wtorek, 1 grudnia 2020

Od Delty - "Seria niefortunnych zdarzeń"

Delta wyklinał za wsze czasy i wszystko co znał swoją głupotę i niepomyślunek. Kolejny raz tego dnia uparcie próbował wspiąć się na to jedno drzewo, z którego koniecznie chciał świeżutką korę. Wbijał swoje pazurki mocno w przestarzały pień wchodząc wyżej ponownie. Jednak jak za każdym razem zanim dotarł między młode gałązki, przyrąbał plecami w ziemię. Warknął głośno przewracając się na brzuch. Bezsilność i złość coraz bardziej w nim buzowały. Czy to tak wiele zerwać kawałek kory!? Obolały wstał i z szarganymi nerwami zaczął uleczać swoje ranki na plecach. Skóra piekła i swędziała, ale przyzwyczajony do tego Delta nie ruszył się przy tym nawet na milimetr. Po chwili westchnął i łypnął niezadowolony na drzewo. Odsunął się od pnia i ponownie z rozpędu skoczył w kierunku grubego pnia. Jego pazury wbiły się mocno w korę nie pozwalając mu od razu spaść. Powoli i ostrożnie zaczął piąć się w górę. DO tej pory brakowało mu niewiele do dotarcia do pierwszej dużej gałęzi. Tym skokiem jednak nadrobił trochę drogi i po chwili jego łapy stały na dużej gałęzi. Tam Delta pozwolił sobie przysiąść i rzucić okiem na otaczający go świat. Puste gałęzie nieco dołowały Deltę. Preferował jednak kiedy wszystko wokół żyło i mieniło się zielenią. Jednak teraz gdzieniegdzie, nawet mimo słonecznego popołudnia, na trawie można było dostrzec szronik przykrywający delikatną kołdrą świat wokół. Delta zadarł głowę do góry. Czekała go jeszcze przeprawa przez wiele gałęzi. Z westchnieniem ruszy ł dalej. Teraz szło mu jednak tylko lepiej. Kolejne gałęzie pokonywał w łatwością i w końcu dotarł do swojego celu. Samego czubka drzewa. Z wielką delikatnością i ostrożnością zaczął zbierać odrobinę kory z małych gałązek, które wyrosły i zaczęły swoje istnienie niewiele przed rozpoczęciem się zimy. Właśnie taka młoda kora potrzebna mu była na małe ziołowe lekarstwo na przeziębienia. Może i medykiem nie był w tej watasze, ale nie lubił porzucać swoich hobby i marzeń.
         -Hej! - Delta drgnął niespokojnie i poczuł jak cienkie gałązki, na których stał zatrzeszczały podejrzanie. Czarny wilk momentalnie spojrzał w dół czując jak każdy mięsień jego ciała zastyga nie pozwalając na upadek. Jego wzrok napotkał małą postać w dole, jednak nie wiedział kim ona jest, był na to za wysoko.
         -CO tam robisz?- dopytywał się ewidentnie damski głos. Delta niezbyt wiedział co ma odpowiedzieć. Z jednej strony dlatego, że zupełnie nie znał tej osoby, a z drugiej miał w pysku pełno kory. Niby mógł utrzymywać ją w locie telekinezą, ale to wymagałoby od niego skupienia i właśnie mógłby stracić cały swój cenny łup. Poza tym soją siłę i moc preferował jednak zachować na później, kiedy będzie musiał leczyć soje lub czyjeś ranki.
         -Też chcę!- Delta z przerażeniem patrzył jak wadera wbija pazury w korę. Przechylił się przy tym za bardzo i po chwili rozległo się głośne *trzask* i czarna kulka spadła w dół uderzając przy tym w ze dwie gałęzie i szorując pazurami po biednym drzewie. Kiedy już wylądował na ziemi obok niego zjawiła się owa wadera, będąca jedynie po części przyczyną tego całego zdarzenia. Delta leżał chwilę marudząc pod nosem, a potem usiadł obolały i obrapany. Na szczęście to drugie nie mocno. Tarcza z grubego, czarnego futra stanowiła idealną osłonę dla skóry. Wilk spojrzał na swojego towarzysza nie spodziewająć się tam zobaczyć, wyrośniętego już szczeniaka, który właściwie był niewiele mniejszy od niego. Poczuł się jednocześnie głupio, zły a i zażenowany swoją maleńkością.
         -Żyjesz? -spytał prawdopodobnie szczeniak.
         -Żyję. Jeszcze. - mruknął starszy wilk krzywiąc się lekko przy każdym ruchu. Jednak wstał i prozejrzał się. Kupka jego kory, o którą tak zabiegał leżała porozrzucana wszędzie wokoło. Zrezygnowany spuścił uszy po sobie. Miał teraz do wyboru, albo uleczyć się i zbierać to wszystko jak na wilka przystało, albo zebrać to szybko i potem leczyć się rano o ile doczołga się jakoś do domu. Wybrał opcję pierwszą i po chwili już otrzepywał się z kurzu w sierści przez co jego tylne łapy rozjechały się na boki. Zrezygnowany schylił się zaczynając zbieranie i tylko kątem oka spoglądał na szczenię. Nie czuł się zagrożony z jego storny, ale maluch był już całkiem wyrośnięty więc zapewne miał już wykształcony chociaż w jakiejś mierze charakter i mógł go teraz "marynować" aby potem "wbić nóż w plecy". Jednak był nadal nieco zaskoczony kiedy wadera ruszyła mu z pomocą i zaczęła schylać się po kawałki kory.
         -Chęki!- wymamrotał Delta niepewnie nie wiedząc do innego może powiedzieć. Jednak rozluźnił się już trochę widząc wesołe ogniki w oczach towarzyszki...

< Ciri? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz