sobota, 26 grudnia 2020

Od Paketenshiki CD. Delty - "Noce i Dnie"

Opowieści Delty, choć dziwnie i niespodziewane, w jakiś sposób podniosły osamotnionego basiora na duchu. Co prawda był zaskoczony, że mniejszy kumpel zdołał go tak szybko znaleźć, tym bardziej że starał się rozsypać naprawdę dużo piasku dookoła siebie, kiedy uciekał, ale w jakiś sposób obecność czarnego wilka stanowiła kojącą część obecnego otoczenia. Wychowanek lisów poczuł się spokojniejszy, przykre uczucie porzucenia oraz nieprzyjemnej unikalności wyblakły, by w końcu niepostrzeżenie rozpłynąć się na znak nocnej mgły, która zasłania tak ważne dla wszystkich pole widzenia. A najbardziej wspomogła go historia o lisie polarnym, jakiego poznał nauczyciel medycyny. Być może Delta sam nie wiedział, jakim gatunkiem Vulpes był jego przyjaciel, ale opis idealnie pasował do tych puszystych, małych kulek, które w okresie zimy mają futro piękniejsze niż niejedna modelka. I przez to ci nienawistni ludzie chętnie na nie polują.

Rudzielec podniósł się na niestabilne nogi, spoglądając za odchodzącym czarnym cieniem. Doskonale wiedział, że powinien za nim pójść, podziękować za okazane zrozumienie i wsparcie, okazać wyrazy współczucia. Jednak nie potrafił. Zatrzymał się w miejscu, zupełnie sparaliżowany w sposób, jakiego dawno nie doświadczył. I dopiero przelotna myśl, świecąca w jego głowie jasno jak rozpalona iskra, zdołała przywrócić połączenie między umysłem a ciałem. Paki zdołał wstać, po czym, ledwo podnosząc łapy znad zmarzniętej ziemi, podreptał za Deltą.

Nie trwało długo, zanim go dogonił. Basior wyraźnie czekał za nim, jakby doskonale wiedział, że zmęczony życiem rudy nauczyciel próbuje za nim pójść. Siedział w niewielkim przerzedzeniu wśród drzew, głowę opuszczając ku łapom, nerwowo drapiących się nawzajem pazurami. Nastąpiła cisza, tyleż komfortowa, co o dziwo niecierpliwa. Minęły długie chwile, zanim któryś z wilków wreszcie się odezwał. Padło akurat na Paketenshikę.

– Dziękuję za twoje słowa. – Głos mu drżał, ale wychowanek lisów mówił dzielnie, starając się jednocześnie wrócić do opanowanej, niewzruszonej wersji samego siebie. – Dziękuję za wsparcie i zrozumienie, jakie mi okazałeś. To była dla mnie bardzo ważna rozmowa. Choć może powinienem bardziej rzec, monolog.

Cień uśmiechu przemknął przez usta mniejszego towarzysza. Napięta atmosfera powoli zaczynała się rozluźniać, co było w tym momencie niezwykle ważne dla obu basiorów.

– Przykro mi, że musiałeś przez to przechodzić, choć być może faktycznie nie warto się tak nad tym rozklejać. Twój przyjaciel przeżył, ty mu w tym pomogłeś. Rozstaliście się w bardzo pozytywnych warunkach, nawet, jeśli wam obu było smutno. Ale z drugiej strony przecież nie ma radosnych pożegnań, prawda?

– Tak... Prawda. – Delta podniósł wreszcie wzrok, na jego twarzy zagościł księżycowy sierp, symbolizujący na tą chwilę ulgę oraz pojawiającą się na nowo pogodę ducha. Nieciekawa atmosfera gdzieś znikła. Paki poczuł, że może już stać na nogach całkowicie stabilnie.

– Wybacz za ten mój wybryk. Już dawno nie widziałem swojej rodziny i po prostu... jakoś tak bierze mnie nostalgia. Chętnie poszedłbym ich odwiedzić, ale wciąż nie jestem pewien, czy powinienem. Skinterifiri... moja siostra... uważa, że to świetny pomysł, ale ja się boję. Nie chciałbym narazić ich na niebezpieczeństwo. A obecny okres jest i tak już wystarczająco trudny.

– Naprawdę, co wy macie z takimi dziwnymi imionami. – Czarny basior wywrócił żartobliwie oczami. – Rzucacie kostkami z literami i z nich układacie coś jakkolwiek brzmiącego jak prawdziwy wyraz, czy jak? A, i sądzę, że odwiedziny twojej rodziny wywrze tylko pozytywne skutki na was wszystkich. Mogę ci nawet towarzyszyć, jeśli chcesz się z tym lepiej ukryć.

– Nie. – Z gardła Paketenshiki wydobył się nieskutecznie tłumiony śmiech. – Tak naprawdę lisie imiona mają bardzo skomplikowany, ale dopracowany system, z którego korzystamy. I... dziękuję. Chętnie skorzystam z twojej pomocy. Chyba faktycznie mi to pomoże.

– Jeśli dzięki temu nie oberwę ponownie chmurą piasku w zęby to jestem gotowy na wszystko – wymamrotał mniejszy wilk, przecierając łapą po pysku, żeby wydobyć ostatnie drobiny piasku, który tak bezceremonialnie osiadł w głębszych zakamarkach, zamiast grzecznie trzymając się łatwiejszych do oczyszczenia miejsc. W tym momencie tylko wychowanek lisów miał niezły ubaw.

Przyjaciele rozeszli się w przyjaznej atmosferze, już zawczasu umawiając się, kiedy we dwójkę wyruszą na tereny zamieszkane przez rodzinę Paketenshiki. Obaj mieli nadzieję, że ten wypad uda się bez żadnych komplikacji i nie dość, że sobie odpoczną, to Paki będzie mógł wreszcie, po tak długim czasie, zobaczyć swoich "krewnych". Może nawet Delta się załapie na ich gościnę, kto wie. Nie jest tak straszny z wyglądu jak pozostałe wilki z Watahy Srebrnego Chabra.

Rudzielec przez te kilka dni zamierzał się przygotowywać, ogarnąć Skinkę, żeby też się z nimi zabrała (bo inaczej do wiosny będzie wypominać swojemu bratu, że jest samolubnym gburem powsinogą), a także sporządzić listę wymówek, dlaczego idą w trójkę w długą. To ostatnie było bardziej ostatnią deską ratunku, niż faktycznym planem, ale kto wie, czy akurat im się nie przyda...

<Delta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz