Pinia chciała się usłuchać skrzydlatego kolegi, naprawdę chciała, ale wciąż pozostawała w miejscu. Mogła się jedynie poobracać, wykonać parę beczek w powietrzu, popisać się fikołkiem i wreszcie zrezygnowała; ustabilizowała pozycję w najbardziej naturalny sposób.
– To na nic! – jęknęła, gotowa poddać się całkowicie. – Po prostu ściągnij mnie na dół.
– Żebyś znowu odleciała? – spytał szyderczo. – Mowy nie ma. Ucz się, przyda ci się w życiu.
– Naprawdę myślisz, że to jest takie łatwe? Że wystarczy mi parę prób i to ogarnę? Nie sądzisz, że gdyby to było takie proste, już bym to umiała? Przecież lewituję od urodzenia! Ale jakoś dalej nie umiem. Ty umiesz, ja nie. To chyba daje do myślenia?
Wyrzuciła to wszystko w przypływie złości. Nie obchodziło ją, czy Tora się za to obrazi, czy nie. Tym razem to ona była obrażona na niego. Traktował jej sytuację, jakby była czymś błachym i każde dziecko by sobie z nią poradziło, podczas gdy ona wiedziała doskonale, że tak nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz