-A...ale że ze mną? - spytałem zdezorientowany. Delikatnie ponownie przechyliłem głowę. Wadera uparcie szła za mną niekiedy nawet przy moim boku. Nie byłem pewny czy dobrym pomysłem było zabierać ją do watahy, ale jednocześnie nie miałem siły przebicia aby jej odmówić, więc posłusznie prowadziłem ją w kierunku dobrze znanych mi już terenów. Śnieg chrzęścił cichutko pod naszymi łapami. Bardzo lubię ten dźwięk. Relaksował mnie.
-Jak to daleko?- spytała w
końcu wadera o której mój umysł na chwilę zapomniał, więc przestraszony
odskoczyłem na bok. Misha zaśmiała się serdecznie. Najwidoczniej śmieszyło ją
moje zachowanie, w sumie zgadzam się z nią. Z boku muszę wyglądać bardzo
komicznie haha. Otrzepałem się delikatnie, a moje tylne łapy rozjechały się jak
zawsze zresztą. Potem spojrzałem na waderę.
-Jeszcze kawałek. Zaprowadzę
cię może do alfy i... nie wiem... poczekam zgaduję.- mruknąłem nieco pewnie aby
sprawić wrażenie że wiem o czym mówię.
Jakiś czas potem wadera wesoło
skakała za mną w nieznanym jej kierunku. Było już po wszystkim i cała odpowiedzialność
za tą kulkę energii spadła na mnie. "Niech żyje Chabrowy reżim" yay. Z ciężkim zastanowieniem kierowałem swoje
łapy gdziekolwiek. Mam szczerą nadzieję, że po drodze znajdziemy jakąś jaskinię,
w której wadera mogłaby spędzić następne dni i noce zaznajamiając się z
okolicami. Jednak w myśli nadal pozostawała mi myśl, że zima w tym roku nie
jest wybaczająca i wszędzie panuje niemiłosierny chłód, nocą doskwierający
nawet mi w mojej zagrzanej norce. Wyrzuty sumienia zapewne nie dałyby mi spać
kilka nocy. Spuściłem uszy po sobie i zajrzałem kątek oka na waderę
rozglądającą się wokoło.
-J-ja. Hymm..- zacząłem
zwracając na siebie jej uwagę.
-No?
-Zabiorę cie dzisiaj do siebie.
Dopóki nie osiądziesz gdzieś indziej i nie ułożysz sobie domu. - mruknąłem
szybko i szeptem mając w głowie mnóstwo czarnych scenariuszy, że ta wataha nie
zazna już nigdy mojego krzyku przerażenia, bo będę martwy. Jednak mam za dobre
serce, zwłaszcza, że wadera tak bardzo przypomina mi szczeniaka samym swoim
zachowaniem.
-No ok!- zgodziła się bez
wahania. Wyglądała jakby ufała mi w 100 procentach. Powoli skierowałem kroki w
kierunku mojej norki. Po drodze telekinezą zbierałem patyczki leżące między łysymi
drzewami. To widocznie zainteresowało waderze. Widziałem ten błysk w jej oku, który
tylko mi to potwierdził. Zatrzymałem się dopiero przy wejściu do mojej norki.
Przejście było niewielkie, na tyle abym ja był w stanie się zmieścić, ale skoro
Paki był w stanie, to myślę że ta drobna wadera także się zmieści. Wśliznąłem
się do wnętrza i odłożyłem patyczki w zakrytym tkaniną pomieszczeniu obok
głównego. Kiedy wróciłem do największej norki wadera już rozglądała się po
wnętrzu. Przy samym suficie były dwa okna,
które wyryłem aby ogień z paleniska pod nimi miał ujście. Aktualnie były one zasłonięte
tkaninami, aby chłodny wiatr nie szalał po moim domku. W rogu miałem swoje
uwite starannie ciepłe legowisko, pełne mchu i ptasich piór dających ciepło
zimnymi nocami. Tuż obok stał zmajstrowany przeze mnie mały stół na wzór tych,
które mają we wsi.
-Ładnie masz!- stwierdziła
siadając po środku. - A co jest tam?- podeszła do zsasłoniętego wejścia.
Zagrodziłem jej drogę
-Ja... nie wpuszczam tam
nikogo. Wybacz!- zaśmiałem się nerwowo- Jest tam bardzo ciasno, a to składzik
moich ziół. Mam tam też cenne, kruche szkło, więc... może chcesz herbaty?-
zaproponowałem. Zza mnie z pomocą mojej telekinezy wyleciał czajniczek i parę
patyków. Szybko podpaliłem ogień w palenisku i odsłoniłem jedno z okien.
-Niestety mam tylko jedno legowisko,
więc... eh.. musimy się zmieścić na nim...we dwoje- mruknąłem. Dobrze że jestem
mały.
<Misha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz