Każdy ruch łapą zbliżał mnie do osiągnięcia celu niewątpliwie koniecznego do osiągnięcia tego właśnie dnia. Małej plamki w naszym (moim) wielkim planie załatwienia pewnej bardzo, bardzo ważnej sprawy.
- Vinyyys - zawołałem radośnie, wchodząc do środka i rekompensując sobie wszelkie pukania, chrząkania i inne ostrzeżenia chyba tylko podniesionym głosem.
Basior zwinięty w kłębek w cieniu jaskini, podniósł głowę.
- Szkłooo - odpowiedział, co prawda kopiując radość naprawdę skrupulatnie, a jednak bez zwyczajnego, uczciwego przekonania. Tak pomyślałem w pierwszej chwili.
Zaraz potem jednak, zastrzygłem uszami, podszedłem bliżej, usiadłem obok niego i zdałem sobie sprawę, że to co uprzednio brałem za brak emocji, w rzeczywistości było jakimś dziwnym osłabieniem.
Ach, wygląda na to, że mój młodszy kolega zachorzał...
Choroba, kurczę. Akurat dziś, gdy czekała robota?
Odetchnąłem głębiej, opanowując trochę myśli, które chciały biec już do jasno wyznaczonego celu. I zamiast zadawać wszystkie te pytania, które planowałem jeszcze chwilę temu, teraz nie myśląc ani sekundy, zapytałem:
- Jak się czujesz?
Basior przez chwilę pozostawił to pytanie bez odpowiedzi, cały czas w bezruchu leżąc pod ścianą.
- Co cię sprowadza? Od dwóch dni jestem na urlopie.
- Nooo, widzę, widzę. Widzę nawet, że trochę się w tym urlopie zagalopowałeś, Druhu. Chciałem złożyć ci propozycję, ale dziś to chyba nie najszczęśliwsza myśl.
- Szkło, jeśli ustaliliśmy już też, że nie najszczęśliwiej jest dziś ze mną, wyjawisz mi swój niecny plan?
- Mam inny pomysł - oświadczyłem i zanim do moich uszu dotarło boleściwe jak głosy tysiąca ascetów westchnie, dopowiedziałem jeszcze - pójdziemy do medyka.
- To twój wyskokowy koncept?
- Być może jego część - mruknąłem, konspiracyjnie przymrużając oczy. Zwoje w mojej głowie były coraz gorętsze.
Nadszedł chyba czas, by postawić sprawę jasno. Otóż, moim planem było to, że - nie miałem żadnego planu. Choć spędziłem na jego układaniu cały poprzedni wieczór, każda nowa myśl dawała mi do zrozumienia, że najlepszym sposobem na poprowadzenie przez dolinę ciemności tego zagubionego w odmętach nagłych i nieprzewidzianych wypadków śledztwa, będzie działanie jak ono - nieprzewidywalnie!
Z pół prośbą, pół zachętą w oczach, popatrzyłem na cierpiącego.
- Po co chcesz iść do medyka?
- Jak to po co - odparłem - wyglądasz jak dwie śmierci i trzecia malutka. Poleż tak jeszcze kilka dni, to nie doczekasz końca urlopu.
Teraz mój wzrok zmienił się w opanowane oczekiwanie.
< Vinys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz