Nie bardzo wiedziałem, jak należy postąpić w takiej sytuacji. Nie, nie miałem pojęcia. Dziecko wydawało się niespecjalnie poruszone swoim trudnym położeniem, a najprawdopodobniej nawet nie było świadome problemu.
Ale gdy tylko nawiązaliśmy kontakt, gdy spojrzeliśmy sobie w oczy, wiedziałem, że nie można zostawić go tak, jak zostało przez nas znalezione. To znaczy, ona. Niespokojna, wyziębiona, głodna i samotna.
- Powinniśmy pomóc jej znaleźć tę babcię - szepnąłem do stojącej bok Kary, ale ona chwilowo pozostawała głucha na moje słowa. Skacząca nam pod nogami Almette musiała być jednym z tych wilków, które zajmowały w percepcji rozmówców naprawdę wiele miejsca, tak, że dla mniej ważnych towarzyszy pozostawał tylko cienki margines uwagi. Nawet, jeśli owym mało ważnym towarzyszem okazywał się własny mąż.
W porządku, doceniałem, że lubiła dzieci. A przez naszą własną, specyficzną sytuację, być może nie udało jej się dopełnić obowiązków wynikających z naturalnego instynktu macierzyńskiego. To przynajmniej pozwalało mi ze spokojem stwierdzić, że namowy nie będą potrzebne aby zdecydowała się udzielić pomocy szczenięciu.
Choć gdy zatrzymaliśmy się na kolejny, krótki postój, okazało się, że jej wyobrażenia na ten temat najwyraźniej znacząco odbiegają od moich.
We dwoje leżeliśmy na leśnej ściółce, którą ostatnie godziny pokryły cienką warstwą pierwszego w tym roku śniegu i czekaliśmy, aż dołączą do nas Tiska i Magnus, którzy wraz z nowym członkiem naszej załogi okrążali młodnik z drugiej strony, by upewnić się, że w pobliżu leżącego po jego środku oczka wodnego nie czuć i nie widać żadnych obcych, wilczych śladów.
- Zostanie u nas? - zapytała nagle ruda wadera, z energią jakiej nie widziałem u niej od dawna i płonącą w oczach nadzieją.
Uśmiechnąłem się.
- Chciałabyś?
- Przynajmniej na razie - zaznaczyła ostrożnie.
- A pomyślałaś, jak zacznie wyglądać nasze życie? - prędko posłała mi nieco zdziwione spojrzenie, na co jak najdelikatniej pokręciłem głową - nie mówię o niczym złym, po prostu bardzo wiele by się wtedy zmieniło. Kolejne dziecko pod opieką to duża odpowiedzialność.
- Mam tego świadomość, Szkło. Nasze już prawie wychowaliśmy.
- To jakby zacząć tak wiele od nowa...
- Wiem o tym - odrzekła z lekkim westchnieniem. Nastała chwila ciszy, przerwana, gdy oblicze wilczycy rozjaśniło się ponownie - a mamy coś lepszego do roboty? - zażartowała.
Przez chwilę zastanawiałem się, w myślach odruchowo przywołując ostatnie wydarzenia na wyjątkowo spokojnej ostatnio scenie politycznej. Ciąg dalszy paru lat wytchnienia dla naszej watahy, czy cisza przed burzą?
- No dobrze, jeśli chcesz, może zostać. Ale tylko jeśli nie uda nam się znaleźć jej babci. A może Tiska i Magnus spotkali ją po drodze i problem z głowy, co?
< Almette? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz