Ostatnie dwa dni były pełne niespodzianek. Najpierw epidemia, nowa praca,, poznanie Kali i Ry, później Etain oddała mi „dowództwo”, Kali zrobiła dla mnie wianek... A teraz? Teraz stoję przed Ry, którego poznałam kilka godzin temu, wręczającego mi podarunek. I to nie byle jaki. Szal był piękny, przypominający o letnich zbiorach soczystych śliwek, o gorących dniach, zieleni, radości… o słońcu, którego tak bardzo mi teraz brakowało. Gdy jego łapy znalazły się nad moją głową i delikatnie, jakby przez przypadek, musnęły szyje jednocześnie otulając mnie wręczonym właśnie podarunkiem, drgnęłam. W ciągu kilku chwil z moich oczu poleciały łzy, choć sama nie wiedziałam dlaczego.
- Ja, ja… - zająkał się Ry, nadal
trzymając łapami zawieszony na jej szyi szal. – przepraszam, zabiorę go jeśli
nie chcesz! – powiedział szybko zmieszany i już zamierzał ściągnąć go z mojej
szyi.
- Stój! – wyjąkałam przez łzy i
złapałam go za łapę. Podniosłam na jego wzrok i uśmiechnęłam się szeroko przez
łzy. - Jest piękny. – powiedziałam tylko, nie siląc się na tłumaczenie swojego
płaczu.
- Więc… - zaczął podążając za
moim nadal zapłakanym wzrokiem. – Czemu płaczesz, Floro?
- To chyba ze szczęścia. –
zaśmiałam się cicho. – Dużo się dzisiaj działo, to pewnie dlatego.
Pewnie też fakt, że nigdy od
nikogo nic nie dostałam… Otarłam szybko łzy i doprowadziłam się do porządku. Po
moich słowach nastąpiła chwila niezręcznej ciszy i niepewnych spojrzeń
rzucanych co raz na siebie nawzajem.
- Zaprosiłabym cię, ale…
- Tak, rozumiem, nie ma sprawy. –
w jego oczach zobaczyłam nieśmiałość i gdyby nie półmrok poranka i grube futro
basiora, byłam pewna, że zobaczyłabym rumieńce na jego policzkach.
- Może mogę Ci jakoś pomóc?
Oprócz nocnych wart, oczywiście. – zaproponował Ry, a ja zaczęłam się chwile
zastanawiać, ugniatając przyjemny materiał nowego szalika w łapie.
- Wiesz co… właściwie mógłbyś pobiec
i znaleźć mi Yira. Pracowałam całą noc i pilnie potrzebuje przerwy… - jęknęłam
ospale
- A co z Etain? Nie powinna Cię
zastąpić?
- Właściwie… oddała mi władze. –
powiedziałam z lekkim uśmiechem. Duma mnie rozpierała, ale jednocześnie właśnie
poczułam ciężar powierzonego mi zadania. Jeśli coś pójdzie źle…
- No to zaraz wracam z Yirem. –
powiedział tylko i momentalnie ruszył w drogę.
- Poczekaj! – krzyknęłam jeszcze
za nim i gdy zawrócił w moją stronę i zniknęłam na chwilę w jaskini.
- Stań przy samym wejściu! –
powiedziałam tak, że basior usłyszał mnie z wnętrza. Ja weszłam do małego
pokoiku Kali, która zastałam tam cicho łkającą.
- O niee… nie płacz, Skarbie!
Chodź! Przywitasz się z bratem. – powiedziałam i przepuściłam pacjentkę
przodem.
- Ale przecież jestem chora. –
Kali spojrzała na mnie pytająco z nadal zapłakanymi oczami. Wadera była tak
wrażliwa, że sama obecność brata i niemożność zobaczenia się z nim wywołała w
niej płacz. Marzyłam, żeby w przyszłości mieć kogoś tak bliskiego jak ona.
Wilczyca patrzyła na mnie uważnie, aż skupiła wzrok na zwisającym z mojej szyi
szalu. Zaskoczenie w jej oczach urosło, a oczy nabrzmiały płaczem jeszcze
bardziej. Miałam wielką ochotę przytulić tą małą kruszynkę i nie puszczać z
objęć już nigdy. Musiałam jednak pamiętać, że teraz miałam na głowie wszystkich
pacjentów i gdybym zachorowała… no na pewno nie wyszłoby to nikomu na dobre.
– Tak wiem, nic się nie martw.
Tylko nie wychodź na zewnątrz, możecie porozmawiać z odległości. – wadera
otarła łzy i z jakby wymuszonym uśmiechem podążyła w stronę wyjścia z jaskini. Słyszałam
przytłumione głosy i co jakiś czas patrzyłam czy zachowują bezpieczną odległość.
W tym samym czasie zaczęłam ogarniać porządek i innych pacjentów.
---
Gdy Yir w końcu zawitał do
jaskini, w środku lśniło czystością. Pacjenci byli napojeni, nakarmieni i
gotowi na kolejny dzień chorowania. Ja rozmawiałam z Kali przed wejściem do jej
małego schronu, ziewając raz po raz ze zmęczenia.
- Oh… jak dobrze, że już jesteś. –
powiedziałam widząc ratującą mi odpoczynek twarz. Poinstruowałam Yira i
upewniłam się, że mogę go zostawić samego, po czy pożegnałam się z swoją nową
przyjaciółką Kali i położyłam w kącie, który wcześniej był okupowany przez
Etain. Zwinęłam się w kulkę i używając mocy, sprawiłam, że wokół mnie wyrosła
wysoka trawa, zagłuszająca dźwięki z otoczenia. Zamknęłam oczy i czekałam na
sen wyczerpana ale z uśmiechem na twarzy.
<Kali?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz