Rano obudził mnie ruch obok mnie. W mojej norce robiło się powoli zimno gdyż palenisko już ledwo się tliło a małe okienko dalej było odsłonięte wpuszczając mroźny, poranny wiatr do wnętrza. Wyplątałem się z moich kocyków i rozpaliłem ogień na nowo. Ze spiżarni wydobyłem dwa małe kawałki mięsa, które zmyszkowałem po ostatnim polowaniu starannie chowając je i zabezpieczając je przed spleśnieniem, przez co zapewne teraz było trochę słone. Zaparzyłem ponownie herbaty do skromnego śniadanka. Mam nadzieję, że tyle waderze wystarczy. Gdy skończyłem podszedłem do niej i nachyliłem się. Zanim jednak zdążyłem coś powiedzieć otworzyła swoje oczka. I zdałem sobie sprawę ,że jestem stanowczo za blisko. Od razu uniosłem głowę starając się zachować spokój ,jednak mocno mnie to speszyło.
-W...wstajemy! Zrobiłem
śniadanie i herbatkę!- poinformowałem ją. Usiadłem sobie przy stole starając
się uspokoić. Wadera nie wyglądała wcale lepiej ode mnie. Między nami zapadła
na chwilę niezręczna cisza i trwała dopóki dopóty oboje nie skończyliśmy jeść
śniadania.
-Dziękuję.- powiedziała w końcu
starając się chyba przebić przez gęstą atmosferę.
-Nie ma za co...ymm. Może chodźmy!
Pokaże ci trochę watahy. Pooglądasz tereny, może znajdziesz jakieś schronienie,
które zechcesz uczynić domem. Ewentualnie mogę wykopać ci małą norkę, którą
sobie rozszerzysz, ale nie wiem czy aby na pewno chcesz mieszkać pod ziemią. -
zacząłem mówić dość szybko nieco zestresowany.
-Ale zanim wyjdziemy poranna
toaleta!- zarządziłem ze składziku biorąc mój ulubiony, jedyny skarb, który
ukradłem z jednej z osad podczas mojej podróży. Moją szczotkę, która jest jak
zbawienie przy moim długim, granatowym, łatwo łapiącym w siebie ciała obce
futrze. Szybko wyszczotkowałem się z pomocą telekinezy i z zaskoczenia
przejechałem jeszcze grzywę wadery i odłożyłem ze śmiechem narzędzie tej
"zbrodni". Misha przez chwilę zastanawiała się co dokładnie się
stało, ale potem także zaczęła się śmiać.
Wyszliśmy z norki. Wadera miała
małe problemy zrobić to ponieważ wejście teraz znajdowało się wyżej od poziomu
podłoża. Ale wygrzebała się w końcu, więc ruszyliśmy zwiedzać nowe dla niej
tereny. Co prawda, ja będąc tu niewiele dłużej od niej jeszcze byłem w stanie
się na nich zgubić , jednak do domu wrócę z pomocą węchu z łatwością. Znam swój
własny zapach!
-Może akurat spotkamy kogoś
jeszcze!- zagadnąłem skacząc kawałek od niej i zatapiając swoje łapy w leżącym
już wszędzie śniegu.
<Misha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz