Delta ponownie wstał wyspany jak ostatnio co rano. Wyściubił nos poza swoją norkę marszcząc go zaraz potem w reakcji na zimno. Wrócił od razu do wnętrza kierując się do składzika po drewno. Drewno było, ale drobnych patyków na rozpałkę już brakowało. Delta westchnął głęboko. TO oznaczało wyprawę na powietrze. TO zimne, zimowe powietrze, w sam najzimniejszy poranek. Niewielki wilk jednak zebrał się w sobie i pomimo wielkiej niechęci ruszył przed siebie. Wypadł z norki zanurzając łapki w cienkiej warstwie śniegu pomieszanego ze szronem. Zaczął wędrować pomiędzy drzewami lasku. Po jakimś czasie w pysku miał już odrobinę drewna, jednak stwierdził że i teraz ma dobrą szansę na kolejny mały trening swojej najukochańszej telekinezy. Z łatwością wyłapywał kolejne małe patyczki unosząc je w powietrze. Zbierał je długą chwilę aż przestały mu się mieścić w pyszczku, więc Delta zadał sobie kolejne wymagające zadanie. Przez następną godzinę chodził i zbierał nowe patyczki pozostałe unosząc obok siebie. Wymagało to od niego dużego skupienia i wykorzystania mocy. Wracając mało nie został rozproszony i nie upuścił swoich zdobyczy. Będąc już w domu Delta w końcu mógł się zrelaksować przy wesoło trzaskającym ogniu i popijać cieplusią herbatkę. Ten dzień mały wilk uznał za bardzo udany, a trening za intensywny. Czuł się już wyczerpany. Nie był przyzwyczajony do noszenia tylu małych przedmiotów myślami, na raz! Dość szybko przez zmęczenie zasnął przy ogniu, który wygasł do końca dopiero nad ranem.
230 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz