Piasek zazgrzytał między zębami
Delty. Wilk cofnął się o krok zaraz potem trąc łapami oczy, które mimowolnie
zaszły mu łzami próbując pozbyć się drobinek pisaku. Chwilę mu zajęło
doprowadzenie się do porządku, więc kiedy stanął w końcu na prostych łapach,
nadal nieco zasmarkany po walce z żółtymi drobinkami rozejrzał się za Pakim.
Zastanawiało go, dlaczego to zrobił. Delta z westchnieniem przysiadł i
niechętnie przymknął dalej nieco piekące oczy. Skupił się uważnie na swoim
otoczeniu szukając tego właściwego umysłu w okolicy, a gdy go tylko znalazł
przeleciał przez niego przelotem nie pozostawiając po sobie śladu. Przez jego
własny umysł przeleciały tylko krótkie urywki z myśli Pakiego. Jednak Delta
wyczuł, że ten jest wyraźnie smutny. Nie wiedział, więc co tak za bardzo ma
robić. Nigdy nie był genialny w pocieszaniu innych wilków. Powoli, jak
najciszej umiał poszedł w kierunku wilka. Postanowił obrać kierunek pomocy
jakiego używa w stosunku do szczeniąt. Nic innego nie potrafił wymyślić, a nie
przepadał kiedy jego przyjaciel ,o ile mógł tak Pakiego nazwać, płakali lub
smucili się. Powoli podszedł do zawiniętej rudej kulki i usiadł obok niego
powodując tym samym drgnięcie większego wilka. Delta widział jak starał się
opanować łzy i oddech. Niewiele myśląc położył się obok niego, blisko,
przylegając futro do futra i westchnął. Nie pytał, nie wnikał po porostu był.
TO różniło się od tego jak podchodził do szczeniąt, ale zdawało się nieco
pomagać.
- Wiesz. Pamiętam jak podróżując przez Wielki Kontynent z
dala stąd spotkałem kiedyś lisa. Nie wyglądał jak inne. Był biały. Doskonale
też pamiętam jego historię. Polowali na niego kłusownicy, wymordowali jego
rodzinę i rodzeństwo. A on. Przeżył i był dość niezwykły. O jejku. Jaka to była
szalona dusza. -zaczął opowiadać patrząc się przed siebie. - Gdy się
spotkaliśmy lało jak z cebra, a on sam był ranny i głodny. Był też dwa razy
mniejszy ode mnie co mnie zdziwiło, ale potem okazało się że miał zaledwie
kilka miesięcy na karku. Biedny maluch. No ale. Wymyłem go, wyleczyłem i
nakarmiłem. I zabrałem ze sobą. Szedł ze mną dwa miesiące, aż znalazł miejsce
gdzie mógł zostać. Ta mała i urocza biała kuleczka, kiedy już się na mnie
otworzyła płakała co wieczór w moją sierść. Tęskniła za rodziną wiesz. Za tą,
którą jej odebrano. Kiedy znalazła nowy dom i przyjaciół cieszyła się
niezmiernie. Lisek ...przy pożegnaniu płakał też za mną. Przypuszczam, że
tęskni za osobą która uratowała mu futerko. A i ja tęsknię za nim. Był taki
pocieszny. Jednak... wszystko co piękne zawsze kiedyś mija. Ale czy to
przeszkadza w cieszeniu się życiem póki się je jeszcze ma? Lepiej jednak jest
wspominać bliskich ze śmiechem niż łzami. - Skwitował szczerząc się i przetarł łapą jedno z
wilgotnych oczu przyjaciela. - Nie płacz. Nie wiem czy płaczesz, bo tęsknisz
czy z innego powodu. Ale kręta droga prędzej czy później się prostuje, jak to mawiał
pewien stary i mądry wilk z mojej rodzinnej watahy... ... ... Boże...ale się rozgadałem.
I to jeszcze pewnie od rzeczy wybacz. -
Delta spłoszył się nieco przebudzając ze swoistego rodzaju transu. - J- Już sobie idę! - wstał i truchtem zażenowany zaczął iść w kierunku, z którego
przyszedł. Teraz docierało do niego jak oklepane było to co mówił i wstydził
się za to.
<Paki? Sory...chory
byłem>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz