jest tani. – alfa obrócił długopis w łapie. – Jestem przez to gotów na czytanie tego świństwa. – mruknął. – Dobra. Muszę na chwilę wyjść. Sio.- wstał ze swojego wygodnego fotela. Kartka w jego łapie zatrzepotała.
-Muszę wychodzić?- Irys zerknął na tego „starca”
-Tak. – i na tym skończyli dyskusję.

12:35

-Czyli mówisz, że przydałoby się powoli zabezpieczać za ich plecami?- Mundus spojrzał a papierek z rozkazami.
-Tak. Obawiam się, że teoria Espo o intruzie nie jest prawdą, a wszystko to spisek wtyki.- szary wilk usiadł obok przyjaciela.
-Tak sądzisz?
-Hymhymm. Atsume w końcu wysłał tego kundla Irysa na przeszpiegi. TO znaczy tylko, że coś się dzieje nie?
-Jesteś bardzo pewny swoich tez. – ptak odpowiedział bez potępienia, ale też bez wiary.
-Rozumiem. Możesz mi nie wierzyć, ale jestem pewnien, że ten dzieciak działa no korzyść tego wariata.  Chociaż możesz mieć rację, że nic się jeszcze nie dzieje. Może dopiero snuje plany o ataku. No co ? CO się tak patrzysz. Widziałem w twoim spojrzeniu to niedowierzanie i nieme pytanie. – Agrest westchnął przewracając oczyma.
-No tak. Jeśli jednak wśród naszych jest wtyka, na statku. Co z tym robimy? – pytanie niby było czysto hipotetyczne jednak zdawało się jakby oboje sądzili o tym teraz to samo.
-Proponuję na razie zostawić to w łapach naszej dzielnej załogi. Podobno mają wytypowane dwie osoby. – mruknął szef.
-Do tego wydaj rozkaz o tymczasowym porzuceniu badania Kawki. Niech odlecą dalej. Jeśli zabójstwa ustaną to dobrze. Jeśli nie… - Mundurek westchnął ciężko kręcąc głową.
-Tak. To dobry pomysł…

10. 09. 4568 Statek załogi W

13:20

-Jesteś pewien szefie?- Espoir spojrzała w niewyraźny obraz na ekranie. Była aktualnie sama w adminie i rozmawiała z bazą. Nie chciała aby ktokolwiek podsłuchiwał dlatego skrupulatnie rozdała  wszystkim zadania do wykonania.
-Tak. Słuchaj moja droga. Ufam ci bezgranicznie. Jestem pewnien że to nie ty zabijasz, jednak nie jestem w stanie uwierzyć, że to intruz ze względu na ziemskie posunięcia tego drania Atsume. Dlatego wyślę wam tajemniczą paczkę. Odbierzesz ją w środku nocy i poprosisz Almette, drugą osobę którą od razu wykluczam o pomoc w instalacji. Zrobicie to potajemnie. TO są kamery, małe ale na tyle bystre aby wyłapać kto i gdzie przechodzi. Mają czujniki też czujniki ciepła, więc jeśli to intruz to namierzycie go od razu. – Agrest wytłumaczył pospiesznie i cichym głosem.
-Rozumiem.
-I pamiętaj. Nie zbliżajcie się do planety. Lećcie dalej. I trzymajcie się z dala od stałego lądu. Nie mam dla was jeszcze wyszkolonego strzelca.
-Ay boss! – espo odmeldowała się ruchem głowy i rozłączyła. Jej głowa powoli znowu zaczynałą boleć jednak kliknęła odpowiedni guzik na panelu sterującym i chwyciła za kierownicę. Jedna łza uciekła jej z oka kiedy włączała silniki po paru dniach postoju aby odlecieć.

14:14

-Czyli co? Ma tylko do końca przebadać to co mi zostało? – Delta westchnął ciężko. Mimo wszystko było tego i tak sporo po ich 2 ekspedycji.
-Tak. Odlatujemy z rozkazu szefa. Jest tu zbyt niebezpiecznie! – kapitan zachowała zimną twarz i ton. Nie chciała przypadkiem aby jej paranoiczna strona znowu zaczęła sypać niepotrzebnymi oskarżeniami.
-Eh. Przeklęty intruz, czy nie! Jasna cholera, ja aktualnie boję się siedzieć tutaj tak sam!- zwierzył się medyk.
-Jeśli mam być szczera to ja też. Chociaż mi dotrzymuje towarzystwa Rubid. Chociaż…
-Czy to jakiekolwiek pocieszenie. – oboje się zaśmiali delikatnie.
-Lepsze to niż samotność  w tym niepewnym czasie. – jednak Espo musiała przyznać, że dawało jej to dozę pewności.
-Zrozumiałe.

23. 09. 4568 Statek załogi W

12:34

Almette zagłębiła się w krzesło. Próżnia przed nią była taka nudząca. Jako, że jednak ona miała najwięcej doświadczenia w używaniu broni dostała fuchę Admirała na pół etatu.   Przeklinała więc teraz fakt, że z początku uczono ją właśnie tego. Jednak pochwały od całej reszty załogi podnosiły ją na duchu. W końcu nawet sama Espo mówiła jej jak dobrze sobie razi pomimo braku konkretnej wiedzy. Bo powiedzmy sobie szczerze, zawód kremóweczki szybko zmienił się z broni na „mechanika” , gdyż tam zwyczajnie lepiej sobie radziła.
-Jak długo ja mam tu jeszcze siedzieć. – westchnęła opierając się na łapie. Odpowiedziała jej cisza i oddalone o kilka korytarzy śmiechy. Długo dość czekałą aby do pomieszczenia przez otwarte drzwi wszedł Rubid z Wayem.
-Jak się masz Almka? – zagadnął ciapaty. Ta tylko uśmiechnęła się.
-Całkiem dobrze. Tylko teraz widzę jak bardzo durny był Admirał. Jak można się dobrze bawić patrząc w pustkę i strzelając do kamieni!?- mruknęła spoglądając na nich.
-Rozumiem doskonale twoją frustrację. To samo AM z robotą, którą robię za Ciri. Szlak by to trafił. – mruknął niedoszły polityk, właściciel słodko-limonkowego kombinezonu.
-Ja tam w ogóle uważam, że te wszystkie śmierci to jednak Nymeria zrobiła.- Way machnął łapką.
-Ty nie bądź taki chop siup. Bo powoli zaczynają podejrzewać też ciebie, kucharzyno. – Almette zerknęła na nich swoimi błękitnymi oczkami, słuchając jak się kłócą.
-Ja? Czemu miałbym niby zabić Ciri? O tym półgłówku nic nie mówię, bo to chyba każdy miałby jakiś motyw!- rudzielec machnął łapą.
-Zazdrość fuchy? Płacy? Zauważalności? Głosu? – Rubid wymieniał na palcach u łapy.
-Jestem za leniwy żeby robić tyle co ona, nigdy mi to właściwie nie przeszkadzało!
-Ale głos miała piękny, jedwabisty. Mogła konkurować z tobą z łatwością!
-Pff. Miała, ale co z tego. Czyniliśmy doskonały duet do śpiewania!
-Zamknijcie się ok.?- Almette westchnęła. – Rzucacie w siebie zbędnymi oskarżeniami. A co jeśli potem okaże się, że za wszystkim stał Magnus, albo ja?- spojrzała na nich z politowaniem. Oboje zamilkli kiwając głowami.
-Może masz rację…
-Może? Od ponad 10 dni nic się nie stało. Od kiedy odbiliśmy od planety morderstwa ustały. Więc przestańcie nastawiać się tak negatywnie i pomyślcie, że jeszcze tylko 3 lata i wracamy na ziemię na parę miesięcy!- Almetka rozszerzyła kły w uśmiechu.
-Tak. Pocieszające. – Rubid bezwiednie odwzajemnił grymas.
-Eh. Czy ja wiem czy ja chcę wracać…

23:34

-Hey Way. Jeszcze nie śpisz? – ktoś wszedł do kuchni.
-Nie. Jeszcze nie. – sapnął rudzielec zasuwając gąbką po jednym z przypalonych garnków. – Dziewczęta zażyczyły sobie zupy, więc muszę domyć to cholerstwo! A nie chce zejść!- poskarżył się.
-Ah…  Zrozumiałe. A właśnie. Ja chciałem się spytać dlaczego nie chcesz wracać na ziemię?
-Hym? Ah. Wiesz … Po prostu nie mam tam nic konkretnego do czego miałbym wracać. A tu w kosmosie, te planety i wszystko co zwiedzamy, pójdzie ze mną do grobu niczym najmilszy kocyk. Wszyscy, których znałem nawet jeśli są najmniejszą możliwą drużyną, będą mi mili do końca.
-Ah. Piękne. Jednak wiesz co jest piękniejsze?
-Nie? Co?
-Śmierć w miejscu które się kocha. Chcesz umrzeć na ziemi czy tym gruchocie. Ja osobiście wolę ziemię.
-Ah. Piękna śmierć. Wiesz… dla mnie to oznacza umrzeć zadowolonym z siebie, a nie gdzie się umiera.- Way westchnął ciężko.
-Oh. Jakie to urocze! … Może to i dobrze. Skoro ci to bez różnicy…
-Co masz na myśli? …

24. 09. 4568 Statek załogi W

08:59

-To do niego niepodobne!- Nymeria westchnęła. – Zazwyczaj się nie spóźnia ze śniadaniami.
-Prawda. Jestem głodna jak wilk. – Espoir zastukała pazurem w stół czując nieswoje napięcie gdzieś w okolicy serca. Coś ją niepokoiło.
-Ohyda! – Magnus wszedł przez drzwi. – Jezu. Way coś chyba przypalił. Śmierdzi niemiłosiernie w całym korytarzu.
Wszyscy spojrzeli na siebie ze zrozumieniem.
-To dlatego to trwa tak długo!- odetchnęła kapitan.
-Jednak… chodź Rubid! Sprawdzimy czy nie trzeba mu pomóc!- zaproponowała Almette.
-Pójdę z wami. – mruknął Delta odkładając kartki. Miał nieswoje przeczucie, że dzieje się coś nie tak. Posłał Espo zmartwione spojrzenie. Oboje czuli najwidoczniej to samo.
-To może ja też. Kuchnia jest spora. Zmieścimy się tam w 5! – kapitan także wstała.
Ich cała grupa wyszła.
-Magnus? Czy ty też… czujesz takie napięcie, jakby coś miało się zaraz stać, ale… takiego …- Nymeria nie była w stanie ująć tego uczucia w słowa.
-Tak. Jakby statek miał się zaraz rozpaść. – przyznał jej rację. A to był bardzo zły omen.

09:02

-Way?- Espo wpadła do kuchni jako pierwsza. Rzeczywiście zapach był wręcz duszący. Jednak jaj łapy zastygły w bezruchu tak gwałtownie, że wszyscy za nią mało w siebie nie powpadali. Rubid oraz Delta, jako wyższy i niższy z łatwością zajrzeli do środka pomieszczenia rozwierając pyski w przerażeniu. Almette jedynie patrzyła na nich zdezorientowana.
-Nie podchodź kremóweczko. – Delta westchnął. – to jest widok gorsy od Ciri.
Te słowa uderzyły w waderę jak piorun. Od razu zawróciła z powrotem do jadalni.
Jednak Espoir i reszta musieli coś poczynić z brudem jaki zastali. Delta wkroczył jako pierwszy omijając martwy korpus i gasząc prąd pod garnkiem. Szum jaki produkowała gotująca się woda, chociaż właściwie to była bardziej krew, ustawał stopniowo. Medyk rzucił na to swoim zimnym okiem, chłodno zakładając co właściwie się stało.
-Mam dwie teorie. – uniósł jedyną łapę, która była jeszcze w całości z ciałem. – Albo mamy nadal intruza, w co wątpię, albo morderca bawi się z nami.
-Trzeba mu jednak przyznać pomysłowy jest. – Rubid skrzywił się.
-Hymhymm… - Delta uciszył go ruchem łapy.- Na pierwszy rzut oka widzę, że najpierw została zadana rana w serce. Potem dopiero odcięta głowa, dlatego krwi nie ma na ścianach. Jej rytm zdążył się już uspokoić w ciele kiedy odcięto kończyny, więc wypłynęła z Waya jak woda, nie bryzgając. I zgaduję że… - zatrzymał swoją dedukcję porzucając oglądanie torsu z jedną łapą. Stanął więc na dwóch kończynach tylnich i zajrzał do dymiącego się gara. – Reszta ciała… została zrobiona na zupę… - skrzywił się.
-Masakra. – Espo załkała nie mogąc powstrzymać emocji. Chciałaby podejść do tego tak jak medyk. Chłodną dedukcją i samej zabrodzić bez wahania w tym małym morzu krwi, jednak nie była w stanie się na to zdobyć. Rubid potarł jej ramię.
-Kreatywnie, ale ohydnie jednocześnie. – sam wydawał się być smutny.
Stracili kolejnego członka załogi, stracili przyjaciela.

12:34

-Posłuchajcie. Minęło za dużo czasu na to aby osądzać osobę z zewnątrz o kolejne zabójstwo. Zwłaszcza tak… wyrafinowane.
-Więc dlaczego zebranie jest tak późno?!- rzuciła się Nymeria.
-Badałem ciało. – Delta mruknął. – Wcześniej zebrania także były po tym jak to już zrobiłem, czyż nie. Tym razem jednak było w cholerę ciężko, bo część ciała została... cóż… ugotowana. – po tych słowach na twarzach załogi pojawiły się różne grymasy.
-Jasna cholera! Ale jak to ugotowane? – Magnus oburzył się.
-To tak. Wszystko co udało mi się wyciągnąć z sekcji jest tu. – Delta położył kartkę pełą zapisków na stole.
-Fajnie, ale musisz nam przeczytać. My nie Agrest, nie umiemy czytać hieroglifów.- Nymeria rzuciła kąśliwie. Była niecierpliwa, podobnie jak reszta.
-Dobrze. Już. To tak. Way umarł najpierw z rany kłutej w głowie, tkanka była rozmokła, ale woda wewnątrz czaszki mówi mi że siła ciosu była potężna. – mruknął. To jakby automatycznie wykluczało dwie osoby z listy podejrzanych. – Ponieważ nóź jakim zrobiono ranę przeszedł przez najgrubszą część kości czaszki. – wytłumaczył widząc nieufne spojrzenie Rubida. – Potem zadano dobitną ranę na plecach, która dosięgła serca , czubkiem, przebijając się do przedsionka, co spowodowało jedynie wyciek krwi a nie jej wytrysk. Dlatego ściany pozostały w swoim brudnozielonym kolorze, a podłoga była zalana krwią. Dopiero potem została odcięta przednia łapa. Way prawdopodobnie jeszcze wtedy dogorywał, co jest…. Przerażające. Chociaż niekoniecznie, mógł być też dawno martwy, chociaż nóż nie przebił mózgu. – zaznaczył jeszcze. – To tylko oje spekulacje. No… w każdym razie głowę odcięto na końcu. – Delta zakończył swój wywód.
-Czyli co. Medyk odpada na przedbiegach. Be urazy, ale nie byłby w stanie nawet garnka podnieść. – Rubid zażartował jakby próbując odrobinę złagodzić atmosferę, co niewiele pomogło.
-Almette raczej nie byłaby w stanie tego zrobić. Też nie jest na tyle silna. – Espo pokiwała głową. W końcu kremóweczka była też z nich najdelikatniejsza. Nie sądziła, że to kruche stworzonko byłoby w stanie zabić kogokolwiek.
-Prawda. W takim wypadku… trzeba pozbierać alibi.- Delta tym razem przejął kontrolę jako wykluczony z podejrzeń. – Almette?
-Spałam. Ale… to całe zdarzenie musiało zajść między 23:25, a 2:12, wtedy kolejno kończyłam i zaczynałam mój rutynowy obchód i przechodząc o 2 koło kuchni słyszałam szum. Ale … nie skojarzyłam tego z niczym …- załkała cichutko powstrzymując w sobie łzy.
-Hymm. To jakiś trop. Nawet dobry. – mruknęła Espo.
-Kapitan? – Delta spojrzał na Espoir.
-Spała w kajucie!- Almette uprzedziła wszystkie słowa.- Tego jestem pewna.
-Tak. Spałam, od … 22:40 z hakiem do rana. Będzie widać na autopilocie. – potwierdziła.
-Więc… zostało nam 3 podejrzanych. – Delta spojrzał na innych.
-Nymeria?
-Wyszłam około 23 na mały obchód, bo baterie w elektryku zaczynają szwankować i trajkotać. Oczywiście się nie myliłam, więc jedną naprawiłam. Druga natomiast jest jeszcze zepsuta, ale byłam zbyt zmęczona na dalsze skupianie się na pracy i … rzeczywiście wróciłam do pokoju jak już nie było Almette. Koło… 3.. 3:20 bym powiedziała.
-Myhym… Jak wróciłam Nymka już była, a jak wychodziłam to nie. – kremóweczka przytaknęła. Jednak każdy miał już swoje typy i podejrzenia. Nieufność rosła w powietrzu, osiadając ciężko w płucach.
-Tak. Rubid? – Delta notował coś na osobnej kartce.
-Spałem caaałą noc, od 21. – powiedział.
-Ktoś może potwierdzić.
-Ta… widziałem jego trupa w łóżku jak wracałem z magazynu koło 23:10. Leżał i pochrapywał. A jak się przebudziłem koło… hymm… 2 to nie było tylko Waya.- Magnus wypowiedział te słowa pewnie i twardo. – nadal pochrapywał.
-Czyli co? – Delta spanikowany spojrzał na resztę. Właściwie światło jasno padało im na jedną osobę i aż wszystkim nie chciało się w to wierzyć.
-Jeśli powiem wam, że to ja ilu z was uwierzy?- Almette szepnęła zdruzgotana wnioskami do jakich powoli dochodzili.
-Nikt maleńka. Nikt. – Espoir pokręciła głową. – Wydaje się to zbyt niemożliwe i dobrze o tym wiesz.
-Więc co…? Co teraz?!- krzyknęła niezadowolona.
-Wyślemy Nymerię na ziemię. Powiadomimy Agresta. I o tym zapomnimy.
-Czyli co? Ujdzie jej to na sucho? – Rubid zacisnął szczęki.
-Nie ja ich zabijałam. – Nymeria warknęła twardo.
-Wybacz Nymiera, ale to już drugi raz kiedy mamy wyłącznie twoje słowo. Po prostu… rozwiedziemy szlaki i tyle! – Delta uśmiechnął się łagodnie. – Nie ma sensu tego dalej rozgrzebywać czyż nie?
-Ale…
-Żadnych ale Rubid. Zrobiła to czy nie, nikt nie będzie nikogo sądził. To co działo się na statku zostaje na statku. A ja dopilnuję żeby to nie zostało wpisane w jej akta. – Espoir wstała.
-Eh. No dobrze. Pozwól, że odprowadzę  z Magnusem Nymerię do kapsuły. – Rubid wyraźnie zrezygnowany zaproponował.
-Pojdę z wami. – Espoir zażądała. Nie ufała Rubidowi i to rosło w niej coraz mocniej. Jego reakcje bywały dziwne i teraz przy śmierci Waya dokładnie to widziała. Jednak alibi miał dobre. Za dobre. 

12:56

Wszyscy, be wyjątków stali przy jednym z okien zaglądając na powoli startującą kapsułę. Każdemu żal było tego co się właśnie działo jednak może to rzeczywiście była, pełna złości Nymeria. Niby zapierała isę, że nie jednak Almette powoli wpadała w pułapkę tłumu, wierząc w to co wszyscy nieustannie powtarzali. „Morderstwa ustaną”, „Będzie dobrze”, „Wyjdziemy z tego!”. Jednak jednocześnie jej serce butowało się przeciwko tym słowom. Nie była w stanie tak po porostu zaufać tak powierzchownej decyzji. Chociaż szanowała fakt, że nikt nie chciał mordercy posądzić za zło jakie wyrządziła ,a może to była po porostu kwestia przywiązania emocjonalnego do tej ciemnej, ale niezawodnej elektryczki. Almette ścisnęła kawałek żółtej bluzy jaką Nymeria rzuciła im jeszcze dla „pamięci”.
Milczenie jednak przerwał piskliwy krzyk Delty, który jako pierwszy z daleka dostrzegł jak kapsuła powoli staje w ogniu.
-CO? Co się dzieje?!- Espoir przylgnęła do szyby dysząc ciężko. – Nie. Nie… nie! – szarpnęła framugą jakby to miało coś dać. Podróż Nymerii na ziemię okazała się jej końcem. I tak jak wszyscy stali pry oknie aby pożegnać ją swatani raz, tak teraz patrzyli jak kapsuła staje w coraz to szybciej palących się płomieniach. Patrzyli z rozwartymi pyskami. Almette jednak spojrzała na nich. Delta był w oczywistym szoku, zastygły jak kamienny pomnik nienaruszony od tysięcy lat. Espoir dostawała ataków paniki dysząc, sapiąc i obijając łapy o szyby jakby swoim oddechem chciała ugasić pożar. Ona sama płakała, a Magnusa po raz pierwszy widziała z taj smutną miną. Natomiast Rubid. Jego puste oczy  i pysk na którym w udawanym smutku odbijał się cień uśmiechu. Wątłego, ale mocnego uśmiechu.
-Nie sprawdziliśmy tej kapsuły w pośpiechu. – przyznał ciapaty basior krzywiąc się.
-Nie… - słowa espo ciche i ledwo zrozumiałe odbiły się od milczących ścian statku.- NIE!

23:45

 Almette próbowała usnąć. Jednak ilekroć zamykała oczy widziała te same żrące płonienie, czuła zapach przypalonej krwi, spoglądała w oko, to jedno delikatnie czerwone oko i słyszała spadające pudła. Jej serce mówiło jej że żle zrobili. Bardzo Że przegapiają jakiś istotny szczegół. Że to nie jest koniec tej passy powodzeń mordercy, który jest wśród nich nadal. I była prawie pewna, że wszystko to skrupulatnie ukartkował Rubid. Dlatego teraz podniosła się na proste łapy.
-Coś nie tak maleńka?- Espoir spytała słabym głosem.
-Tak! Nie podoba mi się to wszystko. Przegapiamy jakiś fragment tej układanki. Ktoś cholercia sobie na nim usiadł i nie chce się przyznać. – zacisnęła zęby wściekła. – I tym kimś jest Rubid. Na 100%
-Dlaczego on?- biała wadera podniosłą się i ich błękitne ślepia spojrzały się. Wtedy też Almette olśniło. Kiedy tak przyglądała się swojemu odbiciu w gałkach ocznych.
-Ze względu na jego niespójność relacji i … jego reakcje. „Kreatywne zabójstwo”?, może widziałaś jak się uśmiechał kiedy Nymeria płonęła żywcem?! Ja widziałam… popełniliśmy błąd i on może nas kosztować jeszcze jedno życie. – zamilkły na dłuższą chwilę.
-CO teraz? – Espo westchnęła ciężko – Czy wszyscy nas poprą? Czy sądzą to samo? W końcu jednego „mordercę” już usunęliśmy! – długa chwila ciszy ponownie wypełniła pomieszczenie. Almette zmarszczyła pyszczek w niezadowoleniu kiedy uderzyło w nią coś, o czym kompletnie zapomniały.
-Kamery.- szepnęła spokojnie, jakby ten fakt dochodził do niej w powolnym tempie.
-Kamery? – Espo nie załapała patrząc się na nią tempo.
-KAMERY! Mamy kamery!- serka zeskoczyła z łóżka. A kapitan zrobiła to zaraz po niej.
-Totalnie zapomniałam!- zawyła. Obie ubrały się szybko i wypadły z pokoju biegnąc do admina. W końcu Agrest na coś się przydał!
Wpadły do pomieszczenia niczym burza, dopadając do ekranów i już w kilka sekund miały wgląd na zdarzenia poprzednich dni. Oglądały tak chwilę z zapartym tchem, jednak nic się nie działo. Wszystko stało spokojnie.
-To nic nam nie da. – Espoir zacisnęła szczęki. – Musimy go znaleźć i przymknąć na czas „śledztwa”
-Tak. Masz rację. Mamy mało czasu na działanie, albo mamy go dużo i błędnie go wykorzystujemy-

  23:58

-Pomógłbyś mi Magnus?- Rubid sapnął widząc przyjaciela na horyzoncie. Jego serce zabiło żywo, a uśmiech mało nie wkradł się na pysk. Jednak należało grać zmęczonego.
-W czym?- beznamiętny ton głosu rozbiegł się po ścianach.
-Mam strasznie dużo śmieci do wywalenia, ale to nie istotne. Chodzi mi, że… ten worek i tamten są niezwykle ciężkie. Jakby ktoś napierdolił do nich kamieni! – skrzywił się. Nie żeby tak wcale nie było. Jednak było to w zupełności zamierzone. W końcu na początku należy pozbyć się najsilniejszego ogniwa.
-I ? Co w związku z tym?
-Zaniósłbyś je może do zrzutu?  Tylko te dwa. – Rubid uśmiechnął się nieco krzywo. Miał nadzieję, że przekona towarzysza do tego zajęcia. I nie zawiódł się. Wielki basior z wywracaniem oczu wziął oba wory i ruszył w drogę. Rubid zadowolony chwycił mniejsze trzy i pognał za nim, chowając szyderczy śmiech we wnętrzu swojego czarnego serca. Oj Atsume będzie zadowolony! Już tak blisko końca!
-Proszę. – Magnus wszedł do wnętrza pomieszczenia rzucając worki z cichym sapnięciem.
-A dziękuję.- Rubid wyszczerzył się zamykając drzwi guzikiem z zewnątrz.
-HEJ! CO ty robisz?!- Magnus dopadł do nich jednak odrobinę za późno. Czerwony przycisk, koloru krwi został już wciśnięty. Drzwi do próżni rozwarły się wyciągając wszystko prosto w swoje czarne i zimne łapy.
-Do niezobaczenia przyjacielu. – zacmokał ciapaty wilk.

25. 09. 4568 Statek załogi W

00:05

-Witaj Rubidzie!- Almette uśmiechnęła się niewinnie przyglądając się wilkowi, który jeszcze niczego nieświadomy odwzajemnił gest nieco pokracznie.
-Witaj. Co się stało, że jeszcze jesteś na nogach?- spytał skłaniając się ku uprzejmości.
-Nic poważnego. Po prostu szukałyśmy Magnusa. – Espoir wyszła zza rogu stając przy oknie. Korytarz nagle zrobił się dziwnie nieznośny dla niedoszłego polityka. Jednak ten przetarł łapą po swoim limonowym kombinezonie i przechylił głowę.
-Ah. Nie widziałem go od rana! – skłamał jednak przeszywające i piekielnie słodkie spojrzenie niebieskich oczu Almette mało nie zatrzymały jego słów w gardle.
-Ah tak? Więc dlaczego pytałeś go niedawno o pomoc?- Serka nie kryła zadowolenia ze swoich słów. Zapadła cisza. Atmosfera zgęstniała jeszcze mocniej.
-Niech zgadnę. TO on. – Espoir dotknęła palcem szyby wskazując na resztki czarnej tkaniny szybujące w oddali. Próżnia zapewne rozniosła już części jego ciała i krwi. Nie było sensu nawet sprawdzać czy to on. Trzeba było po prostu podpuścić Rubida do zestresowania się.
-Haha. Nie! Nie! Na pewno nie.. Przecież…
-Rubid. Nie graj niewiniątka. Kamery mówią same za siebie!- Almette machnęła łapą. W głosie brzmiała doza zdenerwowania i lekceważenia jednocześnie. Jakby cieszyła się z całego tego zajścia, ale zarazem żywiła do tej sytuacji zabójczą urazę.
-Kamery? – wilk zaśmiał się uznając to za nieśmieszny żart.
-Tak. Kamery Rubidzie. Wiedzą… wiedziałyśmy o nich jedynie my!- Espoir wskazała na siebie i towarzyszkę. – Jako jedyne wykluczone z tej morderczo tajemniczej sprawy. – pysk kapitan rozszerzył się w lekkim uśmiechu na dźwięk włanse4go małego żartu.
-Czyli, że co? – ciapaty wilk spoważniał. – Wydało się?
-Tak. – wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Delty, który zjawił się za niedoszłym politykiem. Sekundę potem Rubid stęknął i sapnął głośno powoli osuwając się na ziemię.
-DELTA!- Almette przerzucała oczyma po raz to na medyka i zabójcę.
-No co? Należało go „rozbroić” zanim zrobi wam krzywdę. Mogę nie być silny ,ale na lekach się znam!- tupnął nogą i telekinezą wydobył strzykawkę z ciała basiora. Zapadła chwila ciszy.


-No dobrze… Ale… co teraz?

25. 09. 4568 Baza misji SC

13:45

-Więc to jednak był Rubid. – Agrest westchnął ciężko na te wieści. – Wstrzymajcie misje i zadokujcie na jakiejś nieruchomej stacji. Musimy uzupełnić wasze szeregi… - szary wilk zrzucił parę kartek ze stołu i spojrzał na Irysa, który zdążył już tdo tego przywyknąć.
-Tak. Powiedz mi jeszcze raz kto przeżył?- Mundus wydobył jakieś pisadło i przyszykował się do notowania.
-Almette – jako opiekunka tlenu, silników itp. Ja – kapitan oraz Delta- medyk. – wygłosił nieco zablurowany obraz Espoir na ekranie niewielkiego telewizorka w tym ciasnym biurze.
-Oh. Medyk! – ucieszył się ptak. – Cieszy mnie to. To chyba najtrudniejsza pozycja do obsadzenia. Potem jest kapitan. – mruknął do siebie. – Dobrze. Trening dla kadry już trwa! Niedługo uzupełnimy wasze szeregi.
-Tak. I tym razem Atsume nie będzie maczał w tym łap. Przekażesz mu to Irys? – Agrest zmierzył młodego basiora wzrokiem widząc jak ten zastyga, a jego pysk ozdabia nagłe przerażenie.
-T…tak? – szepnął.
-To dobrze…

25. 09. 4568 Statek załogi W

13:45

-Powiedz mi jeszcze… Co z nim zrobić? – Espoir mruknęła do mikrofonu.
-Hym… Chciałbym abyście na moje życzenie wysłali go na Kawkę. Podobno da się tam oddychać!- Agrest zaśmiał się gardłowo.
-Dobrze. – samica zgodziła się grzecznie zmieniając trajektorię lotu i rozłączając się.
Almette siedziała obok, więc słyszała wszystko dokładnie.
-Maleńka… czy ty dasz radę Zająć się elektryką na tym gruchocie przez jakiś czas?- kapitan spojrzała na młodszą.
-Bez problemu! – odparła wstając i rozciągając się. Zaraz potem obie spojrzały na zakutego w kajdanki i kraty Rubida. Ten jedynie mruknął coś niezrozumiale.

28. 09. 4568 Statek załogi W

10:28

-Zbliżamy się do Kawki. – mruknęła Espoir do siebie, wiedząc jednak że niedaleko stróżuje Delta, który pomagał jej ogarniać dokumenty, pomimo swojej własnej pracy. W końcu została ich tylko 3, należało się wspierać. Kapitan włączyła autopilota i podeszła do krat.
-Na co ci to było towarzyszu?- spytała zmarniałego basiora.
-Atsume tego chciał. – odpowiedział beznamiętnie.
-Jakby kazał ci wskoczyć w ogień, skoczyłbyś?
-Nie… - szepnął.
-Eh.
-A mnie bardzo ciekawi jak wiele moich założeń jest prawdziwych. – Delta odezwał się w końcu rzucając na nich pobieżne spojrzenia.
-W sensie? – Rubid oparł się na łapie.
-I tak nie masz nic do stracenia. Z chęcią bym posłuchał jak zginęły kolejne osoby i jak trafnie stawiałem analizy.- medyk odłożył kartki zatrzymując się w swoich czynach na moment.
-Ah. To. Mam wam opowiedzieć?
-Możesz.- espo odparła beznamiętnie wstając i wracając za ster.
-No dobra. To Ciri. Zabiłem wbijając nóż w serce i żeby nie znale xc jej za szybko wrzuciłem do silnika. Nie spodziewałem się, że go włączycie. Nymeria i Almette akurat pracowały tam też niedawno… wtedy, więc miałem do tego narzędzia. Admirał. Ten debil zabił się sam właściwie. Zamierzałem zadźgać go i wrzucić do zamrażarni, ale gościu poszedł podjadać i spadł na mnie z półek nabijając się na nóż i mdlejąc. No cóż. Dalej… Way. To moje największe dzieło. Rozczłonkowana zupa, co wymyśliłem na miejscu, kiedy powiedział, że dziewczęta chciały ją na śniadanie! Potem Nymeria. Nymerię wrobiłem i specjalnie wprowadziłem do tej kapsuły…
-CO? – Espo mało nie wybuchła.
-No tak. TO była wiecznie psująca się kapsuła. Wystarczyło podciąć kabelek, wprowadzić was w amok rozpaczy i… ta dam! Chociaż… zaczynam żałować swoich czynów. Zacząłem od osób na których minie zależało i powtarzałem sobie, że pozbywam się silnych ogniw aby mieć łatwiej. Ale kogo ja próbuję oszukać. Zwyczajnie wasza trójka była mi najbliższa i nie chciałem was zabijać. Kto by pomyślał że nie będę mieć ba to szansy.- basior zaśmiał się gorzko.
-Miło i niemiło to słyszeć jednocześnie. – przyznał Delta smutniejąc nieco. – Ile osób musiało zginąć abyś się zreflektował.
-Wybaczcie… - szepnął ciapaty spuszczając głowę.
-W żadnym wypadku. – kapitan odparła zimno, a Delta jedynie jej przytaknął.

17. 01. 4569 Statek załogi W

10:00

Almette westchnęła ciężko. Jej łapy stanęły przed wejściem, które rozwarło się szeroko, jak jej uśmiech.
-Witajcie!- powitała sześć zestresowanych wilków już w progu.
-ym.. oh? E..- zaczął jeden z nich na co ta uniosła łapę.
-Nie ma się co bać. Nie gryzę! Jestem Almette. Różowa elektryczna i opiekunka tlenu! Od dzisiaj będę wam mentorować i wprowadzę was w życie na statku.
-Valo, nasz magazynierze?- spytała. Wadera wystąpiła przed szereg otrzymując od serki swoją kamizelkę.
 – C6 – nowy elektryk? – otrzymał zgniłozielony kombinezon.
– Lato, kuchareczko? – Almette spytała trzymając żółtą bluzę aby oddać ją w łapy beżowej samicy.
 – Ry, pomocniku Espo? Niedługo zakopiesz się z dokumentach – zaśmiała się podając dalej szary strój
– Kenai – sprzątanie – przekazała basiorowi jego brązowy strój
– No i nasz ostatni nabytek Pinezka, która zasiądzie na wygodnym siedzeniu w zbrojowni . – Almette oddała ostatni, tym razem czerwony, strój.

-Witajcie w drużynie!

END?

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz