czwartek, 17 grudnia 2020

Od Delty CD Mishy

 -A...ale że ze mną? - spytałem zdezorientowany. Delikatnie ponownie przechyliłem głowę. Wadera uparcie szła za mną niekiedy nawet przy moim boku. Nie byłem pewny czy dobrym pomysłem było zabierać ją do watahy, ale jednocześnie nie miałem siły przebicia aby jej odmówić, więc posłusznie prowadziłem ją w kierunku dobrze znanych mi już terenów. Śnieg chrzęścił cichutko pod naszymi łapami. Bardzo lubię ten dźwięk. Relaksował mnie.

-Jak to daleko?- spytała w końcu wadera o której mój umysł na chwilę zapomniał, więc przestraszony odskoczyłem na bok. Misha zaśmiała się serdecznie. Najwidoczniej śmieszyło ją moje zachowanie, w sumie zgadzam się z nią. Z boku muszę wyglądać bardzo komicznie haha. Otrzepałem się delikatnie, a moje tylne łapy rozjechały się jak zawsze zresztą. Potem spojrzałem na waderę.

-Jeszcze kawałek. Zaprowadzę cię może do alfy i... nie wiem... poczekam zgaduję.- mruknąłem nieco pewnie aby sprawić wrażenie że wiem o czym mówię.

 

Jakiś czas potem wadera wesoło skakała za mną w nieznanym jej kierunku. Było już po wszystkim i cała odpowiedzialność za tą kulkę energii spadła na mnie. "Niech żyje Chabrowy reżim"  yay. Z ciężkim zastanowieniem kierowałem swoje łapy gdziekolwiek. Mam szczerą nadzieję, że po drodze znajdziemy jakąś jaskinię, w której wadera mogłaby spędzić następne dni i noce zaznajamiając się z okolicami. Jednak w myśli nadal pozostawała mi myśl, że zima w tym roku nie jest wybaczająca i wszędzie panuje niemiłosierny chłód, nocą doskwierający nawet mi w mojej zagrzanej norce. Wyrzuty sumienia zapewne nie dałyby mi spać kilka nocy. Spuściłem uszy po sobie i zajrzałem kątek oka na waderę rozglądającą się wokoło.

-J-ja. Hymm..- zacząłem zwracając na siebie jej uwagę.

-No?

-Zabiorę cie dzisiaj do siebie. Dopóki nie osiądziesz gdzieś indziej i nie ułożysz sobie domu. - mruknąłem szybko i szeptem mając w głowie mnóstwo czarnych scenariuszy, że ta wataha nie zazna już nigdy mojego krzyku przerażenia, bo będę martwy. Jednak mam za dobre serce, zwłaszcza, że wadera tak bardzo przypomina mi szczeniaka samym swoim zachowaniem.

-No ok!- zgodziła się bez wahania. Wyglądała jakby ufała mi w 100 procentach. Powoli skierowałem kroki w kierunku mojej norki. Po drodze telekinezą zbierałem patyczki leżące między łysymi drzewami. To widocznie zainteresowało waderze. Widziałem ten błysk w jej oku, który tylko mi to potwierdził. Zatrzymałem się dopiero przy wejściu do mojej norki. Przejście było niewielkie, na tyle abym ja był w stanie się zmieścić, ale skoro Paki był w stanie, to myślę że ta drobna wadera także się zmieści. Wśliznąłem się do wnętrza i odłożyłem patyczki w zakrytym tkaniną pomieszczeniu obok głównego. Kiedy wróciłem do największej norki wadera już rozglądała się po wnętrzu.  Przy samym suficie były dwa okna, które wyryłem aby ogień z paleniska pod nimi miał ujście. Aktualnie były one zasłonięte tkaninami, aby chłodny wiatr nie szalał po moim domku. W rogu miałem swoje uwite starannie ciepłe legowisko, pełne mchu i ptasich piór dających ciepło zimnymi nocami. Tuż obok stał zmajstrowany przeze mnie mały stół na wzór tych, które mają we wsi.

-Ładnie masz!- stwierdziła siadając po środku. - A co jest tam?- podeszła do zsasłoniętego wejścia. Zagrodziłem jej drogę

-Ja... nie wpuszczam tam nikogo. Wybacz!- zaśmiałem się nerwowo- Jest tam bardzo ciasno, a to składzik moich ziół. Mam tam też cenne, kruche szkło, więc... może chcesz herbaty?- zaproponowałem. Zza mnie z pomocą mojej telekinezy wyleciał czajniczek i parę patyków. Szybko podpaliłem ogień w palenisku i odsłoniłem jedno z okien.

-Niestety mam tylko jedno legowisko, więc... eh.. musimy się zmieścić na nim...we dwoje- mruknąłem. Dobrze że jestem mały.

 

<Misha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz