piątek, 1 października 2021

Od Delty - "Epilog Życia" (opowiadanie konkursowe)

Czy ktokolwiek z was zastanawiał się kiedyś jak to jest być kimś kto niszczy ci życie z twojego własnego wyboru. Niezwykłe prawda? Istnieją bowiem trzy najczęstsze możliwości takiego zjawiska.

               1. Przyjaźń - bowiem każdy w życiu widział bądź słyszał o czymś takim jak toksyczne znajomości. Wieszająca się na mentalności osoba, działająca na nerwy i zaniżająca poczucie własnej wartości. Działa na niekorzyść i chce wszystko co twoje bez oddawania tego co jej. I jak tu żyć? Jak to rozpoznać, kiedy wewnątrz wszystko wydaje się być takie normalne i naturalne?
               2. Związek - To już wyższa robota losu. Spotkać taką osobę i jako już starszy i rozważniejszy osobnik wpaść w jej sidła jest często trudno. Trzeba być ślepo zakochanym aby ignorować ostrzeżenia przyjaciół i wszystkie czerwone flagi wyskakujące na drodze. Dajesz zamknąć się w klatce, kontrolować, wyzywać, poniżać w ramach czego... udawanej miłości? Idzie uschnąć z jej braku w takich związkach. Jednak cóż... sam wybrałeś.
               3. To jest punkt najprzyjemniejszy ze wszystkich, przynajmniej powierzchownie. Dilerka! Jako czasownik oczywiście. Nie chodzi tu o kobietę, chociaż...kto wie. - Dilerem może zostać każdy kto ma dostęp i wtyki czyż nie? Prawda! A związek z taką osobą jest najbardziej niezwykły. Spotykasz się z nią w zakamarkach zacienionych tak że widać tylko błyszczące białka oczu i czerwieniące się tęczówki, szczerzące sie szeroko kły i tą łapę wysuniętą do przodu z prochem lśniącym niczym śnieg na zimę. I sam wybierasz czy chcesz się z nim związać niemym paktem uzależnienia czy nie. A ta relacja bywa najgorszą ze wszystkich, gdyż zaczyna się niewinnie, a kończy nawet śmiercią.

Tak łatwo wplątać się w każdą z relacji na tak wiele różnych sposobów. Jednak poruszmy teraz kwestię dilera. Jak sobie go wyobrażacie. Podejrzany typ, mroczny i nosi długi płaszcz ( a pod nim nic XD) , a kiedy odrzuca go w bok u jego podszewki pokazują się majestatyczne prochy i tabletki wraz z groźną muzyką dudniącą w tle. Czyż nie? A otóż nie. Prawda, zdarzają się tacy, który wytatuowani przyjmują posturę kosiarzy, jak najbardziej adekwatną do swojej roli w społeczeństwie, jednak byli też tacy jak Delta. Delt, który drobny i nieśmiały z wierzchu nocami i dniami sprzedawał pewne środki odurzające. Ha! Pewne. Pod ręką miał wszystko co tylko dusza zapragnęła. Dostęp do ziół i wtyki w sąsiednich watahach czyniły go dilerem dla dilerów i bezpośrednim królem tej tajemnej i nielegalnej branży. Siedząc w swojej medycznej jaskini, w swoim własnym kątku i uśmiechając się powierzchownie krył w sobie demona wychodzącego nocami prosto z jego serca. Nie przejmował się wydatkami i płacą, ha! Na co mu to było. A ci, którzy upominali jego o zapłatę najczęściej cmokali potem grób. Dlatego ze spokojem sadysty mógł patrzeć sie na najbardziej satysfakcjonującą część bycia takim zwyrolem jak on i truciem organizmów innych. A było to nic innego jak staczanie się na dno. Zatem pozwólcie teraz, że przedstawię wam 5 historii pełnych łez, początków wzlotów i ostatecznego upadku, tak głębokiego że wbił dziurę w ziemi i wypełnił ją łzami i krwią tych którzy nieszczęśni poddali się manipulacji niewinnych dwukolorowych oczu.

Zacznijmy więc od poruszającej historii wadery o potężnym miękkim usposobieniu, błyszczących oczach i niezwykłej mocy. A jej imię brzmi Flora!

Dzień zaczął się słonecznie. Ptaszki śpiewały, szczenięta cieszyły. Delta akurat zbierał zioła podziwiając ten wesoły obrazek. Wiosna kwitła i rozsypywała swoje ciepełko po świecie. Kwiaty powoli zaczynały mienić się wokoło. Pełne naręcze pachnących chwastów bujało się w torbie u boku atramentowego basiora. Wszystko zdawało się takie niewinne i piękne za razem. Jakby nikt nie chciał zaburzać tego układu i obowiązków. Jednak moneta ma dwa oblicza. Jedno piękne i dumne zwane orłem, pnące się i wypychające dumnie pierś, a drugie reszkę, facjatę nieznanego nikomu człowieka, złudnego i głupiego jak każdy na tym świecie. Dlatego wraz z wiosną przyszło mnóstwo przeziębień i odmarznięć łapek oraz niektórych mniej poprawnych do odmarzania miejsc na wilczym ciele. Więc wraz z Florą, Delta miał łapy pełne roboty, jednak po części miło patrzyło się na tych, co zdrowo bawią się w ostatnim śniegu.
Wróciwszy w granice swojego małego królestwa, które dzielił wraz ze swoją przyjaciółką uśmiechnął się ciepło. Gdzieś w tyle słyszał Kenaia krzyczącego coś na kolejnego pacjenta. Typowy dzień w jakże pięknej watasze. Zdjął z siebie torbę i przysiadł sobie obok jednego ze stanowisk, na którym składał maści i wywary. Podrzucił parę drewienek pod niewielki ogień na palenisku, równie małym, co patyczki, jakimi w nim palił. To wszystko tylko po to, aby zagotować wody i zrobić wywar łagodzący przeziębienie, gdyż nieszczęśnicy, którzy trafili i przychodzili z jego powodu żądali jakiejkolwiek pomocy. Kątem oka widział też Florę, która podenerwowana tym ciągnącym się od kilku dni stanem powoli traciła nerwy co było takim nietypowym zjawiskiem. Zmartwiony Delta podszedł do niej z uśmiechem i zastąpił ją na jej miejscu szybko tego żałując gdyż trafił się debil przekonany że nie potrzebne mu żadne maści na odmarznięcie, ponieważ nie odmarzł. Tacy zawsze sądzili, że wiedzą najwięcej i najlepiej. Na szczęście dla siebie Delta miał w swoim posiadaniu telekinezę, więc unoszenie ogona lub całego wilka nie stanowiło dla niego problemu. Gdy skończył smarować miejsca intymne wilka mruknął tylko poradę, żeby następnym razem nie wymachiwał kutasem na wszystkie strony świata, bo może go stracić w przykry sposób. Odchodząc zaśmiał się do siebie gdyż zawstydzanie takich baranów stanowiło jego ulubioną porę wiosny.
Oboje mogli odetchnąć głęboko, kiedy nadeszła noc. Wszyscy przeziębieni spali, a ci z odmrożeniami częściowo wyszli już z jaskini. Ci, którzy cierpieli mocniej dawno byli zajęci sobą i skiełczeniem przez sen.
-To był ciężki dzień, a jeszcze tak wiele przed nami. - westchnął zmęczony Delta odkładając pudełeczka z suszonymi ziołami i splatając jednocześnie telekinezą zioła na sznurkach aby ususzyć kolejne zapasy.
-Oh już nawet nic mi nie mów. Ostatni tydzień był wyczerpujący. Nie czułam się tak zła już od dawien dawna!- odetchnęła ciężko Flora siadając niedaleko niego.
-Oh. Może spróbuj ziółek uspokajających.
-Myślisz, że nie próbowałam. Ale przy takich jełopach jak Admirał, który odmroził sobie penisa! PENISA! Rozumiesz ty to! Ile on musiał machać nim na tym zimnym powietrzu, bo jeszcze jakby w coś wsadził to nie byłoby tak źle. - wadera zagestykulowała w kierunku leżącego na jednym z posłań wilka. Delta zachichotał.
-Ale nie powiesz, że to jednak drobinę zabawne.
-No tak... odrobinę tak. - wadera uśmiechnęła się delikatnie. - Ale jednak użerać się z takim inteligentem to sztuka nie zwariować. Masz tam może w zanadrzu coś mocniejszego niż te poprzednie zioła.
-Oi... moja droga. Dałem ci chyba najmocniejsze jakie miałem. Znaczy... te legalne. - na chwilę zapadła cisza kiedy te niby przypadkowe sowa uciekły z ust Delty.
-Sugerujesz, że masz coś na relaks, ale... nielegalnego?
-Nie mówię że mam. - Delta migał się niewinnie, aczkolwiek jego uśmiech poszerzał się.
-CO to? Za ile? - dopytywała wadera. Bardzo potrzebowała jakiegoś środku na relaks, gdyż ciężko było jej choćby spać.
- No... Marihuana. Takie... jak ludzkie papierosy, wciągasz, trzymasz i wypuszczasz, a potem pozwól ponieść się magii!
-Magii? Ile? Jaka cena?
-Znaczy wiesz... Cena. Do uzgodnienia. Pierwszy raz na mnie! - zapowiedział z radością i wydobył z torby jednego grubego skręta podając go waderze na wyciągniętej łapie.
-Ja... dziękuję?- przyjęła go oglądając niepewnie. Pierwsze razy w końcu zawsze są ciężkie.

 Flora zniknęła na noc u siebie , a Delta cierpliwie czekał dalej na straży w jaskini medycznej. Wisiało mu i powiewało co powie na jego zachowanie którykolwiek z tych półgłówków z WSJ, którzy dostarczali mu konopie prosto z krzaka do przeróbki. Z szerokim uśmiechem siedząc przy samym wejściu do groty zawęszył, czując jak wiatr niesie znajomy mu zapach palonego zioła prosto od niedalekiego domku Florki. Z tym błogim zapachem niosła się melodia uzależnienia i wstąpienia w ten koszmarny związek z dilerem jakim był manipulacyjny i przebiegły Delta. Zadowolony ze swoich poczynań powrócił do kręcenia maści i nabijania się w myślach z syna Wrony. "Po kim on odziedziczył ten idiotyzm?" Zadawał sobie pytanie co chwilę chichocząc pod nosem.

Noc zapadała na dobre. Mały basior klasycznie wylegiwał się w lekkim śnie na legowisku w roku jaskini medycznej, gdyż to właśnie on otrzymywał większość nocnych dyżurów, zbierając zioła za dnia. To było życie idealne dla niego. Takie... Proste i niewymagające kiedy miał na kim polegać. Wtedy go jednak ubodło. Otworzył swoje oczka, które zabłyszczały mdłym blaskiem w panującej wokół ciemności. Jeśli Flora uzależni się od narkotyku nie będzie tak niezawodna, jednak pocieszała go myśl, że będzie mógł zobaczyć jak jej egzystencja powoli uzależnia się od niego, znika w oczach, jak to kruche wilcze życie rozsypuje się z powodu jednej małej roślinki. Wtedy też uśmiechnął się. Kładąc głowę aby zasnąć ponownie usłyszał jednak ciche kroki.
-Delta. Delta skarbie. Wstawaj. Mam ci coś ważnego do powiedzenia- Flora położyła się tak blisko niego że ich nosy ocierały się o siebie, a młodszy poczuł odór przepalonego zioła pomieszanego ze śliną i... Krwią? Uchylił jedno oko mierząc ją zmęczonym spojrzeniem
-Co to takiego.- zapytał spoglądając w jej przekrwione oczy i ubabrany purpurową cieczą pysk, którzy szczerzył się w błogim uśmiechu.
-Ważnego. - szepnęła.

Zaczęło się już wtedy na dobre i Delta dobrze to czuł. Jednak zabawa dopiero się rozpoczynała...

-Florooo? - zawołał Delta. U jego boku wisiał koszyk ze świeżymi ziołami i woreczkiem jagód, które otrzymał od Agresta, którego historia była różnie ciekawa co medyczki, aczkolwiek usłana zupełnie inną atmosferą. - Floro? - wszedł głębiej w jaskinię medyczną, pustą jak co lato. Taka bywała właśnie ta pogodowa tendencja. Pełno wilków wiosną, jesienią i nieco mniej zimą. A lato. Lato było najspokojniejsze i pełne tej błogiej sielanki. Dlatego Flora miała więcej czasu na małe przyjemności.
-Tu jestem Delcia. Delciaku. Skarbie.-słodziła mu od progu, a on dobrze wiedział czego by od niego chciała. Całkowicie zależna i słaba, ugięła się pod nałogiem po wchłonięciu drugiej dawki. Relaks jaki zapewniała jej marihuana obezwładnił jej umysł już całkowicie.
-Mam prezent od Agresta. Dał nam trochę jagód. - jednak Delta nadal na pysku miał swoją starą i dobrą maskę niewinności. Flora mimo wszystko nie zasługiwała jeszcze na jego prawdziwe oblicze. Jeszcze trzymała tydzień bez dawki narkotyku i opierała się chęci palenia w pracy, nie ważne jak mocno doskwierali jej pacjenci. To jeszcze nie było skończone i żałosne dzieło jakiego pragnął mały basior. Dlatego cierpliwie pielęgnował w Florce ten zły i parszywy nawyk, czekając tylko na odpowiednie rezultaty.
-Tylko jagody. Ale tak. No... Miło z jego strony. - westchnęła przewracając oczyma. - Chociaż mógłby dać nam trochę środków na jaskinię i zapasy z ludzkich siedzib. Coraz ciężej o ichnie leki,  na ziołach nie możemy ciągle ciągnąć. - Delta nie na taką odpowiedź liczył. Miała rzucić się do jego stóp i błagać o dawkę, dopóki by jej nie dał! Ale odetchnął ciężko.
-Wiesz. Agrest bywa głupi, ale z pewnością nie na tyle aby nam w końcu czegoś nie dać! De facto on też się tu leczy. - pokiwał głową przytakując jej posłusznie. Jeszcze musiał być całkowicie grzeczny.
-No tak... a właśnie. BO... tak zupełnym przypadkiem mam... odrobinę zbędnej biżuterii u siebie. - zawsze tak zaczynała i właśnie ta delikatność i subtelność Delcie zupełnie nie odpowiadała. - Pomyślałam, że może masz no wiesz. Trochę relaksu dla mnie?
-Mam. Dla ciebie zawsze mam. - uśmiechnął się szeroko. W końcu to dla niej zawsze zostawiał odrobinę cennych towarów próbując wyrobić w niej parszywe nawyki jakie zrobił u innych. Dlatego tego wieczoru dołączył się do niej w łapie trzymając nic innego jak sztucznie zawinięte z papierek krucze ziele (pozdro dla kumatych). Palił je z szerokim uśmiechem bo wiedział że nic mu od nich nie będzie, a przecież to była tak wielka okazja. Pierwsze palenie w samej jaskini, gdyż Flora do tej pory robiła to poza miejscem pracy. Jednak pustki panujące w środku ułatwiły Delcie przekonanie jej do tego kroku. Zaciągali się na przemian, ale tylko jedno pozostawało przy całkowitej świadomości.
-Wiesz co? - całą tą rozmowę zaczęła Florka rozłożona na ziemi niczym muza na tapczanie. Wypluła z ust chmurkę dymu, która wzleciała pod sufit klinując się w jego wgłębieniach.
-Nie. Musisz mi powiedzieć.- szepnął jej swoim najbardziej niskim głosem na jaki był w stanie się zdobyć po tym paskudnym w smaku zielsku.
-Ten cały Agrest. Za kogo on się uważa. Debil jebany. Jagódki?! CO ja sobie zrobię z tymi jagódkami? - Delcie podobała się ta strona Flory, wyzwolona dawkami ziółka. Agresywna, szczęśliwa, roześmiana, wahająca się. Różnie bywało. Najwidoczniej tego wieczoru musiała na kogoś ponarzekać. - Zjeść kurwa. Mógłby dać nam jedzenie porządne a nie to gówno. Jak ja mam płacić ci w posiłkach jak Agrest ta tępa piła zabiera wszystko dla siebie. O! O tej chuj! Ja mu na to nie pozwolę bo jeszcze chwila i będę musiała polować sama. HA! Niech tylko przyjdzie po leki! Domieszam mu ich za mało! - Delta słuchał i w tym momencie załamał się. Nawet kiedy Flora w końcu pękła, wydała z siebie tyle złych słów, nadal pozostawał mocno pasywna w swojej agresji. Granatowy wilk z rezygnacją przetarł łapą pysk.
-Oczywiście. Mniej leków. - westchnął ciężko. - Zaiste ciężka kara za niedopłacanie cie na twój relax time.
-Tak! I będzie mnie prosił i przepraszał potem.
-Boże Florciu. Mam być szczery czy miły? - Delta mruknął skrobiąc skałę jednym z pazurów.
-Szczery skarbie.
-Jesteś za miękka żeby Agrest cokolwiek ci kiedykolwiek dał. Taka pasywność na niego nie zadziała. Najlepiej jakbyś poszła wygarnąć mu to wszystko w mordę i kazać mu się pieprzyć! Albo nieco mniej wulgarnie... leczyć samemu. - przylewitował sobie kubeczek parującej herbatki i z radością wypił łyka.
-Masz rację. Ten chuj zdechłby beze mnie. Tak jak ta cała wataha!
-Dokładnie!- Delta pominął już nawet fakt, że został kompletnie olany w jej pamięci, ale cóż.
-Idę do niego. Skopię mu ten parszywy zad.
-Czekaj... CO?!- Zanim mały basior wstał czy zorientował się co się dzieje Flora już znikała w wyjściu. Cholera. Pomyślał i usiadł z powrotem na tyłek popijając ciepły wywar z listków skradzionych ludziom, na jego tajemnych eskapadach.

Właśnie w ten sposób nasza droga Florka wpadła w sidła narkotyków, seksu i ćpania.
Seksu? Ale jak to seksu?
A no seksu, gdyż noc w którą pieprzyła Agresta i życzyła mu złego, swoje słowa wzięła za bardzo do siebie.

-Florciu. Nie mam na razie nic więcej. Już końcówka jesieni. Nie ma marihuany.- zacmokał Delta przezornie uprzejmy.
-Nie ma. DO jasnej cholery! Co ja teraz zrobię. Uhuuuu.- zawyła na całą jaskinię, która swoją drogą dawno przestała pachnieć przyjemnie. Teraz te wszystkie zawiniątka, które medyczka wchłaniała w trakcie pracy wisiały dymem pod sufitem.
-Nic ci na to nie poradzę kochana. - zamruczał wilk pakując maść dla jednego z pacjentów na wynos.
-Przecież ja nie wytrzymam z tymi debilami. Admirał przylazł tu już 9 raz w tym tygodniu. TO więcej niż raz dziennie! - wydarła się wskazując na delikwenta. Od kiedy Flora paliła w jaskini medycznej nabrała temperamentu, ale nikt z czystej miłości nie miał serca jej tego wypominać. - UGH! - wyrwała sobie odrobinę włosów i zarzuciła głową w tył.
-No dobrze, dobrze. Może uda mi się coś znaleźć specjalnie dla ciebie, ale będzie to drogo cię kosztowało. - poinformował ją tak aby nikt nie słyszał. - A tym razem nie przyjmę zapłaty w naturze. - zapowiedział widząc jej minę, która teraz zmieniła się w zawiedzioną i zirytowaną.
-F...Floro? - Admirał próbował się odezwać jednak zanim powiedział cokolwiek więcej Flora wytargała go za kark przed wejście.
-WYPIERDALAJ BEZUŻYTECZNY ŚMIECIU! IDŹ ZDYCHAĆ W KRZAKACH TY FAGASIE. ZNALAZŁ SIĘ INTELIGENT POZIOMU SWOJEJ MATKI. ODEJDŹ JAK ONA! NIKT NIE BĘDZIE TĘSKNIŁ. ZNIKAJ MI Z OCZU NIEUDACZNIKU!
A Delta tylko słuchał z rozkoszą jak ta wadera wpada jeszcze głębiej we własny grób.

-Delta? Ale dlaczego?!- zawyła Flora chwytając się jego łapy. Granatowy wilk uśmiechnął się pod nosem i z zadowoleniem rozkoszował nowymi słowami, nowym mianem.
-Nie ma dzisiaj. Nie ma świeżej dostawy. Ledwo zaczęła się wiosna Floro. Odejdź z jaskini bo straszysz innych. - mruknął głaszcząc ją po wątłej jakości grzywie. Flora wyglądała tak jak sobie to zamarzył Delciak, a nawet lepiej. Jej futro wyblakło, oczy wyszły delikatnie ze swojej nasady, nos chodził w tę i we w tę w tiku nerwowym. Sierść zrobiła się szorstka i wypadała coraz to większymi garściami. DO tego wszystko wadera podupadła też na umyśle, uzależniona od jednego z gorszych do zdobycia zimą narkotyków. Odstawienie na tyle czasu marihuany zmieniło ją nie do poznania. Straciła pracę, nieoficjalny związek z Agrestem, zrobiła się agresywna i jeszcze bardziej nerwowa niż bywała. Jedynie Delta się jej nie bał., gdyż odwiedzał ja i czerpał radość z każdej chwili patrzenia się na ten wór mięsa, gdyż to już nawet nie było żywe stworzenie. Szalone i zagubione z powodu własnego głupiego wyboru. Aż Delcie wyszczerzyły się szeroko kły na tą myśl.
-Nie ma.-

Na tym skończymy tą historię, gdyż, pomimo że nie dobiegła końca, z pewnością stałaby się monotonna i nudna po czasie.

Tym samym przejdziemy do historii równie fascynującej, ale o zupełnie innej rytmice wydarzeń. Wszystko zaczęło się pewnego zimowego wieczoru...

-Drogi Huku moje łapy kompletnie przemarzają. - zamruczała Kara siadając w cieple ogniska przy jaskini medycznej.
-No tak. W tym roku zimy są wyjątkowo chłodne. - odetchnął Delta. Zerknął kątek oka na strażniczkę wystawiającą swoje czerwonawe futro do ognia.
-No. W każdym razie Delta. Jak czujesz się ze swoją nową posadą? Medyk? To takie zaszczytne miano czyż nie?- zagadnęła siedząca obok Kawka. Przy płomieniach w końcu zebrało się parę osób.
-Ah. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej mało łap do pomocy czyż nie? No i jeszcze kwestia Flory. Nie mam pojęcia co z nią począć. Dobrze, że Vitale miał jeszcze wolną izolatkę. - Delta zmarszczył nos. Tylko on, czarny wilk o delikatnie psychopatycznych pokładach energii i kompletnej niekompetencji do bycia psychologiem oraz sam alfa stada wiedzieli dlaczego dokładnie Florusia, ta kochana i dobra duszyczka siedzi odcięta od świata, wariując i krzycząc całymi nocami.
-Tak. To przykre zdarzenie. - westchnęła strażniczka wbijając wzrok w dal.
Wilki rozchodziły się powoli, a Delta zajął się kompletnie sobą i nowym pacjentem. W jego łapkach znajdował się maleńki ślimak, którego życie teraz zależało od niego. To małe niepozorne stworzonko znaczyło teraz dla niego wiele. Ha! Taki twardy i bezlitosny diler czyż nie? A otóż nie! Może lubił patrzeć na cierpienie, ale nie niewinnych stworzonek! Dlatego rozżalił się nad losem obślizgłego malucha próbując go uzdrowić. Dlatego działał swoją mocą. Kiedy już skończył i wypuścił malucha w dalszy świat odwrócił się do ogniska. Noc dawno zawisłą nad światem powłócząc swoimi nogami powolutku, jakby tym razem chciała trwać jak najdłużej. Gwiazdy nieco bledły w oczach zagrzanych od blasku ogniska.
-Wszyscy już poszli?- spytał Kary przysiadając się przy niej.
-Oh! Tak? -wyrwana z zamyślenia obejrzała się. Ewidentnie była zmęczona i powoli przysypiało się jej na siedząco.
-Hymm... Zmęczona?
-Tak. Niestety idzie mi teraz pracować więcej od kiedy moja córeczka wystawiła mnie na wiatr.
-Skądś to znam. -zaśmiał się gorzko Delta. Stracił swoją zabawkę i teraz sam władał odpowiedzialnością jaskini medycznej. A to nie jest zbyt dobra wiadomość dla niektórych, w tym czasem samego Delty. Jednak znosił to dzielnie. Prowadził jaskinię medyczną w samotności od kiedy Flora oszalała od braku zioła, o czym oczywiście wiedziały jedynie trzy wilki w całej watasze. Delta, jako diler, Agrest jako alfa oraz Vitale, który sam zaproponował zamknięcie nieszczęśniczki z dala od innych.
-Pewnie nudno też tam u ciebie, tak stróżować samej.
-Ano nudno. Nie ma co robić, ale pracy jest dużo, więc pracować trzeba. Inaczej nie dostawałabym od Agresta swojej działki pożywienia.
-To Agrest nawet swojej rodzinie nie dałby za darmo?- Delta udawał zmartwionego gdyż wiedział, że ta szuja nawet z Mundusem by się nie podzieliła.
-Ta...
-Ah... No tak. A nie masz jakiś może umilaczy czasu w tej swojej pracy? Trochę to tak za szaro wygląda jak tak opowiadasz.
-No mam. Czasem se pośpiewam. Czasem ponucę, ale co innego robić jak trzeba być skupionym na jednym. Pilować. BO jak nie pilnujesz, to tylko czekasz aż zło samo się wydarzy.
-No tak... i w domu też nuda?- Delta westchnął ciężko.
-Ta. Szkło ostatnio lata tylko z Espoir. Mam wrażenie, że zdradza mnie z nią na każdym kroku, ale co ja mu tam udowodnię? - Kara przewróciła oczyma zirytowana na samą myśl o mężu.
-Ah...czyli już seksu nie ma? A szkoda. Taką ładną parką jesteście.
-Pff. Seksu. Ciężko się doprosić choćby jednej nocy razem w posłaniu, a co dopiero seksu!
-To może... zaproponowałbym ci...- zaczął Delta.
-Sorki Delciak, ale... mimo wszystko ja jestem z tych wiernych. Muszę odmówić.- przerwała mu wstając powoli i rozciągając się.
-Oh no proszę cię! Za kogo ty mnie uważasz?! Nie chciałem ci proponować seksu! Nie jestem takim zwyrolem! Chciałem zaproponować ci coś abyś mogła się rozerwać wieczorami, skoro i tak się nudzisz, ale skoro nie! TO nie! - sam wstał udając wielkie oburzenie. BO w rzeczy samej byłby może zdolny zaproponować zdradę tejże czerwonowłosej waderze, jednak jego osłonka niewinności upadłaby wtedy za szybko .
-AH! Nie, nie! Wybacz. Jestem zmęczona, za szybko podjęłam, wiesz... decyzję. - zaczęła się tłumaczyć przecierając  łapą pysk. - Wybacz.
-No dobrze, już dobrze. Żaden problem. Ale słyszę w twoim głosie zainteresowanie!- Delta stojąc tyłem szczerzył się szeroko sam do siebie czując jak jego ofiara powoli łapie się na przynętę, którą tak ostrożnie dobrał. To było istotne gdyż rybka widząca za duży kąsek mogła zrezygnować, a zza małego się zerwać.
- Może. Zależy co... co masz na myśli?
-A widzisz. To jest środek, taki ... no... jak to określić. Delikatny, działający na umysł proszek, który pobudza nerwy w ciele i umyśle wytwarzając więcej hormonu odpowiedzialnego za szczęście. - wytłumaczył wymyślając coś zachęcającego. Przecież nie powie jej, że proponuje jej niezwykle uzależniający i szkodliwy dla zdrowia środek wywołujący halucynacje. W końcu nie musi o tym wiedzieć!
-A, to nie jest szkodliwe?- spoglądając w jej oczy widział wahanie. Nie spodobało mu się to jednak brnął głębiej jeśli to było to co miało mu dać kolejną ofiarę.
-Nie. W kontrolowanych ilościach nie zrobi ci krzywdy. I w tych ilościach jest też w miarę tanie! - zastrzegł od razu.
-Tanie? Sugerujesz, że to kosztuje? - Kara skrzywiła się.
-No wiesz. Nie ma nic za darmo w tym niesprawiedliwym świecie, ale wiesz. Pierwsze 3 razy na mnie! Zobaczysz czy ci sie to podoba - I czy wpadniesz prosto w moje sidła! Gdyż jak wszyscy wiedzą, niektóre narkotyki wystarczają na początku, a potem dawka staje się większa i większa z każdym następnym razem.
-No. No dobrze. - zgodziła się niepewnie.
-Zatem chodź. Nauczę cię jak się tego używa. - Oczywiście, że Delta oferował jej wszystko na miejscu i od ręki. Nie byłby sobą gdyby jego niewinna twarz nie przyciągała ofiar, zapewniając o jego prawdomówności, której było w nim zaprawdę niewiele.
Wkroczyli do jaskini medycznej pozostawiając zimowe krajobrazy za sobą, wraz z trzaskającym wesoło ogniskiem. Wewnątrz panował mrok, jak to bywa w oświetlonym jedynie paroma świeczkami miejscu. Na kilku posłaniach spali chorzy, kompletnie oderwani od świata swoimi temperaturami. Nie zwracali więc uwagi na dwa wilki kierujące się na same, samiutkie tyły schowane za rogiem. Tam Delta urządził sobie swój mały kącik do snu, gdyż teraz będąc medykiem, praktycznie mieszkał w miejscu swojej pracy. Z radością w ruchach i na pysku zaprosił łapą Karę do zajęcia miejsca na swoim posłaniu, co ta uczyniła powlekając nogami. Widać było po niej, że nie do końca była pewna swojej decyzji. Delta swoim telekinetycznym talentem przystawił przed nią stolik zajmując miejsce naprzeciwko, na chłodnej ziemi, a na stoliku rozsypał dosłownie odrobinkę, wartościowego proszku jakim było LSD, bo jakże co innego? Uśmiechnął się do niej szeroko i dał dawkę też sobie, ale z innego opakowania. Tym razem była to najzwyczajniejsza mąka, gdyż Delta nie śmiał łamać zasady : Nigdy nie używaj tego czym dilujesz. Doskonale też wiedział dlaczego nie może tego zrobić. W końcu jak inaczej mógłby patrzeć jak staczają się inny, podczas kiedy sam zasiliłby ich progi!?
-Proszę bardzo. Zacznijmy. Nie masz się co bać! - posłał jej promienny uśmiech co zdało się trochę ją uspokoić.- Spójrz. Zgarniasz to w niewielką kupkę, możesz nawet linię, w końcu wywnioskujesz jak będzie ci wygodnie, sam na sam z sobą! Potem nachylasz się i przez nos! To ważne! Przez nos wciągasz ile możesz. Nie bój się, to nie boli, co prawda to dziwne uczucie, ale szybko idzie do niego przywyknąć! - to mówiąc Delta wciągnął swoją dawkę starając się nie skrzywić. W końcu  mąka to nie narkotyk i później będzie musiał to wyczyścić. Kara niepewnie poszła za jego przykładem, jednak ona nie powstrzymała grymasu na pysku. Zakasłała dwa razy i zamrugała.
-Nic się nie dzieje. Chyba nie działa. - westchnęła.
-Oj. Daj temu chwilę. W końcu to jak lek, nie działa od razu. Potrzebuje odrobiny czasu! - mówiąc to mały basior podniósł się na równe nogi i starł stoliczek, odstawiając go w inne miejsce. Obserwował uważnie waderę, która nieruchomo siedziała na legowisku. 2 minuty, 5 minut, 10 minut, a ta nie ruszała się z miejsca. W końcu Delta podszedł i trącił ją nosem.
-Kara? - spytał niepewnie. W życiu nie widział aby ktoś tak zareagował na narkotyki.
-Ale to jest zajebiste.- odpowiedziała otwierając swoje oczyska. Jej źrenice były prawie wielkości jej tęczówek. Ciężko było powiedzieć teraz jaki mają one kolor.  - Widzisz ty toooo - zaśmiała się wskazując łapą na nicość. Czarne ściany, z równie ciemnego kamienia jaskini medycznej zdawały się być dla niej niezwykle fascynujące
-Oczywiście! HAHA- zaśmiał się razem z nią, jednak samemu spoglądając na swoje dzieło. Oj, był z niego dumny, a jego pysk rozszerzał się coraz mocniej z każdą sekundą.
Oczywiście pozwolił Karze odejść do domu samej, spoglądając tylko jak śmieje się do swoich własnych halucynacji.

W ten sposób Kara wpadła w sidła najpotężniejszego uzależnienia, jakie widział w swoim życiu Delta. Jednak nawet widząc jak wadera się męczy, basior pozwalał upadać jej coraz niżej...

-Naprawdę sądzisz, że to mi dobrze zrobi?! - oburzyła się Kara warcząc od progu.
-Kochanie. Nie wiem co się z tobą dzieje, ale tak! Powinnaś to odstawić! - Szkło wkroczył zaraz za nią do jaskini medycznej. Wilki leżące na posłaniach uniosły głowy, wrz z Deltą, który właśnie badał jednego z podopiecznych. Widząc swojego najwierniejszego klienta uśmiechnął się z daleka.
-Szklanko?!- zawołał oddając chorego w ręce nowej praktykantki. - Zajmij się nim. Przeziębienie! - zakomunikował zbliżając się w kierunku nowych gości.
-Zamknij się! Nic nie rozumiesz i nie wiesz! Lepiej idź pić i pieprzyć się z tą dziwką, Espoir! - czerwono włosa pokazała wszystkie swoje kły.
-Ejejej! - mały wilk wkroczył pomiędzy parę mierząc ich spojrzeniem. - Tu się leczy chorych, nie kłóci kto zdradził kogo. Odrobinę ciszej i mniej agresywnie. - polecił widząc jak oboje posłusznie przysiadają w milczeniu. - Chodźcie z dala od ciekawskich oczu. Pogadamy - klasycznie, kącik z dala od głównej sali przydał się do czegoś więcej niż miejsca na spanie.
-O co chodzi?- Delta nalazł sobie do kubeczka ciepłej wody na herbatę. Widział jak Kara przewraca oczyma, odsuwając się od męża.
-Ah widzisz Delta, przyjacielu, moja kochana Karcia bierze coś, czego nie powinna. Eh. - Szkło wahał się rozmawiać o tym na głos nawet z medykiem nieświadomy, że mówi właśnie do osoby, która ten problem zapoczątkowała.
-Nie bój. Mów śmiało. Może jestem zdolny pomóc. - chociaż kłamał. Nawet jeśli byłby zdolny to przecież nie chciało mu się. Straciłby zbyt dobrą zabawę!
- Zamknij jadaczkę! - warknęła na męża Kara kiedy już miał się odzywać. - Widzisz Delta skarbie! Mój od siedmiu boleści partner zostawia mnie samą na całe dnie i noce! Chodzi po krzakach z innymi, a teraz jeszcze chce zabrać jedyną cząstkę radości jaką jestem w stanie mieć. Wystarczy mi tej hipokryzji. Idę po rozwód!- i wstała pchana widocznie jakimiś impulsami. A Delta przeczuwał, że to wina faktu, że jest na głodzie narkotykowym.
-Kara! Czekaj! Nie rób tego!- jej partner popędził za nią, z jakby łzami w oczach. Ze strachu, złości czy żalu? Medyk nie wiedział. Mało go to obchodziło.

W ten sposób umarł związek.

-Potrzebuję więcej! - zażądała rzucając worek, w którym obijały się metale, jeden o drugi wydając przy tym charakterystyczne dźwięki.
-Więcej? - zdezorientowany Delta wstał z posłania ziewając. Jego koleżanka Kara odwiedziła go bardzo późno w nocy, a raczej wcześnie rano. Sądząc po swoim niewyspaniu było koło 3 lub 4, gdyż słońce powoli wstawało w ten piękny wiosenny dzień.
-LSD. Skończyło mi się. Owoce dorzucę następnym razem. - zapowiedziała, a mały wilk wiedział że to zrobi. Zawsze to robiła. Pod względem dotrzymywania słowa, nawet jak na porządnie uzależnionego narkotykami wilka, Kara była bardzo porządna. Można jej było zaufać.
-A! Tak ,tak. Już. - stoczył się powoli z posłania i powlókł do toreb, jakie trzymał w małej wnęce. Wydobył  niewielką paczuszkę i podał waderze. Ta pochwyciła ją w swoje łapy i zaciągnęła się samym zapachem kartonu.
-Jak zwykle najlepszej jakości. Nie to co to świństwo z WSJ! - pochwaliła, chociaż pewnie gówno wiedziała skąd Delta ma swoje narkotyki.
-Oczywiście! - zaśmiał się, gdyż to były dokładnie te same do sprzedawane za granicą w tamtych małp. - A co się stało, że przybyłaś tutaj o takiej godzinie.
-A nic wielkiego. Po prostu, wiesz... Od czasu rozwodu ze Szkłem kłócę się często z dziećmi. Zwłaszcza Ciri i... no cóż. Muszę się na razie gdzieś schować, sam na sam i pomyśleć. Dlatego biorę mały zapas i znikam. DO zobaczenia Delciak! - machnęła łapą i wyszła, zostawiając basiora mocno zdezorientowanego. Jednak co on mógł zrobić? Wzruszył jedynie ramionami i ułożył się do dalszego snu.

-DELTA?- szkło z rozpędu ledwo wyrobił zakręt wpadając w jego mała wnękę. Wołany wilk zamruczał coś i zamlaskał, wyrwany ponownie ze snu tejże pięknej nocy. Chociaż to bardziej był już poranek.
-Tak? - wyszeptał otwierając jedno oko, które zabłyszczało w półmroku swoim typowym blaskiem.
-Widziałeś dzisiaj Karę, prawda? - od razu przeszedł do rzeczy nawet nie dając mu wstać. Jedynie uwiesił się nad nim jakby zaraz miał go zgwałcić.
-No... tak... chyba tak. - młodszy przetarł oczy i ziewnął. - A co?
-Szuka jej cały wydział śledczy.
- Cały wydział? Oh... dlaczego? - wysunął się spod jego łap siadając i przeciągając się niczym kot. - Coś przeskrobała?
-Coś... pf. Chodź to zobaczysz. I tak musisz określić czas zgonu pewnego wilka. - Szkło wydawał się być mocno podenerwowany. Zaciskał zęby na mocno i szczerzył je jakby to miało mu w czymś pomóc.
-Czas zgonu. Oh. - Delta jednak jeszcze nie domyślał się o co może chodzić. - A Kara... tak. Wpadła do mnie w nocy, wzięła zioła i uciekła, mówiąc coś o byciu sam na sam. - machnął łapą lekceważąco. Teraz zauważył także Espoir stojącą z boku i zapisującą wszystko co powiedział. Jej ciążowy brzuszek ładnie sie już zaokrąglał.
-Hymm. TO już niedługo prawda? - Delta podszedł. Badał ją przed kilkoma tygodniami. - Przydałoby się sprawdzić ich stan jeszcze raz. - a jego medyczne oko mówiło mu, że będzie to konieczne. Mała wypustka przy jej żebrach nie podobała mu się z bardzo. - Ale to potem. Gdzie to ciało? - skierował się do głównej sali. Dwójka śledczych podążyła za nim.
Kiedy z ciała została ściągnięta szmata Delta zastygł. Tuż przed nim leżał nikt inny jak Ciri. Jej grało było przegryzione, prawie odrywając głowę od torsu, a boki zdobiły długie szramy. Jej sierść na ogonie była spalona, a tylne łapy poparzone do tego stopnia, że mięso odchodziło od kości.
-Werdykt? Jakieś słowa ? podejrzenia? - Ry przysiadł sobie u boku medyka także spoglądając na bezwładne ciało o pustych oczach.
- Tak. To z pewnością była Kara.
-Skąd wiesz, że o niej mowa? -wyższy basior poprawił swój szalik.
-Szkło się wygadał. - wtrąciła się Espoir. - Wiesz, że szargają nim emocje. - starała się go tłumaczyć. A ten właśnie wilk siedział nad ciałem pochylając się i kręcąc głową. Powtarzał w kółko Jak ona mogła. I przymykał oczy. Żal Delcie było jego koleżanki, jednak przerażało go też do czego zdolna była Kara na głodzie. Odetchnął ciężko i cieszył się, że jest tak przez nią respektowany.
-Przykro mi. Nie wiem w którą stronę się udała. - Delta spuścił po sobie uszy i nakrył ciało. Należało wykopać mu grób.

W ten sposób umarła Ciri.

-Kara. Musisz przestać. Nie panujesz nad sobą. Przedawkujesz - Delta ostrzegł ja zduszonym głosem. Jej łapy zacisnęły się na jego gardle mocniej. Nie stawiał się kiedy zmusił go żeby dał jej więcej niż normalnie. Teraz już nie miał siły, kiedy jego szyję zdobiły powoli leczące się zadrapania.
-Nic mi nie będzie... - zapewniła go przyciskając łapą ponownie do ziemi. Delta słyszał jak zaciąga się narkotykiem i śmieje szaleńczo.
-Skoro tak uważasz- wysapał.
-A teraz pozwól, że cię wykorzystam. - to mówiąc zaciągnęła go w kąt.
Delta na własnej skórze przekonał się że Kara potrafiła być władcza. Leżał skulony i wyczerpany u jej boku przysypiając na własnym posłaniu. Zadrapania i poparzenia na jego ciele goiły się szybko jednak zużywały cenną energię, dlatego odpłynął szybciej niż sądził, że to się stanie.
Obudził się już całkiem zdrowy, ułożony z głównej sali. Jego ciało nadal było nieco zdrętwiałe jednak był w stanie wstać i samodzielnie postawić parę kroków. Widział kawałek dalej jak Szklanka w panice stara się robić co może aby pomóc chorym ,jednak brak doświadczenia nie pomagał jej w tym zajęciu. Na szczęście wszyscy wokoło byli dość wyrozumiali i cokolwiek by nie zrobiła źle było puszczane mimochodem.
-Szklanko? - jego głos był cichy i suchy kiedy podszedł bliżej. - Chodź na sekundę. - otrzepał się delikatnie starając się zrzucić to odrętwienie w niepamięć.
-Delta! Nie powinieneś wsta... - jednak zamilkła widząc jego ponaglający wzrok. Zaszyli się w pamiętnym kąciku, który na tą chwilę pozostawał pięknie posprzątany, a torby na których zależało Delcie były na swoich miejscach.
-Chowałaś je? - spytał widząc że są inaczej ułożone.
-Tak. Wiem co w nich jest przecież, a byli tu śledczy, więc je zabrałam. - za te słowa została poczochrana po grzywie.
-Dziękuję. Ale... co właściwie się stało?
-Po tym jak, przypuszczam że odpłynąłeś, znalazłam was śpiących na posłaniu. TY byłeś cały we Krwi, a Kara wyglądała... źle. Schowałam więc torby i ułożyłam tam zioła dla niepoznaki i... wezwałam śledczych  bojąc się, że ten potwór i mi coś zrobi, bo przebudzała się raz po raz znowu wciągając ten proch, którego nie pozwalasz mi nawet dotknąć.
-Za młoda jesteś. Zresztą widziałaś co robi z niektórymi wilkami. - Delta odetchnął. - Zabraliście mnie stąd, straż zgarnęła Karę. Coś jeszcze?
-Tak. Agrest kazał przekazać, żebyś na razie zaprzestał siać choroby cokolwiek to znaczy. Na czas jakiś, no ... i że chciał się z tobą spotkać.
-Dobra. Dziękuję Szklaneczko. Idź dalej leczyć. Idzie ci doskonale! - pochwalił ją kładąc się na chwilę u ciebie. Nie ma to jak w domu.
Dwie godziny. Tyle spał zanim Szklanka powolnym krokiem weszła do jego zakątka.
-Delta. Jesteś potrzebny... -szepnęła i trąciła go łapą. Nadal zdrętwiały wstał jednak nie narzekając. Na zakręcie widział także ponurego Szkła. Podszedł bliżej mijając go.
-Delta. Przepraszam.- za cokolwiek przepraszał, mniejszy uchylił mu głowy w ramach przyjęcia tych słów. Widział jak łzy popłynęły po policzkach szarego wilka.

-Co się stało? - spytał wchodząc do głównej sali. Wszyscy po kolei milczeli siedząc wokół nakrytego szmatą wilka. Delta westchnął. Kolejne ciało, kolejna śmierć. Ry i Espoir zgodnie zdjęli nakrycie i oczom Delty ukazał się nikt inny jak czerwono włosa wadera, która sponiewierała go jeszcze poprzedniej nocy.
-Przedawkowała. - zakomunikował nawet nie przyglądając się jej zbyt porządnie. Wszyscy westchnęli cichutko i zaskakująco zgodnie.
-Tylko skąd miała narkotyki? - Szkło usiadł obok swojej ciężarnej partnerki. Jego poliki nadal były mokre. W końcu stracił dwie ważne w swoim życiu osoby, jedną po drugiej.
-Jak to skąd? WSJ. - Delta nie zawahał się w swojej odpowiedzi.
-No tak. Logiczne. - Ry szepnął jedynie. Jednak nie wyglądało jakby ktokolwiek miał cokolwiek zamiar z tym robić.

W ten sposób umarła Kara.
Aczkolwiek Delta nie żałował.

Poruszmy, więc teraz historię innego sortu. Bez szaleństwa, bez śmierci, a o równie niebezpiecznych konsekwencjach.
Ale aby rozpocząć opowieść cofnijmy się trochę w czasie. Do momentu, kiedy Paki i Yir jeszcze byli wśród nas.

Delta zmierzył wzrokiem swojego nowego gościa. Domino zajrzała do jego norki niepewnie posyłając mu przy tym łagodny uśmiech. Typowa Domino.
-Co cię tu sprowadza?- pomocnik medyka zadał pytanie omiatając stół z okruchów.
-Oh. Nic poważnego. Po prostu... szukałam ziółek, a nie jestem pewna jakie to. - zachichotała nieco zarumieniona, najwidoczniej zawstydzona swoją niewiedzą.
-Oh! A jakich to? - Delta nie wypominał jej tego. W końcu nie każdy w medycynie musi znać się na ziołach. Nawet jeśli to niezwykle przydatna umiejętność, niekoniecznie jest potrzebna położnej.
-Relaksacyjne!
-Ah. Nada się do tego może... lawenda... albo wywary z pokrzywy  albo...
-Ah. Nie zrozumieliśmy się Delto kochany. JA szukam ZIÓŁEK. - przerwała jego wypowiedź Domino. Delta zastanowił się o co może jej chodzić. W końcu próbował udzielić jej odpowiedzi. Zrezygnowany i zirytowany, tym razem swoją niewiedzą usiadł przy stole. Ogień trzaskał cichutko w kącie oświetlając norę bladym blaskiem. Wadera usiadła naprzeciwko.
-Dalej nie pojmujesz? - niedowierzała kręcąc głową, kiedy Delta posyłał jej jedynie zdezorientowane spojrzenia. Wtedy też jego łaciata koleżanka nachyliła się do niego szepcząc słowa: Narkotyki, Przyjacielu i basiora olśniło. No tak. Ale z kolei tak dawno nie słyszał tego specjalnego hasła, że kompletnie się zagubił.
-No tak. - zdzielił się delikatnie własną łapą. W oczach Domino widział dozę ulgi i niecierpliwości.
-Masz coś na oku?- spytał nalewając sobie herbatki do glinianego kubeczka.
-No właśnie potrzebuję porady. Wiem, że nie masz tego za dużo bo dopiero zaczynasz swoją przygodę z tym wszystkim, ale.. potrzebuję relaksu i ucieczki od rzeczywistości. Trochę mi samotno w tym świecie i ... chyba czas wypróbować te mniej legalne zabawy czyż nie?
-Tak, tak. Chociaż co to tego zaczynania to bym się nie zgodził, bo może ci się wydawać. Nie mam co prawda za wielu klientów, jednak trochę już w tym siedzę. - pomachał jej palcem przed nosem. - Relaks i zabawa. Poleciłbym LSD. Halucynacje, ekstazy, podobno wilk czuje się jakby ciągle dochodził z tej przyjemności.
-Podobno? To ty nigdy nie... no wiesz? Nie ćpałeś? Przecież masz do tego taki dostęp!- spytała zaskoczona wadera.
-Oi. Niewinna Domino. Narkotyki bywają złudne i uzależniające, a ja dilując nimi nie mam ani czasu ani środków na ćpanie. Więc nie zamierzam ćpać, raczej nigdy. Ale tobie nikt nie zabrania próbować.
-No tak... Ale... słyszałam że LSD ma dużą śmiertelność!- uskrzydlony wilk zastukał pazurami w drewno stołu. - Wolę nie ryzykować życiem!
-Ah. Coś bezpieczniejszego... Hymm. Haszysz? Nie. Nie wyglądasz na taką, która byłby zdolna do takich wyskoków. Za mocno dla ciebie. Hymm. Może zrobimy tak. Dam ci po małej daweczce wszystkiego, a ty przymierzysz sobie, co będzie ci pasować. Wtedy nie ryzykujesz uzależnieniem ani życiem. Tylko nie mieszaj ich! TO ważne! - powiedział przygotowując wyprawkę dla Domisi.
-Proszę bardzo. Odrobina LSD. Haszyszu. Marihuany, którą się pali jako jedyną! Heroiny i może ci się spodoba: klej. To jest właściwie najdroższe, bo trzeba to kraść z ludzkich sklepów i domów, ale no. Dzisiaj to na mnie i następna jedna dawka też, jakbyś chciała się upewnić czy o to ci chodzi. Miłego dnia Domino.- powiedział jej znikając w innym pomieszczeniu aby pochować w bezpieczne miejsce zapasy. W tym czasie wadera ulotniła się wraz z pakunkami.
Delta na odzew nie musiał długo czekać. Tydzień po ostatnich odwiedzinach, w środku nocy wpadła do jego norki Domino.
-Wybacz, że tak późno, ale Kara i Szkło się kręcili niedaleko ciągle i ciągle, w kółko! - narzekała kiedy oddawała mu puste opakowania. Delta przy tym ziewał i przecierał oczy, gdyż znajoma wybudziła go z przyjemnego snu.
-Oh. No tak, tak. A teraz.... - ziewnął raz kolejny-  Opowiadaj. Na co się zdecydowałaś?
-Oh. To może po kolei! LSD jest... dziwne! Nie podoba mi się ta cała halucynacja! Widziałam rzeczy jakich nie powinnam i mało nie wepchałam się po niej Admirałowi do łóżka. Zaskakujące jednak jak chętny do tego był. Na szczęście przestraszył mnie wąż. Oczywiście później dowiedziałam się, że tam żadnego węża nie było, ale Ciri patrzyła na mnie jak na dziwkę. No ale cóż, bywa! Potem spróbowałam Haszyszu. Nigdy więcej! Mało z klifu po nim nie spadłam, a z nóg mnie zwalił jak tylko się zaciągłam. Marihuana niby dobra, ale to roślina, no nie? Będzie ciężko o nią na zimę! Nie chcę czegoś takiego! Zbytnia zależność od pogody! - narzekała mu nad uchem. - Ale za to heroina. Mymm... cudo nad cudy. Rozłożyła mnie na łopatki, było mi taaak dobrze. I nie było przy tym halucynacji. O dziwo libido znowu mi skoczyło, ale cóż! Bywa! Tym razem nie pchałam się nikomu do łóżka przynajmniej! A klej. Zaskakująco ... dobry. Jak na coś zrobionego przez człowieka, jest.. dobry. Co prawda ma dziwne efekty uboczne i ból głowy, ale... jest to całkiem relaksujące. Podoba mi się ten zapach wiesz! - mówiła i mówiła, a Delta słuchał z wielką przyjemnością. W końcu jeden klient więcej to więcej zarobków i wpływów, a basiorowi marzyło się siedzieć ponad wszystkimi, jak Agrest nad nimi.
-Oh. Więc... pozostaje kwestia ceny. CO wolisz?
-No wiesz... oba? Może klej rzadziej bo nabawię się migren, ale od czasu do czasu mi nie zaszkodzi! - Domino zamachała ogonem mówiąc to. Oj słodka nieświadomości. Delta z szerokim uśmiechem podał jej tym razem odpowiednie dawki do wzięcia. Domi spojrzała na niego niepewna co ma zrobić, w końcu nie zapłaciła.
-Wspominałem, że 1 porcja na mnie! - przesunął pakunki w jej kierunku, a to rozjaśniło jej pysk.
-Dziękuję! Bardzo miło robi się z tobą interesy!

Czas płynął i nadeszło lato, kiedy na Deltę spadły obowiązki po Yirze, a w niedalekiej przyszłości po Florze.

-Nie martw się Domi. To nic wielkiego! - zapewnił ją Delta. Oboje mieli się dobrze, nawet lepiej, chociaż młodszego niepokoiło, że wadera jest tak odporna na uzależnienia. Z łatwością bowiem przerywała zażywanie narkotyków nawet na kilka tygodni. Oznaczało to jedynie, że ma niezwykle silną wyporność na owe substancje, a to irytowało wilka niezykle. Jednak ileby nie prychał i wzdychał nic nie mógł na to poradzić. Jego jedyną możliwością było uśmiechać się i grać jak zawsze, utrzymując pozycję niewinnego pod wieloma względami, chociaż Domino pewnie nie do końca postrzegała to już jako zachętę. W końcu sprzedawał jej narkotyki co oznaczało jednocześnie, że nie był taki łagodny jak mogło się wydawać. Jednak demony, które siedziały w nim głębiej były jeszcze niedostępne dla oczu ciapatej wadery. A Delta dzień w dzień rozkopywał je w sobie coraz mocniej, dążąc nieustannie do jednego celu: Przyglądać się jak Domino spada w głębiny wykopanego przez nią samą dołka, nawet jeśli miałby jej w tym pomóc!
-Jak mam być spokojna! Yir gdzieś poszedł, zostawił nas tak po prostu. Znaczy. Ja wiem, rozumiem… ich miłość i te sprawy, ale… eh. Ale z dnia na dzień! Ugh. DO tego Flora, zachowuje się… inaczej. Niepokoi mnie to. Sprzedajesz ty jej coś?- spytała położna kręcąc się niespokojnie i dreptając w kółko.
-Po pierwsze wiesz doskonale, że nie ma szans abym ci powiedział komu i co sprzedaję, a po drugie sam też się niepokoję!- przyznał, jakby sugerując towarzyszce, że jednak nie ma nic wspólnego z pogarszającym się stanem ich medyczki. Domino westchnęła ciężko jakby łapiąc tą aluzję i łykając z łatwością wymyślone kłamstwo z tych nieszczerych, granatowych ust.
-No… no niby tak. Ja wiem, że będzie dobrze, ale… mam jakieś takie ciężkie uczucie na sercu!- mruknęła.
-Relaks?- Delta uniósł wzrok znad miseczek porozkładanych wokoło.
-W sensie?- Domino wyglądała na zdezorientowaną. – A!- olśniło ją kiedy pomocnik medyka uniósł oczy unosząc przy tym brwi. – Nie! Nie wypada w godzinach pracy!
-Skoro tak uważasz. Chociaż jaka to praca?- wilk spojrzał na cichą salę. Wilki leżały i plotkowały szeptem, a inne spały pochłonięte przez gorączkę lub inne problemy.- Zwłaszcza dla ciebie skarbie! Tak dawno nie było tutaj wadery w ciąży.- mały basior pokręcił głową nieco zrezygnowany, jakby wykazując zmartwienie brakiem reprodukcji w watasze. W rzeczywistości otrzepywał z siebie chęci wydani z siebie dźwięków frustracji. Ile można się uzależniać od jego woli i produktów do jasnej cholery?! Odetchnął przy tym spokojnie, powracając na swoje tory i ponownie zaczynając mieszać w miseczkach nowe leki.
-No niby tak! Ale co jeśli nagle Agrest stwierdzi, e „ A zrobię sobie obchód!” – Domino podparła łapy na biodrach wypinając pierś i pogłębiając głos. Jej parodia alfy nieco rozbawiła mniejszego, aż zachichotał.
-Ten szarak? Nie sądzę, zwłaszcza nie teraz. – Delta pokręcił głową ponownie. Zbyt dobrze wiedział co się tam w tej nieszczęsnej alfie jaskini dzieje.
-A co jest teraz? – wadera usiadła na chwilę zaciekawiona.
-To… nieistotne. A właściwie poufne. Jednego możesz być pewna. Nikt stamtąd dzisiaj nie wyjdzie!- mruknął marszcząc nos.
-Rozumiem… poufne. No dobrze. Ale…. Dobra. Daj tego zapasku trochę. Ale… wyłącznie odrobinkę. Będę musiała ci potem za to oddać!- pomachała swoją łapką.
-Nie! Dzisiaj ja stawiam! – uśmiechnął się szeroko. Widział wątpliwość w oczach wadery jednak przytaknęła mu. Przyglądała się jak powoli w ich kierunku leciały małe paczuszki. Młodszy z nich ujął je w łapy i przeglądał odsyłając swoją mocą niepotrzebne na ich miejsce.
-Proszę bardzo. – Rozsypał na stole pasek białego proszku.
-Trochę dużo. – Domino zawahała się zerkając na ten obrazek. – Nie przedawkuję?
-Huku! Domi. To jest średnia dawka. – Delta spojrzał na nią z niedowierzaniem. Czy ona brała jeszcze mniej? – Ba! Podchodzi pod małą! – to też tłumaczyło dlaczego tak powoli idzie mu proces uzależniania wadery.
-T…tak?- spytała zaskoczona.
-Tak. Ah… mój błąd. Jak się do mnie zgłosiłaś dopiero zaczynałem i nic ci nie pokazałem! Teraz już pomagam przy pierwszych razach. Biedna, musiałaś nauczyć się wszystkiego sama! Pozwól więc teraz, że skoryguję moje błędy i twoją niewiedzę. Pewnie do tej pory też nie doznałaś tej przyjemności sądząc po twoim zdziwieniu o dawkę. Hah. Siadaj obok mnie. Śmiało. – poklepał miejsce obok. Uśmiechnął się zachęcająco, gdyż odkrywszy problem wiedział jak procować z nim aby go zażegnać. Jego humor poprawił się kiedy przyglądał się jak samica przyjmuje narkotyk, a kły szczerzyły się coraz szerzej kiedy odlatywała tuż obok niego z radosnym śmiechem. Jej źrenice zwężyły się pozostając maleńkimi kropkami, a ona sama rozłożyła się na wilku jak na poduszce bredząc coś o przyjemności i Delta czuł, że taki rodzaj zabawy wciągnie ją na dobre.

Jesień minęła wszystkim spokojnie, a z zimą przybyło Delcie nowych obowiązków. Jednak czas płynął sobie spokojnie dalej…
Aż nie postawiono krzyża przy dwóch imionach…

-Delciak…– Domino mruknęła leżąc obok, dosłownie na wyciągnięcie jego łapy. Młody medyk skutecznie zamknął jej ciapate ciałko w silnym uzależnieniu, chociaż i tak miewała się znaczeni lepiej od innych.
-Słucham cię uważnie. – właśnie kręcił leki, jak zawsze. W końcu miał tyle roboty! Ha! Dobre sobie. Zaczynało się powoli ocieplać na lato i życie wokoło najzwyczajniej w  świecie rosło zdrowo. Nie było co robić, więc Delta łapał się za cokolwiek było w okolicy. Zwłaszcza, że Szklanka stała się najprawdziwszym pomocnikiem, już nie uczniakiem.
- Chyba się zakochałam, wiesz? – przyznała patrząc w bezruchu w ścianę.
-Oh! To chyba dobrze! – medyk przytaknął dorzucając jeszcze co rusz inne zioło do całej tej mikstury.
-No właśnie. On też mnie kocha, ale… ciesz się oczywiście! Ale… no właśnie. To ale! Czy nie złamie mi serca? Czy nie zostawi mnie dla innej?
-Oj. Domiś, kochana. Jesteś najidealniejsza jako ty i właśnie to mu pokaż. Zaprezentuj mu swoje wady i uzależnienia i znoś to samo z uniesioną głową, a będziecie najlepszą parą w watasze! A właśnie! Kto jest tym farciarzem?  - pocieszył ją. Już dawno zaprzestał pogłębiać jej uzależnienie, wbrew sobie. Właściwie miał z nią najlepsze relacje spośród wszystkich swoich klientów i właściwie znajomych. Jako jedyna nie wnikała w jego działania i ufała mu, co było absurdalnie niebezpieczne i nierozsądne, wspierał go w ciężkich chwilach i powierzała swoje sekrety. Może to i był częściowo jej błąd, ale Delta też miał swoje uczucia i przywiązał się do stanu rzeczy tak jak były. Co znaczyło tyle, że nie chciał już aby Domino wpadła w dołek, przynajmniej na razie. Miał w końcu kogoś na kim mógł polegać i nieco się wyładować i ponarzekać. Przeprowadzić normalną rozmowę. A przecież każdy potrzebuje tego od czasu do czasu, czyż nie?
-Theo. – mruknęła pod nosem.
-Oh. No jest między wami niewielka różnica wieku. – zaśmiał się siadając Se przy niej i porzucając pracę. Ich futra otarły się delikatnie. – Ale to nie ma znaczenia. Będziecie piękną parą. Zaufaj mi!
-Naprawdę tak sądzisz? – podniosłą na niego swoje oczka.
-Tak. Tak na pewno na 100%. – położył swoją łapę po przyjacielsku na jej czole naciskając delikatnie. Domino tylko parsknęła cicho i zabrała swoją własność spod ucisku.
-Dzięki Delta. Czasem się jednak do czegoś przydajesz.- przygryzła mu powodując jedynie, że przewrócił oczyma i wstał szczerząc się.
-W każdym razie. Bierz go mała, w końcu młodsza już nie będziesz.- mruknął mało nie obrywając lecącym kamyczkiem.
-Debil. – prychnęła samej wstając. – Dam znać jak mi poszło! Do potem! – i zniknęła w drzwiach. Delta westchnął sobie ciężko zaraz potem markotniejąc. Niby wszystko było piękne, ale ostatnimi czasy czuł się pogrążony w jakimś przedziwnym stanie narastającego żalu. Jak parzył na swoje życie, w przód i tył i to jak przez nie przeszedł, miał wrażenie że teraz, kiedy zdawało mu się że ułożył wszystko poprawnie. Że starannie dopasowane kawałki trzymały się na relacjach i słowach, coś powoli zaczynało pękać. Jakby ten jeden fragment wepchany na siłę między inne próbował wypaść, a to on trzymałby wszystko w kupie. Otrzepał się wzbijając te myśli w powietrze. W końcu ważne było tu i teraz, a nawiedzająca go przeszłość nie miała znaczenia. Nic już nie zmieni. Pozbył się Flory, ma w garści Agresta, wsparcie w Domino i tylko nieświeżą pamięć po Karze i jej córce. Spełnił swoje marzenia o władzy, medycynie i … i o czym właściwie? I co dalej?

Życie sobie poczynało wesoło…

-Przyj! – Domino powiodła swoimi sprawnymi łapkami w kierunku Espoir, która zmarnowana rozgryzała sobie wargę. Jedna chwila, druga napięcia i oczekiwania. Delta widział jak Szkło chwieje się na łapach, cały blady i oblany zimnym potem.
-Jeszcze raz!- polecenie nakrapianej wadery odbiło się echem w jaskini. Wszyscy po kolei tzymali kciuki czy cokolwiek trzymają wilki za powodzenie tego porodu, gdyż tak wiele powikłań jakie pojawiło się pod jego koniec mogło zabić i dzieci i matkę. Jednak pierwsze szczenięce piszczenie i podane w medyczne łapki maleństwo, białe jak śnieg i niespokojnie węszące wokoło napawało nadzieją. Delta z radością przepłukał malucha i szybko przepadał zanim otrzymał kolejnego w łapy.
-Dziewczynka. – oddał kwilące maleństwo śledczemu.
-Chłopiec. Masz tam coś jeszcze Domi?
-Jeszcze jedno!- zakomunikowała i po chwili ostatni potomek świeżej pary był na świecie.
-Chłopiec!- Delta przebadał szarego basiorka jeszcze szybko. Gdyż widział niecierpliwość na pyskach rodziców. To zawsze był stres i niepokój, na szczęście wszystko poszło gładko i nie zapowiadało się nic strasznego.
-Trzy śliczne szczenięta. Jejku. – zachwyciła się skrzydlata położna patrząc na te małe kuleczki futra szukające od razu drogi do sutków matki. Delta widział jak w oczach Domino błysnęło znane mu uczucie. Aż za dobrze znane. Ułożył łapę na jej barku.
-Prawda. Na pewno niedługo sama będziesz miała ich małą grupkę. – zapewnił ją pocierając miejsce pod palcami. Wtedy też jego łapę zastąpiła znacznie większa. Theodore usadowił się obok swojej wybranki, a Delta grzecznie i posłusznie zabrał swoją kończynę. W końcu nie chciał stanowić zagrożenia dla związku jedynej osoby, która była mu bliska.
-No dobrze. A teraz wszyscy sio. – zakomunikował w końcu zbiegowisku. – Zostaje tylko ojciec, bo Espoir nasza Kochana musi odpocząć- zaklaskał w łapy i zamachał nimi szubko w kierunku wyjścia. Małe zbiegowisko wilków rozeszło się z narzekaniem jednak Delta tego nie słuchał. Pożegnał się jeszcze z Domino i wrócił do badań, gdyż zdawało mu się iż z białą, świeżo upieczoną matką może być jednak coś nie tak. I och, jego serce nigdy się nie myliło…

Tamtego dnia umarły dwie osoby…

-Przykro mi Szkło. Znowu. – Delta spuścił głowę.
-Nie szkodzi Delta. Robiłeś wszystko co mogłeś. – głośne westchnięcie uciekło z pyska pokrzywdzonego basiora. Martwa białą kupka futra leżała przed nimi w bezruchu. Obok przygotowana już była szmatka do nakrycia nieszczęśnicy. – Dziękuję za wszystko. – szepnął jeszcze widząc jak medyk wstaje.
-To moja praca Szkło. Nie masz za co dziękować. – pochylił się w kierunku materiału i ujął go w zęby zarzucając w milczeniu na ciało.
Pogrzeb nadszedł chwilę potem, gdyż wszystko było gotowe. Delta minął leżącego w progu z małymi szczeniakami Anubisa, wilka który pomimo tylu miesięcy w watasze, a nawet lat, nie wychylał się za mocno. Nikt do końca go nie znał poza jego drogą Szklanką, jednak z pewnością miał rękę do tych darmozjadów, które już zaczynały broić.
Kiedy ziemia pochłonęła ciało tylko on i Szkło siedzieli przy nim dłużej. Delta wyłącznie ze współczucia do szarego basiora. Nie miał aż tak ciemnego serca aby go tak po prostu porzucić, jednak kiedy niebo zaczęło popadać razem z nimi w żałobę i obojgu do reszty przemokły karki, mniejszy wstał.
-Chodźmy już. Chorując niczego nie zmienimy. – szepnął odchodząc kawałek. Szkło zdawał się wahać gdyż deszcz maskował jego łzy, jednak z zaciśniętym gardłem poszedł za medykiem. Przy jaskini medycznej rozeszli się w swoje strony, Delta do wnętrza, które biło miłym ciepłem, a śledczy w dalszą drogę do domu, zabierając jeszcze przed tym swoje maluchy. Dwukolorowe oczy zaglądały jeszcze chwilę za oddalającą się rodziną błyszcząc się w swoim niezwykłym stylu i przebijając nawet przez deszcz.
-Delta…- z wnętrza zawołał go znajomy głos. Kiedy odwrócił głowę napotkał wzrok Nymerii.
-Oh. TO już dzisiaj? Wybacz, zatrzymali mnie znajomi jak widziałaś. – minął ją obdarzając beznamiętnym spojrzeniem. TO była wadera pełna przeczności i nie wzbudzała w nim żadnego przyjemnego uczucia. Zaprawdę była mu zupełnie obojętna. Zaćpa się na śmierć czy nie? Nie obchodziło go to!
-To co dzisiaj bierzesz? – zapytał skrywając się za swoim rogiem.
-Mam ochotę na trochę radości.- mruknęła a medyk rzucił jej zapakowane porządnie tabletki. Dokładnie 3.
-To teraz…. – zanim skończył worek z delikatnie zużytego materiału uderzył o kamienną posadzkę, jeśli dało się to tak określić.
-DO twarzy ci w smutku. – i wyszła, a basior jedynie prychnął. Dlatego też jej zniecierpiał. Bywała zwyczajnie bezczelna i gdyby mógł otrułby ją. Ale płaciła i była grzeczna, więc nie miał się o co rzucać tak do końca.
-D…delta? – zajrzałą na niego Domino. Nie spodziewał się jej teraz, tutaj. Jednak wiedział, że ta nie będzie wnikać. Odrzucił woreczek z zapłatą za siebie.
-Słucham cię!- jego pysk rozjaśnił uśmiech.
-Oh. Nymeria… a nie ważne. Nie po to tu przyszłam. Ja… wiem że jesteś już „po godzinach”- wykonała gest „” po czym westchnęła. W teorii wilk nigdy nie był po pracy, ale aktualnie nie robił nic produktywnego, gdyż Szklanka kazała mu odetchnąć po ciężkim dniu.
- Dla ciebie wszystko. Mów czego ci potrzeba. – ukłonił się teatralnie na co ta wydałą z siebie zduszony śmiech. Młody basior widział, że jest zestresowana i takie żarty nieco rozluźniały panujące napięcie.
-Chciałam… przyszłam na badania. Theo namówił mnie w końcu żebym się odważyła poznać prawdę. – wyrzuciła z siebie po chwili ciszy.
-Co masz na myśli? – Delta był nieco zdezorientowany.
-Chcę żebyś zbadał Mie na płodność! Staram się o maleństwo już prawie wieczność… i… to frustrujące. – westchnęła.
-Ah. Jesteś pewna?- granatowy basior czuł jak jego serce kurczy się w piersi, gdyż przeczuwał jedynie gorzką prawdę jaką będzie musiał podać Domino na tacy, która z pewnością nie będzie srebrna.
-Tak. Jestem na to gotowa!

Nie była na to gotowa. Zapłakane oczy ,  w które z żalem patrzył Delta wodziły wszędzie tylko nie po medyku. Usta zaciśniete w wąską linię wypuszczały jedynie serię szlochów i powtarzanej w koło mantry „Dlaczego?”. Nie pomagały uściski i miłe słowa. Ani Delta ani Theo, którzy nie przepadali za sobą za mocno, nie wiedzieli co zrobić. Ba! Nawet łączyli siły w pocieszeniu załamanej samicy.
-To nie koniec świata Domi! – Delta wypalił podając jej chustkę do wysmarkania nosa.
-Właśnie. Zawsze możemy adoptować malucha! Tyle jest szczeniąt które potrzebują lepszego domu! – Theo poparł go całą swoją egzystencją. Cokolwiek tylko było w stanie przerwać tą serię lamentu.
-TO nie To sAaamooOoOo- załkała niewyraźnie. Oba basiory westchnęły ciężko.
-Może nie to samo, ale czy to nie lepsze niż nieposiadanie szczeniąt wcale?- jej chłopak pochwycił jej pyszczek w łapy. – Pomyśl. Może nie będzie z naszej krwi, ale nasze będzie całą swoją maleńką duszą. Dostanie wspaniałą matkę i ojca. Czyż nie? – i Delta niby widział jak Domino przytakuje, jednak kiedy uchyliła zapłakane ślepia wydały się być puste, bez ruchu. I Delta nie mylił się ponownie, nie ważne jak bardzo by tego chciał. I przeklinał się w myślach, patrząc jak wadera pije i ćpa aby zabić smutek. Upadała coraz niżej i wymykała się z rąk obojgu. I wielkiemu nakrapianemu basiorowi i temu małemu wilkowi, dla którego stała się kimś bliskim. W końcu Delta musiał przyznać przed samym sobą, że Domino umarła. Dla niego, dla siebie, dla świata, pozostając tylko resztką tego czym była, niemożliwą do wymazania z pamięci dziurą w sercu. A medyk dobrze wiedział, że jej bezpłodność była spowodowana jedną jedyną rzeczą, która teraz spoczywała na jego łapie, a którą rzucił wściekle o ścianę. Heroina upadła nienaruszona w swoim opakowaniu, białą, sucha i tak niewinnie wyglądająca.

Skrupulatnie ułożony świat powoli się sypał, ale… kiedy to się właściwie wszystko zaczęło?

Cofniemy się teraz do czasów tak dawnych, że pamiętałaby je jeszcze mała Ciri. Kiedy Delta pozostawał tylko nauczycielem, pasjonatą ziół i herbaty, ze szczerym uśmiechem i niewinnością tak szczerą, że bijącą po oczach.
A cała ta historia była winą nikogo innego jak…

-Agrest! – Mundus wydarł się do niego przez całą jaskinię. Szary wilk rzucił Delcie zażenowany uśmiech.
-Cicho tam ptaszyno! Mamy gościa! – mruknął. Sprawiał wrażenie miłego i uczynnego. Oh słodka iluzjo. Jak wtedy głupiutki Delta śmiał przeoczyć cię w tak oczywistym miejscu.
-Gościa? Oh!- zza rogu wyszedł przedziwny ptak o długiej szyi i szczudłowatych nogach. – Witajcie gościu!
-Moje uszanowanie. – zaśmiał się granatowy zestresowany wilczek.
-W każdym razie. Wracając do tematu. Kim powiadasz chciałbyś zostać?
-Medyczne pole macie zajęte czyż nie? – Delta mruknął cichutko i niepewnie.
-No tak. Mamy naszą medyczkę kochaną, Etain oraz jej dwóch pomocników. A więc nie ma tam już miejsca na nikogo innego.
-Hymmm… a nauczanie? – zarzucił luźno.
-A widzisz! Mamy pozycję nauczyciela medycyny, to jakieś powiązanie czyż nie? – szara sierść odsłoniła błyszczące białe kły, a złote oczy zabłyszczały przyjaźnie.
-Tak. Jeśli jest wolne to…
-Jest wolne i twoje! Witaj wśród nas Delto!- Agrest rozłożył ręce, a mały , głupiutki Delta wyszczerzył się w radości.

A potem historia popędziła swoimi śladami. Delta natknął się a pewnego rudego nauczyciela łowiectwa i nawiązał z nim nić porozumienia. Dogadywali się dobrze. W tym samym czasie znalazł swoją norę, urządził ją i uporządkował. A potem napatoczyła się Ciri, wchłaniająca każde słowo jego wiedzy. Zadomowił się. I pewnego razu zbierając zioła, na lekcję, gdyż stanowisko zielarza było zajęte przez niejaką Konwalię, więc mógł robić to wyłącznie jako hobby, nie będąc „godnym zaufania” do przynoszenia dodatkowych ziół do jaskini medycznej, natknął się na pewien nietypowy zapach. Drapiąca w gardło woń przyciągnęła go blisko granic z Jabłoniowymi ziemiami. Stawiając łapy poza nią poczuł przypływ niepewności, jednak nerwowo przełykając ślinę ruszył w poszukiwaniu źródła mącącego w nosie zapachu. Znalazł go zaskakująco szybko. Dwa wilki siedziały śmiejąc się głośno oparte o starą jak świat kłodę, która wyglądała jakby miała zaraz zapaść się pod ich ciężarem. W łapach trzymali dwa starannie zakręcone zwinięta, podpalone i powoli uciekające dymem do góry. Raz po raz zaciągali się nimi i wybuchali rozmową i chichotem. A jakie bzdury opowiadali. Delta spokojnie podszedł bliżej i zaglądając na nich spojrzał w ich oczy. Ich źrenice rozszerzone do granic możliwości wbiły się w tego jego. Przekrwione białka wyschły gdyż brakowało im nawilżenia, jakby dwa wilki kompletnie zapomniały, że należy mrugać.
-Witam, witam. Kogo my tu maaamy. – Jeden z nich wstał zataczając się niczym po alkoholu. - Pięknąłł damę? – nieznajomy zbliżył się na kilka kroków. Delta zmarszczy jedynie nos gdyż smród dziwnego papierosa i odór samego wilka drażniły jego drogi oddechowe.
-Żałosne. – skomentował widząc jak ten wywala się tuż przed nim. Może wyglądał na takiego, który zająłby się każdym, jednak spoglądając na taki obrazek jak ten odzywały się w nim jego demony. Śmiejące się w duszy i radujące z czyjegoś nieszczęścia, z radością patrzące jak męczą się i staczają pochłonięci tym dziwnym stanem. Krzywy uśmiech wkradł się na pysk niewinnej kulki futra.
-Doprawdy żałosne. – odwrócił się i odszedł. Nie oglądał się za siebie choć nie był pewien czy tym samym nie skazał dwóch żyć na śmierć. Nawet jeśli, teraz go to nie obchodziło. Czas było wrócić do domu.
-Czyż nie? – zatrzymał go niski i chrapliwy głos zza pleców. Jego oczy zabłyszczały w zapadającym mroku kiedy odwrócił się aby zmierzyć spojrzeniem obcego basiora. Jego pysk zdobiła szrama na oku, a furto zdawało się nie widzieć wody od wielu lat. Zęby przeżółkły, a mięśnie dobrze zbudowane wskazywały na to, że z pewnością był silny. Chociaż być silniejszym od tej kulki sierści jaką był Delciak nie było ciężko. Jednak kiedy tylko ich oczy się spotkały atmosfera zgęstniała. Sierść obojga nastroszyła się.
-Kim jesteś? – Delta szeptał jednak jego głos jakby niesiony posłusznym wiatrem był doskonale słyszalny. Nie był bezbronny. Nigdy.
-O to samo mógłbym spytać ciebie. – jego teoretyczny przeciwnik nawet nie drgnął, chociaż zawahanie w jego oczach nie umknęło uwadze mniejszego.
-Mam na imię Delta. Czego chcesz? – przedstawił się pobieżnie.
-Oh. Bardzo Srebrzyste imię. – nie do końca wiedzieli oboje czy miał być to komplement czy obelga. – Me imię jest Doom. – szyderczo prześmiewczy uśmiech wkradł się na pysk silniejszego wilka.
-I co w związku z tym? Mam ci wytknąć, że co? Śmierdzisz? Spadłeś z jabłoni? – Delta skrzywił się. Po części już rozumiał dlaczego niektórzy nie cierpią tutejszych mieszkańców.
-AH. Spokojnie. Spokojnie. Widzę, że twoje futro jest całkiem mylące. Nie wyglądasz na takiego, który by tak pyszczył. – tamten przysiadł sobie, jednak nauczony pogonią za przeszłością Delta nie przestał być uważny.
-DO czego zmierzasz? BO widocznie to robisz i niepotrzebnie przedłużasz! – warknął. Potrafił być i miły i niemiły, ale co to miało do rzeczy?
-Ah. Byłbyś idealny. Jeszcze powiedz mi, że zapach ziół mnie nie zmylił i miłujesz się w tym?- zagadnął nie przejąwszy się zgryźliwą uwagą młodszego.
-Tak, tak. Czego chcesz? – ponaglił go stając przodem i cofając się powoli. Krok po kroku, tiptopkami.
-Szukam kogoś kto… przeniósłby mój biznes poza granice tej watahy, gdyż nie przynosi ona zbytnich… zarobków. Przynajmniej nie z takimi debilami jakich widziałeś. Żałosne kupki mięśni, głupie i nierozsądne. Skazane na śmierć. Wracając. Wydajesz się być do tego idealny! Drobny, widocznie słaby fizycznie i taki… mizerny. A jednak śmiejesz się z czyjegoś nieszczęścia. Nie chciałbyś karmić tych demonów? – zaczął krążyć wokół Delty niczym sęp nad truchłem. Delta za to obserwował go ruchami głowy. – Mój biznes tutaj… jest. Wegetuje, nie przynosi zysku! A tam. Na Chabrowych terenach nikt nie chce zbliżać się do wilków z Watahy Jabłoni! Gadaliby tylko z tymi Nadziejami całymi. Snoby snobów warte. A przecież ich alfa prawie jak swój dla nas. Ale to nie ważne, nie ważne. Ważne czy chciałbyś dowiedzieć się coś więcej? Nakarmić tego potwora który siedzi w tobie i naśmiewa się ze słabych psychicznie. Udowadnia ci że jesteś od nich silniejszy…- stanął blisko małego ciałka, które zawahało się przed ucieczką. Delta stał tam jak pieniek myśląc. Coraz ciężej było mu ukrywać jak wredny potrafi być, a ciągłe trzymanie uśmiechu na ustach bywało męczące. Zerknął jeszcze raz na owego Dooma.
-Co oferujesz? – spytał. – I na czym to polega?
-Ah! A więc zgadzasz się!? – jego pysk się rozjaśnił.
-Tego nie powiedziałem. – młodszy minął go pomiatając swoim ogonem.
-No tak. To więc… oferta prezentuje się tak, że będziemy dostarczali ci narkotyki. TO takie…. Środki..
-Wiem do to jest. Niejestem aż takim debilem. Nie znam ich wszystkich co prawda, ale znam… parę.- wtrącił się młody basior w jego słowa.
-Zażywałeś?
-Nie. Na szczęście nie. Paskudztwo robi z umysłu papkę.
-No tak. W każdym razie. Będziesz polował na chętnych do zażywania. Pobierał opłaty i dawał nam 80%
-Dobre sobie… 80? I co … za resztę kupię sobie plastikowy pierścionek? – Delta skrzywił się. Sam nie wiedział dlaczego to powiedział, jednak coś mówiło mu, że robi dobrze.
-EH… Dobra…. 50 na 50. Po pół.
-40 dla was…- Delta wyszczerzył się.
-I porady jak dbać o pewne zioło… - Doom wystawił łapę przed siebie.
-Stoi. Jednak… jedna zasada…- Delta zmrużył oczy podając mu swoją maleńką łapkę. – Pozwalasz mi działać po swojemu.
Ich ślepia zeszły się, te obrzydliwe szare oczy i dwukolorowe świecące mętnym błyskiem tęczówki. Ich łapy połączyły się w ciasnym uścisku.
-Stoi. Delto…

Kto by pomyślał, że taki słodki i niewinny wilk mógł podjąć się czegoś takiego, czyż nie? No właśnie nikt. Dlatego ten plan był taki doskonały, a snujące się w myślach Delty kolejne kroki oscylowały na granicy szaleństwa i normalności.

-Wiem co robię Doom. Zaufaj mi! – Delta machnął łapą na pachołków starego basiora, którzy uczyli się od niego dbania o marihuanę.
-Oj Delto. TO nie tak, że ci nie ufam. Po prostu martwię się, że… coś ci się stanie. Mimo wszystko to ludzkie siedlisko. – Delta przewrócił oczyma.
-Wiem. Poradzę sobie. Tak jak poradziłem sobie z Mundusem. Zamilkł? Zamilkł więc ty też zamknij mordę!
-EY!- jeden z pachołków wstał pobudzony. – Uważaj na język jak mówisz do swojego mistrza kundlu.
-Dobra. Zamknij się Knot. Wracaj do roboty. – Doom zbył jego komentarz, więc Delta uczynił to samo.
-Twój plan jest pełen dziur maluchu. Jesteś świetnym dilerem. Masz już 2 klientów, którzy grzecznie płacą. Po co ryzykować?
-Oh mój drogi. Bez ryzyka nie ma zabawy. Poradzę sobie. Jeszcze będziesz mi dziękował za moją odwagę! – pomachał mu palcem prze pomarszczonym pyskiem i wstał. Czas był na niego. Z pełą torbą dostawy ruszył do „domu”.
-Nie daj się zabić Delta! – krzyknął jeszcze za nim Doom, a ten tylko zamiótł mu na pożegnanie ogonem. Nie miał zamiaru dać się zajebać, nie ludziom.

Jego misja poszła zgodnie z planem, a podobno miała tyle dziur! Ha! Dobre sobie. Wracał właśnie z wyprawy z wielkiego miasta. U jego boku wisiały dwie obładowane po brzegi torby. Szedł powoli i spokojnie, zadowolony z siebie. Miał wielkie szczęście, że posiadał moce telekinezy i czytania w myślach. Bez tego mogłoby być raczej marnie jednak nie było. Teraz jego zdobyczne delikatnie szeleściły i klekotały w torbach podnosząc ego młodego basiora. Jego myśli rzucały się na wszystkie strony świata, a on sam podziwiał siebie coraz mocniej. Wszedł do swojej nory i zaciągnął się zapachem chłodnej ziemi.
-Witaj w domu, Delta. – szepnął sam do siebie skrywając torby w małej skrytce wraz z resztą narkotyków. Chcecie wiedzieć co takiego targał taki kawał drogi ten mały wilk? A otóż leki. Ludzkie leki, uspokajające. Podobno jedno z lepszych i łatwiejszych do złapania uzależnień wśród dwunożnych. I Delta planował przetestować w jaki sposób działają one na wilki. Jeśli dobrze, oznaczało to początek jego władzy nad tym ich małym narkotykowym światkiem. Usiadł sobie przy stole myśląc chwilę. Przed nim widniała kartka papieru, skradziona w tajemnicy przy dostawach do jaskini alfy. Miało się te swoje umiejętności. Jednak skupmy się na zawartości kartki. Niedbałym, niewyraźnym pismem Delta wypisał na nim imiona i pewne cechy aby ułożyć sobie dalszy plan działania. Niechlujne literki głosiły bowiem : Agrest – może być ciężko, uparty stary dziad, Paki – trzeba uważać na Yira, Flora- za spokojna, ale łatwa, Kali – łatwa zdobycz jednak może być ciężko ze Szkłem, Kara/Ciri – szkłooo… szlak go trafi.
Delta skrzywił się widząc swoje zapiski. Największą przeszkodą bowiem byli właśnie śledczy. Jakby tylko coś wyniuchali cały mizerny plan poszedłby się jebać! Jednak wybór ofiary także był ważny. Upolowanie Kary czy ledwo dorastającej, jeszcze szczenięcej Ciri dałobym łatwe pole do eksperymentów, jednak ryzykowało się zabawą pod nosem Szkła, a to brat Agresta. Poruszenie reakcji łańcuchowej było zbyt proste. Ten plan wymagał trochę innego podejścia.
-Delta!- o wilku mowa. Niewyrośnięta, ciapata Ciri wpadła przez wejście do jego norki. Ten z szerokim uśmiechem odłożył kartkę na bok i sięgnął po dwa kubeczki, gdyż na zewnątrz było zimno i padał śnieg.
-CO cię tu sprowadza Ciri?- zagadnął zaparzając im wywaru z liści różnych ziół.
-Odwiedziny. – szczenię przysiadło się do stołu.
-Niech zgadnę. Nauka? – zaśmiał się podając jej kubek.
-Nooo… Tak! – zaśmiała się również.

Delta odetchnął kiedy posłał młodą do swojego domu. Jej niewinność i uroczość sugerowała, że plan Delty mógł okazać się niepowodzeniem, spalić na starcie, a to spotkanie tylko go w ty utwierdziło. Kara tym samym wysypywała się razem z córeczką. Warknął cicho. Kali? Szkło. Szkło ten szkło nieszczęsny. Stał mu za bardzo na drodze. Jednak jeszcze pochłaniała go bezwładność i nic nie mógł z nim zrobić. Jego zniknięcie lub śmierć wzbudziłaby za wiele podejrzeń. Za wiele. Kręcąc się po norze z tą kartką lewitującą przed pyskiem nadal się zastanawiał. Miał już gotowe środki! Ofiara! Tylko wybrać! W czym problem!? A otóż był. Zirytowany w końcu wybrał najmniejsze zło. Biorąc jeden kartonik niewinnych tabletek spakował na wynos także cierpliwość i udał się w kierunku jaskini pewnego wilka.

Wchodząc do środka zastał Agresta samego. Zero zapachu piór.
-Witaj Delto! Co cię sprowadza?- próbował być miły jednak nie uniósł głowy znad papierów.
-Odwiedziny. Nie ma Mundusa?- upewnił się niewinnym tonem rozglądając ponownie.
-Jak do niego to musisz iść do jaskini wojskowej. – odetchnął szarak.
-Nie nie. Ja do ciebie przyjacielu. Padnięty? Zestresowany? – przysiadł się bliżej. Ta po prostu zagadując. W końcu co w tym złego.
-Tak. Jabłonki robią nam problemy z kartkami. Etain narzeka na starości swoje kości, Mundus na brak środków na wojsko i jego kiepski stan! A ty? Przyszedłeś na coś ponarzekać?
-Nie przyjacielu. Dzisiaj nie będę narzekał bo nie ma na co. Ale… wiesz… skoro chodzisz taki zestresowany i… pomyślałem od razu o tobie jak to dostałem… i … no wiesz. – mieszał się w słowach. Im bardziej głupiutko i niewinnie brzmiał tym lepiej. Na jego korzyść. Widział jak uszy alfy unoszą się delikatnie.  – Ah. Może powiem od razu. Leki, takie ludzkie, uspokajające. Mój przyjaciel z piórami, bocian Karl, przelatując, jak leciał w ciepłe kraje to… no wiesz. Przyniósł i mam parę na zbyciu. Chcesz… spróbować?
-To bezpieczne jest? – odwrócił się do mniejszego wilka Agrest.
-Szczerze. Wziąłem tylko 2, więc nie jestem pewien, ale… stabilizują emocje, są lekkie dla żołądka. Nie wyglądają jak nic złego. – kłamstwo jakoś tak samo uciekło mu z ust.
-Pokaż to. – Delta podał trzymane ciasno w łapkach pudełko starszemu. Ten obejrzał je i poczytał zapiski. Hieroglify ludzkie.- Nie wyglądają źle. Mogę spróbować. – powiedział machając głową na boki.
-Daj znać czy pomagają i czy próbować zdobyć ci więcej! – zawołał na odchodne Delta szczerząc się kiedy już wyszedł z jaskini.

Pułapka została zastawiona

-Coś ty mu dał?- Mundus pojawił się przed nim niczym narodzony z cienia. Delta uniósł pysk i włożył parę ziół, które trzymał do torby wiszącej ba boku.
-W sensie? Co? Komu?- spytał kompletnie wybity ze swoich myśli i rytmu.
-Agrestowi. Skończyło mu się i chce więcej! – ptak przetarł skrzydłem dziób niczym wilki miały w zwyczaju pyski, a ludzie skronie.
-Ah. Te leki od bociana masz na myśli? – Delta załapał i od razu zaczął grać na własnych kłamstwach. Maska niewinności pozostawała najważniejszą jaką mógł mieć.
-Tak! Tak dokładnie. Masz jeszcze? -
-HUMPf! Sam nie mógł przyjść? Duma kole? – westchnął. –Mam. Mam jeszcze jeden świstek. Chodź. – Wrócili do wilczej nowy i Delta przekazał Mundurkowi jeden płatek pełen białych tabletek.
-TO bezpieczne? – dopytywał się ptak.
-Nie wiem. Ale ze składu i działania na mnie i alfie nie wygląda na zagrażające zdrowiu.
-Hymm. Rozumiem. – i odszedł, a Delta zacisnął zęby nieco zirytowany. Że też ten staruch nie umiał trzymać języka za kłami. Musiał wszędzie posłać tego szarawego inteligenta nakrytego płaszczem nasiąkniętym brunatną krwią. Westchnął ciężko i cierpko.

A Agrest wpadał w nią powoli. Starannie poukładane gałęzie miały się niedługo złamać pod jego ciężarem. Wystarczyło tylko nakarmić go odrobinę więcej…

Delta ucieszony przytulił CIri. To ona przyczyniła się do tego że dostał wymarzone stanowisko. Pomocnik medyka. TO brzmiało tak dzielnie i dumnie. No i dawało mu większe pole do popisu względem dilerki i szybko jego baza klientów powiększyła się. Oczywiście Doom widział to i uśmiechał się pod nosem licząc swoje 40%, które bądźmy szczerzy, nie było bele jaką sumką.
Jednak Delta nie spodziewał się Domino jako nowej klientki. Nie narzekał.
Ale jego plan, pierwszy i najbardziej pielęgnowany właśnie miał rozkwitnąć! Kiedy Delta kręcił się po swoim domku, swojej kochanej norce, w której bywał coraz rzadziej usłyszał zasapany oddech, urywane wdechy i pospieszny krok. DO jego domu wkroczył niespodziewany głos. Delta akurat układał zioła w schowku więc wyszedł osobie na spotkanie. Jednak nie spodziewał się zmierzyć oko w oko z Agrestem.
-Delta. Leki. Na gwałt! Dawaj je!- dopadł do niego. Jego rozbiegany wzrok majtał po całym pomieszczeniu. – Gdzie je masz? – warczał.
-P… puść mnie proszę.- zapiszczał wilk. Oczywiście jego żądanie zostało spełnione. Siadł sobie na spokojnie patrząc na to zjawisko. A Agrest niecierpliwił się. Jednak to było silniejsze od małego wilczka.
-No spójrz na siebie. – kpiącym tonem zadrwił z przywódcy. – A powiadano mi że jesteś silny. Ha! Gówno prawda. Wpadłeś w zwykłe leki? HAHA!- zaśmiał się podziwiając swoje dzieło. Nie spodziewał się tak szybkiego uzależnienia.
-Dobra, dobra. Uzależniłem się. Rozumiem. Ale … nie mogę bez tych leków. Wszystko mnie wkurwia! – warknął siadając i rzucając ramionami zirytowany.
-Właśnie widzę. Mam sporo w zapasach, ale… Od teraz nie są darmowe.
-Co? – wielki znak zapytania wyjebał na pysku szarego wilka.- Nie. Ja nie mam przy sobie ani klepaka. A potrzebuję ich już teraz! – wstał wyraźnie zły i jakby przestraszony.
-Oj wiem. Ten raz ci daruję. Dostaniesz pół zwitka! I za pół zwitka będziesz płacił, a ja… Zniżę ci ceny, za pewne… przywileje. – spojrzeli na siebie. Granatowa łapa wysunęła się w stronę alfy. – Mój biznes w końcu musi rosnąć
Wtedy też chyba coś zaskoczyło w głowie u Agresta. Jakby te nieszczęsne zębatki zostały zmuszone do myślenia. Podał łapę młodszemu.
-Tylko nie sprzedawaj im największego gówna jak w jabłoniach! Ok. – Delta pokiwał na ok.

Flora

-CO tak właściwie się stało? – Agrest przetarł skronie łapą i przełknął swoją tabletkę.
-Zaczyna szaleć. Skończyła się marycha na sprzedaż. Może zabić kogoś na głodzie. Jest niebezpieczna.
-Czy to był twój zamiar od początku Delto? Tylko szczerze. Dobrze wiesz, że i tak nic ci nie zrobię. Jesteś jedynym który przynosi te leki…- westchnął.
-Nie do końca. Marihuana po prostu była najprostszym sposobem na zachęcenie Flory. Nie spodziewałem się ,że wpadnie tak mocno. Nie powiem że mnie to nie bawi, ale jednak trochę mnie to niepokoi. Jeszcze wyda moją maskę. – westchnął puszczając na zimne powietrze chmurkę oddechu.
-Rozumiem. Niech Vitale ją zamknie. Od teraz jest psychicznie chora, nie ważne co będzie mówiła. A ty… nasz nowy medyku idź pracować.
-Czekaj… Co? Ty tak serio? Agrest, czy to nie będzie wyglądało podejrzanie? Co ze szkłem? – Delta wstał widząc jak ten robi to samo i ma zamiar odejść. – Jak zacznie węszyć?
-TO się go uciszy! – parsknął starszy wilk z szerokim i kpiącym uśmiechem wchodząc do siebie.

Ciri i Kara

-Jak się czujesz po tym wszystkim? – Agrest przysiadł koło Delty.
-Seks z Karą nie był najprzyjemniejszy. Najgorsze, że Szkło węszy. Nie chcę żebyś go uciszał dla twojej wiadomości.
-Rozumiem. Też nie mam ochoty zabijać brata zwłaszcza teraz. Po ty jak i tak stracił żonę i córkę. Parszystwo. Wiesz dlaczego to się stało? Tak silne uzależnienie?
-Prawdopodobnie to moja wina.
-Delta… to zawsze jest twoja wina!- zaśmiał się, a młodszy mu zawtórował.
-No tak. Ale chodzi mi. Z Jabłoni dali mi eksperymentalną dawkę LSD , którą dałek Karci. Przez pomyłkę. –zwierzył się – A następnego dnia Ciri była martwa, Kara uciekała i … ten szaleńczy śmiech.  – przetarł oczy chcąc wyzbyć się tych obrazów i dźwięków z głowy. Agrest potarł jego ramię.
-Rozumiem. Ale pamiętaj. Kara kupowała narkotyki od jabłoni , a ty na chwilę zaprzestań polowań na nowe ofiary , a reszcie … wiesz…. Trochę dyskretniej sprzedawaj. – Delta przytaknął alfie.
-Dobrze.

Domino

-Delta? – Agrest przysiadł obok wilka. Ten nie uniósł nawet głowy. Wodospad przelewał się z cichym szumem. – Deeelta. Wiesz co?
-Nie obchodzi mnie to.
-Eh. Ona… pogodzi się z tym..- próbował go pocieszyć. Tak. On. Uznawany za kompletnego chuja i gbura pocieszał kogoś. Dobre sobie. Ale jednak. Delta stał się kimś więcej niż jego dilerem przez te wszystkie lata.
-Tak!?  Ćpa i pije na potęgę. Ja już jej nawet tego nie sprzedaję więc nie wiem skąd to ma! Theo próbuje, ja się staram, wszyscy dookoła niej, ale… Jasna cholera. Oprócz ciebie nie mam już nikogo na kim mógłbym polegać. Ona… była jedyną osobą, która była ze mną prawie od początku, akceptowała to co robię! Nie krzywiła się i … i teraz co? – płakał. Delta płakał niczym słaby szczeniak. Jednak nawet jego demon potrzebował pochwały od innej osoby. A bez Domino? CO miałby zrobić bez niej. Agrest położył się i przygarnął go do siebie.
-Jakoś się ułoży Delciak. W końcu masz jeszcze mnie! – powiedział składając szybki i ledwo wyczuwalny pocałunek na ciemnym czole. Delta nawet się nie zreflektował szlochając nad losem swojej bliskiej.

Jednak ten mały światek nie przestawał się sypać i nadszedł ten moment

Epilog

Delta sapnął i stanął na rozłożonych nogach. Przed nim stanęły dwa wybory. Uciekać albo negocjować. W obu przypadkach jego szanse zdawały się zmieniać i maleć i rosnąć na przemian. Dobry żart od życia. Przełknął ślinę.
-No. Delta. Delta. Deeeelta haha. – Nymeria zaśmiała się. A powtarzał jej że nie wolno mieszać ekstazy z grzybami! Mówił i co? I pomieszała wbrew jego radzie. Teraz w stanie kompletnego amoku, z łapą pobrudzoną krwią Szklanki stała przed nim.- Tyle czasu byłeś dla mnie niemiły…
-Zastanów się. Jestem jedynym który zdobywa twoje narkotyki! – wypowiedział się chociaż panika wezbrała w nim z chwili na chwilę. Widać to było po nogach, które delikatnie trzęsły się i oczach które szukały drogi ucieczki.
-CO z tego? Znajdzie się ktoś inny!
-Droższy? Tańszy? Gdzie znajdziesz samobójcę który pójdzie kraść z ludzkich domów?- Delta mruczał, chociaż wiedział, że nie przemówi do niej.
-Oh jest tylu którzy zrobią to w zamian za moje ciało. – pochwaliła się szczerząc kły. Delta wiedział, że ma tak niedużo czasu. Tak niewiele do końca swojego życia. A było tyle osób którym musiał jeszcze podziękować. Zaskoczony nawet nie zauważył kiedy zaczął się cofać, a Nymeria zbliżać. Gdzie podziały się jego demony i zuchwałość, z którą patrzył w oczy Dooma za pierwszym razem. Gdzie jego chwała i duma? Nie wiedział. Jednak przeciwko Nymerii, co on mógł uczynić? Pchana emocjami, adrenaliną byłą silniejsza, jej moce bardziej znaczące i bolesne. Jedna łza spłynęła po jego policzku zanim ta rzuciła się na niego. Wykonał jeden unik przed kłami jednak jej pazury przeryły jego plecy. Jego moc używając energię której potrzebował zaczęła go leczyć od razu, jednak krzyk jaki to zdarzenie wyrwało z jego płuc rozniósł się po jaskini medycznej. Ktoś się zerwał na nogi, ktoś zapiszczał. Delta nie zwracał na to uwagi. Nie maił na to czasu. Ucieczka. Ratunek cokolwiek. Jednak nie ruszył się daleko. Został przygnieciony do ziemi.
-Niemiły kundel. Skończysz w grobie razem ze wszystkimi których wykończyłeś. Zasługujesz na to psie.- Delta widział jak życie leci mu przed oczami., wszystkie błędy, przyjaźnie i zaprzepaszczone szanse. Potem poczuł jak zimne kły zagłębiają się w jego karku, jak mięśnie głucho chrupią na spółkę  z kośćmi. Jak jego własna krew szumi w ciele. Jeszcze w przypływie sił widział gdzieś w oddali szarą masę, która kojarzyła mu się z jego przyjacielem i usłyszął swoje imię. I odpłynął.

Czyżby to tak miał wyglądać jego koniec?

-Delta? – słaby, cichy i łagodny głos wyklarował się w jego głowie.
-Agrest?- spytał jednak jakby głos nie chciał uciekać z jego ust. Wydobył się jedynie cichy szept obsiany chrypką i znamieniem wieku.
-DELTA!- coś przygniotło jego ciało, a kiedy uchylił oczy i zobaczył te ciapki, tak znajome odetchnął z ulgą.
-Żyję? – spytał półprzytomnie.
-Żyjesz. W ostatniej chwili odratował cię Ry. – odetchnął alfa posyłając Delcie ciepły uśmiech.
-Dziękuję…

End

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz