Czy ktokolwiek z was zastanawiał się kiedyś jak to jest być kimś kto niszczy ci życie z twojego własnego wyboru. Niezwykłe prawda? Istnieją bowiem trzy najczęstsze możliwości takiego zjawiska.
1. Przyjaźń - bowiem każdy
w życiu widział bądź słyszał o czymś takim jak toksyczne znajomości. Wieszająca
się na mentalności osoba, działająca na nerwy i zaniżająca poczucie własnej
wartości. Działa na niekorzyść i chce wszystko co twoje bez oddawania tego co
jej. I jak tu żyć? Jak to rozpoznać, kiedy wewnątrz wszystko wydaje się być
takie normalne i naturalne?
2. Związek - To już wyższa
robota losu. Spotkać taką osobę i jako już starszy i rozważniejszy osobnik
wpaść w jej sidła jest często trudno. Trzeba być ślepo zakochanym aby ignorować
ostrzeżenia przyjaciół i wszystkie czerwone flagi wyskakujące na drodze. Dajesz
zamknąć się w klatce, kontrolować, wyzywać, poniżać w ramach czego... udawanej
miłości? Idzie uschnąć z jej braku w takich związkach. Jednak cóż... sam
wybrałeś.
3. To jest punkt najprzyjemniejszy ze wszystkich, przynajmniej
powierzchownie. Dilerka! Jako czasownik oczywiście. Nie chodzi tu o
kobietę, chociaż...kto wie. - Dilerem może zostać każdy kto ma dostęp i wtyki
czyż nie? Prawda! A związek z taką osobą jest najbardziej niezwykły. Spotykasz
się z nią w zakamarkach zacienionych tak że widać tylko błyszczące białka oczu
i czerwieniące się tęczówki, szczerzące sie szeroko kły i tą łapę wysuniętą do
przodu z prochem lśniącym niczym śnieg na zimę. I sam wybierasz czy chcesz się
z nim związać niemym paktem uzależnienia czy nie. A ta relacja bywa najgorszą
ze wszystkich, gdyż zaczyna się niewinnie, a kończy nawet śmiercią.
Tak łatwo wplątać się w każdą z relacji na tak wiele różnych sposobów. Jednak poruszmy teraz kwestię dilera. Jak sobie go wyobrażacie. Podejrzany typ, mroczny i nosi długi płaszcz ( a pod nim nic XD) , a kiedy odrzuca go w bok u jego podszewki pokazują się majestatyczne prochy i tabletki wraz z groźną muzyką dudniącą w tle. Czyż nie? A otóż nie. Prawda, zdarzają się tacy, który wytatuowani przyjmują posturę kosiarzy, jak najbardziej adekwatną do swojej roli w społeczeństwie, jednak byli też tacy jak Delta. Delt, który drobny i nieśmiały z wierzchu nocami i dniami sprzedawał pewne środki odurzające. Ha! Pewne. Pod ręką miał wszystko co tylko dusza zapragnęła. Dostęp do ziół i wtyki w sąsiednich watahach czyniły go dilerem dla dilerów i bezpośrednim królem tej tajemnej i nielegalnej branży. Siedząc w swojej medycznej jaskini, w swoim własnym kątku i uśmiechając się powierzchownie krył w sobie demona wychodzącego nocami prosto z jego serca. Nie przejmował się wydatkami i płacą, ha! Na co mu to było. A ci, którzy upominali jego o zapłatę najczęściej cmokali potem grób. Dlatego ze spokojem sadysty mógł patrzeć sie na najbardziej satysfakcjonującą część bycia takim zwyrolem jak on i truciem organizmów innych. A było to nic innego jak staczanie się na dno. Zatem pozwólcie teraz, że przedstawię wam 5 historii pełnych łez, początków wzlotów i ostatecznego upadku, tak głębokiego że wbił dziurę w ziemi i wypełnił ją łzami i krwią tych którzy nieszczęśni poddali się manipulacji niewinnych dwukolorowych oczu.
Zacznijmy więc od poruszającej historii wadery o potężnym
miękkim usposobieniu, błyszczących oczach i niezwykłej mocy. A jej imię brzmi
Flora!
Dzień zaczął się słonecznie. Ptaszki śpiewały, szczenięta
cieszyły. Delta akurat zbierał zioła podziwiając ten wesoły obrazek. Wiosna
kwitła i rozsypywała swoje ciepełko po świecie. Kwiaty powoli zaczynały mienić
się wokoło. Pełne naręcze pachnących chwastów bujało się w torbie u boku
atramentowego basiora. Wszystko zdawało się takie niewinne i piękne za razem.
Jakby nikt nie chciał zaburzać tego układu i obowiązków. Jednak moneta ma dwa
oblicza. Jedno piękne i dumne zwane orłem, pnące się i wypychające dumnie pierś,
a drugie reszkę, facjatę nieznanego nikomu człowieka, złudnego i głupiego jak
każdy na tym świecie. Dlatego wraz z wiosną przyszło mnóstwo przeziębień i
odmarznięć łapek oraz niektórych mniej poprawnych do odmarzania miejsc na
wilczym ciele. Więc wraz z Florą, Delta miał łapy pełne roboty, jednak po
części miło patrzyło się na tych, co zdrowo bawią się w ostatnim śniegu.
Wróciwszy w granice swojego małego królestwa, które dzielił wraz ze swoją
przyjaciółką uśmiechnął się ciepło. Gdzieś w tyle słyszał Kenaia krzyczącego
coś na kolejnego pacjenta. Typowy dzień w jakże pięknej watasze. Zdjął z siebie
torbę i przysiadł sobie obok jednego ze stanowisk, na którym składał maści i
wywary. Podrzucił parę drewienek pod niewielki ogień na palenisku, równie małym,
co patyczki, jakimi w nim palił. To wszystko tylko po to, aby zagotować wody i
zrobić wywar łagodzący przeziębienie, gdyż nieszczęśnicy, którzy trafili i
przychodzili z jego powodu żądali jakiejkolwiek pomocy. Kątem oka widział też
Florę, która podenerwowana tym ciągnącym się od kilku dni stanem powoli traciła
nerwy co było takim nietypowym zjawiskiem. Zmartwiony Delta podszedł do niej z
uśmiechem i zastąpił ją na jej miejscu szybko tego żałując gdyż trafił się
debil przekonany że nie potrzebne mu żadne maści na odmarznięcie, ponieważ nie
odmarzł. Tacy zawsze sądzili, że wiedzą najwięcej i najlepiej. Na szczęście dla
siebie Delta miał w swoim posiadaniu telekinezę, więc unoszenie ogona lub
całego wilka nie stanowiło dla niego problemu. Gdy skończył smarować miejsca
intymne wilka mruknął tylko poradę, żeby następnym razem nie wymachiwał kutasem
na wszystkie strony świata, bo może go stracić w przykry sposób. Odchodząc
zaśmiał się do siebie gdyż zawstydzanie takich baranów stanowiło jego ulubioną
porę wiosny.
Oboje mogli odetchnąć głęboko, kiedy nadeszła noc. Wszyscy przeziębieni spali,
a ci z odmrożeniami częściowo wyszli już z jaskini. Ci, którzy cierpieli
mocniej dawno byli zajęci sobą i skiełczeniem przez sen.
-To był ciężki dzień, a jeszcze tak wiele przed nami. - westchnął zmęczony
Delta odkładając pudełeczka z suszonymi ziołami i splatając jednocześnie
telekinezą zioła na sznurkach aby ususzyć kolejne zapasy.
-Oh już nawet nic mi nie mów. Ostatni tydzień był wyczerpujący. Nie czułam się
tak zła już od dawien dawna!- odetchnęła ciężko Flora siadając niedaleko niego.
-Oh. Może spróbuj ziółek uspokajających.
-Myślisz, że nie próbowałam. Ale przy takich jełopach jak Admirał, który
odmroził sobie penisa! PENISA! Rozumiesz ty to! Ile on musiał machać nim na tym
zimnym powietrzu, bo jeszcze jakby w coś wsadził to nie byłoby tak źle. -
wadera zagestykulowała w kierunku leżącego na jednym z posłań wilka. Delta
zachichotał.
-Ale nie powiesz, że to jednak drobinę zabawne.
-No tak... odrobinę tak. - wadera uśmiechnęła się delikatnie. - Ale jednak
użerać się z takim inteligentem to sztuka nie zwariować. Masz tam może w
zanadrzu coś mocniejszego niż te poprzednie zioła.
-Oi... moja droga. Dałem ci chyba najmocniejsze jakie miałem. Znaczy... te
legalne. - na chwilę zapadła cisza kiedy te niby przypadkowe sowa uciekły z ust
Delty.
-Sugerujesz, że masz coś na relaks, ale... nielegalnego?
-Nie mówię że mam. - Delta migał się niewinnie, aczkolwiek jego uśmiech
poszerzał się.
-CO to? Za ile? - dopytywała wadera. Bardzo potrzebowała jakiegoś środku na
relaks, gdyż ciężko było jej choćby spać.
- No... Marihuana. Takie... jak ludzkie papierosy, wciągasz, trzymasz i
wypuszczasz, a potem pozwól ponieść się magii!
-Magii? Ile? Jaka cena?
-Znaczy wiesz... Cena. Do uzgodnienia. Pierwszy raz na mnie! - zapowiedział z
radością i wydobył z torby jednego grubego skręta podając go waderze na
wyciągniętej łapie.
-Ja... dziękuję?- przyjęła go oglądając niepewnie. Pierwsze razy w końcu zawsze
są ciężkie.
Flora zniknęła na noc u siebie , a Delta cierpliwie czekał dalej na straży w jaskini medycznej. Wisiało mu i powiewało co powie na jego zachowanie którykolwiek z tych półgłówków z WSJ, którzy dostarczali mu konopie prosto z krzaka do przeróbki. Z szerokim uśmiechem siedząc przy samym wejściu do groty zawęszył, czując jak wiatr niesie znajomy mu zapach palonego zioła prosto od niedalekiego domku Florki. Z tym błogim zapachem niosła się melodia uzależnienia i wstąpienia w ten koszmarny związek z dilerem jakim był manipulacyjny i przebiegły Delta. Zadowolony ze swoich poczynań powrócił do kręcenia maści i nabijania się w myślach z syna Wrony. "Po kim on odziedziczył ten idiotyzm?" Zadawał sobie pytanie co chwilę chichocząc pod nosem.
Noc zapadała na dobre. Mały basior klasycznie wylegiwał się
w lekkim śnie na legowisku w roku jaskini medycznej, gdyż to właśnie on
otrzymywał większość nocnych dyżurów, zbierając zioła za dnia. To było życie
idealne dla niego. Takie... Proste i niewymagające kiedy miał na kim polegać.
Wtedy go jednak ubodło. Otworzył swoje oczka, które zabłyszczały mdłym blaskiem
w panującej wokół ciemności. Jeśli Flora uzależni się od narkotyku nie będzie
tak niezawodna, jednak pocieszała go myśl, że będzie mógł zobaczyć jak jej
egzystencja powoli uzależnia się od niego, znika w oczach, jak to kruche wilcze
życie rozsypuje się z powodu jednej małej roślinki. Wtedy też uśmiechnął się.
Kładąc głowę aby zasnąć ponownie usłyszał jednak ciche kroki.
-Delta. Delta skarbie. Wstawaj. Mam ci coś ważnego do powiedzenia- Flora
położyła się tak blisko niego że ich nosy ocierały się o siebie, a młodszy
poczuł odór przepalonego zioła pomieszanego ze śliną i... Krwią? Uchylił jedno
oko mierząc ją zmęczonym spojrzeniem
-Co to takiego.- zapytał spoglądając w jej przekrwione oczy i ubabrany
purpurową cieczą pysk, którzy szczerzył się w błogim uśmiechu.
-Ważnego. - szepnęła.
Zaczęło się już wtedy na dobre i
Delta dobrze to czuł. Jednak zabawa dopiero się rozpoczynała...
-Florooo? - zawołał Delta. U jego boku wisiał koszyk ze
świeżymi ziołami i woreczkiem jagód, które otrzymał od Agresta, którego
historia była różnie ciekawa co medyczki, aczkolwiek usłana zupełnie inną
atmosferą. - Floro? - wszedł głębiej w jaskinię medyczną, pustą jak co lato.
Taka bywała właśnie ta pogodowa tendencja. Pełno wilków wiosną, jesienią i
nieco mniej zimą. A lato. Lato było najspokojniejsze i pełne tej błogiej
sielanki. Dlatego Flora miała więcej czasu na małe przyjemności.
-Tu jestem Delcia. Delciaku. Skarbie.-słodziła mu od progu, a on dobrze
wiedział czego by od niego chciała. Całkowicie zależna i słaba, ugięła się pod
nałogiem po wchłonięciu drugiej dawki. Relaks jaki zapewniała jej marihuana
obezwładnił jej umysł już całkowicie.
-Mam prezent od Agresta. Dał nam trochę jagód. - jednak Delta nadal na pysku
miał swoją starą i dobrą maskę niewinności. Flora mimo wszystko nie zasługiwała
jeszcze na jego prawdziwe oblicze. Jeszcze trzymała tydzień bez dawki narkotyku
i opierała się chęci palenia w pracy, nie ważne jak mocno doskwierali jej
pacjenci. To jeszcze nie było skończone i żałosne dzieło jakiego pragnął mały
basior. Dlatego cierpliwie pielęgnował w Florce ten zły i parszywy nawyk,
czekając tylko na odpowiednie rezultaty.
-Tylko jagody. Ale tak. No... Miło z jego strony. - westchnęła przewracając
oczyma. - Chociaż mógłby dać nam trochę środków na jaskinię i zapasy z ludzkich
siedzib. Coraz ciężej o ichnie leki, na
ziołach nie możemy ciągle ciągnąć. - Delta nie na taką odpowiedź liczył. Miała
rzucić się do jego stóp i błagać o dawkę, dopóki by jej nie dał! Ale odetchnął
ciężko.
-Wiesz. Agrest bywa głupi, ale z pewnością nie na tyle aby nam w końcu czegoś
nie dać! De facto on też się tu leczy. - pokiwał głową przytakując jej
posłusznie. Jeszcze musiał być całkowicie grzeczny.
-No tak... a właśnie. BO... tak zupełnym przypadkiem mam... odrobinę zbędnej
biżuterii u siebie. - zawsze tak zaczynała i właśnie ta delikatność i
subtelność Delcie zupełnie nie odpowiadała. - Pomyślałam, że może masz no
wiesz. Trochę relaksu dla mnie?
-Mam. Dla ciebie zawsze mam. - uśmiechnął się szeroko. W końcu to dla niej
zawsze zostawiał odrobinę cennych towarów próbując wyrobić w niej parszywe
nawyki jakie zrobił u innych. Dlatego tego wieczoru dołączył się do niej w
łapie trzymając nic innego jak sztucznie zawinięte z papierek krucze ziele
(pozdro dla kumatych). Palił je z szerokim uśmiechem bo wiedział że nic mu od
nich nie będzie, a przecież to była tak wielka okazja. Pierwsze palenie w samej
jaskini, gdyż Flora do tej pory robiła to poza miejscem pracy. Jednak pustki
panujące w środku ułatwiły Delcie przekonanie jej do tego kroku. Zaciągali się
na przemian, ale tylko jedno pozostawało przy całkowitej świadomości.
-Wiesz co? - całą tą rozmowę zaczęła Florka rozłożona na ziemi niczym muza na
tapczanie. Wypluła z ust chmurkę dymu, która wzleciała pod sufit klinując się w
jego wgłębieniach.
-Nie. Musisz mi powiedzieć.- szepnął jej swoim najbardziej niskim głosem na
jaki był w stanie się zdobyć po tym paskudnym w smaku zielsku.
-Ten cały Agrest. Za kogo on się uważa. Debil jebany. Jagódki?! CO ja sobie
zrobię z tymi jagódkami? - Delcie podobała się ta strona Flory, wyzwolona
dawkami ziółka. Agresywna, szczęśliwa, roześmiana, wahająca się. Różnie bywało.
Najwidoczniej tego wieczoru musiała na kogoś ponarzekać. - Zjeść kurwa. Mógłby
dać nam jedzenie porządne a nie to gówno. Jak ja mam płacić ci w posiłkach jak
Agrest ta tępa piła zabiera wszystko dla siebie. O! O tej chuj! Ja mu na to nie
pozwolę bo jeszcze chwila i będę musiała polować sama. HA! Niech tylko
przyjdzie po leki! Domieszam mu ich za mało! - Delta słuchał i w tym momencie
załamał się. Nawet kiedy Flora w końcu pękła, wydała z siebie tyle złych słów,
nadal pozostawał mocno pasywna w swojej agresji. Granatowy wilk z rezygnacją
przetarł łapą pysk.
-Oczywiście. Mniej leków. - westchnął ciężko. - Zaiste ciężka kara za
niedopłacanie cie na twój relax time.
-Tak! I będzie mnie prosił i przepraszał potem.
-Boże Florciu. Mam być szczery czy miły? - Delta mruknął skrobiąc skałę jednym
z pazurów.
-Szczery skarbie.
-Jesteś za miękka żeby Agrest cokolwiek ci kiedykolwiek dał. Taka pasywność na
niego nie zadziała. Najlepiej jakbyś poszła wygarnąć mu to wszystko w mordę i
kazać mu się pieprzyć! Albo nieco mniej wulgarnie... leczyć samemu. -
przylewitował sobie kubeczek parującej herbatki i z radością wypił łyka.
-Masz rację. Ten chuj zdechłby beze mnie. Tak jak ta cała wataha!
-Dokładnie!- Delta pominął już nawet fakt, że został kompletnie olany w jej
pamięci, ale cóż.
-Idę do niego. Skopię mu ten parszywy zad.
-Czekaj... CO?!- Zanim mały basior wstał czy zorientował się co się dzieje
Flora już znikała w wyjściu. Cholera. Pomyślał
i usiadł z powrotem na tyłek popijając ciepły wywar z listków skradzionych
ludziom, na jego tajemnych eskapadach.
Właśnie w ten sposób nasza droga Florka wpadła w sidła
narkotyków, seksu i ćpania.
Seksu? Ale jak to seksu?
A no seksu, gdyż noc w którą pieprzyła Agresta i
życzyła mu złego, swoje słowa wzięła za bardzo do siebie.
-Florciu. Nie mam na razie nic więcej. Już końcówka jesieni.
Nie ma marihuany.- zacmokał Delta przezornie uprzejmy.
-Nie ma. DO jasnej cholery! Co ja teraz zrobię. Uhuuuu.- zawyła na całą
jaskinię, która swoją drogą dawno przestała pachnieć przyjemnie. Teraz te
wszystkie zawiniątka, które medyczka wchłaniała w trakcie pracy wisiały dymem
pod sufitem.
-Nic ci na to nie poradzę kochana. - zamruczał wilk pakując maść dla jednego z
pacjentów na wynos.
-Przecież ja nie wytrzymam z tymi debilami. Admirał przylazł tu już 9 raz w tym
tygodniu. TO więcej niż raz dziennie! - wydarła się wskazując na delikwenta. Od
kiedy Flora paliła w jaskini medycznej nabrała temperamentu, ale nikt z czystej
miłości nie miał serca jej tego wypominać. - UGH! - wyrwała sobie odrobinę
włosów i zarzuciła głową w tył.
-No dobrze, dobrze. Może uda mi się coś znaleźć specjalnie dla ciebie, ale będzie
to drogo cię kosztowało. - poinformował ją tak aby nikt nie słyszał. - A tym
razem nie przyjmę zapłaty w naturze. - zapowiedział widząc jej minę, która
teraz zmieniła się w zawiedzioną i zirytowaną.
-F...Floro? - Admirał próbował się odezwać jednak zanim powiedział cokolwiek
więcej Flora wytargała go za kark przed wejście.
-WYPIERDALAJ BEZUŻYTECZNY ŚMIECIU! IDŹ ZDYCHAĆ W KRZAKACH TY FAGASIE. ZNALAZŁ
SIĘ INTELIGENT POZIOMU SWOJEJ MATKI. ODEJDŹ JAK ONA! NIKT NIE BĘDZIE TĘSKNIŁ.
ZNIKAJ MI Z OCZU NIEUDACZNIKU!
A Delta tylko słuchał z rozkoszą jak ta wadera wpada jeszcze głębiej we własny
grób.
-Delta? Ale dlaczego?!- zawyła Flora chwytając się jego łapy. Granatowy wilk
uśmiechnął się pod nosem i z zadowoleniem rozkoszował nowymi słowami, nowym
mianem.
-Nie ma dzisiaj. Nie ma świeżej dostawy. Ledwo zaczęła się wiosna Floro. Odejdź
z jaskini bo straszysz innych. - mruknął głaszcząc ją po wątłej jakości
grzywie. Flora wyglądała tak jak sobie to zamarzył Delciak, a nawet lepiej. Jej
futro wyblakło, oczy wyszły delikatnie ze swojej nasady, nos chodził w tę i we
w tę w tiku nerwowym. Sierść zrobiła się szorstka i wypadała coraz to większymi
garściami. DO tego wszystko wadera podupadła też na umyśle, uzależniona od
jednego z gorszych do zdobycia zimą narkotyków. Odstawienie na tyle czasu
marihuany zmieniło ją nie do poznania. Straciła pracę, nieoficjalny związek z
Agrestem, zrobiła się agresywna i jeszcze bardziej nerwowa niż bywała. Jedynie
Delta się jej nie bał., gdyż odwiedzał ja i czerpał radość z każdej chwili patrzenia
się na ten wór mięsa, gdyż to już nawet nie było żywe stworzenie. Szalone i
zagubione z powodu własnego głupiego wyboru. Aż Delcie wyszczerzyły się szeroko
kły na tą myśl.
-Nie ma.-
Na tym skończymy tą historię, gdyż, pomimo że nie dobiegła
końca, z pewnością stałaby się monotonna i nudna po czasie.
Tym samym przejdziemy
do historii równie fascynującej, ale o zupełnie innej rytmice wydarzeń.
Wszystko zaczęło się pewnego zimowego wieczoru...
-Drogi Huku moje łapy kompletnie przemarzają. - zamruczała
Kara siadając w cieple ogniska przy jaskini medycznej.
-No tak. W tym roku zimy są wyjątkowo chłodne. - odetchnął Delta. Zerknął kątek
oka na strażniczkę wystawiającą swoje czerwonawe futro do ognia.
-No. W każdym razie Delta. Jak czujesz się ze swoją nową posadą? Medyk? To
takie zaszczytne miano czyż nie?- zagadnęła siedząca obok Kawka. Przy
płomieniach w końcu zebrało się parę osób.
-Ah. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej mało łap do pomocy czyż nie? No i
jeszcze kwestia Flory. Nie mam pojęcia co z nią począć. Dobrze, że Vitale miał
jeszcze wolną izolatkę. - Delta zmarszczył nos. Tylko on, czarny wilk o
delikatnie psychopatycznych pokładach energii i kompletnej niekompetencji do
bycia psychologiem oraz sam alfa stada wiedzieli dlaczego dokładnie Florusia,
ta kochana i dobra duszyczka siedzi odcięta od świata, wariując i krzycząc
całymi nocami.
-Tak. To przykre zdarzenie. - westchnęła strażniczka wbijając wzrok w dal.
Wilki rozchodziły się powoli, a Delta zajął się kompletnie sobą i nowym
pacjentem. W jego łapkach znajdował się maleńki ślimak, którego życie teraz
zależało od niego. To małe niepozorne stworzonko znaczyło teraz dla niego
wiele. Ha! Taki twardy i bezlitosny diler czyż nie? A otóż nie! Może lubił
patrzeć na cierpienie, ale nie niewinnych stworzonek! Dlatego rozżalił się nad
losem obślizgłego malucha próbując go uzdrowić. Dlatego działał swoją mocą.
Kiedy już skończył i wypuścił malucha w dalszy świat odwrócił się do ogniska.
Noc dawno zawisłą nad światem powłócząc swoimi nogami powolutku, jakby tym
razem chciała trwać jak najdłużej. Gwiazdy nieco bledły w oczach zagrzanych od
blasku ogniska.
-Wszyscy już poszli?- spytał Kary przysiadając się przy niej.
-Oh! Tak? -wyrwana z zamyślenia obejrzała się. Ewidentnie była zmęczona i
powoli przysypiało się jej na siedząco.
-Hymm... Zmęczona?
-Tak. Niestety idzie mi teraz pracować więcej od kiedy moja córeczka wystawiła
mnie na wiatr.
-Skądś to znam. -zaśmiał się gorzko Delta. Stracił swoją zabawkę i teraz sam
władał odpowiedzialnością jaskini medycznej. A to nie jest zbyt dobra wiadomość
dla niektórych, w tym czasem samego Delty. Jednak znosił to dzielnie. Prowadził
jaskinię medyczną w samotności od kiedy Flora oszalała od braku zioła, o czym
oczywiście wiedziały jedynie trzy wilki w całej watasze. Delta, jako diler,
Agrest jako alfa oraz Vitale, który sam zaproponował zamknięcie nieszczęśniczki
z dala od innych.
-Pewnie nudno też tam u ciebie, tak stróżować samej.
-Ano nudno. Nie ma co robić, ale pracy jest dużo, więc pracować trzeba. Inaczej
nie dostawałabym od Agresta swojej działki pożywienia.
-To Agrest nawet swojej rodzinie nie dałby za darmo?- Delta udawał zmartwionego
gdyż wiedział, że ta szuja nawet z Mundusem by się nie podzieliła.
-Ta...
-Ah... No tak. A nie masz jakiś może umilaczy czasu w tej swojej pracy? Trochę
to tak za szaro wygląda jak tak opowiadasz.
-No mam. Czasem se pośpiewam. Czasem ponucę, ale co innego robić jak trzeba być
skupionym na jednym. Pilować. BO jak nie pilnujesz, to tylko czekasz aż zło
samo się wydarzy.
-No tak... i w domu też nuda?- Delta westchnął ciężko.
-Ta. Szkło ostatnio lata tylko z Espoir. Mam wrażenie, że zdradza mnie z nią na
każdym kroku, ale co ja mu tam udowodnię? - Kara przewróciła oczyma zirytowana
na samą myśl o mężu.
-Ah...czyli już seksu nie ma? A szkoda. Taką ładną parką jesteście.
-Pff. Seksu. Ciężko się doprosić choćby jednej nocy razem w posłaniu, a co
dopiero seksu!
-To może... zaproponowałbym ci...- zaczął Delta.
-Sorki Delciak, ale... mimo wszystko ja jestem z tych wiernych. Muszę odmówić.-
przerwała mu wstając powoli i rozciągając się.
-Oh no proszę cię! Za kogo ty mnie uważasz?! Nie chciałem ci proponować seksu!
Nie jestem takim zwyrolem! Chciałem zaproponować ci coś abyś mogła się rozerwać
wieczorami, skoro i tak się nudzisz, ale skoro nie! TO nie! - sam wstał udając
wielkie oburzenie. BO w rzeczy samej byłby może zdolny zaproponować zdradę
tejże czerwonowłosej waderze, jednak jego osłonka niewinności upadłaby wtedy za
szybko .
-AH! Nie, nie! Wybacz. Jestem zmęczona, za szybko podjęłam, wiesz... decyzję. -
zaczęła się tłumaczyć przecierając łapą
pysk. - Wybacz.
-No dobrze, już dobrze. Żaden problem. Ale słyszę w twoim głosie
zainteresowanie!- Delta stojąc tyłem szczerzył się szeroko sam do siebie czując
jak jego ofiara powoli łapie się na przynętę, którą tak ostrożnie dobrał. To
było istotne gdyż rybka widząca za duży kąsek mogła zrezygnować, a zza małego
się zerwać.
- Może. Zależy co... co masz na myśli?
-A widzisz. To jest środek, taki ... no... jak to określić. Delikatny,
działający na umysł proszek, który pobudza nerwy w ciele i umyśle wytwarzając
więcej hormonu odpowiedzialnego za szczęście. - wytłumaczył wymyślając coś
zachęcającego. Przecież nie powie jej, że proponuje jej niezwykle uzależniający
i szkodliwy dla zdrowia środek wywołujący halucynacje. W końcu nie musi o tym
wiedzieć!
-A, to nie jest szkodliwe?- spoglądając w jej oczy widział wahanie. Nie
spodobało mu się to jednak brnął głębiej jeśli to było to co miało mu dać
kolejną ofiarę.
-Nie. W kontrolowanych ilościach nie zrobi ci krzywdy. I w tych ilościach jest
też w miarę tanie! - zastrzegł od razu.
-Tanie? Sugerujesz, że to kosztuje? - Kara skrzywiła się.
-No wiesz. Nie ma nic za darmo w tym niesprawiedliwym świecie, ale wiesz.
Pierwsze 3 razy na mnie! Zobaczysz czy ci sie to podoba - I czy wpadniesz prosto w moje sidła! Gdyż jak wszyscy wiedzą,
niektóre narkotyki wystarczają na początku, a potem dawka staje się większa i
większa z każdym następnym razem.
-No. No dobrze. - zgodziła się niepewnie.
-Zatem chodź. Nauczę cię jak się tego używa. - Oczywiście, że Delta oferował
jej wszystko na miejscu i od ręki. Nie byłby sobą gdyby jego niewinna twarz nie
przyciągała ofiar, zapewniając o jego prawdomówności, której było w nim
zaprawdę niewiele.
Wkroczyli do jaskini medycznej pozostawiając zimowe krajobrazy za sobą, wraz z
trzaskającym wesoło ogniskiem. Wewnątrz panował mrok, jak to bywa w oświetlonym
jedynie paroma świeczkami miejscu. Na kilku posłaniach spali chorzy, kompletnie
oderwani od świata swoimi temperaturami. Nie zwracali więc uwagi na dwa wilki
kierujące się na same, samiutkie tyły schowane za rogiem. Tam Delta urządził
sobie swój mały kącik do snu, gdyż teraz będąc medykiem, praktycznie mieszkał w
miejscu swojej pracy. Z radością w ruchach i na pysku zaprosił łapą Karę do
zajęcia miejsca na swoim posłaniu, co ta uczyniła powlekając nogami. Widać było
po niej, że nie do końca była pewna swojej decyzji. Delta swoim telekinetycznym
talentem przystawił przed nią stolik zajmując miejsce naprzeciwko, na chłodnej ziemi,
a na stoliku rozsypał dosłownie odrobinkę, wartościowego proszku jakim było
LSD, bo jakże co innego? Uśmiechnął się do niej szeroko i dał dawkę też sobie,
ale z innego opakowania. Tym razem była to najzwyczajniejsza mąka, gdyż Delta
nie śmiał łamać zasady : Nigdy nie używaj tego czym dilujesz. Doskonale też
wiedział dlaczego nie może tego zrobić. W końcu jak inaczej mógłby patrzeć jak
staczają się inny, podczas kiedy sam zasiliłby ich progi!?
-Proszę bardzo. Zacznijmy. Nie masz się co bać! - posłał jej promienny uśmiech
co zdało się trochę ją uspokoić.- Spójrz. Zgarniasz to w niewielką kupkę,
możesz nawet linię, w końcu wywnioskujesz jak będzie ci wygodnie, sam na sam z
sobą! Potem nachylasz się i przez nos! To ważne! Przez nos wciągasz ile możesz.
Nie bój się, to nie boli, co prawda to dziwne uczucie, ale szybko idzie do
niego przywyknąć! - to mówiąc Delta wciągnął swoją dawkę starając się nie
skrzywić. W końcu mąka to nie narkotyk i
później będzie musiał to wyczyścić. Kara niepewnie poszła za jego przykładem,
jednak ona nie powstrzymała grymasu na pysku. Zakasłała dwa razy i zamrugała.
-Nic się nie dzieje. Chyba nie działa. - westchnęła.
-Oj. Daj temu chwilę. W końcu to jak lek, nie działa od razu. Potrzebuje
odrobiny czasu! - mówiąc to mały basior podniósł się na równe nogi i starł
stoliczek, odstawiając go w inne miejsce. Obserwował uważnie waderę, która
nieruchomo siedziała na legowisku. 2 minuty, 5 minut, 10 minut, a ta nie
ruszała się z miejsca. W końcu Delta podszedł i trącił ją nosem.
-Kara? - spytał niepewnie. W życiu nie widział aby ktoś tak zareagował na
narkotyki.
-Ale to jest zajebiste.- odpowiedziała otwierając swoje oczyska. Jej źrenice
były prawie wielkości jej tęczówek. Ciężko było powiedzieć teraz jaki mają one
kolor. - Widzisz ty toooo - zaśmiała się
wskazując łapą na nicość. Czarne ściany, z równie ciemnego kamienia jaskini
medycznej zdawały się być dla niej niezwykle fascynujące
-Oczywiście! HAHA- zaśmiał się razem z nią, jednak samemu spoglądając na swoje
dzieło. Oj, był z niego dumny, a jego pysk rozszerzał się coraz mocniej z każdą
sekundą.
Oczywiście pozwolił Karze odejść do domu samej, spoglądając tylko jak śmieje
się do swoich własnych halucynacji.
W ten sposób Kara wpadła w sidła
najpotężniejszego uzależnienia, jakie widział w swoim życiu Delta. Jednak nawet
widząc jak wadera się męczy, basior pozwalał upadać jej coraz niżej...
-Naprawdę sądzisz, że to mi dobrze zrobi?! - oburzyła się
Kara warcząc od progu.
-Kochanie. Nie wiem co się z tobą dzieje, ale tak! Powinnaś to odstawić! -
Szkło wkroczył zaraz za nią do jaskini medycznej. Wilki leżące na posłaniach
uniosły głowy, wrz z Deltą, który właśnie badał jednego z podopiecznych. Widząc
swojego najwierniejszego klienta uśmiechnął się z daleka.
-Szklanko?!- zawołał oddając chorego w ręce nowej praktykantki. - Zajmij się
nim. Przeziębienie! - zakomunikował zbliżając się w kierunku nowych gości.
-Zamknij się! Nic nie rozumiesz i nie wiesz! Lepiej idź pić i pieprzyć się z tą
dziwką, Espoir! - czerwono włosa pokazała wszystkie swoje kły.
-Ejejej! - mały wilk wkroczył pomiędzy parę mierząc ich spojrzeniem. - Tu się
leczy chorych, nie kłóci kto zdradził kogo. Odrobinę ciszej i mniej agresywnie.
- polecił widząc jak oboje posłusznie przysiadają w milczeniu. - Chodźcie z
dala od ciekawskich oczu. Pogadamy - klasycznie, kącik z dala od głównej sali
przydał się do czegoś więcej niż miejsca na spanie.
-O co chodzi?- Delta nalazł sobie do kubeczka ciepłej wody na herbatę. Widział
jak Kara przewraca oczyma, odsuwając się od męża.
-Ah widzisz Delta, przyjacielu, moja kochana Karcia bierze coś, czego nie
powinna. Eh. - Szkło wahał się rozmawiać o tym na głos nawet z medykiem
nieświadomy, że mówi właśnie do osoby, która ten problem zapoczątkowała.
-Nie bój. Mów śmiało. Może jestem zdolny pomóc. - chociaż kłamał. Nawet jeśli
byłby zdolny to przecież nie chciało mu się. Straciłby zbyt dobrą zabawę!
- Zamknij jadaczkę! - warknęła na męża Kara kiedy już miał się odzywać. -
Widzisz Delta skarbie! Mój od siedmiu boleści partner zostawia mnie samą na
całe dnie i noce! Chodzi po krzakach z innymi, a teraz jeszcze chce zabrać
jedyną cząstkę radości jaką jestem w stanie mieć. Wystarczy mi tej hipokryzji.
Idę po rozwód!- i wstała pchana widocznie jakimiś impulsami. A Delta
przeczuwał, że to wina faktu, że jest na głodzie narkotykowym.
-Kara! Czekaj! Nie rób tego!- jej partner popędził za nią, z jakby łzami w
oczach. Ze strachu, złości czy żalu? Medyk nie wiedział. Mało go to obchodziło.
W ten sposób umarł związek.
-Potrzebuję więcej! - zażądała rzucając worek, w którym
obijały się metale, jeden o drugi wydając przy tym charakterystyczne dźwięki.
-Więcej? - zdezorientowany Delta wstał z posłania ziewając. Jego koleżanka Kara
odwiedziła go bardzo późno w nocy, a raczej wcześnie rano. Sądząc po swoim
niewyspaniu było koło 3 lub 4, gdyż słońce powoli wstawało w ten piękny
wiosenny dzień.
-LSD. Skończyło mi się. Owoce dorzucę następnym razem. - zapowiedziała, a mały
wilk wiedział że to zrobi. Zawsze to robiła. Pod względem dotrzymywania słowa,
nawet jak na porządnie uzależnionego narkotykami wilka, Kara była bardzo
porządna. Można jej było zaufać.
-A! Tak ,tak. Już. - stoczył się powoli z posłania i powlókł do toreb, jakie
trzymał w małej wnęce. Wydobył niewielką
paczuszkę i podał waderze. Ta pochwyciła ją w swoje łapy i zaciągnęła się samym
zapachem kartonu.
-Jak zwykle najlepszej jakości. Nie to co to świństwo z WSJ! - pochwaliła,
chociaż pewnie gówno wiedziała skąd Delta ma swoje narkotyki.
-Oczywiście! - zaśmiał się, gdyż to były dokładnie te same do sprzedawane za
granicą w tamtych małp. - A co się stało, że przybyłaś tutaj o takiej godzinie.
-A nic wielkiego. Po prostu, wiesz... Od czasu rozwodu ze Szkłem kłócę się
często z dziećmi. Zwłaszcza Ciri i... no cóż. Muszę się na razie gdzieś
schować, sam na sam i pomyśleć. Dlatego biorę mały zapas i znikam. DO
zobaczenia Delciak! - machnęła łapą i wyszła, zostawiając basiora mocno
zdezorientowanego. Jednak co on mógł zrobić? Wzruszył jedynie ramionami i
ułożył się do dalszego snu.
-DELTA?- szkło z rozpędu ledwo wyrobił zakręt wpadając w jego mała wnękę.
Wołany wilk zamruczał coś i zamlaskał, wyrwany ponownie ze snu tejże pięknej
nocy. Chociaż to bardziej był już poranek.
-Tak? - wyszeptał otwierając jedno oko, które zabłyszczało w półmroku swoim
typowym blaskiem.
-Widziałeś dzisiaj Karę, prawda? - od razu przeszedł do rzeczy nawet nie dając
mu wstać. Jedynie uwiesił się nad nim jakby zaraz miał go zgwałcić.
-No... tak... chyba tak. - młodszy przetarł oczy i ziewnął. - A co?
-Szuka jej cały wydział śledczy.
- Cały wydział? Oh... dlaczego? - wysunął się spod jego łap siadając i
przeciągając się niczym kot. - Coś przeskrobała?
-Coś... pf. Chodź to zobaczysz. I tak musisz określić czas zgonu pewnego wilka.
- Szkło wydawał się być mocno podenerwowany. Zaciskał zęby na mocno i szczerzył
je jakby to miało mu w czymś pomóc.
-Czas zgonu. Oh. - Delta jednak jeszcze nie domyślał się o co może chodzić. - A
Kara... tak. Wpadła do mnie w nocy, wzięła zioła i uciekła, mówiąc coś o byciu
sam na sam. - machnął łapą lekceważąco. Teraz zauważył także Espoir stojącą z
boku i zapisującą wszystko co powiedział. Jej ciążowy brzuszek ładnie sie już
zaokrąglał.
-Hymm. TO już niedługo prawda? - Delta podszedł. Badał ją przed kilkoma
tygodniami. - Przydałoby się sprawdzić ich stan jeszcze raz. - a jego medyczne
oko mówiło mu, że będzie to konieczne. Mała wypustka przy jej żebrach nie
podobała mu się z bardzo. - Ale to potem. Gdzie to ciało? - skierował się do
głównej sali. Dwójka śledczych podążyła za nim.
Kiedy z ciała została ściągnięta szmata Delta zastygł. Tuż przed nim leżał nikt
inny jak Ciri. Jej grało było przegryzione, prawie odrywając głowę od torsu, a
boki zdobiły długie szramy. Jej sierść na ogonie była spalona, a tylne łapy
poparzone do tego stopnia, że mięso odchodziło od kości.
-Werdykt? Jakieś słowa ? podejrzenia? - Ry przysiadł sobie u boku medyka także
spoglądając na bezwładne ciało o pustych oczach.
- Tak. To z pewnością była Kara.
-Skąd wiesz, że o niej mowa? -wyższy basior poprawił swój szalik.
-Szkło się wygadał. - wtrąciła się Espoir. - Wiesz, że szargają nim emocje. -
starała się go tłumaczyć. A ten właśnie wilk siedział nad ciałem pochylając się
i kręcąc głową. Powtarzał w kółko Jak ona
mogła. I przymykał oczy. Żal Delcie było jego koleżanki, jednak przerażało
go też do czego zdolna była Kara na głodzie. Odetchnął ciężko i cieszył się, że
jest tak przez nią respektowany.
-Przykro mi. Nie wiem w którą stronę się udała. - Delta spuścił po sobie uszy i
nakrył ciało. Należało wykopać mu grób.
W ten sposób umarła Ciri.
-Kara. Musisz przestać. Nie panujesz nad sobą. Przedawkujesz
- Delta ostrzegł ja zduszonym głosem. Jej łapy zacisnęły się na jego gardle
mocniej. Nie stawiał się kiedy zmusił go żeby dał jej więcej niż normalnie.
Teraz już nie miał siły, kiedy jego szyję zdobiły powoli leczące się
zadrapania.
-Nic mi nie będzie... - zapewniła go przyciskając łapą ponownie do ziemi. Delta
słyszał jak zaciąga się narkotykiem i śmieje szaleńczo.
-Skoro tak uważasz- wysapał.
-A teraz pozwól, że cię wykorzystam. - to mówiąc zaciągnęła go w kąt.
Delta na własnej skórze przekonał się że Kara potrafiła być władcza. Leżał
skulony i wyczerpany u jej boku przysypiając na własnym posłaniu. Zadrapania i
poparzenia na jego ciele goiły się szybko jednak zużywały cenną energię,
dlatego odpłynął szybciej niż sądził, że to się stanie.
Obudził się już całkiem zdrowy, ułożony z głównej sali. Jego ciało nadal było
nieco zdrętwiałe jednak był w stanie wstać i samodzielnie postawić parę kroków.
Widział kawałek dalej jak Szklanka w panice stara się robić co może aby pomóc
chorym ,jednak brak doświadczenia nie pomagał jej w tym zajęciu. Na szczęście
wszyscy wokoło byli dość wyrozumiali i cokolwiek by nie zrobiła źle było
puszczane mimochodem.
-Szklanko? - jego głos był cichy i suchy kiedy podszedł bliżej. - Chodź na
sekundę. - otrzepał się delikatnie starając się zrzucić to odrętwienie w
niepamięć.
-Delta! Nie powinieneś wsta... - jednak zamilkła widząc jego ponaglający wzrok.
Zaszyli się w pamiętnym kąciku, który na tą chwilę pozostawał pięknie posprzątany,
a torby na których zależało Delcie były na swoich miejscach.
-Chowałaś je? - spytał widząc że są inaczej ułożone.
-Tak. Wiem co w nich jest przecież, a byli tu śledczy, więc je zabrałam. - za
te słowa została poczochrana po grzywie.
-Dziękuję. Ale... co właściwie się stało?
-Po tym jak, przypuszczam że odpłynąłeś, znalazłam was śpiących na posłaniu. TY
byłeś cały we Krwi, a Kara wyglądała... źle. Schowałam więc torby i ułożyłam
tam zioła dla niepoznaki i... wezwałam śledczych bojąc się, że ten potwór i mi coś zrobi, bo
przebudzała się raz po raz znowu wciągając ten proch, którego nie pozwalasz mi
nawet dotknąć.
-Za młoda jesteś. Zresztą widziałaś co robi z niektórymi wilkami. - Delta
odetchnął. - Zabraliście mnie stąd, straż zgarnęła Karę. Coś jeszcze?
-Tak. Agrest kazał przekazać, żebyś na razie zaprzestał siać choroby cokolwiek
to znaczy. Na czas jakiś, no ... i że chciał się z tobą spotkać.
-Dobra. Dziękuję Szklaneczko. Idź dalej leczyć. Idzie ci doskonale! - pochwalił
ją kładąc się na chwilę u ciebie. Nie ma
to jak w domu.
Dwie godziny. Tyle spał zanim Szklanka powolnym krokiem weszła do jego
zakątka.
-Delta. Jesteś potrzebny... -szepnęła i trąciła go łapą. Nadal zdrętwiały wstał
jednak nie narzekając. Na zakręcie widział także ponurego Szkła. Podszedł
bliżej mijając go.
-Delta. Przepraszam.- za cokolwiek przepraszał, mniejszy uchylił mu głowy w
ramach przyjęcia tych słów. Widział jak łzy popłynęły po policzkach szarego
wilka.
-Co się stało? - spytał wchodząc do głównej sali. Wszyscy po kolei milczeli
siedząc wokół nakrytego szmatą wilka. Delta westchnął. Kolejne ciało, kolejna
śmierć. Ry i Espoir zgodnie zdjęli nakrycie i oczom Delty ukazał się nikt inny
jak czerwono włosa wadera, która sponiewierała go jeszcze poprzedniej nocy.
-Przedawkowała. - zakomunikował nawet nie przyglądając się jej zbyt porządnie.
Wszyscy westchnęli cichutko i zaskakująco zgodnie.
-Tylko skąd miała narkotyki? - Szkło usiadł obok swojej ciężarnej partnerki.
Jego poliki nadal były mokre. W końcu stracił dwie ważne w swoim życiu osoby,
jedną po drugiej.
-Jak to skąd? WSJ. - Delta nie zawahał się w swojej odpowiedzi.
-No tak. Logiczne. - Ry szepnął jedynie. Jednak nie wyglądało jakby ktokolwiek
miał cokolwiek zamiar z tym robić.
W ten sposób umarła Kara.
Aczkolwiek Delta nie żałował.
Poruszmy, więc teraz historię
innego sortu. Bez szaleństwa, bez śmierci, a o równie niebezpiecznych
konsekwencjach.
Ale aby rozpocząć opowieść cofnijmy się trochę w czasie. Do momentu, kiedy Paki
i Yir jeszcze byli wśród nas.
Delta zmierzył wzrokiem swojego nowego gościa. Domino
zajrzała do jego norki niepewnie posyłając mu przy tym łagodny uśmiech. Typowa
Domino.
-Co cię tu sprowadza?- pomocnik medyka zadał pytanie omiatając stół z okruchów.
-Oh. Nic poważnego. Po prostu... szukałam ziółek, a nie jestem pewna jakie to.
- zachichotała nieco zarumieniona, najwidoczniej zawstydzona swoją niewiedzą.
-Oh! A jakich to? - Delta nie wypominał jej tego. W końcu nie każdy w medycynie
musi znać się na ziołach. Nawet jeśli to niezwykle przydatna umiejętność,
niekoniecznie jest potrzebna położnej.
-Relaksacyjne!
-Ah. Nada się do tego może... lawenda... albo wywary z pokrzywy albo...
-Ah. Nie zrozumieliśmy się Delto kochany. JA szukam ZIÓŁEK. - przerwała jego
wypowiedź Domino. Delta zastanowił się o co może jej chodzić. W końcu próbował
udzielić jej odpowiedzi. Zrezygnowany i zirytowany, tym razem swoją niewiedzą
usiadł przy stole. Ogień trzaskał cichutko w kącie oświetlając norę bladym
blaskiem. Wadera usiadła naprzeciwko.
-Dalej nie pojmujesz? - niedowierzała kręcąc głową, kiedy Delta posyłał jej
jedynie zdezorientowane spojrzenia. Wtedy też jego łaciata koleżanka nachyliła
się do niego szepcząc słowa: Narkotyki, Przyjacielu i basiora olśniło. No tak.
Ale z kolei tak dawno nie słyszał tego specjalnego hasła, że kompletnie się
zagubił.
-No tak. - zdzielił się delikatnie własną łapą. W oczach Domino widział dozę
ulgi i niecierpliwości.
-Masz coś na oku?- spytał nalewając sobie herbatki do glinianego kubeczka.
-No właśnie potrzebuję porady. Wiem, że nie masz tego za dużo bo dopiero
zaczynasz swoją przygodę z tym wszystkim, ale.. potrzebuję relaksu i ucieczki
od rzeczywistości. Trochę mi samotno w tym świecie i ... chyba czas wypróbować
te mniej legalne zabawy czyż nie?
-Tak, tak. Chociaż co to tego zaczynania to bym się nie zgodził, bo może ci się
wydawać. Nie mam co prawda za wielu klientów, jednak trochę już w tym siedzę. -
pomachał jej palcem przed nosem. - Relaks i zabawa. Poleciłbym LSD.
Halucynacje, ekstazy, podobno wilk czuje się jakby ciągle dochodził z tej
przyjemności.
-Podobno? To ty nigdy nie... no wiesz? Nie ćpałeś? Przecież masz do tego taki
dostęp!- spytała zaskoczona wadera.
-Oi. Niewinna Domino. Narkotyki bywają złudne i uzależniające, a ja dilując
nimi nie mam ani czasu ani środków na ćpanie. Więc nie zamierzam ćpać, raczej
nigdy. Ale tobie nikt nie zabrania próbować.
-No tak... Ale... słyszałam że LSD ma dużą śmiertelność!- uskrzydlony wilk
zastukał pazurami w drewno stołu. - Wolę nie ryzykować życiem!
-Ah. Coś bezpieczniejszego... Hymm. Haszysz? Nie. Nie wyglądasz na taką, która
byłby zdolna do takich wyskoków. Za mocno dla ciebie. Hymm. Może zrobimy tak.
Dam ci po małej daweczce wszystkiego, a ty przymierzysz sobie, co będzie ci
pasować. Wtedy nie ryzykujesz uzależnieniem ani życiem. Tylko nie mieszaj ich!
TO ważne! - powiedział przygotowując wyprawkę dla Domisi.
-Proszę bardzo. Odrobina LSD. Haszyszu. Marihuany, którą się pali jako jedyną!
Heroiny i może ci się spodoba: klej. To jest właściwie najdroższe, bo trzeba to
kraść z ludzkich sklepów i domów, ale no. Dzisiaj to na mnie i następna jedna
dawka też, jakbyś chciała się upewnić czy o to ci chodzi. Miłego dnia Domino.-
powiedział jej znikając w innym pomieszczeniu aby pochować w bezpieczne miejsce
zapasy. W tym czasie wadera ulotniła się wraz z pakunkami.
Delta na odzew nie musiał długo czekać. Tydzień po ostatnich odwiedzinach, w
środku nocy wpadła do jego norki Domino.
-Wybacz, że tak późno, ale Kara i Szkło się kręcili niedaleko ciągle i ciągle,
w kółko! - narzekała kiedy oddawała mu puste opakowania. Delta przy tym ziewał
i przecierał oczy, gdyż znajoma wybudziła go z przyjemnego snu.
-Oh. No tak, tak. A teraz.... - ziewnął raz kolejny- Opowiadaj. Na co się zdecydowałaś?
-Oh. To może po kolei! LSD jest... dziwne! Nie podoba mi się ta cała
halucynacja! Widziałam rzeczy jakich nie powinnam i mało nie wepchałam się po
niej Admirałowi do łóżka. Zaskakujące jednak jak chętny do tego był. Na
szczęście przestraszył mnie wąż. Oczywiście później dowiedziałam się, że tam
żadnego węża nie było, ale Ciri patrzyła na mnie jak na dziwkę. No ale cóż,
bywa! Potem spróbowałam Haszyszu. Nigdy więcej! Mało z klifu po nim nie
spadłam, a z nóg mnie zwalił jak tylko się zaciągłam. Marihuana niby dobra, ale
to roślina, no nie? Będzie ciężko o nią na zimę! Nie chcę czegoś takiego!
Zbytnia zależność od pogody! - narzekała mu nad uchem. - Ale za to heroina.
Mymm... cudo nad cudy. Rozłożyła mnie na łopatki, było mi taaak dobrze. I nie
było przy tym halucynacji. O dziwo libido znowu mi skoczyło, ale cóż! Bywa! Tym
razem nie pchałam się nikomu do łóżka przynajmniej! A klej. Zaskakująco ...
dobry. Jak na coś zrobionego przez człowieka, jest.. dobry. Co prawda ma dziwne
efekty uboczne i ból głowy, ale... jest to całkiem relaksujące. Podoba mi się
ten zapach wiesz! - mówiła i mówiła, a Delta słuchał z wielką przyjemnością. W
końcu jeden klient więcej to więcej zarobków i wpływów, a basiorowi marzyło się
siedzieć ponad wszystkimi, jak Agrest nad nimi.
-Oh. Więc... pozostaje kwestia ceny. CO wolisz?
-No wiesz... oba? Może klej rzadziej bo nabawię się migren, ale od czasu do
czasu mi nie zaszkodzi! - Domino zamachała ogonem mówiąc to. Oj słodka nieświadomości. Delta z
szerokim uśmiechem podał jej tym razem odpowiednie dawki do wzięcia. Domi
spojrzała na niego niepewna co ma zrobić, w końcu nie zapłaciła.
-Wspominałem, że 1 porcja na mnie! - przesunął pakunki w jej kierunku, a to
rozjaśniło jej pysk.
-Dziękuję! Bardzo miło robi się z tobą interesy!
Czas płynął i nadeszło lato, kiedy
na Deltę spadły obowiązki po Yirze, a w niedalekiej przyszłości po Florze.
-Nie martw się Domi. To nic wielkiego! - zapewnił ją Delta.
Oboje mieli się dobrze, nawet lepiej, chociaż młodszego niepokoiło, że wadera
jest tak odporna na uzależnienia. Z łatwością bowiem przerywała zażywanie narkotyków
nawet na kilka tygodni. Oznaczało to jedynie, że ma niezwykle silną wyporność
na owe substancje, a to irytowało wilka niezykle. Jednak ileby nie prychał i
wzdychał nic nie mógł na to poradzić. Jego jedyną możliwością było uśmiechać
się i grać jak zawsze, utrzymując pozycję niewinnego pod wieloma względami,
chociaż Domino pewnie nie do końca postrzegała to już jako zachętę. W końcu
sprzedawał jej narkotyki co oznaczało jednocześnie, że nie był taki łagodny jak
mogło się wydawać. Jednak demony, które siedziały w nim głębiej były jeszcze
niedostępne dla oczu ciapatej wadery. A Delta dzień w dzień rozkopywał je w
sobie coraz mocniej, dążąc nieustannie do jednego celu: Przyglądać się jak
Domino spada w głębiny wykopanego przez nią samą dołka, nawet jeśli miałby jej
w tym pomóc!
-Jak mam być spokojna! Yir gdzieś poszedł, zostawił nas tak po prostu. Znaczy.
Ja wiem, rozumiem… ich miłość i te sprawy, ale… eh. Ale z dnia na dzień! Ugh.
DO tego Flora, zachowuje się… inaczej. Niepokoi mnie to. Sprzedajesz ty jej
coś?- spytała położna kręcąc się niespokojnie i dreptając w kółko.
-Po pierwsze wiesz doskonale, że nie ma szans abym ci powiedział komu i co
sprzedaję, a po drugie sam też się niepokoję!- przyznał, jakby sugerując
towarzyszce, że jednak nie ma nic wspólnego z pogarszającym się stanem ich
medyczki. Domino westchnęła ciężko jakby łapiąc tą aluzję i łykając z łatwością
wymyślone kłamstwo z tych nieszczerych, granatowych ust.
-No… no niby tak. Ja wiem, że będzie dobrze, ale… mam jakieś takie ciężkie
uczucie na sercu!- mruknęła.
-Relaks?- Delta uniósł wzrok znad miseczek porozkładanych wokoło.
-W sensie?- Domino wyglądała na zdezorientowaną. – A!- olśniło ją kiedy
pomocnik medyka uniósł oczy unosząc przy tym brwi. – Nie! Nie wypada w
godzinach pracy!
-Skoro tak uważasz. Chociaż jaka to praca?- wilk spojrzał na cichą salę. Wilki
leżały i plotkowały szeptem, a inne spały pochłonięte przez gorączkę lub inne
problemy.- Zwłaszcza dla ciebie skarbie! Tak dawno nie było tutaj wadery w
ciąży.- mały basior pokręcił głową nieco zrezygnowany, jakby wykazując
zmartwienie brakiem reprodukcji w watasze. W rzeczywistości otrzepywał z siebie
chęci wydani z siebie dźwięków frustracji. Ile można się uzależniać od jego
woli i produktów do jasnej cholery?! Odetchnął przy tym spokojnie, powracając
na swoje tory i ponownie zaczynając mieszać w miseczkach nowe leki.
-No niby tak! Ale co jeśli nagle Agrest stwierdzi, e „ A zrobię sobie obchód!”
– Domino podparła łapy na biodrach wypinając pierś i pogłębiając głos. Jej
parodia alfy nieco rozbawiła mniejszego, aż zachichotał.
-Ten szarak? Nie sądzę, zwłaszcza nie teraz. – Delta pokręcił głową ponownie.
Zbyt dobrze wiedział co się tam w tej nieszczęsnej alfie jaskini dzieje.
-A co jest teraz? – wadera usiadła na chwilę zaciekawiona.
-To… nieistotne. A właściwie poufne. Jednego możesz być pewna. Nikt stamtąd
dzisiaj nie wyjdzie!- mruknął marszcząc nos.
-Rozumiem… poufne. No dobrze. Ale…. Dobra. Daj tego zapasku trochę. Ale…
wyłącznie odrobinkę. Będę musiała ci potem za to oddać!- pomachała swoją łapką.
-Nie! Dzisiaj ja stawiam! – uśmiechnął się szeroko. Widział wątpliwość w oczach
wadery jednak przytaknęła mu. Przyglądała się jak powoli w ich kierunku leciały
małe paczuszki. Młodszy z nich ujął je w łapy i przeglądał odsyłając swoją mocą
niepotrzebne na ich miejsce.
-Proszę bardzo. – Rozsypał na stole pasek białego proszku.
-Trochę dużo. – Domino zawahała się zerkając na ten obrazek. – Nie przedawkuję?
-Huku! Domi. To jest średnia dawka. – Delta spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Czy ona brała jeszcze mniej? – Ba! Podchodzi pod małą! – to też tłumaczyło
dlaczego tak powoli idzie mu proces uzależniania wadery.
-T…tak?- spytała zaskoczona.
-Tak. Ah… mój błąd. Jak się do mnie zgłosiłaś dopiero zaczynałem i nic ci nie
pokazałem! Teraz już pomagam przy pierwszych razach. Biedna, musiałaś nauczyć
się wszystkiego sama! Pozwól więc teraz, że skoryguję moje błędy i twoją
niewiedzę. Pewnie do tej pory też nie doznałaś tej przyjemności sądząc po twoim
zdziwieniu o dawkę. Hah. Siadaj obok mnie. Śmiało. – poklepał miejsce obok.
Uśmiechnął się zachęcająco, gdyż odkrywszy problem wiedział jak procować z nim
aby go zażegnać. Jego humor poprawił się kiedy przyglądał się jak samica
przyjmuje narkotyk, a kły szczerzyły się coraz szerzej kiedy odlatywała tuż obok
niego z radosnym śmiechem. Jej źrenice zwężyły się pozostając maleńkimi
kropkami, a ona sama rozłożyła się na wilku jak na poduszce bredząc coś o
przyjemności i Delta czuł, że taki rodzaj zabawy wciągnie ją na dobre.
Jesień minęła wszystkim spokojnie,
a z zimą przybyło Delcie nowych obowiązków. Jednak czas płynął sobie spokojnie
dalej…
Aż nie postawiono krzyża przy dwóch imionach…
-Delciak…– Domino mruknęła leżąc obok, dosłownie na
wyciągnięcie jego łapy. Młody medyk skutecznie zamknął jej ciapate ciałko w
silnym uzależnieniu, chociaż i tak miewała się znaczeni lepiej od innych.
-Słucham cię uważnie. – właśnie kręcił leki, jak zawsze. W końcu miał tyle
roboty! Ha! Dobre sobie. Zaczynało się powoli ocieplać na lato i życie wokoło
najzwyczajniej w świecie rosło zdrowo.
Nie było co robić, więc Delta łapał się za cokolwiek było w okolicy. Zwłaszcza,
że Szklanka stała się najprawdziwszym pomocnikiem, już nie uczniakiem.
- Chyba się zakochałam, wiesz? – przyznała patrząc w bezruchu w ścianę.
-Oh! To chyba dobrze! – medyk przytaknął dorzucając jeszcze co rusz inne zioło
do całej tej mikstury.
-No właśnie. On też mnie kocha, ale… ciesz się oczywiście! Ale… no właśnie. To
ale! Czy nie złamie mi serca? Czy nie zostawi mnie dla innej?
-Oj. Domiś, kochana. Jesteś najidealniejsza jako ty i właśnie to mu pokaż.
Zaprezentuj mu swoje wady i uzależnienia i znoś to samo z uniesioną głową, a
będziecie najlepszą parą w watasze! A właśnie! Kto jest tym farciarzem? - pocieszył ją. Już dawno zaprzestał pogłębiać
jej uzależnienie, wbrew sobie. Właściwie miał z nią najlepsze relacje spośród wszystkich
swoich klientów i właściwie znajomych. Jako jedyna nie wnikała w jego działania
i ufała mu, co było absurdalnie niebezpieczne i nierozsądne, wspierał go w
ciężkich chwilach i powierzała swoje sekrety. Może to i był częściowo jej błąd,
ale Delta też miał swoje uczucia i przywiązał się do stanu rzeczy tak jak były.
Co znaczyło tyle, że nie chciał już aby Domino wpadła w dołek, przynajmniej na
razie. Miał w końcu kogoś na kim mógł polegać i nieco się wyładować i
ponarzekać. Przeprowadzić normalną rozmowę. A przecież każdy potrzebuje tego od
czasu do czasu, czyż nie?
-Theo. – mruknęła pod nosem.
-Oh. No jest między wami niewielka różnica wieku. – zaśmiał się siadając Se
przy niej i porzucając pracę. Ich futra otarły się delikatnie. – Ale to nie ma
znaczenia. Będziecie piękną parą. Zaufaj mi!
-Naprawdę tak sądzisz? – podniosłą na niego swoje oczka.
-Tak. Tak na pewno na 100%. – położył swoją łapę po przyjacielsku na jej czole
naciskając delikatnie. Domino tylko parsknęła cicho i zabrała swoją własność
spod ucisku.
-Dzięki Delta. Czasem się jednak do czegoś przydajesz.- przygryzła mu powodując
jedynie, że przewrócił oczyma i wstał szczerząc się.
-W każdym razie. Bierz go mała, w końcu młodsza już nie będziesz.- mruknął mało
nie obrywając lecącym kamyczkiem.
-Debil. – prychnęła samej wstając. – Dam znać jak mi poszło! Do potem! – i
zniknęła w drzwiach. Delta westchnął sobie ciężko zaraz potem markotniejąc.
Niby wszystko było piękne, ale ostatnimi czasy czuł się pogrążony w jakimś
przedziwnym stanie narastającego żalu. Jak parzył na swoje życie, w przód i tył
i to jak przez nie przeszedł, miał wrażenie że teraz, kiedy zdawało mu się że
ułożył wszystko poprawnie. Że starannie dopasowane kawałki trzymały się na
relacjach i słowach, coś powoli zaczynało pękać. Jakby ten jeden fragment
wepchany na siłę między inne próbował wypaść, a to on trzymałby wszystko w
kupie. Otrzepał się wzbijając te myśli w powietrze. W końcu ważne było tu i
teraz, a nawiedzająca go przeszłość nie miała znaczenia. Nic już nie zmieni.
Pozbył się Flory, ma w garści Agresta, wsparcie w Domino i tylko nieświeżą
pamięć po Karze i jej córce. Spełnił swoje marzenia o władzy, medycynie i … i o
czym właściwie? I co dalej?
Życie sobie poczynało wesoło…
-Przyj! – Domino powiodła swoimi sprawnymi łapkami w
kierunku Espoir, która zmarnowana rozgryzała sobie wargę. Jedna chwila, druga
napięcia i oczekiwania. Delta widział jak Szkło chwieje się na łapach, cały
blady i oblany zimnym potem.
-Jeszcze raz!- polecenie nakrapianej wadery odbiło się echem w jaskini. Wszyscy
po kolei tzymali kciuki czy cokolwiek trzymają wilki za powodzenie tego porodu,
gdyż tak wiele powikłań jakie pojawiło się pod jego koniec mogło zabić i dzieci
i matkę. Jednak pierwsze szczenięce piszczenie i podane w medyczne łapki
maleństwo, białe jak śnieg i niespokojnie węszące wokoło napawało nadzieją.
Delta z radością przepłukał malucha i szybko przepadał zanim otrzymał kolejnego
w łapy.
-Dziewczynka. – oddał kwilące maleństwo śledczemu.
-Chłopiec. Masz tam coś jeszcze Domi?
-Jeszcze jedno!- zakomunikowała i po chwili ostatni potomek świeżej pary był na
świecie.
-Chłopiec!- Delta przebadał szarego basiorka jeszcze szybko. Gdyż widział
niecierpliwość na pyskach rodziców. To zawsze był stres i niepokój, na
szczęście wszystko poszło gładko i nie zapowiadało się nic strasznego.
-Trzy śliczne szczenięta. Jejku. – zachwyciła się skrzydlata położna patrząc na
te małe kuleczki futra szukające od razu drogi do sutków matki. Delta widział
jak w oczach Domino błysnęło znane mu uczucie. Aż za dobrze znane. Ułożył łapę
na jej barku.
-Prawda. Na pewno niedługo sama będziesz miała ich małą grupkę. – zapewnił ją
pocierając miejsce pod palcami. Wtedy też jego łapę zastąpiła znacznie większa.
Theodore usadowił się obok swojej wybranki, a Delta grzecznie i posłusznie
zabrał swoją kończynę. W końcu nie chciał stanowić zagrożenia dla związku
jedynej osoby, która była mu bliska.
-No dobrze. A teraz wszyscy sio. – zakomunikował w końcu zbiegowisku. – Zostaje
tylko ojciec, bo Espoir nasza Kochana musi odpocząć- zaklaskał w łapy i
zamachał nimi szubko w kierunku wyjścia. Małe zbiegowisko wilków rozeszło się z
narzekaniem jednak Delta tego nie słuchał. Pożegnał się jeszcze z Domino i
wrócił do badań, gdyż zdawało mu się iż z białą, świeżo upieczoną matką może
być jednak coś nie tak. I och, jego serce nigdy się nie myliło…
Tamtego dnia umarły dwie osoby…
-Przykro mi Szkło. Znowu. – Delta spuścił głowę.
-Nie szkodzi Delta. Robiłeś wszystko co mogłeś. – głośne westchnięcie uciekło z
pyska pokrzywdzonego basiora. Martwa białą kupka futra leżała przed nimi w
bezruchu. Obok przygotowana już była szmatka do nakrycia nieszczęśnicy. –
Dziękuję za wszystko. – szepnął jeszcze widząc jak medyk wstaje.
-To moja praca Szkło. Nie masz za co dziękować. – pochylił się w kierunku
materiału i ujął go w zęby zarzucając w milczeniu na ciało.
Pogrzeb nadszedł chwilę potem, gdyż wszystko było gotowe. Delta minął leżącego
w progu z małymi szczeniakami Anubisa, wilka który pomimo tylu miesięcy w
watasze, a nawet lat, nie wychylał się za mocno. Nikt do końca go nie znał poza
jego drogą Szklanką, jednak z pewnością miał rękę do tych darmozjadów, które
już zaczynały broić.
Kiedy ziemia pochłonęła ciało tylko on i Szkło siedzieli przy nim dłużej. Delta
wyłącznie ze współczucia do szarego basiora. Nie miał aż tak ciemnego serca aby
go tak po prostu porzucić, jednak kiedy niebo zaczęło popadać razem z nimi w
żałobę i obojgu do reszty przemokły karki, mniejszy wstał.
-Chodźmy już. Chorując niczego nie zmienimy. – szepnął odchodząc kawałek. Szkło
zdawał się wahać gdyż deszcz maskował jego łzy, jednak z zaciśniętym gardłem
poszedł za medykiem. Przy jaskini medycznej rozeszli się w swoje strony, Delta
do wnętrza, które biło miłym ciepłem, a śledczy w dalszą drogę do domu,
zabierając jeszcze przed tym swoje maluchy. Dwukolorowe oczy zaglądały jeszcze
chwilę za oddalającą się rodziną błyszcząc się w swoim niezwykłym stylu i
przebijając nawet przez deszcz.
-Delta…- z wnętrza zawołał go znajomy głos. Kiedy odwrócił głowę napotkał wzrok
Nymerii.
-Oh. TO już dzisiaj? Wybacz, zatrzymali mnie znajomi jak widziałaś. – minął ją
obdarzając beznamiętnym spojrzeniem. TO była wadera pełna przeczności i nie
wzbudzała w nim żadnego przyjemnego uczucia. Zaprawdę była mu zupełnie
obojętna. Zaćpa się na śmierć czy nie? Nie obchodziło go to!
-To co dzisiaj bierzesz? – zapytał skrywając się za swoim rogiem.
-Mam ochotę na trochę radości.- mruknęła a medyk rzucił jej zapakowane
porządnie tabletki. Dokładnie 3.
-To teraz…. – zanim skończył worek z delikatnie zużytego materiału uderzył o
kamienną posadzkę, jeśli dało się to tak określić.
-DO twarzy ci w smutku. – i wyszła, a basior jedynie prychnął. Dlatego też jej
zniecierpiał. Bywała zwyczajnie bezczelna i gdyby mógł otrułby ją. Ale płaciła
i była grzeczna, więc nie miał się o co rzucać tak do końca.
-D…delta? – zajrzałą na niego Domino. Nie spodziewał się jej teraz, tutaj.
Jednak wiedział, że ta nie będzie wnikać. Odrzucił woreczek z zapłatą za
siebie.
-Słucham cię!- jego pysk rozjaśnił uśmiech.
-Oh. Nymeria… a nie ważne. Nie po to tu przyszłam. Ja… wiem że jesteś już „po
godzinach”- wykonała gest „” po czym westchnęła. W teorii wilk nigdy nie był po
pracy, ale aktualnie nie robił nic produktywnego, gdyż Szklanka kazała mu
odetchnąć po ciężkim dniu.
- Dla ciebie wszystko. Mów czego ci potrzeba. – ukłonił się teatralnie na co ta
wydałą z siebie zduszony śmiech. Młody basior widział, że jest zestresowana i
takie żarty nieco rozluźniały panujące napięcie.
-Chciałam… przyszłam na badania. Theo namówił mnie w końcu żebym się odważyła
poznać prawdę. – wyrzuciła z siebie po chwili ciszy.
-Co masz na myśli? – Delta był nieco zdezorientowany.
-Chcę żebyś zbadał Mie na płodność! Staram się o maleństwo już prawie
wieczność… i… to frustrujące. – westchnęła.
-Ah. Jesteś pewna?- granatowy basior czuł jak jego serce kurczy się w piersi,
gdyż przeczuwał jedynie gorzką prawdę jaką będzie musiał podać Domino na tacy,
która z pewnością nie będzie srebrna.
-Tak. Jestem na to gotowa!
Nie była na to gotowa. Zapłakane oczy , w które z żalem patrzył Delta wodziły
wszędzie tylko nie po medyku. Usta zaciśniete w wąską linię wypuszczały jedynie
serię szlochów i powtarzanej w koło mantry „Dlaczego?”. Nie pomagały uściski i
miłe słowa. Ani Delta ani Theo, którzy nie przepadali za sobą za mocno, nie
wiedzieli co zrobić. Ba! Nawet łączyli siły w pocieszeniu załamanej samicy.
-To nie koniec świata Domi! – Delta wypalił podając jej chustkę do wysmarkania
nosa.
-Właśnie. Zawsze możemy adoptować malucha! Tyle jest szczeniąt które potrzebują
lepszego domu! – Theo poparł go całą swoją egzystencją. Cokolwiek tylko było w
stanie przerwać tą serię lamentu.
-TO nie To sAaamooOoOo- załkała niewyraźnie. Oba basiory westchnęły ciężko.
-Może nie to samo, ale czy to nie lepsze niż nieposiadanie szczeniąt wcale?-
jej chłopak pochwycił jej pyszczek w łapy. – Pomyśl. Może nie będzie z naszej
krwi, ale nasze będzie całą swoją maleńką duszą. Dostanie wspaniałą matkę i
ojca. Czyż nie? – i Delta niby widział jak Domino przytakuje, jednak kiedy
uchyliła zapłakane ślepia wydały się być puste, bez ruchu. I Delta nie mylił
się ponownie, nie ważne jak bardzo by tego chciał. I przeklinał się w myślach,
patrząc jak wadera pije i ćpa aby zabić smutek. Upadała coraz niżej i wymykała
się z rąk obojgu. I wielkiemu nakrapianemu basiorowi i temu małemu wilkowi, dla
którego stała się kimś bliskim. W końcu Delta musiał przyznać przed samym sobą,
że Domino umarła. Dla niego, dla siebie, dla świata, pozostając tylko resztką
tego czym była, niemożliwą do wymazania z pamięci dziurą w sercu. A medyk
dobrze wiedział, że jej bezpłodność była spowodowana jedną jedyną rzeczą, która
teraz spoczywała na jego łapie, a którą rzucił wściekle o ścianę. Heroina
upadła nienaruszona w swoim opakowaniu, białą, sucha i tak niewinnie
wyglądająca.
Skrupulatnie ułożony świat powoli
się sypał, ale… kiedy to się właściwie wszystko zaczęło?
Cofniemy
się teraz do czasów tak dawnych, że pamiętałaby je jeszcze mała Ciri. Kiedy
Delta pozostawał tylko nauczycielem, pasjonatą ziół i herbaty, ze szczerym
uśmiechem i niewinnością tak szczerą, że bijącą po oczach.
A cała ta historia była winą nikogo innego jak…
-Agrest! – Mundus wydarł się do niego przez całą jaskinię.
Szary wilk rzucił Delcie zażenowany uśmiech.
-Cicho tam ptaszyno! Mamy gościa! – mruknął. Sprawiał wrażenie miłego i
uczynnego. Oh słodka iluzjo. Jak wtedy głupiutki Delta śmiał przeoczyć cię w
tak oczywistym miejscu.
-Gościa? Oh!- zza rogu wyszedł przedziwny ptak o długiej szyi i szczudłowatych
nogach. – Witajcie gościu!
-Moje uszanowanie. – zaśmiał się granatowy zestresowany wilczek.
-W każdym razie. Wracając do tematu. Kim powiadasz chciałbyś zostać?
-Medyczne pole macie zajęte czyż nie? – Delta mruknął cichutko i niepewnie.
-No tak. Mamy naszą medyczkę kochaną, Etain oraz jej dwóch pomocników. A więc
nie ma tam już miejsca na nikogo innego.
-Hymmm… a nauczanie? – zarzucił luźno.
-A widzisz! Mamy pozycję nauczyciela medycyny, to jakieś powiązanie czyż nie? –
szara sierść odsłoniła błyszczące białe kły, a złote oczy zabłyszczały
przyjaźnie.
-Tak. Jeśli jest wolne to…
-Jest wolne i twoje! Witaj wśród nas Delto!- Agrest rozłożył ręce, a mały ,
głupiutki Delta wyszczerzył się w radości.
A potem historia popędziła swoimi śladami. Delta natknął się
a pewnego rudego nauczyciela łowiectwa i nawiązał z nim nić porozumienia.
Dogadywali się dobrze. W tym samym czasie znalazł swoją norę, urządził ją i
uporządkował. A potem napatoczyła się Ciri, wchłaniająca każde słowo jego
wiedzy. Zadomowił się. I pewnego razu zbierając zioła, na lekcję, gdyż
stanowisko zielarza było zajęte przez niejaką Konwalię, więc mógł robić to
wyłącznie jako hobby, nie będąc „godnym zaufania” do przynoszenia dodatkowych
ziół do jaskini medycznej, natknął się na pewien nietypowy zapach. Drapiąca w
gardło woń przyciągnęła go blisko granic z Jabłoniowymi ziemiami. Stawiając
łapy poza nią poczuł przypływ niepewności, jednak nerwowo przełykając ślinę
ruszył w poszukiwaniu źródła mącącego w nosie zapachu. Znalazł go zaskakująco
szybko. Dwa wilki siedziały śmiejąc się głośno oparte o starą jak świat kłodę,
która wyglądała jakby miała zaraz zapaść się pod ich ciężarem. W łapach
trzymali dwa starannie zakręcone zwinięta, podpalone i powoli uciekające dymem
do góry. Raz po raz zaciągali się nimi i wybuchali rozmową i chichotem. A jakie
bzdury opowiadali. Delta spokojnie podszedł bliżej i zaglądając na nich
spojrzał w ich oczy. Ich źrenice rozszerzone do granic możliwości wbiły się w
tego jego. Przekrwione białka wyschły gdyż brakowało im nawilżenia, jakby dwa
wilki kompletnie zapomniały, że należy mrugać.
-Witam, witam. Kogo my tu maaamy. – Jeden z nich wstał zataczając się niczym po
alkoholu. - Pięknąłł damę? – nieznajomy zbliżył się na kilka kroków. Delta
zmarszczy jedynie nos gdyż smród dziwnego papierosa i odór samego wilka
drażniły jego drogi oddechowe.
-Żałosne. – skomentował widząc jak ten wywala się tuż przed nim. Może wyglądał
na takiego, który zająłby się każdym, jednak spoglądając na taki obrazek jak
ten odzywały się w nim jego demony. Śmiejące się w duszy i radujące z czyjegoś
nieszczęścia, z radością patrzące jak męczą się i staczają pochłonięci tym
dziwnym stanem. Krzywy uśmiech wkradł się na pysk niewinnej kulki futra.
-Doprawdy żałosne. – odwrócił się i odszedł. Nie oglądał się za siebie choć nie
był pewien czy tym samym nie skazał dwóch żyć na śmierć. Nawet jeśli, teraz go
to nie obchodziło. Czas było wrócić do domu.
-Czyż nie? – zatrzymał go niski i chrapliwy głos zza pleców. Jego oczy zabłyszczały
w zapadającym mroku kiedy odwrócił się aby zmierzyć spojrzeniem obcego basiora.
Jego pysk zdobiła szrama na oku, a furto zdawało się nie widzieć wody od wielu
lat. Zęby przeżółkły, a mięśnie dobrze zbudowane wskazywały na to, że z
pewnością był silny. Chociaż być silniejszym od tej kulki sierści jaką był
Delciak nie było ciężko. Jednak kiedy tylko ich oczy się spotkały atmosfera
zgęstniała. Sierść obojga nastroszyła się.
-Kim jesteś? – Delta szeptał jednak jego głos jakby niesiony posłusznym wiatrem
był doskonale słyszalny. Nie był bezbronny. Nigdy.
-O to samo mógłbym spytać ciebie. – jego teoretyczny przeciwnik nawet nie
drgnął, chociaż zawahanie w jego oczach nie umknęło uwadze mniejszego.
-Mam na imię Delta. Czego chcesz? – przedstawił się pobieżnie.
-Oh. Bardzo Srebrzyste imię. – nie do końca wiedzieli oboje czy miał być to
komplement czy obelga. – Me imię jest Doom. – szyderczo prześmiewczy uśmiech
wkradł się na pysk silniejszego wilka.
-I co w związku z tym? Mam ci wytknąć, że co? Śmierdzisz? Spadłeś z jabłoni? –
Delta skrzywił się. Po części już rozumiał dlaczego niektórzy nie cierpią
tutejszych mieszkańców.
-AH. Spokojnie. Spokojnie. Widzę, że twoje futro jest całkiem mylące. Nie
wyglądasz na takiego, który by tak pyszczył. – tamten przysiadł sobie, jednak
nauczony pogonią za przeszłością Delta nie przestał być uważny.
-DO czego zmierzasz? BO widocznie to robisz i niepotrzebnie przedłużasz! –
warknął. Potrafił być i miły i niemiły, ale co to miało do rzeczy?
-Ah. Byłbyś idealny. Jeszcze powiedz mi, że zapach ziół mnie nie zmylił i
miłujesz się w tym?- zagadnął nie przejąwszy się zgryźliwą uwagą młodszego.
-Tak, tak. Czego chcesz? – ponaglił go stając przodem i cofając się powoli.
Krok po kroku, tiptopkami.
-Szukam kogoś kto… przeniósłby mój biznes poza granice tej watahy, gdyż nie
przynosi ona zbytnich… zarobków. Przynajmniej nie z takimi debilami jakich
widziałeś. Żałosne kupki mięśni, głupie i nierozsądne. Skazane na śmierć.
Wracając. Wydajesz się być do tego idealny! Drobny, widocznie słaby fizycznie i
taki… mizerny. A jednak śmiejesz się z czyjegoś nieszczęścia. Nie chciałbyś
karmić tych demonów? – zaczął krążyć wokół Delty niczym sęp nad truchłem. Delta
za to obserwował go ruchami głowy. – Mój biznes tutaj… jest. Wegetuje, nie
przynosi zysku! A tam. Na Chabrowych terenach nikt nie chce zbliżać się do
wilków z Watahy Jabłoni! Gadaliby tylko z tymi Nadziejami całymi. Snoby snobów
warte. A przecież ich alfa prawie jak swój dla nas. Ale to nie ważne, nie
ważne. Ważne czy chciałbyś dowiedzieć się coś więcej? Nakarmić tego potwora
który siedzi w tobie i naśmiewa się ze słabych psychicznie. Udowadnia ci że
jesteś od nich silniejszy…- stanął blisko małego ciałka, które zawahało się
przed ucieczką. Delta stał tam jak pieniek myśląc. Coraz ciężej było mu ukrywać
jak wredny potrafi być, a ciągłe trzymanie uśmiechu na ustach bywało męczące.
Zerknął jeszcze raz na owego Dooma.
-Co oferujesz? – spytał. – I na czym to polega?
-Ah! A więc zgadzasz się!? – jego pysk się rozjaśnił.
-Tego nie powiedziałem. – młodszy minął go pomiatając swoim ogonem.
-No tak. To więc… oferta prezentuje się tak, że będziemy dostarczali ci
narkotyki. TO takie…. Środki..
-Wiem do to jest. Niejestem aż takim debilem. Nie znam ich wszystkich co
prawda, ale znam… parę.- wtrącił się młody basior w jego słowa.
-Zażywałeś?
-Nie. Na szczęście nie. Paskudztwo robi z umysłu papkę.
-No tak. W każdym razie. Będziesz polował na chętnych do zażywania. Pobierał
opłaty i dawał nam 80%
-Dobre sobie… 80? I co … za resztę kupię sobie plastikowy pierścionek? – Delta
skrzywił się. Sam nie wiedział dlaczego to powiedział, jednak coś mówiło mu, że
robi dobrze.
-EH… Dobra…. 50 na 50. Po pół.
-40 dla was…- Delta wyszczerzył się.
-I porady jak dbać o pewne zioło… - Doom wystawił łapę przed siebie.
-Stoi. Jednak… jedna zasada…- Delta zmrużył oczy podając mu swoją maleńką
łapkę. – Pozwalasz mi działać po swojemu.
Ich ślepia zeszły się, te obrzydliwe szare oczy i dwukolorowe świecące mętnym
błyskiem tęczówki. Ich łapy połączyły się w ciasnym uścisku.
-Stoi. Delto…
Kto by
pomyślał, że taki słodki i niewinny wilk mógł podjąć się czegoś takiego, czyż
nie? No właśnie nikt. Dlatego ten plan był taki doskonały, a snujące się w
myślach Delty kolejne kroki oscylowały na granicy szaleństwa i normalności.
-Wiem co robię Doom. Zaufaj mi! – Delta machnął łapą na
pachołków starego basiora, którzy uczyli się od niego dbania o marihuanę.
-Oj Delto. TO nie tak, że ci nie ufam. Po prostu martwię się, że… coś ci się
stanie. Mimo wszystko to ludzkie siedlisko. – Delta przewrócił oczyma.
-Wiem. Poradzę sobie. Tak jak poradziłem sobie z Mundusem. Zamilkł? Zamilkł
więc ty też zamknij mordę!
-EY!- jeden z pachołków wstał pobudzony. – Uważaj na język jak mówisz do
swojego mistrza kundlu.
-Dobra. Zamknij się Knot. Wracaj do roboty. – Doom zbył jego komentarz, więc
Delta uczynił to samo.
-Twój plan jest pełen dziur maluchu. Jesteś świetnym dilerem. Masz już 2
klientów, którzy grzecznie płacą. Po co ryzykować?
-Oh mój drogi. Bez ryzyka nie ma zabawy. Poradzę sobie. Jeszcze będziesz mi dziękował
za moją odwagę! – pomachał mu palcem prze pomarszczonym pyskiem i wstał. Czas
był na niego. Z pełą torbą dostawy ruszył do „domu”.
-Nie daj się zabić Delta! – krzyknął jeszcze za nim Doom, a ten tylko zamiótł
mu na pożegnanie ogonem. Nie miał zamiaru dać się zajebać, nie ludziom.
Jego misja poszła zgodnie z planem, a podobno miała tyle
dziur! Ha! Dobre sobie. Wracał właśnie z wyprawy z wielkiego miasta. U jego
boku wisiały dwie obładowane po brzegi torby. Szedł powoli i spokojnie,
zadowolony z siebie. Miał wielkie szczęście, że posiadał moce telekinezy i
czytania w myślach. Bez tego mogłoby być raczej marnie jednak nie było. Teraz
jego zdobyczne delikatnie szeleściły i klekotały w torbach podnosząc ego
młodego basiora. Jego myśli rzucały się na wszystkie strony świata, a on sam
podziwiał siebie coraz mocniej. Wszedł do swojej nory i zaciągnął się zapachem
chłodnej ziemi.
-Witaj w domu, Delta. – szepnął sam do siebie skrywając torby w małej skrytce
wraz z resztą narkotyków. Chcecie wiedzieć co takiego targał taki kawał drogi
ten mały wilk? A otóż leki. Ludzkie leki, uspokajające. Podobno jedno z
lepszych i łatwiejszych do złapania uzależnień wśród dwunożnych. I Delta
planował przetestować w jaki sposób działają one na wilki. Jeśli dobrze,
oznaczało to początek jego władzy nad tym ich małym narkotykowym światkiem.
Usiadł sobie przy stole myśląc chwilę. Przed nim widniała kartka papieru,
skradziona w tajemnicy przy dostawach do jaskini alfy. Miało się te swoje
umiejętności. Jednak skupmy się na zawartości kartki. Niedbałym, niewyraźnym
pismem Delta wypisał na nim imiona i pewne cechy aby ułożyć sobie dalszy plan
działania. Niechlujne literki głosiły bowiem : Agrest – może być ciężko, uparty
stary dziad, Paki – trzeba uważać na Yira, Flora- za spokojna, ale łatwa, Kali
– łatwa zdobycz jednak może być ciężko ze Szkłem, Kara/Ciri – szkłooo… szlak go
trafi.
Delta skrzywił się widząc swoje zapiski. Największą przeszkodą bowiem byli
właśnie śledczy. Jakby tylko coś wyniuchali cały mizerny plan poszedłby się
jebać! Jednak wybór ofiary także był ważny. Upolowanie Kary czy ledwo
dorastającej, jeszcze szczenięcej Ciri dałobym łatwe pole do eksperymentów,
jednak ryzykowało się zabawą pod nosem Szkła, a to brat Agresta. Poruszenie
reakcji łańcuchowej było zbyt proste. Ten plan wymagał trochę innego podejścia.
-Delta!- o wilku mowa. Niewyrośnięta, ciapata Ciri wpadła przez wejście do jego
norki. Ten z szerokim uśmiechem odłożył kartkę na bok i sięgnął po dwa
kubeczki, gdyż na zewnątrz było zimno i padał śnieg.
-CO cię tu sprowadza Ciri?- zagadnął zaparzając im wywaru z liści różnych ziół.
-Odwiedziny. – szczenię przysiadło się do stołu.
-Niech zgadnę. Nauka? – zaśmiał się podając jej kubek.
-Nooo… Tak! – zaśmiała się również.
Delta odetchnął kiedy posłał młodą do swojego domu. Jej niewinność i uroczość sugerowała, że plan Delty mógł okazać się niepowodzeniem, spalić na starcie, a to spotkanie tylko go w ty utwierdziło. Kara tym samym wysypywała się razem z córeczką. Warknął cicho. Kali? Szkło. Szkło ten szkło nieszczęsny. Stał mu za bardzo na drodze. Jednak jeszcze pochłaniała go bezwładność i nic nie mógł z nim zrobić. Jego zniknięcie lub śmierć wzbudziłaby za wiele podejrzeń. Za wiele. Kręcąc się po norze z tą kartką lewitującą przed pyskiem nadal się zastanawiał. Miał już gotowe środki! Ofiara! Tylko wybrać! W czym problem!? A otóż był. Zirytowany w końcu wybrał najmniejsze zło. Biorąc jeden kartonik niewinnych tabletek spakował na wynos także cierpliwość i udał się w kierunku jaskini pewnego wilka.
Wchodząc do środka zastał Agresta samego. Zero zapachu piór.
-Witaj Delto! Co cię sprowadza?- próbował być miły jednak nie uniósł głowy znad
papierów.
-Odwiedziny. Nie ma Mundusa?- upewnił się niewinnym tonem rozglądając ponownie.
-Jak do niego to musisz iść do jaskini wojskowej. – odetchnął szarak.
-Nie nie. Ja do ciebie przyjacielu. Padnięty? Zestresowany? – przysiadł się
bliżej. Ta po prostu zagadując. W końcu co w tym złego.
-Tak. Jabłonki robią nam problemy z kartkami. Etain narzeka na starości swoje
kości, Mundus na brak środków na wojsko i jego kiepski stan! A ty? Przyszedłeś
na coś ponarzekać?
-Nie przyjacielu. Dzisiaj nie będę narzekał bo nie ma na co. Ale… wiesz… skoro
chodzisz taki zestresowany i… pomyślałem od razu o tobie jak to dostałem… i …
no wiesz. – mieszał się w słowach. Im bardziej głupiutko i niewinnie brzmiał
tym lepiej. Na jego korzyść. Widział jak uszy alfy unoszą się delikatnie. – Ah. Może powiem od razu. Leki, takie
ludzkie, uspokajające. Mój przyjaciel z piórami, bocian Karl, przelatując, jak
leciał w ciepłe kraje to… no wiesz. Przyniósł i mam parę na zbyciu. Chcesz…
spróbować?
-To bezpieczne jest? – odwrócił się do mniejszego wilka Agrest.
-Szczerze. Wziąłem tylko 2, więc nie jestem pewien, ale… stabilizują emocje, są
lekkie dla żołądka. Nie wyglądają jak nic złego. – kłamstwo jakoś tak samo
uciekło mu z ust.
-Pokaż to. – Delta podał trzymane ciasno w łapkach pudełko starszemu. Ten
obejrzał je i poczytał zapiski. Hieroglify ludzkie.- Nie wyglądają źle. Mogę
spróbować. – powiedział machając głową na boki.
-Daj znać czy pomagają i czy próbować zdobyć ci więcej! – zawołał na odchodne
Delta szczerząc się kiedy już wyszedł z jaskini.
Pułapka
została zastawiona
-Coś ty mu dał?- Mundus pojawił się przed nim niczym
narodzony z cienia. Delta uniósł pysk i włożył parę ziół, które trzymał do
torby wiszącej ba boku.
-W sensie? Co? Komu?- spytał kompletnie wybity ze swoich myśli i rytmu.
-Agrestowi. Skończyło mu się i chce więcej! – ptak przetarł skrzydłem dziób
niczym wilki miały w zwyczaju pyski, a ludzie skronie.
-Ah. Te leki od bociana masz na myśli? – Delta załapał i od razu zaczął grać na
własnych kłamstwach. Maska niewinności pozostawała najważniejszą jaką mógł
mieć.
-Tak! Tak dokładnie. Masz jeszcze? -
-HUMPf! Sam nie mógł przyjść? Duma kole? – westchnął. –Mam. Mam jeszcze jeden
świstek. Chodź. – Wrócili do wilczej nowy i Delta przekazał Mundurkowi jeden
płatek pełen białych tabletek.
-TO bezpieczne? – dopytywał się ptak.
-Nie wiem. Ale ze składu i działania na mnie i alfie nie wygląda na zagrażające
zdrowiu.
-Hymm. Rozumiem. – i odszedł, a Delta zacisnął zęby nieco zirytowany. Że też
ten staruch nie umiał trzymać języka za kłami. Musiał wszędzie posłać tego
szarawego inteligenta nakrytego płaszczem nasiąkniętym brunatną krwią.
Westchnął ciężko i cierpko.
A Agrest
wpadał w nią powoli. Starannie poukładane gałęzie miały się niedługo złamać pod
jego ciężarem. Wystarczyło tylko nakarmić go odrobinę więcej…
Delta ucieszony przytulił CIri. To ona przyczyniła się do
tego że dostał wymarzone stanowisko. Pomocnik medyka. TO brzmiało tak dzielnie
i dumnie. No i dawało mu większe pole do popisu względem dilerki i szybko jego
baza klientów powiększyła się. Oczywiście Doom widział to i uśmiechał się pod
nosem licząc swoje 40%, które bądźmy szczerzy, nie było bele jaką sumką.
Jednak Delta nie spodziewał się Domino jako nowej klientki. Nie narzekał.
Ale jego plan, pierwszy i najbardziej pielęgnowany właśnie miał rozkwitnąć!
Kiedy Delta kręcił się po swoim domku, swojej kochanej norce, w której bywał
coraz rzadziej usłyszał zasapany oddech, urywane wdechy i pospieszny krok. DO
jego domu wkroczył niespodziewany głos. Delta akurat układał zioła w schowku
więc wyszedł osobie na spotkanie. Jednak nie spodziewał się zmierzyć oko w oko
z Agrestem.
-Delta. Leki. Na gwałt! Dawaj je!- dopadł do niego. Jego rozbiegany wzrok
majtał po całym pomieszczeniu. – Gdzie je masz? – warczał.
-P… puść mnie proszę.- zapiszczał wilk. Oczywiście jego żądanie zostało
spełnione. Siadł sobie na spokojnie patrząc na to zjawisko. A Agrest
niecierpliwił się. Jednak to było silniejsze od małego wilczka.
-No spójrz na siebie. – kpiącym tonem zadrwił z przywódcy. – A powiadano mi że
jesteś silny. Ha! Gówno prawda. Wpadłeś w zwykłe leki? HAHA!- zaśmiał się
podziwiając swoje dzieło. Nie spodziewał się tak szybkiego uzależnienia.
-Dobra, dobra. Uzależniłem się. Rozumiem. Ale … nie mogę bez tych leków.
Wszystko mnie wkurwia! – warknął siadając i rzucając ramionami zirytowany.
-Właśnie widzę. Mam sporo w zapasach, ale… Od teraz nie są darmowe.
-Co? – wielki znak zapytania wyjebał na pysku szarego wilka.- Nie. Ja nie mam
przy sobie ani klepaka. A potrzebuję ich już teraz! – wstał wyraźnie zły i
jakby przestraszony.
-Oj wiem. Ten raz ci daruję. Dostaniesz pół zwitka! I za pół zwitka będziesz
płacił, a ja… Zniżę ci ceny, za pewne… przywileje. – spojrzeli na siebie.
Granatowa łapa wysunęła się w stronę alfy. – Mój biznes w końcu musi rosnąć
Wtedy też chyba coś zaskoczyło w głowie u Agresta. Jakby te nieszczęsne zębatki
zostały zmuszone do myślenia. Podał łapę młodszemu.
-Tylko nie sprzedawaj im największego gówna jak w jabłoniach! Ok. – Delta
pokiwał na ok.
Flora
-CO tak właściwie się stało? – Agrest przetarł skronie łapą
i przełknął swoją tabletkę.
-Zaczyna szaleć. Skończyła się marycha na sprzedaż. Może zabić kogoś na
głodzie. Jest niebezpieczna.
-Czy to był twój zamiar od początku Delto? Tylko szczerze. Dobrze wiesz, że i
tak nic ci nie zrobię. Jesteś jedynym który przynosi te leki…- westchnął.
-Nie do końca. Marihuana po prostu była najprostszym sposobem na zachęcenie
Flory. Nie spodziewałem się ,że wpadnie tak mocno. Nie powiem że mnie to nie
bawi, ale jednak trochę mnie to niepokoi. Jeszcze wyda moją maskę. – westchnął
puszczając na zimne powietrze chmurkę oddechu.
-Rozumiem. Niech Vitale ją zamknie. Od teraz jest psychicznie chora, nie ważne
co będzie mówiła. A ty… nasz nowy medyku idź pracować.
-Czekaj… Co? Ty tak serio? Agrest, czy to nie będzie wyglądało podejrzanie? Co
ze szkłem? – Delta wstał widząc jak ten robi to samo i ma zamiar odejść. – Jak
zacznie węszyć?
-TO się go uciszy! – parsknął starszy wilk z szerokim i kpiącym uśmiechem
wchodząc do siebie.
Ciri i Kara
-Jak się czujesz po tym wszystkim? – Agrest przysiadł koło
Delty.
-Seks z Karą nie był najprzyjemniejszy. Najgorsze, że Szkło węszy. Nie chcę
żebyś go uciszał dla twojej wiadomości.
-Rozumiem. Też nie mam ochoty zabijać brata zwłaszcza teraz. Po ty jak i tak
stracił żonę i córkę. Parszystwo. Wiesz dlaczego to się stało? Tak silne
uzależnienie?
-Prawdopodobnie to moja wina.
-Delta… to zawsze jest twoja wina!- zaśmiał się, a młodszy mu zawtórował.
-No tak. Ale chodzi mi. Z Jabłoni dali mi eksperymentalną dawkę LSD , którą
dałek Karci. Przez pomyłkę. –zwierzył się – A następnego dnia Ciri była martwa,
Kara uciekała i … ten szaleńczy śmiech.
– przetarł oczy chcąc wyzbyć się tych obrazów i dźwięków z głowy. Agrest
potarł jego ramię.
-Rozumiem. Ale pamiętaj. Kara kupowała narkotyki od jabłoni , a ty na chwilę
zaprzestań polowań na nowe ofiary , a reszcie … wiesz…. Trochę dyskretniej
sprzedawaj. – Delta przytaknął alfie.
-Dobrze.
Domino
-Delta? – Agrest przysiadł obok wilka. Ten nie uniósł nawet
głowy. Wodospad przelewał się z cichym szumem. – Deeelta. Wiesz co?
-Nie obchodzi mnie to.
-Eh. Ona… pogodzi się z tym..- próbował go pocieszyć. Tak. On. Uznawany za kompletnego
chuja i gbura pocieszał kogoś. Dobre sobie. Ale jednak. Delta stał się kimś
więcej niż jego dilerem przez te wszystkie lata.
-Tak!? Ćpa i pije na potęgę. Ja już jej
nawet tego nie sprzedaję więc nie wiem skąd to ma! Theo próbuje, ja się staram,
wszyscy dookoła niej, ale… Jasna cholera. Oprócz ciebie nie mam już nikogo na
kim mógłbym polegać. Ona… była jedyną osobą, która była ze mną prawie od
początku, akceptowała to co robię! Nie krzywiła się i … i teraz co? – płakał.
Delta płakał niczym słaby szczeniak. Jednak nawet jego demon potrzebował
pochwały od innej osoby. A bez Domino? CO miałby zrobić bez niej. Agrest
położył się i przygarnął go do siebie.
-Jakoś się ułoży Delciak. W końcu masz jeszcze mnie! – powiedział składając
szybki i ledwo wyczuwalny pocałunek na ciemnym czole. Delta nawet się nie
zreflektował szlochając nad losem swojej bliskiej.
Jednak ten
mały światek nie przestawał się sypać i nadszedł ten moment
Epilog
Delta sapnął i stanął na rozłożonych nogach. Przed nim
stanęły dwa wybory. Uciekać albo negocjować. W obu przypadkach jego szanse
zdawały się zmieniać i maleć i rosnąć na przemian. Dobry żart od życia.
Przełknął ślinę.
-No. Delta. Delta. Deeeelta haha. – Nymeria zaśmiała się. A powtarzał jej że
nie wolno mieszać ekstazy z grzybami! Mówił i co? I pomieszała wbrew jego
radzie. Teraz w stanie kompletnego amoku, z łapą pobrudzoną krwią Szklanki
stała przed nim.- Tyle czasu byłeś dla mnie niemiły…
-Zastanów się. Jestem jedynym który zdobywa twoje narkotyki! – wypowiedział się
chociaż panika wezbrała w nim z chwili na chwilę. Widać to było po nogach,
które delikatnie trzęsły się i oczach które szukały drogi ucieczki.
-CO z tego? Znajdzie się ktoś inny!
-Droższy? Tańszy? Gdzie znajdziesz samobójcę który pójdzie kraść z ludzkich
domów?- Delta mruczał, chociaż wiedział, że nie przemówi do niej.
-Oh jest tylu którzy zrobią to w zamian za moje ciało. – pochwaliła się
szczerząc kły. Delta wiedział, że ma tak niedużo czasu. Tak niewiele do końca
swojego życia. A było tyle osób którym musiał jeszcze podziękować. Zaskoczony
nawet nie zauważył kiedy zaczął się cofać, a Nymeria zbliżać. Gdzie podziały
się jego demony i zuchwałość, z którą patrzył w oczy Dooma za pierwszym razem.
Gdzie jego chwała i duma? Nie wiedział. Jednak przeciwko Nymerii, co on mógł
uczynić? Pchana emocjami, adrenaliną byłą silniejsza, jej moce bardziej
znaczące i bolesne. Jedna łza spłynęła po jego policzku zanim ta rzuciła się na
niego. Wykonał jeden unik przed kłami jednak jej pazury przeryły jego plecy.
Jego moc używając energię której potrzebował zaczęła go leczyć od razu, jednak
krzyk jaki to zdarzenie wyrwało z jego płuc rozniósł się po jaskini medycznej.
Ktoś się zerwał na nogi, ktoś zapiszczał. Delta nie zwracał na to uwagi. Nie
maił na to czasu. Ucieczka. Ratunek cokolwiek. Jednak nie ruszył się daleko.
Został przygnieciony do ziemi.
-Niemiły kundel. Skończysz w grobie razem ze wszystkimi których wykończyłeś.
Zasługujesz na to psie.- Delta widział jak życie leci mu przed oczami.,
wszystkie błędy, przyjaźnie i zaprzepaszczone szanse. Potem poczuł jak zimne
kły zagłębiają się w jego karku, jak mięśnie głucho chrupią na spółkę z kośćmi. Jak jego własna krew szumi w ciele.
Jeszcze w przypływie sił widział gdzieś w oddali szarą masę, która kojarzyła mu
się z jego przyjacielem i usłyszął swoje imię. I odpłynął.
Czyżby to tak miał wyglądać jego koniec?
-Delta? – słaby, cichy i łagodny głos wyklarował się w jego
głowie.
-Agrest?- spytał jednak jakby głos nie chciał uciekać z jego ust. Wydobył się
jedynie cichy szept obsiany chrypką i znamieniem wieku.
-DELTA!- coś przygniotło jego ciało, a kiedy uchylił oczy i zobaczył te ciapki,
tak znajome odetchnął z ulgą.
-Żyję? – spytał półprzytomnie.
-Żyjesz. W ostatniej chwili odratował cię Ry. – odetchnął alfa posyłając Delcie
ciepły uśmiech.
-Dziękuję…
End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz