piątek, 18 grudnia 2020

Od Delty - "Niespokojne Ścieżki Losu - Początek " cz. 1

 Tamten dzień był chłodny. Śnieg przykrywał już grubą warstwą ziemię całej watahy. Noc właśnie chyliła się ku końcowi kiedy powietrze zostało rozerwane przez głośne wycie. Alarm! Mimo wczesnej pory większość watahy stała na nogach nie wiedząc co dzieje się wokół. Wilki ze skrzydłami patrolowały pochmurne niebo, które zapowiadało kolejne w tamtym tygodniu opady śniegu. Alfa owej watahy w tam czasie niespokojnie kręcił się po swojej jaskini. Na ich terenie znaleziono wiele śladów obcych. Pomimo że zapachy zdawały się oddalać i nikomu nic się w trakcie nocy nie stało, stary szary wilk , z wielką blizną przechodzącą przez jego prawe oko, nie pozwalał nikomu stracić skupienia. Element zaskoczenia dla wroga, znaczył możliwość przegranej dla nich.

Wraz ze wschodem słońca serce Jayera uspokoiło się nieco. Wataha uspokajała się stopniowo, nadal zachowując czujność, jednak nic złego się nie działo. Wszystko wracało do swojego naturalnego rytmu. Tak więc stary basior mógł powrócić do swojej partnerki, niespokojnie śpiącej w swoim legowisku. Rudo-brązowa wadera przy nadziei uniosła głowę kiedy poczuła bliskość swojego ukochanego.  Przebudzona z koszmaru uśmiechnęła się szeroko  i wtuliła w jego futro. Jej zaawansowana ciąża dawała jej niekiedy w kość. Jayer polizał ją po głowie zaczynając czyścić jej sierść niczym szczeniaka, ponieważ wadera miała problem z niektórymi miejscami, a i lubiła takie drobne pieszczoty jakie niekiedy dawał jej mąż. Miała też wtedy przeczucie, że ich przyszłe szczeniątka będą miały wspaniałego troskliwego ojca.

W tym czasie na północy watahy trochę się działo. Patrole, które wyruszyły z centrum dopiero tu dotarły. Intruzi byli widzeni jedynie na południu, jednak Savar lądując na śniegu przed wejściem na górskie ścieżki , wyczuł zupełnie obce zapachu. Pachniały niegroźnie jednak zawył głośno dając znać reszcie o swoim znalezisku. Niebieski wilk z białymi skarpetami na przednich łapach i oczach pięknych jak letnie, bezchmurne niebo schylił łeb. Przyłożył swój nieco różowy nos do ziemi i zaczął węszyć. Powoli sunął w ten sposób dalej uważnie obserwując biały puch. W ten sposób natrafił też kawałek dalej na samotne ślady łap. Wyglądało to na samotnego wilka. Ciężkiego, więc Savar mógł określić, że mogła to być wadera w ciąży co wydawało mu się prawie niemożliwe, lub ciężki , silny basior, który może być jednak niebezpieczny. To co mu nie odpowiadało to delikatność zapachów wokoło. Basior zadarł głowę do góry słysząc trzepot skrzydeł. Tuż obok niego wylądowała jego partnerka składając swojej ogromne śnieżnobiałe skrzydła. Zafira rozejrzała się i zawęszyła jak poprzednio uczynił to młody basior.

-Bardzo słaby zapach.-  stwierdziła zaskoczona. Spodziewała się zastać silne znaki obecności innego wilka. Jednak dla niej wyglądało to jakby wilk dawno już stąd odszedł.

-Ślady są z dzisiaj nocy. Wieczorem padał śnieg, a ślady są idealnie widoczne.-  mruknął stając przy boku białej wadery. Spojrzał zmartwiony w jej zielone oczy , kierując swoje spojrzenie następnie w kierunku górskich szczytów. Czekali chwilę aby dotarła do nich reszta brygady, aby mogli ruszyć na zimową wyprawę w góry. Niebezpieczne to były bowiem terany . Bardzo niewybaczające, więc potrzebowali większej grupy, a przede wszystkim Rayerego, którego umiejętności widzenia w przód o kilka kilometrów dzięki mocy były w tej wyprawie przydatne. Po chwili przed wejściem zebrały się 4 wilki. Dwa białe, siostry z jednej matki , skrzydlate wilki przestworzy, wyszkolone do walki na śmierć i życie przeciwko największemu niebezpieczeństwu. Niebieski wilk o przenikliwych oczach ,odważny za całą 4, mistrz strategii. Oraz całkowicie czarny wilk o szarych , ślepych oczach, które na nic mu się nie zdawały.

-Nikogo tam nie widzę- westchnął ciężko Rayer spuszczając uszy po sobie i delikatnie trzepiąc skrzydłami aby pozbyć się drobinek śniegu spomiędzy piór. Zaczynało padać, przez co wyprawa zapowiadała się jeszcze groźniejsza.

-Mam złe przeczucia co do tego- szepnęła najmłodsza z białych sióstr.

-Ja także Zara. Ja także- potwierdziła jej siostra nakrywając niższą swoim skrzydłem - Ale jednocześnie coś mi mówi, że musimy to zrobić.

 

Rayer szedł przodem jako przewodnik. Za nim szła niewielka Zara trzymając się jego długiego ogona. Następnie ramię w ramię, czuwając nad sytuacją szła młoda para, Zafira oraz Savar. Poruszali się zwinnie i szybko mimo padającego śniegu. Uważnie obserwowali coraz to świeższe ślady .Zapach także robił się mocniejszy im dalej szli. Zaledwie kilka kroków od oczekiwanego celu zaskoczyło ich głośne wycie, pełne rozpaczy, bólu i żalu. Pierwsza zareagowała Zara, której niewielkie skrzydła pozwalały jej na swobodne i bezpieczne szybowanie w górach, gdzie zazwyczaj dla innych niebezpiecznym było to robić. Wyleciała za najbliższy zakręt mało nie wpadając skały. Niedaleko na ziemi leżała wpółmartwa wadera z wyraźnie zarysowanym ciążowym brzuchem. Jej tylna łapa była naznaczona wieloma bliznami, wyglądającymi na stosunkowo świeże, a jej żółte oczy mętniały z każdą sekundą. Zara schyliła głowę w dół nieco przygnębiona. Pomimo młodego wieku widziała już wiele śmierci jednak nie chciała patrzeć na kolejną.

Otoczyło ją ciepłe skrzydło, chroniąc przez chłodnym wiatrem.

-Kona- westchnął Savar zbliżając się do ciemnowłosej wadery leżącej na ziemi. Wyglądała na martwą. Wielkie było zdziwienie kiedy jej oko otworzyło się nagle patrząc błagalnie na niebieskiego wilka.

-Uratuj...je- wyszeptała bardzo słabo ostatkiem sił napinając wszystkie mięśnie. Zafira pomimo widoku krwi prawie na co dzień nigdy nie widziała tak panicznego trzymania się życia. Chwilę patrzyła na to co się dzieje i zbliżyła się powoli. Wadera oddychała jeszcze, bardzo płytko i szybko.

-Ocalcie je..- powtarzała jak mantrę, cicho i ledwo słyszalnie. Zafirze ledwie chwilę zajęło zrozumienie o co chodzi. Jednak nie na tyle aby zdążyć pochwycić małego noworodka zanim zanurzył się w śniegu. Jednak wydobyła tą czarną kuleczkę jak najszybciej mogła. Wiedząc że zimno jest zbyt dotkliwe dla niego spojrzała znacząco na siostrzyczkę, która wpatrywała się w ten obrazek z mieszanymi uczuciami. Jednak zrozumiała co jej siostra od niej żądała. Chwyciła małego w pysk i rozłożyła skrzydła wznosząc się w powietrze i ścinając je lecąc na dół. Liczyła się teraz każda sekunda aby ocalić to niewinne życie.

 

Neo spokojnie mieszał maść, którą miał nałożyć na oparzenie małego Utera, którego moce zaczynały powoli się przejawiać i krzywdzić go przez swoje nieokiełznanie, kiedy przez wejście do medycznej jaskini połączonej przejściem z sierocińcem, którym fioletowy wilk zajmował się oprócz pracy nad lekami, wpadła Zara. Neo uniósł pysk znad misy, w której mieszał leki z pytającym spojrzeniem. Dopiero po chwili w pysku wadery spostrzegł maleńką, puchatą kuleczkę.

-Kto to?- spytał od razu. Był bardzo opiekuńczy pomimo swojego zdystansowania co do podopiecznych sierocińca. Natychmiast wskazał Zarze miejsce gdzie miała odstawić maluszka. Nakrył go kilkoma kocami aby przywrócić poprawną temperaturę.

-Kto to?- powtórzył zadane wcześniej pytanie. Wilczek pachniał zupełnie obco. Nie przypominał nikogo w watahy.

-Nie mam pojęcia. Urodziła go wadera, która zawędrowała w góry i tam skonała.- powiedziała bez emocji. Nie robiło to już na niej wrażenia.

-No dobrze. Jayer już wie?- spytał podając tej kuleczce trochę specjalnie odciągniętego na takie niezwykłe okazje mleka stojącego w słoiczkach. Maluch zaczął łapczywie jeść co mu podali.

-Przypuszczam że jak Savar i Zafira wyjdą spomiędzy szczytów to powiadomią go. Mam coś dla ciebie jeszcze zrobić?- spytała rozglądając się.

-Nałóż proszę Uterowi maść na poparzenie. Ja skończę z tą czarną kuleczką. -polecił Neo przyglądając się maleńkiemu wilczkowi, który nawet nie wiedział ile szczęścia tego dnia miał.
Na zewnątrz rozszalała się burza.

 

Jayer wkroczył do jaskini medyka rozglądając się. Był późny wieczór i wszystko było teraz ciche. Pacjenci spały poukładane na legowiskach. Na jednym z nich spała też mała, obca, czarna kuleczka. Potomek zmarłej, nieznanej wadery, nazwanej Górą od miejsca jej zgonu i pochowanej na terenach watahy tego samego dnia. Podszedł do zawiniątka napotykając się z pięknym i delikatnym zapachem. Mała wadera. Przetoczyło mu się przez głowę. Przyglądał się szczenięciu tak długo dopóki z transu nie wyrwało go chrząknięcie.

-Co z nim począć przyjacielu?- spytał się fioletowy basior siadając obok alfy. Ten tylko westchnął głęboko.

-Odpowiedzialność za jego życie jest teraz w naszych łapach. Nie ważne kim była jego matka, szczeniak ten jest osobnym, niewinnym istnieniem, które zasługuje na życie. Więc od teraz należy do naszej watahy tak długo jak zdecyduje się tu pozostać.

-Jakie imię mu nadać?

-Delta. Niech nazywa się Delta. Jak moja prababka. - nachylił się jeszcze raz nad szczeniaczkiem i uśmiechnął. Świadomość, że ratuje się coś tak bezbronnego rozpierała go ciepłym uczuciem od środka.

-Dobrze. Zatem od dzisiaj mały Delta jest podopiecznym naszego sierocińca. A ty mój drogi idź już. Twoja ukochana teraz potrzebuje twojego wsparcia- polecił Neo szaremu wilkowi. Ten tylko skinął głową i z uśmiechem wyszedł z jaskini.

 

-Zatem mały Delto. Witaj w rodzinie. - ciepły język i miły głos przebudziły szczeniaczka za snu. Maluch jedynie zamachał delikatnie ogonem udając się ponownie do krainy sennych marzeń...

 

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz