Mijają już 4 miesiące odkąd opuściłam swoją rodzinną watahę, przemierzam samotnie lasy i prerie. Myślałam, że jestem twarda i nie potrzebuje nikogo, że ze wszystkim poradzę sobie sama... Prawda jest taka, że doskwiera mi samotność, rozmowy z drzewami zaczęły mnie nudzić, ile można gadać o kondycji ich kory?! albo narzekania na korniki...ehh brakuje mi rozmowy z jakimś wilkiem, niestety wszystkie wilki, które spotkałam na swojej drodze były bardzo negatywnie nastawione do mnie, próbowały mnie napaść, okraść z jedzenia i zabić. Spacerując spokojnie w przepiękną pogodę, zauważyłam wodospad, rozejrzałam się ostrożnie czy nikogo nie ma w pobliżu i rzuciłam się do wody jak szczeniak, pluskałam się tak do chwili gdy usłyszałam szelest.
-Kto to?? - zawołałam
Zauważyłam wysoką postać, która gwałtownie rzuciła się do ucieczki w las. Bez namysłu pobiegłam w pogoń za nim. Dogoniłam basiora i chwyciłam go za ogon zębami, ten natychmiast się zatrzymał przez co wpadliśmy na siebie i stoczyliśmy się w dół wysokiej skarpy. Byłam bardzo obolała, czułam że podczas spadania uderzyłam się w głowę...krew skapuje na ziemię.
-Au..to bolało...-powiedziałam do siebie podnosząc się z ziemi, basior już zdążył wstać i szykował się do dalszej ucieczki gdy zawołałam:
- Śledzisz mnie??! Kim jesteś??
< Delta? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz