czwartek, 10 grudnia 2020

Od Paketenshika CD. Bogusława - "Wielkie konszachty małych łapek"

Pytanie malca spowodowało przyjemnie ciepło w sercu rudzielca. Przypomniała mu się oczywiście Tisia, która tak bardzo kochała spać w ogonach tatusia, a nawet do dzisiaj zdarzało jej się w nie wtulać, co w żaden sposób nie przeszkadzało Paketenshice. Bycie ojcem było tak miłe, że wychowanek lisów nie potrafił zrozumieć, dlaczego niektóre wilki wolą zawalić sprawę i pozostawić dzieciaki pod czyjąś opieką. No dobra, czasem wykarmienie głodnego pyszczka czy ogarnięcie pełnych energii łapek było wyczerpujące, no ale bez przesady!

Paki zamachał ogonami przed sobą, celowo zwracając na nie uwagę Bogusia.

– Bardzo. Staram się o nie dbać, to moja duma. Większość lisów tak ma, nie bez powodu są określane mianem "rudych kit".

– Podobno nie jesteś lisem – zauważył szczeniak.

– Ale wśród nich dorastałem i mam wiele ich nawyków. Tak jak na przykład mieszkanie w norze, podczas gdy jest wiele wolnych jaskini dookoła. Czuję się tu bezpieczniej i bardziej swojsko.

Z pyszczka malca wydostało się ciche westchnięcie. Zdawało się, że próbuje zrozumieć dziwne zachowanie dorosłego samca, ale średnio mu to wychodziło. Rudy basior uśmiechnął się delikatnie, wciąż machając ogonami tuż przed nosem szczeniaka.

– Chcesz ich dotknąć? Mogą ci poprawić humor.

Na tą propozycję mały Boguś odskoczył do tyłu i zaczął warczeć, ale tylko nieznacznie, mimowolnie pokazując iskrzące zainteresowanie trzema puchatymi kitami. Kiedy Paki przez kilka kolejnych sekund pozostał w bezruchu, maluch wreszcie się przełamał, uspokoił i, chociaż cały czas w pozycji walki, powoli zbliżył do kuszących ogonów. Rudzielec oddychał tak płytko i powoli, że klatka piersiowa ledwo się podnosiła, a w głowie zaczęło trochę mrowić, jednak sytuacja była zbyt napięta, żeby odważył się na głębszy wdech. Wreszcie Bodzio wsadził łapkę w długie, napuszone futro, po czym jakby stracił cały rezon. Rozluźnił mięśnie, ostatkami siły wyraźnie walcząc, żeby nie wpakować od razu całego pyszczka. Wychowanek lisów odważył się na nieco większy oddech.

– I jak? – zapytał cicho, we wnętrzu czując coraz bardziej narastające ciepło. Ciepło domowego ogniska.

– Fajne – wymruczał mały pod nosem, wydawał się nie do końca zadowolony z faktu, że mu się podoba. – Ale mojego nie przebija.

– To na pewno.

Paki uśmiechnął się do szczeniaka, który akurat podniósł głowę, spoglądając na dorosłego z dezorientacją wypisaną na uroczym, dziecięcym pyszczku. Jeden z ogonów zakrył tułów małego, robiąc z siebie puszysty koc. Boguś jednak odskoczył, jeżąc się i warcząc na wciąż poniekąd obcego mu wilka. Rudzielec to rozumiał. Sam kiedyś był przecież szczeniakiem.

– Chcesz może posłuchać gitary? – zapytał, już kierując się do osobnego pokoju, gdzie trzymał swój skarb.

Bodzio odsuwał się od drewnianego instrumentu, wyraźnie nigdy wcześniej nie widząc czegoś podobnego. Wychowanek lisów usiadł w zacisznym kącie, dając małemu dużo miejsca oraz wolności. Na szybko sprawdził, czy gitara jest jeszcze nastrojona.

I went out late one night
The moon and the stars were shining bright
Storm come out and the trees come down
I tell you, boys, I was waterbound

Zainteresowanie malucha piosenką rosło w miarę, jak Paks kiwał się do rytmu. Rudy udawał, że nie zauważa coraz bardziej zbliżającego się, małego kształtu. W końcu zaczęli nabierać zaufania.

Waterbound on a strangers' shore
River rising to my door
Carry my home to the field below
I'm waterbound, nowhere to go

Paketenshika przypomniał sobie burzę. Przypomniał zalaną jaskinię, przerażone wrzaski nieznanych wilków. Ktoś chwycił go za kark, szarpnął nim w górę, wyciągając z lodowatej kałuży. Biegł z nim. Aż w końcu wyrzucił rudego szczeniaka w krzaki, samemu wracając do miejsca potopu. Nigdy nie pojawił się ponownie.

Carved my name on an old barn door
Or no one'd know I was there at all
Stable's dry on a winter's night
You turn your head, you can see the light

Bodzio wtulił się w potrójny ogon, dodatkowo otulając się swoim, najbardziej puszystym w całej watasze.

Black cat crawlin on an old boxcar
Rusty door and a falling star
Ain't got a dime in my nation sack
I'm waterbound and I can't get back

Yir wszedł do nory, bokiem przemykając do sypialni. Pełzając cicho niczym kot, przypominał ze swoją ciemną sierścią wilka cienia. Drzwi od sypialni zostawił otwarte, nawet nie kryjąc się z tym, że uważnie słuchał śpiewania swojego współlokatora.

It's all gone and I won't be back
Don't believe me, count my tracks
The river's long and the river's wide
I'll meet you boys on the other side

Kolejne wspomnienia. Jakaś intensywnie pomarańczowa wadera o zamazanych rysach pochylała się nad malutkim Paketenshiką, mówiąc coś słodkim i matczynym głosem. Obok niej pojawił się przerażony basior, wołając niezrozumiałe słowa. Wszyscy zaczęli panikować.

So say my name and don't forget
The water still ain't got me yet
Nothing but I'm bound to roam
Waterbound and I can't get home

<Bogusław?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz