Kamael machał skrzydłami niezwykle uparcie, nawet jeśli bolały go niemiłosiernie, bo był świadom, że tylko w ten sposób wróci do domu. Nie wiedział, czy będzie tu za czymś tęsknił. Może za Domino, była doprawdy piękna. Piękna? Chłopcze, od kiedy uznajesz wadery za piękne.
Machał tymi skrzydłami, dopóki nagle nie poczuł przeszywającego bólu w pojedynczym miejscu. Tego nie dało się ignorować. Kończyna sama zgięła się wpół, uderzając w ziemię. Parę piór się zerwało, ale to nic. Nic w porównaniu do rozrywających się mięśni pod delikatną skórą. Basior musiał przyznać przed samym sobą - przesadził. I to bardzo ewidentnie. No nic, wygląda na to, że musi odwiedzić medyka. Żeby chociaż dostać zioła przeciwbólowe, jakiś mak czy coś. Wtedy będzie mógł ćwiczyć dalej.
Zebrał swoje naderwane skrzydło, przyciskając je do boku ciała. Szczerze miał nadzieję, że nikt nie zobaczy go w tym stanie, a w szczególności Domino. Niech to niebiosa, dlaczego nagle tak bardzo zaczął sobie przypominać Domino? Dawno u niej nie był… Dawno jej nie widział… No jasne, oto odzywa się głód narkotykowy. Ale najpierw medyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz