Almette powłóczyła łapkami tuż obok Kary. Nie patrzyła od rana na Szkło ani razu, śmiertelnie obrażona za jego ton głosu i bycie niemiłym dla niej. A sądziła do tego czasu , że ten szary basior jest miły i uprzejmy. Szli już dłuższy czas w nieznanym kierunku i jej małe łapki zaczynały potwornie piec od zimna bijącego od pokrytej śniegiem ziemi. Szła z głową spuszczoną nisko jednak nie marudząc więcej nie chcąc znowu spotkać się z niemiłym tonem, ale była jedynie małym szczeniakiem, więc w końcu przysiadła sobie zmęczona zwracając uwagę starszych wilków. Dwa wilki zatrzymały się także
-Chyba pora na znalezienie
jedzenia. Zaraz wracam.- Zakomunikował szary wilk. Ruda wadera w tym czasie
usiadła obok Almette, która zadowolona zaczęła
się do niej łasić.
-Gdzie idziemy?- spytała gdy
samica położyła się pozwalając maluchowi wtulić się w swoje futerko.
-Do...do domu- odparła po
chwili zawahania
-DO domu? A jak jest w domu? Są
tam inne szczeniaki do zabawy?- mała zamachała ogonem wesoło.
-Są. Są szczenięta. I Ciri.
-Ciri? A kim jest Ciri?
Szczeniakiem?!
-Moją córką...
-Jak ja?- spytała przechylając
główkę na bok. -A mogę nowe łapki? Te mnie pieką od śniegu. Jest baaardzo zimno
i głodno i smutno- nawija zanim wadera zdąży jej odpowiedzieć.
< Kara? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz