– Musisz dużo odpoczywać, naderwałeś sobie całkiem porządnie mięśnie. Szybko się to nie zrośnie na skrzydle.
Flora chowała maść przeciwbólową, którą wcześniej posmarowała skrzydło basiora. Kamael zlustrował wzrokiem niemal pustą jaskinię medyczną, w której obecnie odpoczywało tylko dwoje wilków, a mały basior o imieniu Delta krzątał się dookoła, szykując kolejne leki na przyszłość, gdyby były potrzebne. Jednej twarzy jednak brakowało.
– Gdzie jest ten wilk o granatowej sierści i czarnych włosach?
Wilczyca spojrzała na niego zaskoczona.
– Yir? Ma wolne, jest na razie mało chorych wilków, więc nie musi tu siedzieć. A co?
– Nie, nic… – Speszony skrzydlaty odwrócił wzrok. Nie chciał, by medyczka wiedziała o jego obawach, bo tamten wilk mógłby stracić pracę. A tego mimo wszystko Kamael nie chciał.
Opuścił jaskinię medyczną, dziękując za usługi medyczne, po czym skierował się ku domowi Domino… Nie, w stronę swojego gniazda. Nie mógł jej teraz tak szybko nawiedzić, pora na odwyk.
Rozum jedno, serce drugie. Łapy poniosły go ku Domino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz