Przysiadam na brzegu spłaszczonego kamienia.
Podnoszę pysk ku sklepieniu, temu, które choć chciałbym jeszcze raz dostrzec błękitnym i czystym, jest dziś szare, ciemne i twarde, nie dopuszczające do moich oczu nawet widoku ciężkich chmur.
Czas płynie, a im dalej płynie, tym mocniej zmieniają się proporcje tego, co pamiętamy, od tego, co wydarzyło się naprawdę.
Bywają w tym całym zgiełku różne wspomnienia. Te dłuższe i te krótsze, te mniej i te bardziej szalone. Czy to zresztą ważne, jeśli wraz z każde następne, rozpychając się w umyśle, zniekształca i zmienia poprzednie?
Czy zapełniając pamięć radosnymi wspomnieniami przychodzi nam kiedy do głowy, jak ponuro skrzywione muszą być wspomnienia kogoś, kto w życiu przeżył tyle, by patrząc w przeszłość móc dostrzec, że przeżył nie tylko swoje możliwości, ale prawie siebie samego, swój własny rozum, swoje szczęście, nieszczęście, aż w końcu, własne wspomnienia? Czy myślimy nad tym? A przecież jest nim każdy z nas.
Każdy, chociaż przez jedną najniklejszą, najstraszniejszą chwilę swojego krótkiego życia. Każdy choć raz był słaby. Pogrążony w smutku tak namacalnym i czystym, że dosłownie miażdżącym każdą cząstkę drżącego ciała. Każdy choć raz bezwolnie wyciągnął przed siebie dłoń, wiedząc, że zamiast przyjaznego uścisku, przeszyje ją ostrze sztyletu.
Ocknij się. Ocknij się... Agrest. Nie żyjesz już w matni.
Wspomnij, jak jeden z cichych promieni słońca znaczącego każdy nowy dzień na chwilę cię z tej matni wybudził.
Był ładny, zimowy dzień, chyba jakoś okolice późnego poranka. Jak zwykle, odkąd... zdawało mi się, od bardzo już dawna, liczyłem upływające powoli godziny, poddając się towarzyszącemu mi coraz częściej głębokiemu zamyśleniu o niczym, wsłuchując się w szum lasu, w zimę opustoszałego do najlichszej, bezlistnej, lipowej gałązki.
Moment ledwie moje uszy wyłapywały ponadprogramowe dźwięki oznak życia zbliżających się do jaskini, zanim stało się. Niejaki Yir, pomocnik medyka, od czasu dołączenia do naszego cieplutkiego grona, postać żyjąca w spokoju gdzieś na uboczu świata, dosyć lubiana, nie wchodząca w drogę nikomu i niczemu, stanął u progu mojej niewielkiej, przytulnej chałupki.
O tak. Tego właśnie było mi potrzeba wśród fali melancholii, która ogarniała mnie od dłuższego czasu, coraz bardziej nieubłaganie.
- Yirze! - powitałem go energicznie, odrzucając na bok cztery trzymane razem strony jakiegoś raportu sprzed tygodnia i niemal od razu podrywając się z miejsca.
- Agreście - odpowiedział prawie tym samym, ciut tylko ciszej i mizerniej, po czym przeszedł od razu do rzeczy. O czym mówił i jak mówił, słyszeliście już, rzecz jasna. Ja nie, słuchałem więc z całą mocą, przelewając moją koncentrację na poruszający się nerwowo pysk basiora, jak płynny metal do przygotowanego specjalnie dla niego wyżłobienia, pozwalając mu zastygać, zastygnąć, a potem poprowadzić małego wilka ku nowej, małej misji.
"Małej", mógłbym tylko roześmiać się gorzko, gdybym wiedział wtedy, jakimi słowami przyjdzie mi kiedyś bezdusznie opisywać wypłowiałe wspomnienia.
"Małej?", mogę zapytać sam siebie teraz, powracając pamięcią do chwili, w której ściśnięty że wszystkich stron nieopisanych rozmiarów miękkim, śliski tworem, z gardłem zduszonym, nie wiedziałem już, od zewnątrz czy od wewnątrz, z najwyższym trudem próbowałem skupić się na oderwaniu chociaż jednej z łap od ziemi, która, jeszcze przed chwilą twarda i stabilna, nagle zaczęła chybotać się pod marny ciężarem mojego ciała. Pierwsze przyszło niedowierzanie. Zaraz po nim strach. Potem krótka myśl "Mamo, oszukałem cię co do mojej pierwszej nocy w WSJ...", aż wreszcie nadszedł czas na najbardziej naturalny, dziki okrzyk, na jaki byłaby w stanie zdobyć się niewinna istotka, pochwycona w te wielkie sidła, co życiem się zwały.
- Yir, do diabła, jak ten kanał nas nie zabije, to ja zabiję ciebie, typie!!! Za spokojnie leżało sobie tu to głupie pudełko?!
Choć do małej główki małego Agresta szybko jak nigdy przychodziły coraz to nowe, ubarwione zdania, przerwałem, czując łzy zbierające się pod powiekami.
Wszystko to trwało raptem krótką chwilę.
< Yiiir?! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz