Notka od autorki: nie mam za bardzo pojęcia, co pisać, bo nie chcę, by postać Kamaela opierała się całkowicie na obsesji z Domino, ale ciężko wymyśleć coś innego. Dlatego więc oto w tym treningu pojawia się nowy motyw, który może doda postaci nieco smaku. Wracajmy do historii.
Kamael poddał się wreszcie, nie mogąc już wytrzymać z bólu. Skrzydło spuchło, stając się dwukrotnie grubsze, a do tego wszystkiego pulsowało, zarówno wizualnie, jak i bólowo. Temperatura tego jednego miejsca znacznie wzrosła, właściwie przypominając już ogień. Basior zaczął żałować, że odważył się na taką durną akcję.
Ty idioto, pomyślał do siebie. Na cholerę Ci to było. Odczekałbyś trochę, czy naprawdę aż tak by ci to zaszkodziło.
Skrzydlaty zobaczył nad sobą miniaturowe stworzonko. Przypominało w znacznej mierze wilka, ale jego głowa była znacznie większa, nawet teoretycznie za duża, by się utrzymać na szyi. Zamiast ogona widniała chmurka o zaledwie kształcie ogona. Zwierzątko miało bardzo jasną, niemal białą sierść i lewitowało.
– Cześć, Kami – mruknął wilk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz